Przed rozpoczęciem sezonu Alvin Gentry zapowiedział, że Jrue Holiday nie tylko spędzi więcej minut na parkiecie z drugim rozgrywającym ewoluując w shooting-guarda, ale też będzie bronił takich graczy jak Paul George czy Kevin Durant. Wszystko to w lineupach z trójką guradów i duetem Anthony Davis – DeMarcus Cousins oraz za bardzo duże pieniądze płacone zawodnikowi, który mierzy 193 centymetry wzrostu, nie jest wybitnie atletycznym i silnym rozgrywającym, a minięcie pierwszej linii oraz agresywny atak w pick-and-rollu nie należą do jego najmocniejszych stron. Stron, które w tym sezonie nie zdążyły wybić się ponad to, co Holiday pokazuje na poziomie miernym, momentami zatrważającym oraz nie tylko tym mogącym podważyć wizję trenera, ale istnienie jej zakwestionować.
Bo istnieją trzy zespoły w Nowym Orleanie; co nie znaczy, że jako całość są słabi i słabi pozostaną. Ten Cousinsa grający wolno przez lokacje w high-post i na łokciach oraz odpalający szybkie rzuty po jednym-dwóch podaniach, ale też z krążącą czwórką guardów wokół niego. Ten Davisa, grający szybciej; tempo zespołu z nim i bez Cousinsa wynosi ponad 108 posiadań, i przez pick-and-rolle z agresywnym rollem Davisa i tym wszystkim co wymyśli byle dostać się do obręczy. I ten obu – zespół próbujący scalić w jedność powyższe dwie części, który po prawie dwóch tygodniach sezonu regularnego ma 14 efektywność ofensywną w lidze i 20 obronę.
W każdym tym zestawieniu obok nich znajduje się Jrue Holiday, który biega i podejmuje dużo złych decyzji na każdym polu – podań i rzutów, ruchów w obronie i ruchów w ataku, współpracy z dwójką lepszych graczy i dwójką graczy słabszych, do których niestety równa. Zdobywa najmniej punktów od debiutanckiego sezonu w Philadelphii kiedy miał 19 lat i trafia najmniej rzutów z prawdopodobnie najgorszych pozycji w karierze; wybieranych przez samego siebie, po których nie można wysnuć jasnego wniosku kim on na parkiecie jest, kim być zamierza, ani tym bardziej kiedy ten słabszy okres zakończy.
Notuje ponad 5 asyst w meczu – trzeci najgorszy wynik w karierze nawet w związku z planowanym przesunięciem o pozycję wyżej, a nawet o dwie, nie jest dobrym prognostykiem. Nie trafia rzutów za 3 punkty; ani spot-up (2/9 z gry, 0.40 PPP – poziom najgorszych graczy ligi); ani off-screen (1/4 z gry, 0.50 PPP – jak wyżej); ani po koźle (3/13 za 3). Od lat nie eksploduje w okolicach obręczy stąd też na wzrost liczby rzutów wolnych oraz wsadów mało kto liczył, a jego gra w pick-and-rollu za często podporządkowana jest własnemu rzutowi. O ironię zakrawa fakt, że w lidze guardów pozostałym graczom Pelicans gra się trudniej właśnie z najlepszym guardem zespołu niż dwójką wysokich, którzy guardami byli we wczesnej młodości. I dzisiaj gdyby nie ściągnięcie Jameera Nelsona byliby dwoma najlepiej podającymi zawodnikami zespołu.
