Golden State Warriors odzyskali prowadzenie w pojedynku z Houston Rockets, przy okazji ustanwiając kilka rekordów. Niestety znowu zabrakło emocji, ponieważ mecz szybko się zakończył i już po raz trzeci z rzędu w obecnych Finałach Konferencji obejrzeliśmy blowout. Też wam się to nudzi?
Warriors pobili rekord należący do drużyny Michaela Jordana wygrywając po raz 16 z rzędu na własnym parkiecie w playoffach, a do tego zniszczyli rywali zaliczając najwyższe zwycięstwo w swojej historii. Dla Rockets to ich rekordowa porażka.
Houston @ Golden State 85:126 (1-2)
The @warriors won Game 3 by 41 points:
– Largest win in Warriors postseason history
– Largest loss in Rockets postseason history
– Largest loss in NBA postseason history by team that won 65+ games during the regular season— ESPN Stats & Info (@ESPNStatsInfo) May 21, 2018
Czwarta kwarta to ponownie był tylko długi garbage time. Steve Kerr bawił się wystawiając do gry w ostatnich minutach JaVale’a McGee, Zazę Pachulię i Jordana Bella, a nieco wcześniej Shaun Livingston bawił się z Jamesem Hardenem, bezlitośnie go ogrywając.
Rockets zostali upokorzeni.
Największą historią meczu był Stephen Curry, który odpowiedział po słabych występach w Houston i zdobył najwięcej punktów w tych playoffach. Choć jeszcze początek wyglądał podobnie do przednich spotkań. Rockets polowali na niego od samego startu, atakując go w kolejnych akcjach, a Steph w pierwszej kwarcie zanotował tylko 1/6 zza łuku. Do przerwy był 3/11 z gry, ale trzecia kwarta należała już do niego. Razem z Kevinem Durantem zdobyli po pięć punktów na starcie prowadząc run 10-0, który powiększył przewagę Warriors do +21. Rockets jeszcze próbowali odpowiedzieć, ale Curry był nie do zatrzymania, dostawał się do kosza, wreszcie też trafiał z dystansu i otworzył blowout.
W trzeciej kwarcie nie pomylił się ani razu przy 7 rzutach (2 trójki) i miał 18 punktów. Natomiast w całej drugiej połowie trafił 10/12 z gry (4/6 za trzy) zdobywając 26 ze swoich 35 punktów.
Kevin Durant dołożył 25 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst. Draymond Green zebrał 17 piłek, zanotował 10 punktów i 6 asyst. Kevin Looney miał dobre momenty w obronie i dwa bloki w pierwszej kwarcie.
Warriors kontrolowali mecz od finiszu pierwszej kwarty, kiedy zanotowali serię 11-0. Wykorzystywali błędy Rockets, którzy nie tylko tracili piłki (6 strat w pierwszej kwarcie, 20 w całym meczu), ale też pudłowali spod kosza, a do tego brakowało im skuteczności na dystansie.
Gospodarze wykorzystywali również obronę Hardena:
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Minuta ciszy po Rockets [*]
Proszę uszanować i dziś nie komentować.
To ja już bym wolał jakby ta seria się skończyła po 4 meczach, bo jak ma być, jakimś cudem, 7 takich spotkań w których jest +100 do przerwy, to ja chyba podziękuję. I pomyśleć, że na to było czekać cały sezon.
Nie przesadzajmy. Może jeszcze pretensje do Houston, że wygrali mecz u siebie i odwlekają nieuniknione :)?
Chodzi o to, że brak w tej rundzie ciekawszych spotkań. Wszystko się kończy blowoutami. Średnio po tych sześciu spotkaniach zwycięska drużyna jest +24, a na zachodzie +25,3. Nie mam nic przeciwko temu, żeby Rockets zagrali w finałach, po prostu oczekiwałem większych emocji :)
rzeczywiscie slabe póki co te finaly konferencji. Na 6 meczy tylko 2 byly w miare emocjonujace-drugi w bostonie i pierwszy w houston. Z duzej chmury maly deszcz. I prognozy raczej slabe, moze na wschodzie zagrzmi:).
Thunder się przenoszą??
Zebrali taki wpierdol i dali jeszcze radę ustanowić jeden rekord klubowy i jeden NBA? Szanuję…
Nice one.
