Remis po dwóch meczach bardzo dobrej serii i utrata przewagi parkietu wymusza na 76ers presję wygrania minimum jednego spotkania w Miami oraz szybszy powrót Joela Embiida. Ten jest z zespołem na Florydzie, i chociaż wczoraj wieczorem Sixers zmienili jego status na “doubtful”, to oba zespoły kontynuują przygotowania do kilku różnych meczów. Tych, które rozegrali w ostatnich dniach. Innych, z prawdziwymi centrami przez ponad 30 minut gry i wyjątkowych na wypadek drugiego powrotu Dwyane’a Wade’a.
W ramach przygotowań do meczu numer trzy przejdziemy przez najważniejsze rzeczy z meczu numer dwa. Przez największe runy punktowe obu zespołów, nieco gorszą grę niskich graczy Sixers i lepszą niskich graczy Heat oraz skuteczniejszą w paru aspektach obronę Miami. Przez kontry obu zespołów na usprawnienia, strategie i odpowiedzi na ustawienia oraz zrywy lepszej gry. Mecze tej serii falują. W przypadku Sixers głównie w ofensywie. W przypadku Heat głównie w ostatnich minutach meczu.
18-2 Heat
Przez prawie 7 pierwszych minut drugiej kwarty Heat grali skutecznie przeciwko aż 6 różnym ustawieniom 76ers. Gracze Bretta Browna powtarzający się w tych piątkach to oczywiście J.J Redick, Marco Belinelli i Ben Simmons. Strzelcy i rozgrywający.
W tym okresie Markelle Fultz rozegrał tylko 90 sekund z mniej niż 5 minut gry. I jeśli coś rzuciło się w oczy to jak bezradnie może wyglądać Filadelfia w ustawieniach z dwoma lub trzema non-shooterami. A że rezerwowi rozgrywający zaliczają się do tego grona, to już teraz zapowiada się na solo grę Simmonsa na jedynce i ewentualne zmiany zgodnie z koncepcją Browna, aby gracza na piłce otoczyć strzelcami.
Problem w tym, że Fultz i T.J McConnell nie pokazali w ostatnich kilku dniach, że potrafią wykorzystać off-ball shooterów tak jak Simmons, a ci sami strzelcy wykonują zadania, które nie do końca pasują do gry obu jedynek. Na przykład wszelkie drag-screens, o których niżej, zbudowane są w systemie 76ers pod masę i szybkość Simmonsa. Mogą z tego Fultz i McConnell korzystać, natomiast w ich przypadku atletyzm odpowiadających im graczy Heat jest przytłaczający.
Zanim w to wszystko wmieszał się Dwyane Wade, który zdobył połowę z 18 punktów, pierwszą poważną zmianą w grze Heat była presja i nieustępliwość na off-guardach Sixers. Redick i Belinelli złożyli się na 9 celnych rzutów z 26 oddanych. Do tego Robert Covington, w czwartej kwarcie kryty przez Gorana Dragica, trafił 1 z 9 rzutów za 3 punkty. Wciąż, po bardzo dobrym meczu numer jeden na dystansie, tylko 19% celnych trójek jest rozczarowaniem bez względu na obronę. Bo pozycje były.
Zaraz na początku drugiej kwarty Sixers zagrali hand-off na lewym high-post, który odwrócił uwagę dwóch obrońców od Redicka wybiegającego z prawego rogu po cross-screenie Sarića. Hassan Whiteside nie kontrolował pomocy, a Rodney McGruder był na parkiecie po to aby biegać. Redick dodatkowo użył kozła i zyskał miejsce:
Ale mniej więcej tutaj zaczęły się problemy strzelców Sixers (Redick i Belinelli byli 3 na 6 za 3 w pierwszej kwarcie), bo z każdy kolejnym takim posiadaniem rosła presja oddania szybszego rzutu. Brett Brown szybko zrezygnował z Richauna Holmesa i wstawił na parkiet Ersana Ilyasove. Ale wbrew oczekiwaniom Spoelstra ustawił na nim Kelly’ego Olynynka. Pojawił się cross-match, bo to Hassan Whiteside krył Dario Sarića.