Umiejętność podania Cousinsa; bywa, że pierwszego rozgrywającego, marnowana jest w tych minutach, w których Holiday gra na jedynce. Widać, że Pelicans pracowali latem nad grą z łokci, nad płynną tranzycją do akcji hand-off, pick-and-rolli oraz ścięć, ale to wszystko wygląda w swojej możliwie najlepszej wersji na tym etapie sezonie, dopiero wtedy gdy Jrue Holiday zaczyna posiadania poza piłką. W sezonach poprzednich zdarzało mu się pełnić funkcję two-guarda, natomiast tak widocznej poprawy i regresu gry jego oraz zespołu nie spodziewał się nikt. Bo z nim poza piłką i kontrolującym grę 35 letnim, ale wciąż inteligentnym Nelsonem, nagle nikt lub tylko jeden gracz dominuje piłkę. I są to Cousins albo Davis w posiadaniach na bloku (ten drugi w ostatnich dwóch meczach nie miał okazji grać w ten sposób).
Przyjrzyjmy się zatem szerzej co dla Pelicans oznacza Jrue Holiday na pozycji numer dwa. Czy ten zespół faktycznie nie potrzebuje dominującego kozioł combo-guarda? Czy Holiday zyska na zwolnieniu miejsca pod sobą, kiedy nagle drugi rozgrywający będzie zdolny dograć mu piłkę? Czy zarządowi Pels opłaci się wynagradzać go za mniejszą odpowiedzialność? Czy wreszcie rozbicie jej na trzon stworzony z czterech zawodników, którzy “ruszają piłkę” zakończy się sukcesem?
Holiday na piłce
Dobry czwartkowy mecz z Sacramento (20 punktów i 7 asyst) nie zmienia optyki na sezon w wykonaniu Holidaya – nie jest dobry. Gdzieś przebija się przyjemna koszykówka, ale pamiętajmy, że dzisiaj mówimy o kimś kto zarobi ponad 120 milionów dolarów w najbliższych pięciu latach. W takim przypadku regularnie dobra gra jest oczywistością i nie podlega tłumaczeniom, że gracz H może bardzo ciężko i powoli wchodzić w prime-time i że tak duży skok wymagań jest dla zawodnika krzywdzący. Zarówno z dużymi pieniędzmi, odpowiedzialnością oraz nową rola Holiday musi się oswoić. Nie zmienia to natomiast faktu, że od początku sezonu coś złego dzieje się w akcjach pick-and-roll pomiędzy nim a Anthonym Davisem. Nie istnieją przez dłuższe fragmenty meczów (np. trzecia kwarta z Memphis), a i nie jest tajemnicą, że Holiday używa ich przede wszystkim do zdobywania własnych punktów:
W 30 posiadaniach jako ball-handler oddał 25 rzutów. Trafił 5, ale z ubiegłorocznego poziomu prawie 50% użytku w ofensywie spadł do 37%. To różnica, za którą poszedł też spadek efektywności oraz może pójść strategia rywali polegająca na przechodzeniu mu pod zasłonami. Na klipe wyżej obrona Lakers robi to, ale to tylko Lakers, którzy błędy indywidualne łączą z błędnym schematem albo błędnym wykonaniem jego. Nie zmienia to jednak faktu, że od lat akcja pick-and-roll służy Holidayowi za główne źródło punktów, a w rosnącej chemii pomiędzy Cousinsem, Davisem i resztą zespołu, rywale zmuszeni zostaną wybrać coverage oddający coś w zamian i byłoby dobrze gdyby zagrożenie Pelicans w tej akcji było obustronne.
Jrue Holiday będzie takie rzuty brał, bo trafiał w poprzednim roku 38% pull-upów za 3 punkty. Najważniejsze jednak dla zespołu jest to, że bez dobrego Holidaya nie ma dobrego pick-and-rolla z Davisem i Cousinsem – oni na tym tracą, bo obrony robią usprawnienia, mają fachowców, którzy programuje graczy na obronę wysokiego pick-and-rolla ale też granego bliżej obręczy; zarówno obrońców w obrębie piłki jak i dochodzącą pomoc. Ta dwójka nie potrzebuje dodatkowych komplikacji grając z trzecim najlepszym graczem a nie z Dariusem Millerem czy Jordanem Crawfordem. I między innymi z tego powodu Jrue Holiday nie ma wciąż swoich własnych lineupów.
