1. Największe pytanie dotyczące Finałów 2017 to:
Olek Żerelik: Czy Steph Curry wygra rywalizację z Kyrie’m Irvingiem? Jeśli wygra, to nie martwię się o wynik Finałów. Jeśli przegra, to wszystko w nadgarstkach Duranta.
Przemek Napierzyński: Czy Warriors uda się nakłonić LeBrona, żeby do nich przeszedł, jeśli znów przegrają finał? Trochę sobie tu robię podśmiechujki z tego, że Golden State po utracie tytułu poszli najkrótszą drogą, żeby go odzyskać, czyli ściągnęli z rynku najlepszego dostępnego gracza. Jednak trzeba sobie zdać sprawę z tego, że ta drużyna walczy nie tylko o pierścienie, ale o to, by nie stać się największym pośmiewiskiem ligi w przypadku przegranej. W tej kwestii nie zgadzam się ze zNYKiem, że po porażce Warriors w finałach nic się nie stanie – koszykarski świat się zatrzęsie, taka to będzie skala upadku.
Jacek Rachwał: Czy Durant zrobi różnicę? Mimo, że w Vegas stawiają na Warriors, według mnie Cavs mają przewagę psychologiczną w tej serii. LeBron gra basket życia, Cavs są zdrowsi niż Warriors, rok temu udało im się wygrać i przystępują do serii z bojowym nastawieniem dlaczego nie zrobić tego jeszcze raz. Owszem, Warriors mają Duranta i tu właśnie pojawia się największe pytanie – czy jest on w stanie przezwyciężyć swoje problemy z LeBronem? W Golden State jest dużo więcej talentu, ale pamiętajmy, że pozbyli się głębi z ławki, Pachulia i Iggy mają problemy z urazami i co najważniejsze, nie rozegrali w obecnym składzie jeszcze żadnej porządnej, wyrównanej serii playoffs. Tymczasem Cavs w praktycznie niezmienionym składzie są już mocno wprawieni w bojach. To na Durancie ciąży największa presja i jak zawali któreś z decydujących spotkań, tak jak Game 6 rok temu w serii z Warriors, to w offseason nie będzie już zwykłej fali hejtu, tylko jakieś pieprzone tsunami.
Bartek Bielecki: Kto zdobędzie mistrzostwo? Tu nie ma co kombinować. Trzeci rok z rzędu spotykają się w Finałach te same zespoły i właściwie od początku sezonu wiadomo było, że tak będzie. Od początku sezonu była właściwie tylko jedna niewiadoma – czy Cavs obronią tytuł, czy wzmocnieni Kevinem Durantem Warriors wezmą rewanż za porażkę w ubiegłym roku? W tym sezonie kontuzjowany nie jest Steph Curry, Draymond Green jest daleko od pauzowania za faule techniczne, a rola Kevina Love’a w Cavs wydaje się wreszcie jasna, więc wygra po prostu lepszy zespół… no chyba, że Mike Brown będzie podejmował jakieś szalone decyzje.
Krzysiek Ograbek: Czy LeBron wejdzie do głów zawodników Golden State? Rok temu GSW szli sobie spokojnie po repeat, dopóki Draymond nie dał się sprowokować LeBronowi. Potem James i Irving zrobili sobie strzelaninę w Oakland pod nieobecność Greena i powoli zdobywali przewagę psychologiczną w finale. Jednogłośny MVP Curry wyglądał jak przedszkolak. Klay jak to Klay, albo był w meczu, albo nie. Od Barnesa nie dostali nic. To jest niezwykłe, że pomimo tego przegrali mistrzostwo tylko o 4 punkty… GSW to zdecydowanie lepsza drużyna, jeśli grają na miarę swojego potencjału. Zadaniem Cavs jest nie dopuścić do takiej gry i wygrać tę serię w głowach zawodników GSW.
Maciek Staszewski: Jak Cavs będą bronić Warriors? Do tej pory podwajali/trapowali największą gwiazdę przeciwnika – czasem nawet dwie (Raptors) – a zbaranieli jak Celtics nagle zaczęli grać bez gwiazdy. W Warriors mają przeciwko sobie 3 supergwiazdy ofensywne i kilku ludzi nie gorszych w ataku, niż role playerzy Bostonu. Nie mają też tylu obrońców indywidualnych, żeby kryć Warriors 1na1 a ich obrona blablabla od dawna jest podejrzana. Mój typ to że zaczną czymś w stylu Kyrie + pomoc na Currym, Shump/JR + pomoc na Klayu, LeBron na KD i dalej niż 3 metry od kosza nikt na Drayu i nikt na Zazie. To może jednak łatwo wypalić im w twarz. Ciekawe.
Ola: Czy to już ten czas, że sezon regularny jest ciekawszy niż playoffy? Tak, właśnie tak.