Operujący na łokciach i w high-post wysocy Sixers mają tendencję do ścięć w dół parkietu; gdy akcja rozpisana jest na strzelców ruch służy jako wabik na obrońców; wprowadza zamieszanie. A że Sarić zmienia miejsce na parkiecie co parę sekund, Whiteside musiał za nim podążać. Niestety Sixers nie wykorzystali przewagi mobilności. Oprócz jednej szansy Chorwata z lewego rogu, gra przechodziła przez dłonie Belinelliego.
Ustawiony na Sariću Whiteside pozostawał blisko pomalowanego, a gdy Dwyane Wade zaczął ignorować T.J McConnella Brown wprowadził na parkiet Robert Covingtona. Przed zmianą Heat mieli praktycznie zapewnione zbiórki w obronie i pomoc trzeciego gracza przy hand-offach Belinelli-Ilyasova, z powodu której kozłujący musiał oddać rzut za 3 punkty. Rzut pod presją czasu i ciasno kontestowany przez McGrudera. Prawa strona parkietu:
Mimo wszystko tacy gracze potrzebują miejsca aby zrobić kozioł więcej lub dostać się bliżej obręczy.
To było dobre posiadania Filadelfii. Wciąż na własnych warunkach (cóż mogło zwiastować kryzys strzelców?). Ale w meczu numer trzy należy spodziewać się podobnych ruchów Heat. Spoelstra zareaguje na ustawienia, w których przewaga Sixers na dystansie nie będzie widoczna – kiedy zagrają na dwóch rozgrywających. Gdy Heat wrócili do matchupowania się center-center, tyle miejsca miał Sarić w pick-and-rollu z Ilysową. Spójrz na to gdzie byli Wade i Winslow:
W tym wszystkim zobaczysz też cichego bohatera, który grał fenomenalny mecz w obronie. Wspomniany Winslow bronił Simmonsa i był agresywny od momentu wybicia piłki spod atakowanej obręczy. Typowy underdog; chce coś udowodnić; wysłać sygnał; skupiony na jednym celu:
Sixers lubią napędzać się szybkim atakiem – zwłaszcza kiedy ten w half-court nie wychodzi. Popatrz wyżej na to, co na 9 metrze zrobił Hassan Whiteside. Na ruch blokujący szybką penetrację. Błyskawicznie stworzona ściana z dwóch, a nawet trzech graczy, i szybka pomoc to coś, co Heat stosowali częściej i lepiej niż w Game 1, ale też co Boston robi z Giannisem.
Poniżej sprint graczy Heat do obrony i radykalna pomoc. No i zmiana matchupu na Simmonsie:
Wracając do pick-and-rolli. Heat nie zmieniali w nich krycia. Bronili je wyżej (jest to trend w trwających playoffach; zespoły są powściągliwe; nie zmieniają krycia na szczycie tak często jak mogłoby się wydawać). A gdy pick-and-roll przechodził w stagger dla strzelca to trzymali ustawienie. Tamci obrońcy mieli własne obowiązki. Ci na szczycie również. Spójrz gdzie był obrońca Amira Johnsona Kelly Olynyk i w jakich ilościach udzielił pomocy. Na Simmonsie, przy Belinellim i Ilyasovie:
I tak jak wyśmienite rzeczy dzieją się z atakiem Sixers kiedy orbituje wokół akcji Redick-Belinelli, tak zdarza mu się nagle dołować gdy obok Simmonsa występuje nie rzucający za trzy punkty gracz. Brett Brown jest na to przygotowany. To wtedy jego zespół przyspiesza.
