San Antonio Spurs – organizacja idealna, produkt wzorcowy, matryca tego, jak należy zarządzać współczesnym klubem NBA. Zespół, który pokazuje, że zawodnicy, to coś więcej niż tylko cyferki do zmieszczenia w czapce płac. Że osobowość gracza i to, co sobą poza parkietem reprezentuje, jest równie ważna w procesie budowy składu, jak jego umiejętności koszykarskie. Wbrew temu, co mogą niektórzy mówić, to właśnie klub z Teksasu jest lata świetlne przed innymi. Papier zniesie wszystko, ale rzeczywistość jest taka, że jeśli myślisz o najlepszej, najbardziej poukładanej organizacji w NBA, to myślisz właśnie o Spurs.
Nie ma sensu przywoływać tutaj dossier z osiągnięciami San Antonio. Wszyscy znamy to na pamięć. Jedna rzecz wprawia mnie jednak w osłupienie za każdym razem, kiedy o Spurs myślę: wszystko, co osiągnęli przez dwie ostatnie dekady, osiągnęli będąc prowadzonymi przez tę samą osobę. Gdy ja się uczyłem pisać w podstawówce, Gregg Popovich już tam był. Teraz, kiedy z podstawówki zostało mi już jedynie kilka coraz bardziej mętnych wspomnień, Gregg Popovich nadal tam jest. Nadal wygrywa. Niezależnie od tego, kto w tym klubie aktualnie gra, to przed rozpoczęciem każdego sezonu automatycznie dopisujemy San Antonio do listy kandydatów do mistrzostwa. Bo jeśli zwyciężasz przez 20 lat, to nie przestaniesz nagle tego robić.
W San Antonio już dawno zorientowali się, że nie tylko umiejętności koszykarskie wpływają na to, jak dobry będzie dany gracz. Na to również wpływ ma to, jak charakter gracza wpasuje się w resztę drużyny. Jak będzie oddziaływał na swoich kolegów, jakie będzie w stanie zawiązać z nimi relacje. Właśnie to stanowi podstawę ich potęgi – postrzeganie koszykarzy w pierwszej kolejności jako ludzi, a dopiero potem jako sportowców.
Rozmyślając o tym, jakie ruchy powinni poczynić Spurs w tym offseason, zadałem sobie nieco przewrotne pytanie. Czy przypadkiem reputacja, na jaką zapracowali sobie w San Antonio takim postępowaniem, nie jest też dla nich przeszkodą w próbach wzmocnienia składu?
Weźmy np. takiego LaMarcusa Aldridge’a – wszyscy wiedzą, że w tym momencie to przepłacony, starzejący się podkoszowy, który upodobał sobie nieefektywne rzuty z półdystansu. Niestety ostatnio większość z nich odbija się od obręczy, co skutecznie burzy poczucie własnej wartości naszego LaMarcusa. I ten zamiast lśnić na parkiecie jak przystało na gwiazdę, błąka się gdzieś między koszami, nie potrafiąc oderwać nóg od podłoża.
Niby sprawa jest prosta – fajnie by było znaleźć jakiegoś GM-a, który nie oglądał zbyt dokładnie NBA przez ostatnie dwa lata (wbrew pozorom takich ludzi na stanowiskach menedżerskich nie brakuje), przekonać go do tego, że Aldridge w bardziej sprzyjającym środowisku może znowu być graczem przez duże G i pozyskać za niego jakiś młody talent albo chociaż zaoszczędzić parę milionów w kontraktach. A dzięki temu może uda się przekonać jakiegoś wolnego agenta do złożenia podpisu pod kontraktem.
Tylko czy Spurs ot tak mogą sobie pozwolić na pozbycie się zawodnika, który, było nie było, przychodził do nich jako gwiazda? Gwiazda, która miała pomóc utrzymać się na szczycie ligi w czasie, gdy Wielka Trójka pomału będzie schodzić ze sceny? Czy takim ruchem nie zaprzeczą w jakiś sposób ideałom, które im przyświecały przez całe lata kształtowania organizacji?
Czy to właśnie nie przywiązanie do zawodników stało się fundamentem ich sukcesów?