2. Kto wygra Finały 2017?
Olek Żerelik: Golden State Warriors. Odegrają się za zeszły rok. Durant pokaże pazur, Green zadziorność, Curry to jak gra, gdy jest zdrów, Klay Thompson będzie niszczył z czystych pozycji, a Iggy pomoże trochę ograniczyć dominację LeBrona.
Przemek Napierzyński: Golden State Warriors. Przeważy skala zgromadzonego talentu, aczkolwiek spodziewam się wyrównanej serii, która może pójść w obie strony. Jeśli ktoś twierdzi, że któraś z drużyn jest zdecydowanym faworytem, to nie ma racji. Byłbym pewniejszy swojego typu, gdyby nie zamieszanie związane ze Stevem Kerrem. Tu nawet nie chodzi o to, że Mike Brown nie jest tak dobrym trenerem – boję się, że negatywnie na graczy Dubs wpłynie fakt, że tak naprawdę do końca nie wiedzą, co się dzieje z ich szefem i jaka będzie jego przyszłość w organizacji.
Jacek Rachwał: Cleveland Cavaliers. Myślenie trochę życzeniowe, ale nie jest to jakieś nierealne. Durant zostaje za swoje (nie podobała mi się jego decyzja), a LeBron gra na kosmicznym poziomie sprawiając, że całe wakacje mamy temat do dyskusji czy już faktycznie wyprzedził MJa (wg mnie już tak, a jak wygra z tym GSW to kolejny solidny argument). Chciałbym to zobaczyć i móc opowiadać kiedyś dzieciom, że byłem tego świadkiem.
Bielecki: Golden State Warriors. O ile nie byłoby dobrego kursu, nie postawiłbym na to pieniędzy, ale Warriors byli najlepszym zespołem ligi przez cały sezon i w Playoffs, mają lepszy skład na papierze, zawodnicy są w pełni zdrowia i przede wszystkim – są głodni rewanżu i mają zdeterminowanego Kevina Duranta, który przeszedł do Golden State, żeby wygrać mistrzostwo.
Krzysiek Ograbek: Cleveland Cavaliers. Bo Durant będzie ssał całą serię, a w szczególności w Game 6, a w wakacje pójdzie do Cleveland, żeby zwiększyć swoje szanse na mistrzostwo.
Maciek Staszewski: NiewiemjakCavs. To moja odpowiedź już od początku sezonu. Rozum i instynkt są pewne Warriors, ale chcę epickiej serii i legendy “LeBrona postrachu Złotego Stanu”. Więc Cavs. Nie wiem jak.
Ola: Lepszy.
3. Ratingi oglądalności NBA w sezonie 2017/18 będą wyższe/niższe:
Olek Żerelik: Wyższe. Bo Paul i Griffin odejdą na duże rynki z Clippers, których i tak nikt nie chciał oglądać.
Przemek Napierzyński: Wyższe, dzięki hajpowi na klasę nadchodzącego draftu. Jeśli Lonzo Ball trafi do Lakers, to zobaczycie, jaką oglądalność będzie miał jego pierwszy mecz w National TV. A NBA z całą swoją marketingową otoczką dobrze wie, jak przyciągnąć widza do telewizora, nawet jeśli czeka nas kolejny sezon, który zakończy się takim samym składem finałów.
Jacek Rachwał: Wyższe, bo sezon regularny rządzi się swoimi prawami, a liga dostanie niesamowity zastrzyk młodego talentu. Mówię z własnego doświadczenia – już sobie wyobrażam przełom października i listopada, kiedy znów będę wygłodniały koszykówki na najwyższym poziomie i zacznę śledzić poczynania nowych graczy i przede wszystkim Wolves, którzy mają szansę w końcu przebić się do playoffów (oby terminarz sprawił, że w pierwszym tygodniu listopada będą gdzieś w Kaliforni). Sezon regularny NBA pisze tyle ciekawych historii, że nawet jak wszyscy będziemy wiedzieć, że prawdopodobnie po raz czwarty w finale dojdzie do tego samego pojedynku, to i tak większość z nas (a przynajmniej ja) znajdzie coś innego, ekscytującego dla siebie. Owszem, w obecnym sezonie np. nie oglądałem ani jednego meczu finałów konferencji (poza game 1 Warriors-Spurs), ale biorąc pod uwagę cały przyszły sezon, mam w planach obejrzeć więcej spotkań i zapewne kibic każdej drużyny, która dostanie nowego, młodego, interesującego gracza będzie chciał zrobić podobnie. A zanosi się na to, że takich graczy dostaniemy mnóstwo, więcej, niż w poprzednich latach.