CP nie jest tym graczem na którego cześć ludzi czekała. I jeśli nie dokucza mu jakaś kontuzja, to trzeba powiedzieć, że nie jest to w tej chwili gracz, który może coś zmienić. Jest po prostu przeciętny. A, że świetnie kozłuje…. Luźna uwaga a może nie jest to przypadek, że jest to jego pierwszy finał konferencji. Zawsze szukało się różnych wytłumaczeń niepowodzeń. Może po prostu nie jest tak dobry. Oczywiście nie umniejszając tego że potrafi grać. Po prostu nie ten najwyższy poziom.
Zdecydowanie gra z pampersem w tej serii a nie tego oczekiwano od niego. W tym meczu zaczął punktować jak już było po herbacie. Więcej się wozi niż daje dobrego.
Do tego:
– Gordon na parkiecie zachowuje się jakby był pierwszą opcją
– Małamute w tej serii gra dla GSW
– Green jest 7 graczem w rotacji
Z całym szacunkiem dla MDA, bo dał ogień tej drużynie, wychodzą jego słabości jako trenera. Zero reakcji jak trzeba a jak już ją zrobi to efekt odwrotny od oczekiwanego.
Toronto – Houston w finale, ale nie NBA tylko Procter & Gamble.
Widzę nowe standardy dla “zesrania się”. Najpeirw jest to 4:0, teraz widze juz jeden mecz gdzie seria trwa i jest 1:2. Z takim tempem to juz niedługo przegrana 4:3 po 15 dogrywkach tez sie zaliczy. Proponuje oficjalnie nazwać “zesraniem się” przegrana Warriors w 2016 – na te wiadomość duzo ludzi na pewno ze szczescia tez się posra.
Gdzie do 4-0, Toronto było już zesrane po pierwszym meczu, przy stanie 1-0:)
Dokładnie.
Wiem, że mało prawdopodobne, chyba, ale jeśli Houston wygra kolejny mecz wszystko wróci do punktu wyjścia. Bez przereagowywania :)
No, a później zesra się drużyna, która przegra G5 po ewentualnym remisie 2-2 :)
A nie uważacie że to jest tendencja. Ostatnimi laty w seriach jest Co raz więcej blowoutow raz jedni raz drudzy.
Taki żużel powoli się z tego robi. Spreparowane tory gospodarzy.
Dziury w klepkach robią, przez co tworzą się ścieżki gdzie lepiej ciągną kontry.
Dokładnie tak uważam i jestem ciekaw co gdyby sprawdzić wyniki, statystyki z ostatnich lat (co nie jest łatwym zadaniem bo blowout może być od drugiej kwarty a wynik końcowy bliski przez garbage time)
Tak z testu oka myślę, że to wypadkowa nowego stylu gry NBA. Szybciej, więcej trojek. Jak jednym siedzi to odjeżdżają też szybciej.
Oglądając ten mecz cały czas miałem w głowie game2 w Houston… To, że Kerr świadomie odpuścił tamten mecz, bo wygranie go za wszelką cenę, zwłąszcza gdy rywalowi siedzi, byłoby zbyt kosztowne dla Warriors. Po co to robić skoro swoje osiągnęli już w g1. Kunktatorstwo? Wyższa kombinacja? Nie wiem, ale mam takie wrażenia po dzisiejszym spotkaniu.
Czy podobnie jak o playoffowym Lebronie, playoffowym Rajonie Rondo możemy już mówić o playoffowej wersji ZłotychChłopców? Czy nauczyli się tego od LeBrona?
Rockets szukają na potęgę Kurczaka w obronie. Curry jest zdecydowanie najsłabszy z HamptonFive w obronie, ale… no właśnie tu jest klucz… ale czy nie poprawił się w ciągu ostatnich trzech lat znacząco w tym elemencie gry? Wiadomo wybitnym obrońcom nie jest i nie będzie, Harden z Krzyśkiem puszczają go na wrotki co jakiś czas, ale chyba daje rade. Jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu.
A i jeszcze Krzysiu Pawełek – to osobny rozdział tej rywalizacji, nie napiszę że się zesrał bo jednak jest znacząca różnica pomiędzy Rockets a Rapotors, niemniej jednak chyba ostatecznie rozwiewa wszelkie wątpliwości co do tego jakiego kalibru graczem jest. Szkoda, bo liczyłem że wreszcie coś nam wszystkim udowodni. Wychodzi na to, że jedyna “speszyl fing” jeżeli chodzi o Krzysia to fakt, że jest przyjacielem LeBrona i razem pływają na bananie i na tym “speszyl” się kończy…