Trzeba też pamiętać, że San Antonio to nie jest miejsce, do którego wolni agenci waliliby drzwiami i oknami. Podpisanie Aldridge’a to było wydarzenie nietuzinkowe dla tego miasta. Czy więc próba krótkoterminowego upgrade’u składu poprzez wymianę byłego lidera Portland, nie odstraszyłaby już zupełnie graczy znajdujących się na rynku? Nie wpłynęłaby negatywnie na wizerunek organizacji? Nie zachwiałaby długoterminową strategią budowy zespołu?
Czy Spurs nie upodobniliby się w ten sposób do pozostałych drużyn ligi, tracąc swoją pozycję, na którą tak ciężko pracowali?
Czy taki Chris Paul, który szukał będzie szans nie tylko na sportowy sukces, ale również stabilizacji na stare lata, będzie chciał iść do San Antonio, mając na uwadze, że jeśli jego ciało zacznie odmawiać współpracy w tempie zdecydowanie szybszym niż miało to miejsce do tej pory (czego przecież wykluczyć nie można), to może w połowie trwania niemałego zapewne kontraktu zostać spuszczony gdzieś do przebudowującej się ekipy?
Czy Chris Paul będzie chciał pełnić w niej rolę mentora dla młodzieży, zamiast szykować się do walki o pierścienie? Czy George Hill będzie chciał zostać drugi raz wymieniony z tej samej drużyny, jeśli z powodu kontuzji więcej czasu musiałby spędzać w gabinetach lekarskich, niż na parkiecie?
Czy wystarczą mu wtedy zapewnienia o dozgonnej miłości Popa?
Albo Danny Green. Zawodnik, który wszystko zawdzięcza Spurs, ale i oni zawdzięczają mu niemało. Kontrakt na 10 milionów dolarów rocznie ma ważny jeszcze przez dwa lata, co nie jest złą kasą za solidnego 3-and-D gracza. Na ten kontrakt Danny zgodził się bez większego szemrania, choć na rynku mógł wtedy powalczyć o większe pieniądze. Wolał jednak zrobić ukłon w stronę organizacji, która swego czasu wyciągnęła do niego pomocną rękę. Czy przesunięcie go teraz do innego klubu również nie byłoby wbrew standardom, do których przyzwyczaiło nas kierownictwo San Antonio?
Spurs to świetna organizacja, która przez lata zapracowała sobie na miano najlepszej w tej lidze. Tym bardziej ostrożnie muszą przemieszczać się po cienkim lodzie offseason. Tak, aby nie dokonać transakcji, która mogłaby wpłynąć na zmianę ich postrzegania przez innych zawodników i odbić się czkawką w przyszłości.
Jestem jednak przekonany, że w tej drużynie pracują na tyle inteligentni i doświadczeni ludzie, że będą w stanie odpowiednio skalkulować ryzyko każdego ruchu. W końcu jeśli od wielu lat jesteś na szczycie, to nie znalazłeś się tam przypadkowo.
Tekst, który próbuje stawiać wielkie pytania, jest tak naprawdę wydmuszką. Nic personalnego.
“Czy Spurs nie upodobniliby się w ten sposób do pozostałych drużyn ligi, tracąc swoją pozycję, na którą tak ciężko pracowali?” – to jedno z tych wielkich pytań.
I już odpowiadam: NIE
Po pierwsze według raportów ludzi blisko NBA, to LaMarcus Aldridge jest nieszczęśliwy w systemie gry San Antonio. I to on domaga się wymiany do innego klubu – o tym nie ma w tekście ani słowa. To jest ten sam zawodnik, który kiedyś był nieszczęśliwy w Portland Trail Blazers. Jak więc jego odejście czy transfer miałoby zburzyć całą reputację Spurs, skoro gość ma sam średnią reputację?
Później Przemek przytacza przykład Paula. Obalić go można dwoma wyrazami: Manu Ginobili. Długie nieefektywne dwójki? A czy to nie jest największa broń Tonego Parkera? Czy Pau Gasol jest efektywnym graczem? Czy ktoś go wyrzuca ze Spurs? Też nie.