Zagrał tylko 7 minut ze 187 bez obecności jednego z dwójki Davis – Cousins. W meczu z Kings ustawienia z Cheickiem Diallo na środku nie były niczym innym jak ustawieniami z konieczności głównie pod odpoczynek Cousinsa – zagrał aż 44 minuty. Brak wiary trenera w umiejętności Holidaya pod nieobecności Davisa, zgoda na absolutną dominację posiadań przez zaledwie 2 minuty (a i tak wisiała nad nim smycz), może sprowokować konflikt i podminować morale rozgrywającego. Można też osobliwą niechęć zrozumieć na kilka sposobów
Pierwszy: jest to mocna sugestia że pełnoprawny two-guard w głowie Gentry’ego nie ma prawa grać samodzielnie na piłce; dodanie Nelsona utrudnia to, powrót Rajona Rondo zupełnie wyklucza.
Drugi: Holiday przejawia skłonności do prowadzenia ataku najprostszymi środkami i pod siebie przez co powstaje pewien dysonans; skomplikowane sety wyglądają statycznie i nieporadnie ale kończą się dobrym rzutem z powodu kreatywności wysokich (skupienie na nich obrony, a nie na Holidayu otwiera pozycje slasherom i spot-up strzelcom – 5. miejsce w liczbie takich posiadań), a proste i płynne na dwa podania i kilkanaście kozłów skutkują złym przez zachłanność Holidaya (jakby ciułał swoje rzuty bojąc się o utratę szans na rzecz rzutów Cousinsa i Davisa; można to zrozumieć). I dlatego Alvin Gentry chce mieć na parkiecie bezpiecznik, który w ostateczności przejmie piłkę, przy okazji wiele z tych “ostateczności” eliminując.
Trzeci: trener Gentry nie wierzy w odpowiedzialność Holidaya i prowadzenie ataku zgodnie z wytycznymi. Raz zdarza mu się kończyć posiadania pull-upem po uprzednim przeprowadzeniu piłki przez środek parkietu – bez podania jej do kogokolwiek. Raz brać na plecy swój matchup i grać post-up co nie jest jego mocną stroną – również z tego nie biorą się podania (wprowadzanie inwersji ofensywnej ma swoje granice). W tym wszystkim wychodzi, co potwierdzają reakcje trenera, rzeczywisty brak wolnej ręki w ofensywie.
Czwarty: nie kreuje innych słabszych graczy tak, jak wysokich, którzy potrafią nabić mu asystę dodatkowym manewrem. Słabi partnerzy mają wpływ na odbiór jego gry gdy nie trafiają rzutów, ale Pelicans to w tej chwili kreujący i trafiający bardzo dużo niekontestowanych rzutów zespół – 20 wide-open prób z czego ponad 18 stanowią rzuty za 3 punkty; trafiają najlepsze w lidze, ex aequo z Orlando, 45% z nich. W czym leży problem? Holiday bywa bardzo niedokładny. Spójrz na jakiej wysokości E’Twaun Moore złapał piłkę:
11 z jego 27 asyst pochodzi do innych graczy niż Anthony Davis i DeMarcus Cousins.
Piąty: Holiday jako jedyny gracz na piłce do czasu sprowadzenia Nelsona nie miał alternatywy w postaci drugiego niskiego ball-handlera, a co ważniejsze: gracza potrafiącego samodzielnie wykreować sobie rzut. A więc atak Pelicans był wtedy bardziej podatny na defensywne reakcje rywali, w konsekwencji przy obecnej formie Jrue Holidaya, na więcej posiadań do wybronienia w transition defense; wciąż nie do końca skoordynowanej.
To wszystko prowadzi do konkluzji, że Holiday nie jest idealnym rozgrywającym obok Davisa i Cousinsa. A jako, że prawdopodobnie wypełni swój kontrakt w Nowym Orleanie, Alvin Gentry optymistycznie myśli długofalowo i chce przynajmniej spróbować. Bo jeśli uda się z Holidayem tj. wynieść jego grę wyżej, to zespół będzie lepszy i praca zostanie zachowana.