Kontry i szybki atak Sixers są niekonwencjonalne. Skrzydłowym zdarza się biec po środkowym pasie obok Simmonsa, a zasłony dla niego tzw. drag-screens nie są stawiane na dziewiątym metrze zaś na czwartym. W tym aspekcie również toczyła się interesująca rozgrywka.
Po pierwsze Heat lepiej wracali do obrony. A im dłużej trwał mecz tym mniej zbiórek w ataku notowali, lepszy mur w pick-and-rolach na szczycie z Simmonsem tworzyli, a także we wspomnianych drag-screens byli czujni do granic zdrowego rozsądku. Początkowo zasłony te stawiał wysoki gracz – warto zauważyć, że zawsze potrafi on rzucać; Ilyasova, Sarić bądź Covington; Embiid pełni rolę trailera.
Spójrz na szybką zasłonę Turka na prawej stronie. Na pozycję Olynyka, ścięcie Covingtona i reakcję Jamesa Johnson (chwilę wcześniej zastąpił Whiteside’a). Na mur, grę 1-na-1, walkę Winslowa o pozycję w paint i ponownie na Olynyka:
Brown jednak sprawnie zareagował na decyzje Spoelstry i do drag-screens dysponował niskich strzelców. Sixers szybko zdobyli dobrą pozycję, ale wprowadzony na parkiet Josh Richardson rozpoczynał defensywne show. Pomoc przy Simmonsie na lewej stronie, niby switch, następnie ruch do strzelca:
A później wykonał sekwencję playoffów:
Obroną, ale też punktami Gorana Dragića – w 20 sekund zdobył 5 na 47-39; atakował obręcz bokami parkietu; na to muszą 76ers uważać – Heat wrócili z minus-7 po pierwszej kwarcie i z 14 punktami przewagi po przerwie. Trzecią część gry kończyli z plus-11 na koncie po przypadkowym mikro-runie 5-0 Philly w ostatnich 42 sekundach. Ale wtedy Sixers znali usprawnienia i widzieli to co chcą grać Heat. Nieważne jak układa się mecz. Należy być cierpliwym.
21-7 Sixers
Brett Brown wyszedł na czwartą kwartę starterami. Spoelstra piątką, która w drugiej kwarcie zrobiła przewagę. Sixers kontynuowali wolniejszą grę – po przerwie utrzymywali tempo w okolicy 96-97 posiadań – zwiększyli liczbę podań oraz mil przebiegniętych przez graczy, ale wciąż biegali do kontr. Z początku efekt był połowiczny; udało wymusić się faul i dwa rzuty wolne. Natomiast wspaniały ruch w ustawieniu 4-out i pozycjonowanie Simmonsa na bloku zwiastowały dobre rzeczy.
Wklejam to, ponieważ tak powinno biegać się wokół gracza w post-up:
Ale zanim atak to obrona. A tam pojawiły się trapy, wielokrotne hedge’e, pomoc i zmiany krycia. Presja i fizyczność, użycie ciała, wykorzystanie kilogramów i zasięgu – wszystko to, co wcześniej robili obrońcy Miami. Simmons krył Wade’a. Mniej było pomyłek, ale nie ukrywajmy – większy potencjał po obu stronach parkietu należy w tej serii do 76ers i obrona na Heat, na zespole z pierwszą opcją w ataku można powiedzieć losowaną w dniu meczu (i bez punktów Whiteside’a), nie powinna wymagać niczego więcej niż drobnych korekt.
Tymczasem Brown poszedł all-in, co 2-3 razy skończyło się stratą łatwych punktów, ale jego zespół zaczął wymuszać na Heat mniej kontrolowaną grę. Taką, w której sami czują się dobrze. I te wszystkie podwojenia na drugich i trzecich kozłujących opcjach oraz większe ciało Simmonsa na Wadzie, pojawią się w meczu numer 3. Dlatego tak ważny będzie dla Heat Goran Dragić – 20 punktów w zaledwie 25 minut gry – no i czy głowy Tylera Johnsona i Josha Richardsona udźwigną presję (Heat potrzebują go po obu stronach; wspierany Marco Belinelli nie miał większych problemów z utrzymaniem go przed sobą; Spoelstra swoim guardom musi pomóc równie skutecznie co Brown niskim strzelcom):
Równie ważny będzie Kelly Olynynk. Jego pompki na obrońcach, slipy w pick-and-rollu, oraz rozegranie.