Zresztą gdyby zawodnicy mieli postrzegać kluby przez pryzmat ich wcześniejszych ruchów na rynku transferowym, to Blake Griffin nie wymieniłby na liście swoich ulubionych miast NBA Nowego Jorku. Ba, nikt w tym Nowym Jorku nie grałby. Roster Brooklyn Nets też świeciłby pustkami. Nie wspominając o innych kretyńskich wybrykach menagmentu innych klubów. Znacie je na pamięć.
Także tyle ode mnie. Moim zdaniem odejsćie Aldridge’a nic nie zmieni w postrzeganiu Spurs.
Można pójść w tym dalej.
Pamiętacie sytuację Ryśka Jeffersona? Przychodził do Spurs w blasku fleszy jako prawie-allstar tuż przed 30tką, który miał tchnąć nowe życie w organizację. Transfer okazał się klapą i co SA zrobiło po 2 sezonach? Zwyczajnie go wymienilo.
Nie pamiętacie? No właśnie.
A pamietacie za kogo Ryśka wymienili? Za Stephena Jacksona. Tego samego młodzika z drugiej rundy draftu, który ponad dekadę wcześniej tułał siė glównie po niedających mu szansy klubach, trafił do Spurs, jako 25latek wywalczył sobie w trakcie sezonu rolę startera u Popovicha i utrzymał ją aż do końca playoffs i finałów, w których SA zdobyło mistrzostwo. Typowa Ostroga… I co zrobił Jax po dostaniu i wykorzystaniu szansy życia? Odszedł jako wolny agent do Atlanty Hawks za milion rocznie.
Nie pamiętacie? No właśnie.
A co się stało z doświadczonym Jacksonem, który po udanej karierze w NBA wrócił do korzeni w Texasie? Spurs zwolnili go rok później w trakcie sezonu.
Nie pamiętacie…?
Dla mnie tekst dobry jako wypracowanie w liceum. W pierwszej klasie. W konferencji wschodniej.
Pytanie: Czy przypadkiem reputacja, na jaką zapracowali sobie w San Antonio takim postępowaniem, nie jest też dla nich przeszkodą w próbach wzmocnienia składu?
Odpowiedź: Być może wtedy nie mieli takiej reputacji, ale przypominam, że w 2003 roku chcieli zrobić to co udało się GSW. Mało brakowało do duetu Kidd – Duncan.
Pytanie: Tylko czy Spurs ot tak mogą sobie pozwolić na pozbycie się zawodnika, który, było nie było, przychodził do nich jako gwiazda? Gwiazda, która miała pomóc utrzymać się na szczycie ligi w czasie, gdy Wielka Trójka pomału będzie schodzić ze sceny? Czy takim ruchem nie zaprzeczą w jakiś sposób ideałom, które im przyświecały przez całe lata kształtowania organizacji?
Odpowiedź: Pierwszy raz zastępowali kogoś z trzonu zespołu. Legendę, jednego z najlepszych zawodników w historii. Nie da się oczekiwać, że będzie grał tak jak Duncan i wątpie, że tego oczekiwali. Nie wiem też skąd ta nagonka na Aldrige’a, ale dopóki Kawhi był pierwszą opcją gość spełniał swoją rolę, nie przesadzajmy. Postraszyli mistrzów 16-1 bardzo mocno. Kto wie… blabla. Problemem jest to, że LMa jest niezadowolony. Mają trzymać kogoś kto chcę wymiany?
Podpowiedź: Czy to właśnie nie przywiązanie do zawodników stało się fundamentem ich sukcesów?
Odpowiedź: Jak przyszło co do czego Borisa oddali bez żalu.
Pytanie: Czy więc próba krótkoterminowego upgrade’u składu poprzez wymianę byłego lidera Portland, nie odstraszyłaby już zupełnie graczy znajdujących się na rynku? Nie wpłynęłaby negatywnie na wizerunek organizacji? Nie zachwiałaby długoterminową strategią budowy zespołu?
Odpowiedź: Nie, bo gość jest podobno niezadowolony. Jeżeli przekonają kogoś do swojej wizji, to przyjdzie. Czy Houston po przebojach z Howardem nie odstrasza Paula?
Pytanie: Czy Spurs nie upodobniliby się w ten sposób do pozostałych drużyn ligi, tracąc swoją pozycję, na którą tak ciężko pracowali?