Holiday poza piłką
Rajon Rondo wróci w drugiej połowie listopada; parę dni temu został dopuszczony do ćwiczeń rzutowych. Póki co szanse z marszu otrzymał Jameer Nelson, crossujący ludzi w wieku 35 lat, który w parze z Jrue Holidayem zdążył rozegrać 60 pełnych minut. I to z nim na piłce, ale też w roli shootera, Holiday trafia 48% rzutów z gry, oddaje więcej rzutów catch-and-shoot za 3 punkty z czego połowa jest asystowana, częściej ścina i w niezwykle magiczny sposób wie gdzie ma biec, żeby zachować spacing i nie sprowadzić swojego obrońcy do kozłującego piłkę gracza.
To Nelson kontroluje tempo gry i wydaje się robić to dobrze dla DeMarcusa Cousinsa – wciąż szybko bo są to aż 102 posiadania, ale o 3 mniej gdy Cousinsa gra bez niego. I to Nelson bierze na siebie podania, decyzje i cały ten zamknięty w 24 sekundach proces ustawiania graczy, podejmowania decyzji i co najważniejsze rozbijania obrony:
Jrue Holiday nigdy nie był catch-and-shooterem. W trzech ostatnich latach oddawał średnio mniej niż 1.5 takiego rzutu w meczu. Obecnie utrzymuje ten poziom, ale wraz z powrotem Rondo i wzrostu minut wspólnej gry – o ile pomysł ten utrzyma się w głowie Alvina Gentry’ego – powinien rosnąć. Trafił do tej pory tylko 2 z 7 catch-and-shoot rzutów za 3 punkty, ale wszystkie zalety gry na jedynce spokojnie przenosi grając poza piłką. Jak ten ruch z lewego rogu na “45” albo ścięcie na klipie poniżej i odegranie do pozostawionego bez krycia centra:
Można spierać się o decyzje obrońców, prorokować usprawnienia oraz schematy innych zespołów. Fakt jest taki, że te wszystkie dobre rzeczy Pelicans, a więc ponad 45 penetracji na mecz (12 miejsce w lidze) i dużo niekontestowanych rzutów za 3 punkty, biorą się bezpośrednio z rąk Holidaya, ale przy współpracy z drugim kozłującym, który tworzy wolne strefy. Penetracje Cousinsa i Davisa, a penetracje guarda, to dwie różne rzeczy. Holiday potrzebował wolności i miejsca, a doświadczenie w prowadzeniu ataków i w podawaniu piłki procentuje, bo nie jest graczem zdolnym regularnie ignorować lepiej ustawionych partnerów. Inaczej reagują obrony na obecność jednego zawodnika grożącego skuteczną penetracją, a inaczej gdy tych ludzi jest dwóch, trzech i tak dalej. Inaczej też wygląda gra przeciwko ustawionej i zwartej obronie, a inaczej podejmowanie decyzji w tym szybkim paro-sekundowym momencie, kiedy defensywa zostaje z ustawienia wyrwana i wykonuje więcej ruchów; przetwarza więcej informacji.
Holiday potrafi czytać zachowanie rywali i co ważniejsze atakować ich, wpędzone penetracją z jednej strony w rotacje i close-out, stopy, na których rywal nie ma czasu zająć komfortowej i stabilnej pozycji. Na próbie kilkudziesięciu minut widać coraz lepszy timing porozumienia Holidaya z Nelsonem, jak chcą współpracować ze sobą, jak z tego rodzą się split-akcje, ścięcia i podania Cousinsa, jak to porządnie wygląda:
To zespołowa koszykówka w trójkącie brutalnie separująca dwóch słabszych graczy, która prowadzi do przekroczenie magicznej według Steve’a Kerra liczby 300 podań – aktualnie 312 na mecz, 7. miejsce. Pelicans są coraz lepsi w wykorzystywaniu sprzyjających matchupów (patrz Pat Connaughton w screen-obronie), a Holiday jest innym graczem zarówno w ruchu oraz gdy sumiennie egzekwuje zagrywki.