Brown sprawnie odpowiedział na reakcję Spoelstry. W tej serii Heat wydają się zyskiwać przewagę decyzjami w obronie. Co prawda ich atak nie jest prosty, chociaż najłatwiej scharakteryzować go następująco; wybiera najsłabszych obrońców rywala (to nie do końca prawda, może wrócimy do tego niebawem), ale w obronie siła. Zwłaszcza, że zaraz powrót Joela Embiida.
To Sixers są two-way zespołem. To oni, mimo sinusoidalnych kłopotów z atakiem, są w stanie trafić 8 z 12 rzutów, dominować na tablicach, i skutecznie połączyć wczesną ofensywę z pozycyjną. To w ich przypadku można mówić o synchronizacji zachowań i działań zgodnie z planem. Harmonia przed i poza piłką jest piękna. I za stworzenie jej trenerzy powinni być częściej doceniani.
Powrót do meczu zaczęli z Sarićem na łokciu oraz z up-screenem Redicka. Policz te jego szybkie i krótkie podania, na które w Stanach mówią “hot-potato”. Zauważ też mismatch Wade-Ilyasova (co przyniósł?) i bardzo niskie ustawienie Heat – oczywiście do wykorzystania przez 76ers:
Sarić i Simmons zdobyli w tym fragmencie meczu aż 17 punktów. Po drugiej stronie Heat nie trafiali rzutów za 3 punkty – m.in. Winslow i Richardson. Sixers zbierali piłkę i przechodzili do ataku. Długimi podaniami jak w 5:50 do końca (Simmons->Sarić) albo samotnym atakiem Simmonsa na zmęczonych Heat, którzy zdążyli wrócić do obrony, ale rzadziej budowali solidny mur z ludzi. Dwóch najlepszych zawodników przejęło grę. Gdzieś zupełnie obok biegał Robert Covington, który tylko i wyłącznie zapewniał spacing.
Simmons chciał grać pick-and-rolle 1-2 z niskim graczem (ta “jedynka” to tak naprawdę point-czwórka i robi się z tego terminologiczny koszmarek). Korzystał z nieco spóźnionej reakcji obrońcy i łamał zagrywkę:
W meczu numer trzy należy spodziewać się jeszcze większej liczby zasłon dla Simmonsa z piłką. James Johnson – każdy obrońca – będzie przechodził pod nimi, ale w tej mieszaninie instynktów obydwaj obrońcy Heat powinni być czujni. Bo z jednej strony strzelcy, a więc szukają oni miejsca, wiedzą gdzie uciec, skąd odbić i gdzie się zatrzymać. Z drugiej zaś przyspieszenie Simmonsa na koźle i finisz pod obręczą. Na dodatek spójrz na ustawienie Ilyasovy na lewym łokciu i jak daleko od niego zszedł Wade. To też zadanie dla Simmonsa aby dodatkową pomoc na sobie przeczytać i wykorzystać (Czy mamy prawo wymagać od niego jeszcze lepszej egzekucji na tym polu? Nawet jeśli kilkukrotnie mógł podać lepiej, szybciej?)
Proste akcje drive-and-kick w ustawieniu 4-out potrafią być zabójcze. Mało tego. Jeśli guard odpowiadający za obronę małego ball-screenera (w tym przypadku Josh Richardson na Belinellim) popełni błąd bądź zostanie na dodatkowej zasłonie postawionej przez gracza na łokciu, 76ers otrzymają bardzo dobrą pozycję; spójrz też na ruch Sarića z lewego rogu, którym zwolnił miejsce i wyczyścił słabą stronę.