Odpowiedź: Upodobniają się co sezon. Gra Spurs mimo jednego trenera na przestrzeni 20 lat bardzo ewoluowała, jedyne co ją łączy to zespołowość.
Pytanie: Czy taki Chris Paul, który szukał będzie szans nie tylko na sportowy sukces, ale również stabilizacji na stare lata, będzie chciał iść do San Antonio, mając na uwadze, że jeśli jego ciało zacznie odmawiać współpracy w tempie zdecydowanie szybszym niż miało to miejsce do tej pory (czego przecież wykluczyć nie można), to może w połowie trwania niemałego zapewne kontraktu zostać spuszczony gdzieś do przebudowującej się ekipy?
Odpowiedź: A czy w Houston nie ma takiej możliwości? Czy nie oddali Howarda?
Pytanie: Czy Chris Paul będzie chciał pełnić w niej rolę mentora dla młodzieży, zamiast szykować się do walki o pierścienie?
Odpowiedź: Przepraszam, ale nie rozumiem pytania…
Pytanie: Czy George Hill będzie chciał zostać drugi raz wymieniony z tej samej drużyny, jeśli z powodu kontuzji więcej czasu musiałby spędzać w gabinetach lekarskich, niż na parkiecie? Czy wystarczą mu wtedy zapewnienia o dozgonnej miłości Popa?
Odpowiedź: Czy George Hill jest zawodnik SAS? Ominęło mnie coś?
Pytanie: Czy przesunięcie go teraz do innego klubu również nie byłoby wbrew standardom, do których przyzwyczaiło nas kierownictwo San Antonio?
Odpowiedź: Przecież oddali George’a Hilla za Kawhi kiedy było trzeba, czy George Hill wybrany z nr 26 nie był wynalazkiem Popa?
Podsumowanie: To zwykła organizacja, zwykli ludzie. Jeżeli mieliby w składzie Kawhi i Duranta i możliwość ściągnięcia Jamesa, nie zawahaliby się (tak samo jak 99% innych drużyn). Jeżeli jest szansa pozyskać gwiazdę za innych zawodników, mówi się trudno – wezmą. Jest dwóch zawodników nie do ruszenia w tym zespole i jest to Parker i Ginobili – zawodnicy, którzy są w stanie przyjąć mniej pieniędzy i inne role w drużynie, byleby pomóc drużynie. Jeżeli wymieniliby właśnie ich, bez ich chęci – to byłoby złamanie zasad Spurs. Reszta to biznes.
Dwa teksty w krótkim okresie i w zasadzie mogę przekopiować swój ostatni komentarz… ugh:
“Podobnie jak koledzy wyżej jestem lekko zniesmaczony zasadnością i przesłaniem tego artykułu.
Z całym szacunkiem i sympatią ale teksty Przemka Napierzańskiego w ogóle pozbawione są tego pierwiastka „wow, za to mogę płacić”. Raczej nie potrzebuję ich tutaj, wyglądają na zapychacze. Te same myśli można było przedstawić w komentarzu:( Jako abonent jestem więc rozczarowany, tym bardziej że mieliśmy tu innego Przemka z prawdziwym talentem do pisania…”
Jak już krytykujesz autora to mógłbyś chociaż napisać jego nazwisko bez błędu. Zwłaszcza, że zacytowałeś swój własny komentarz z literówką w jego nazwisku. No ale do trzech razy sztuka. Tak, tak wiem, że się czepiam…
Tak na marginesie… jak widzę w internecie zdanie rozpoczynające się od frazy “Z całym szacunkiem i sympatią ale (…)” to wiem, że ani szacunku, ani sympatii dalej nie uświadczę (podejrzewam, że sam niejednokrotnie skorzystałem z tej konstrukcji). :D To zadziwiające zjawisko.
Gdzieś przeczytałem, że z reguły wszystko w zdaniu co jest przed “ale” jest nieprawdą. Think about it.
Ooo, sprawdzałem nazwisko zanim napisałem i tak palnąłem źle. Honest mistake, tu biję się w pierś. Przemek trafia oficjalnie do klubu z Dwyane Wadem, którego imię przez bite 3 lata pisałem i czytałem jako “Dwayne” Byłem autentycznie w szoku, kiedy w końcu się połapałem.