Spójrz jak popłynęli, jak ścięcie przez pomalowane na drugą stronę wykreowało sytuację 2-na-2 na mocnej stronie. W ten hard-cut Holiday tknął życie, a później Nelson z Cousinsem zagrali pick-and-rolla po szybkim hand-offie, do którego nie mogła dojść pomoc od strony rolującego. Rozgrywający to zazwyczaj najmądrzejsi gracze w zespole i Alvin Gentry robi bardzo dobrze swoim zawodnikom korzystając z koszykarskiego IQ Holidaya na różne sposoby. I oczywiście – Holiday ma i będzie miał swoje posiadania, prawdopodobnie lepsze, bo ten slump nie może wiecznie trwać, natomiast już teraz postępującą zmianą, z której nie zrezygnuje gdy odzyska czucie w akcjach pick-and-roll, jest to, że częściej wciela się w rolę ścinającego gracza i chociaż nie zawsze otrzymuje podanie, to wprowadzenie rozgrywającego w ruch jest nareszcie tym co Gentry skopiował z Oakland – tak brzmi jedno z przykazań ofensywy Golden State Warriors, a tam od czasów Gentry’ego obok Steve’a Kerra robią to non-stop, bo nawet zwykły back-cut rzutuje na zachowanie obrońców. Jak poniżej:
Split dwóch zawodników na lewej stronie zabrał obrońców; Davis otrzymał w zasadzie otwartą drogę do obręczy, bo Randle ustawił się jakby oczekiwał pomocy z paint. Jeszcze raz: to tylko obrona Lakers.
Holiday będzie oczywiście beneficjentem gry z Nelsonem nawet ze sprawnym Rondo, ponieważ te minuty zostaną rozegrane przeciwko rezerwowym. Ale skłonność jednego i drugiego do podawania piłki oraz pracy na rzecz zespołu w innych elementach; i to pracy twardej, bo oni chcą stawiać zasłony, pozwolą Pelicans stworzyć lineupy z trójką point-guardów lub mieć dwóch przez pełne 48 minut. Pelicans muszą radzić sobie bez kozłującego skrzydłowego na pozycjach 3-4, dlatego najlepszym zamiennikiem; oczywiście z ryzykiem w obronie, będzie przesunięcie o pozycję wyżej każdego niskiego ball-handlera (w granicach rozsądku, a on kończy się na pozycji numer trzy).
Jeszcze przed sezonem Holiday stwierdził, że system Pelicans nie opiera się na tradycyjnym rozgrywającym; ktoś piłkę zbierze, ktoś ją wyprowadzi, zainicjuje atak. Rondo będzie to robił częściej, ale Holiday w grze off-the ball to wciąż projekt i rzecz nowa, co widać choćby w transition-offense.
Holiday w transition
Na koniec jedna ważna rzecz. Pelicans zajmują 8 miejsce w lidze pod względem liczby posiadań w transition. Zdobywają 1.15 PPP, to plasuje ich w czołówce ligi, natomiast nie do końca wykorzystują swój potencjał w szybkim ataku oraz w secondary-break, kiedy obrońcy łapią najbliższych graczy. Brak wingmanów ma wpływ na jakość jaką wypełniają boczne pasy gdy piłkę wyprowadza wysoki zawodnik. Pelicans muszą być też ostrożni w takich posiadaniach, ponieważ DeMarcus Cousins nie wygląda najlepiej gdy startuje do kontry ostatni lub wspomnianej piłki nie kontroluje. Stąd też systematycznie wpajane nawyki off-ball do głowy Jrue Holidaya będą oddziaływać na grę Cousinsa i całego zespołu. Parowanie go z rozgrywającym powinno w dłuższej perspektywie pomóc mu automatycznie startować w kontrach i zajmować pozycję. Dokładnie jak wingman, którego role ma w tym zespole pełnić.