Bielecki: Niższe. Tak naprawdę nie da się tego stwierdzić na tym etapie, kiedy ciągle przed nami Draft i Free Agency. Wydaje mi się, że popularność NBA w Stanach rośnie kosztem innych dyscyplin. Że takie postaci jak Lonzo Ball i zdrowy Joel Embiid mogą przyciągnąć kolejnych widzów przed ekrany, ale z drugiej strony ten sezon był wyjątkowy ze względu na Super Team Warriors, wyczyny Westbrooka i zacięty wyścig o MVP, więc lidze może być to ciężko przebić.
Krzysiek Ograbek: Niższe, bo sezon zasadniczy przestaje mieć znaczenie. Już rok temu ta cała narracja “without the ring…” spowodowała, że bilans się nie liczy. Ten sezon jest pod tym względem jeszcze gorszy, bo o GSW i Cavs mówi się tylko, jak wpadają w jakiś dołek. Finał znaliśmy już od lipca. Nic się niespodziewanego nie zdarzyło. Kryzys Cavs? Im się po prostu nie chciało. Kibiców 28 drużyn w NBA czeka jeszcze kilka lat posuchy i w tym czasie oglądalność może mocno polecieć w dół.
Maciek Staszewski: Niższe. Hajp na te super drużyny które już mamy, wygasł. Szaleńcza pogoń za triple-double Russa i absurdalne ilości wygenerowanych punktów przez Hardena nawet jeśli się powtórzą nie będą już tak świeże. Nie ma na horyzoncie żadnych zdarzeń które by nas podobnie rozgrzały a dodatkowo tegoroczne playoffs i ewidentny duopol (24-1…) też nie zachęcą nowych fanów. Lakers jeszcze trochę possą. Liga ma malutkie kłopociki.
Ola: Niższe, gdyż jest nudno.
Kompletnie nie kupuję tego, że Iguodala choć trochę ograniczy LeBrona. Czas dla obu graczy płynie zupełnie inaczej. Iggy będzie miał wartość w tych finałach jak będzie trafiał za 3.
Bukmacherzy i wiekszosc ekspertow twierdzą że GSW sa zdecydowanym faworytem serii… Szanse Cavs to granie najlepszej koszykowki w życiu przy jednoczesnej słabej grze GSW. Lebron jest wyjątkowym koszykarzem ale gra sie tak jak przeciwnik pozwala. Nie zdziwie się jezeli bedzie tak bezradny jak w przegranych ostatnich finałach z SAS jeszcze za czasów Miami
Też mam wrażenie,że te finały będą podobne do tych z 14′.
Pokaz siły bardziej zdeterminowanych GSW i lekko “ospały” Lebron.
Obym się mylił i będziemy mieli 7mio meczową batalię z wielkimi rzutami w końcówkach.
Ja mam odwrotne wrażenie, wydaje mi się że Cavs są tak pewni swojej siły i mają przewagę psychologiczną po zeszłym roku co sprawi że zaskakująco szybko mogą się rozprawić z Warriors. Warriors którym gdy nie będzie wpadać to będą patrzeć na ławkę oczekując instrukcji a zobaczą tam Mike Browna więc Durant weźmie piłkę w swoje ręce i pójdzie w superiso-ball jak w game 6 Warriors-Thunder 2016. Wolalbym się mylić bo nie cierpie Cavs ani nie jestem wielkim fanem Jamesa, jednak mam dziwne przeczucie.
“Bezradny” i “ospały” Lebron, o którym piszecie powyżej Panowie miał w finałach 2014 linijkę:
57,1%/51,9%/79,3% 28.2/7.8/4.0/2.0/0.4. grając przeciwko Kawhiemu.
Reszta drużyny, niestety ssała okrutnie z rozmaitych przyczyn, ale nie obwiniajmy o tą masakrę Bronka :)
James zawsze ma “linijkę”,za dobry jest by nie mieć.
Po prostu kiedy oglądałem tamte finały miałam takie wrażenie:
SAS chcieli się zrewanżować za trochę “głupio” przegrany tytuł rok wcześniej-rzucili się Heat do gardeł a ci jakoś szybko poddali sprawę.
Jeśli chodzi o Lebrona-nie dominował w tej serii chociażby tak jak w przegranych finałach z Warriors rok później.
To moje wrażenia-choć słyszałem/czytałem wiele podobnych po tamtej serii-doskonale rozumiem jednak,że Twoje odczucia mogły być inne.
Mam po prostu od kilku dni jakieś dziwne “flashbacki” z tamtych Finals.
:)
Spoko, do dzisiaj mówi się, że Kawhi zjadł LeBrona w tamtych finałach, co zawsze wydawało mi się zabawne.
Byl bezradny ale nie dlatego ze grał zle bo grał dobrze ale mimo ze byl w formie nic nie byl w stanie zmienic na boisku