Podobnie szczerze pisałem ze wstępem i przypomnę tu jeszcze raz ze swego czasu czepiałem się Michała Kajzerka. A teraz go chwalę i z przyjemnością czytam wszystkie jego teksty!
Cóż, całe szczęście zajawki artykułów są podpisane już na stronie głównej – także w teksty Przemka, których “raczej nie potrzebujesz” będzie Ci łatwo zwyczajnie nie wchodzić.
Zasada dobra i uwierz, że tak robię na różnych portalach. Tutaj mijam Gorące Ekspresy i podcasty (pełen szacun za nie, ogólnie nie słucham, żaden przytyk), czasami odpuszczam też teksty Piotra Sitarza, jak już początku nie mogę przebrnąć.
Patrzyłem na to jednak w ten sposób, że gdybym teraz po sezonie wykupił abonament to raczej te tekst nie zachęciły by mnie do przedłużenia go.
Jestem bardzo zadowolony z tego że płacę za 6G i cieszę się z poziomu strony (łącznie z komentarzami, co jest rzadkie w dzisiejszych internetach) i chcę jego podtrzymywania. Nie sytuacji, że każdy może pisać i dopiero się powoli uczyć. Tak można uczyć się na blogach, płatne treści (lubię ten system, serio) muszą być poziom wyżej.
Recenzja książki o Kobe’m autorstwa Przemka była dobra i potrzebna, kolejne teksty okej, przeczytałem i nie komentowałem (bez zachwytu, bez zgrzytania) ale dwa ostatnie były zdecydowanie niepotrzebne/nieprzemyslane/słabo uargumentowane. Odniosłem wrażenie, że to zapychacze w tym spokojnym okresie. Czyli tendencja spadkowa, warta zasygnalizowania :(
Czekałem na podobny komentarz. Kiedy mi zdarzyło się swojego czasu skrytykować poziom Fleszów w trakcie RS, ktoś wrzucił mi super odpowiedź na moje marudzenie – “NIE PODOBA SIĘ – ZRÓB LEPIEJ”. Nikt nie zmusza Cię do płacenia za abonament na 6G i skoro teksty przestają Ci się podobać, to zrezygnuj. Albo nie czytaj autorów, których nie lubisz. Nie wiem do czego ma doprowadzić Twoja dyskusja. W żadnym z komentarzy nie napisałeś, dlaczego tekst Ci się nie podoba i czego Ci w nim brakuje (oprócz pierwiastka wow). Być może są inni czytelnicy, którzy lubią je czytać i co teraz? Przemek ma przestać pisać, bo Tobie się nie podoba? Dniówki Adama kiedyś też nie miały pierwiastka wow i były strasznie suche, a popatrz, jak wyglądają obecnie. Daj chłopakowi spokój, nie lubisz jego tekstów to je zwyczajnie odpuść.
Ja uważam, że pisanie że nie podabają się komuś jakieś teksty jest jak najbardziej na miejscu i tak autorowi jak i ekipie szóstego gracza feedback od czytelników nie zaszkodzi. Natomiast nazywanie ich niepotrzebnymi czy określanie co 6gracz powinien lub nie powinien umieszczać to już dla mnie przekroczenie pewnej granicy. Ja bardzo nisko oceniam pióro Adama, nie tylko przez sam drewniany styl pisania (w tym sposób budowania zdań, przywodzący na myśl wypracowania szkolne), ale również przez łatwość w ogłaszaniu różnych subiektywnych uwag jako powszechnie obowiązujących prawd. Nie mniej rozumiem, że szóstygracz nie wziął się znikąd, że powstał przez połączenie sił kilku blogerów, którzy dzięki efektowi synergii mogą sobie pozwolić na poświęcenie życie na pisaniu o tym o czym kochamy czytać i (mam nadzieję) niedokładaniu do tego z własnej kieszeni. Selekcja treści na serwisie jest bardzo prosta i miejmy świadomość, że nawet te teksty, które nam nie leżą sprawiają, że dzięki ich obecności za 6G płacą inni czytelnicy, którzy np. są zirytowani barwnym stylem Maćka czy fizyką kwantową Piotrka.