Wystarczy, że spojrzysz tutaj na zachowanie Holidaya przed rozpoczęciem posiadania w half-court:
On chce mieć piłkę. I chociaż nie przez przypadek Pelicans najwięcej punktów w kontrach zdobywają gry DeMarcus Cousins jest na parkiecie; przydaje się jego asertywność, gdy zdecydowanie pewniej od Davisa kozłuje piłkę po zebraniu jej w obronie oraz dobry przegląd pola, to spowalnianie gry w ustawieniu 4-1 pozostanie normą. Natomiast razi to, jak Holiday zostaje za akcją, kiedy dzięki obecności bliżej obręczy mogłyby wydarzyć się lepsze rzeczy; zasłony niski-niski, szybka zmiana stron, czy wyjście po piłkę do góry. Holiday czeka jednak na podanie i jest to zachowanie nagminnie powtarzające się. Pels nie wyglądają na zespół który chce pompować tempo, ale pełna “ofensywna inwersja” z kozłującym wysokim wyciąga obrońcę obręczy na 7-8 metr, a jako że nie ma kto w tym zespole czytać gry na pozycjach 2-3 i 4 w smallballu z jednym wysokim, to odpowiedzialność spada na rozgrywającego. Bardzo niepokoją problemy kreacji łatwych punktów przeciwko słabym drużynom.
W ustawieniach z Davisem, kiedy atak dodaje szybkość, Holiday robi to samo. Zwróć uwagę na tor jego ruchu; blokuje środkowy pas:
Trzy rzeczy. Pierwsza: trójka role-players zgodnie zajęła wskazane pozycje. Druga: dwóch najlepszych graczy zmierzało w tym samym kierunku. Trzecia: Holiday sprowadził do paint siebie i swojego obrońcę.
Problem z szybkim atakiem Pelicans polega na tym, że ciężko wyczuć schemat, coś co zostaje przez trenera narzucone. Wciąż nie wiadomo kto ma wyprowadzać piłkę, Holiday zdaje się nie wiedzieć co robić gdy tak, jak na przykładach wyżej nie dostanie podania. I jest to irytujące mimo dopiero drugiego tygodnia gry. To detale, mikro rzeczy w skali prawdziwych problemów; np. bardzo przeciętny roster, ale to właśnie one pomagają. Mogą strzelcy grać fatalny mecz, ale dobra zasłona stwarza im okazję za okazję, bo obrońca notorycznie zatrzymuje się na niej. Prawidłowe box-outy minimalizują ryzyko utraty zbiórki w obronie i ratują punkty drugiej szansy. A prawidłowe przejścia do ataku, przede wszystkim płynne, te same punkty przynoszą. Jeśli Jrue Holiday ma grać jako two-guard, to na całej powierzchni parkietu.
*
Połączenie pewnych rzeczy zajmie nam trochę czasu, ale kiedy dokonamy tego, będziemy bardzo efektywnym i zupełnie innym zespołem NBA. – powiedział Alvin Gentry. To proces. DeMarcus Cousins jest spokojny o powodzenie projektu. O współprace z Davisem, o obronę, która powinna być lepsza, i o grającego na pozycji numer dwa Jrue Holiday. Ale przy całej swojej odmienności musi znaleźć się w tym zespole coś ze współczesnej NBA, a korzystanie z dwóch kozłujacych graczy wydaje się sprawić Pelicans najmniej problemów. Zarówno w inicjacji, jak i w egzekucji.
Piotr byłby lepszym trenerem w pelicans niz gentry.. ktos powinien przetlumaczyc ten tekst alvinowi i wyslac do stanow.
Świetny art. Dzięki!
Swietny art o niszowym graczu :)
Piotr Sitarz powinien za swoją pracę zarabiać grube dolary w Stanach