W debiutanckim sezonie Simmons robi to czego kilkanaście lat temu nie robił LeBron James – przynajmniej nie tak często. Jest screenerem i partnerem do gry hand-off. Z tym, że po pierwszym meczu Heat dobrze je poznali, a więc lepiej bronili i efekt był przeciętny. Ta obrona, dzięki której “wrócili” do tego meczu nęka Simmonsa, wymaga od niego błyskawicznej reakcji i zmiany stylu gry. A on zmienia, on przemieszcza się z kozła do off-ball gry, z pick-and-rolli do zasłon i tak dalej. Dzisiaj to wielozadaniowość tego chłopaka rozdaje asysty.
Poniżej Sixers zagrali bardzo interesującą zagrywkę z up-screenem Ilyasovy na lewym łokciu, która miała skupić uwagę na wykorzystaniu jej przez Simmonsa i uchronić Redicka przed jakąkolwiek pomocą dodatkowego gracza. Zobaczysz jak James Johnson przeszedł dołem, jak Wade został blisko Turka i zablokował penetrację, ale też grę 1-na-2 Richardsona w hand-offie Simmons-Redick. Mimo zadowalającego rezultatu i wspaniałej obrony guarda Heat (na końcu to on zebrał piłkę), takie posiadania będą generować ryzyko. Bo spójrz na pomoc Johnsona na szczycie i samotnego Simmonsa. Guardzi Sixers muszą w tej serii lepiej podawać. Przynajmniej Redick, który asystował w takich sytuacjach przy punktach DeAndre Jordana:
Można spodziewać się, iż w pewnym momencie serii, Spoelstra nieco zmieni obronę na Simmonsie w okolicach 7 metra. Że jego obrońcy śmielej udzielą pomocy, a przy rollu do obręczy spróbuje pomóc trzeci gracz ze słabej strony lub z pomalowanego – oczywiście jeśli strzelcy Sixers ponownie trafią kilkanaście trójek w meczu.
Z kolei Brett Brown musi nie tylko tychże graczy pobudzić, ale też Roberta Covingtona, na którym nieco mści się prawie 5 spot-up rzutów na mecz oraz wielki udział off-screen strzelców w obecnej ofensywie zespołu. Być może do tego grona należy też wprowadzić w kolejnych meczach i jego. Prostymi środkami np. jedną zasłoną, kilkoma akcjami stricte pod niego więcej. To Covington mógłby tutaj po ponad 40 minutach meczu wybiec do góry:
Heat wiedzą, że atak Sixers bez Embiida opiera się w miażdżącej części na piątce Simmons-Sarić-Ilyasova-Belinelli-Redick. W każdej statystyce dotyczącej posiadania piłki; touches, czas przy niej, liczba kozłów, duet strzelców znajduje się przed Robertem Covingtonem. I tak, na tym nie polega jego gra, ale zaraz wróci Embiid, będzie domagał się piłki w low-post, Simmons pozostanie bez niej i kolejny strzelec przyda się jak woda. My w tej serii nie widzieliśmy jeszcze, jak Heat dzielą obronę między dwoma najlepszymi graczami Filadelfii. I to wcale nie jest dobra wiadomość dla Bretta Browna, bo jeśli Embiid i Covington będą pudłować rzuty, to nagle przestrzeń dla Simmonsa, lepiej broniona w drugim meczu, zmniejszy się. A co za tym idzie – dla off-strzelców również. I wszystko zacznie się od nowa.
Mecz numer 3 o godzinie 1:00.
I wtedy na 6G rozległo się: “MVP! MVP! MVP!”, Piotrek podniósł głowę znad ekranu, pomachał spraną czapeczką Chicago Bulls i wrócił do pracy.
Totalnie. Brawo Piotrze!
W końcu wiem co widziałem, dziękuję bardzo.