A przeczytałeś komentarz na ktory odpowiadasz…? Bo chocby w nim pisze ze teskt jest slabo uargumentowany, nieprzemyslany. To bardziej hot take niz artykul. Podobnie jak ten o MVP. Te braki wytykano w pierwszych komentarzach, nie powtarzałem się.
Jak to do czego ma prowadzic dyskusja? Do poprawy! Tak jak pod przywolanymi tekstami Adama. Gdyby jemu nie zwracano uwagi to by nie bylo impulsu do rozwoju.
Nie mozna wszystkiego zaslonic prawem do wlasnej opinii. Prawo ma sie do poinformowanych opinii. Nikt nie ma prawa do ignoranctwa. I bron Boze nie zarzucam tu Przemkowi ignorancji, ale uwazam, ze 2 ostatnie teksty byly najslabsze.
Mocno jestem zdziwiony tą narracja wokół Aldridge’a. Owszem, można mieć obawy ale żebyśmy “wszyscy wiedzieli, że w tym momencie to przepłacony, starzejący się podkoszowy, który upodobał sobie nieefektywne rzuty z półdystansu”? Pamiętamy jak 2 lata temu wszyscy skreślali Love’a, a jak chwalono go niedługo później gdy pomógł zdobyć mistrzostwo, rzucił 34 punkty w jednej kwarcie czy wrócił do Meczu Gwiazd. Aldridge zagrał póki co jeden średni sezon. W pierwszym roku w SA wciąż był All Starem, w pierwszych meczach przeciwko OKC w playoffs wyglądał jak supergwiazda. W obu sezonach po jego sprowadzeniu San Antonio wygrało ponad 60 meczów – coś co drużynom Popovicha udało się tylko 3 razy przez poprzednie 19 lat jego kariery trenerskiej, a w ostatnich latach osiągało tylko Heat z Big3 i Warriors Kerra. Pierwszy sezon z Aldridgem był najlepszym sezonem regularnym Spurs w historii. Od początku były słuszne wątpliwości co do samego ściągania LA do Spurs zarówno pod kątem wieku jak i stylu gry. Ale ogłaszanie tego, że Aldridge się definytywnie skończył na podstawie jego dyspozycji z kilku ostatnich miesięcy jest w mojej ocenie mocno przedwczesne.
Idę o zakład, że (jeżeli zostanie w Spurs) będzie w tym roku o wiele bardziej przydatny.
Już bez przesady z tym pompowaniem balonika afery w koło Aldridga. Gość nie jest może liderem, jakiego Spurs spodziewali się pozyskać, i system w San Antonio nie jest dla jego gry najlepszy + mimo progresu w obronie jego praca nóg przy obronie pick’n’rolli sprawia, że Poppovich rozgląda się komu mógłby znów kupować ciasto marchewkowe. Z drugiej strony Spurs zrobili 2x 60+W na ciągle mocny zachodzie, wykręcając lepszy bilans niż mistrz RS Mike Antoni. Millsap byłby lepszy, pewnie, ale mam wrażenie, że reputacja Aldridga szybuje w dół z samego narzekania jakie się niesie po sieci, a nie do końca za to co robił na boisku. Była dziś mowa w palmie, że nie ocenia się zawodnika po 4 meczach po. Aldridge zagrał 3 słabe mecze w serii z GSW, będąc drugą opcją bez 1 i 3 w składzie. Zabrakło mu woli walki, żeby coś tam jeszcze nastukać to fakt, ale w jego sytuacji jestem w stanie puścić te 3 mecze w niepamięć. Narzekających odsyłam choćby do pierwszej połowy g1 z Warriors, łatwo można się przekonać jak szukał swojej gry w tym meczu, nie usiadło kilka jumperów to poszedł głębiej pod kosz. Przez cały sezon zaliczał wiele ważnych zbiórek w ataku, nie chce mi się sprawdzać, ale podejrzewam po obejrzeniu prawie wszystkich gier Spurs, że w 4 kwartach w meczach na styku miał ich sporo. Nigdy w mediach nie narzekał, nie robił problemów. A jak coś mu się nie podoba to zagra kolejny sezon i droga wolna, spurs będą mieli ciekawą sytuacje w kontraktach w 2018, więc raczej nikt by nie narzekał, jakby nie udało się go wymienić i finalnie odszedł za darmo.
Generalnie to jest zwolennikiem rozsądnej wymiany, jeśli się taka trafi, ale ta fala narzekania i dewaluacja jego wartości to bardziej wina internetu niż Aldridga.
Ja powiem tak – przeczytałem artykuł Przemka z uwagą, nie zgadzając się od początku z teza. Ale – i tu jest duże ale – nie można tak skreślać, kopać i sprowadzać do parteru każdego nowego autora na 6g. Potrzebna jest nowa krew w redakcji, a jeśli bedzie takie podejście typu: byl juz fajny Przemek, ten nowy to cienki leszcz – to nie bedzie nowych Maćkow i nowych Adamów.
Krytykantom polecę napisanie wlasnego tekstu o NBA – ja sprobowalem roboczo po flaszce, rano jak wstalem i przeczytalem to mialem podwojnego kaca, bo mimo tego ze ogladam lige 26 lat (z przerwami), to niewiele jednak mam madrego do napisania i spalam sie ewentualnie w komentkach.
Przemek – ten art Ci nie wyszedl, nieco spierdoliłeś wątek, ale trzymam kciuki za Ciebie i będę czytał kolejne :)
Henri Cartier-Bresson mówił, że twoje pierwsze 10000 fotografii jest najgorszych. Cierpliwości :>
——————
Ja z kolei bym spojrzał w inną stronę.
“Niezależnie od tego, kto w tym klubie aktualnie gra, to przed rozpoczęciem każdego sezonu automatycznie dopisujemy San Antonio do listy kandydatów do mistrzostwa. Bo jeśli zwyciężasz przez 20 lat, to nie przestaniesz nagle tego robić.”
Budowanie kultury “zwyciężającej” organizacji to jest jakaś tożsamość. Masz Philę ufającą procesowi (i Procesowi), przegrywającą dużo, by później wygrywać więcej. Była Oklahoma budowana powoli przez draft, od dna do Finałów NBA. Kiedyś byli twardzi, defensywni us-against-the-world Pistons. Było dużo star-teamów. Teraz jest “Power Of The Pack” Wolves i młode, atletyczne, Milwaukee, z wingspanem stąd do Wisconsin. Wszystko jest oparte na jakiejś “swojej” kulturze.
Problem tylko jest jeden – skoro sprowadzenie LMA było częścią kultury wygrywania, ciągłego bycia contenderem, to puszczenie go, by sprowadzić kogoś lepszego… nią nie jest? Jak najbardziej jest. To nie jest pierwszy przypadek niesprawdzonego (IMO: wciąż jeszcze za wcześnie na taki wyrok) człowieka w Spurs.
Łatwo opierać drużynę na tych samych ludziach (Parker-Ginobili-Duncan-Kawhi), jeśli:
1) Pasują do siebie i każdy ma określoną rolę
2) Są (Duncan/Kawhi/niegdyś moooże Parker) topowymi graczami na tych pozycjach.
Generalnie wiązałbym kulturę stałego bycia contenderem z wynikami, a nie z brakiem zmian w managemencie/rosterze. Raczej to pierwsze jest konsekwencją drugiego. No i nie oszukujmy się – nikt nie zmienia wygrywającego (może nie mistrzostwa, ale co najmniej 50 meczów w sezonie rok w rok) składu nagle. Dużo łatwiej wtedy jest dokonywać niewielkich zmian zamiast drastycznej przebudowy.
Ostatecznie NBA to biznes, a nawet jeśli nie biznes, to – w ramach stałego bycia contenderem – ciągłe poszukiwanie coraz lepszych graczy, coraz lepszych warunków rozwoju. Na samym końcu każdy chce wygrywać w ramach swoich możliwości i to jest cel nadrzędny. Dlatego pewien całkiem niezły koszykarz opuścił swoją drużynę, by wygrywać. Gdy udowodnił światu, że potrafi to robić, mógł później wrócić do swojego miasta, do swojego domu, budować swoją “kulturę”… ale to już odrębny przypadek.
Pisalem o popkulturze, więc pośrednio wiem że nie jest to hop siup. Mój pogląd (i tu znów przekopiuje) jest taki:
“Jestem bardzo zadowolony z tego że płacę za 6G i cieszę się z poziomu strony (łącznie z komentarzami, co jest rzadkie w dzisiejszych internetach) i chcę jego podtrzymywania.
Nie sytuacji, że każdy może pisać i dopiero się powoli uczyć. Tak można uczyć się na blogach, płatne treści (lubię ten system, serio) muszą być poziom wyżej.
Recenzja książki o Kobe’m autorstwa Przemka była dobra i potrzebna, kolejne teksty okej, przeczytałem i nie komentowałem (bez zachwytu, bez zgrzytania) ale dwa ostatnie były zdecydowanie niepotrzebne/nieprzemyslane/słabo uargumentowane. Odniosłem wrażenie, że to zapychacze w tym spokojnym okresie. Czyli tendencja spadkowa, warta zasygnalizowania :(”
Stanowczo opanuję też stwierdzeniu że kogokolwiek skreślałem, kopałem i sprowadzałem do parteru! :) jesli Przemek ma jaja to weźmie te słowa krytyki i rozczarowania za motywację do lepszego pisania. Albo się zniechęci i zniknie. Obie opcje są lepsze od tworzenia przeciętnych tekstów :)
Przemek pisz dalej! #emocje
A ja na równi z artykułami stawiam…. Wasze komentarze i powiem szczerze, że wcale nie musi mi się podobać artykuł, skoro jest fajna dyskusja poniżej. Tutaj dyskusja trochę nie na temat, bo wchodzimy na temat gustów mimo że niektórym wydaje się, że o najprawdziwszej prawdzie. Jak długo będziemy gadać pod artykułami, będzie dobrze, tylko my też musimy dbać o poziom i kulturę :)
Pełna zgoda ClydeGlide. Przemek podrzucił temat, wywiązała się ciekawa rozmowa poniżej. Pomijam głosy tych, którzy po prostu jadą po autorze z góry na dół i najchętniej już by nic nie czytali jego autorstwa. Nie uważam, żeby to był słuszny kierunek, ale nie sposób nie zauważyć, że to Szósty Gracz stał się zakładnikami własnej kultury. I za to wielkie brawa panowie.
Ma wymagających czytelników i świetne komentarze pod tekstami. Jest w nich klimat, jaki był kiedyś w komentarzach na Supergigancie. Sam niestety czasem jestem wymagający i zastanawiam się, czy przypadkiem nie przesadzam.
Przemek, mimo wszystko, nie przejmuj się komentarzami – także moim, pisz więcej! Dałeś hot take jak Stephen A.Smith i oto chodzi. Jest tekst, jest rozmowa, jest dyskusja. Pozdrowienia dla komentujących!
Ale kto jedzie po autorze z gory na dół? Rzepka z kolei sugerował kopanie, skreślanie i sprowadzanie do parteru. Gdzie? :)
Dziękuję wszystkim za feedback i za wszystkie komentarze nt. moich tekstów, zarówno te pozytywne, jak i te bardziej krytyczne! Wszystkie je biorę do siebie, może nawet czasem za bardzo, i staram się wyciągać wnioski. Jedno co mogę powiedzieć na pewno, to że przy każdym tekście daję z siebie wszystko, a to, że efekt może nie zawsze i nie dla każdego jest zadowalający… cóż, na Szóstym Graczu piszą osoby, które zajmują się tym profesjonalnie i mają wieloletnie doświadczenie, a ja to szczaw w tym temacie jestem… Zdaję sobie sprawę, że niektórym może przeszkadzać, że na płatnym portalu pojawiają się teksty „uczniaka”, które może nieco odstają poziomem, ale dostałem taką szansę i postanowiłem z niej skorzystać. Podchodzę do tego wyzwania poważnie i mam nadzieję, że z czasem będzie widoczny progres. Mi też przecież zależy na tym, by moje publikacje stały na jak najwyższym poziomie!
Pozdrawiam serdecznie :)
I brawo, pierwszy daję lajka :) Bo wyrazilem krytyke i rozczarowanie a od razu sugestie ze gnoje autora i mam sobie isc. Michala tu krytykowano tez, a dopiero Adama jak mordowano w komentarzach. I slusznie. Patrz gdzie teraz sa. Jestes na dobrej drodze.