Rok temu Golden State Warriors mieli tylko dwa dni wolnego między siódmym meczem Finałów Zachodu, a pierwszym pojedynkiem z Cleveland Cavaliers. Teraz po sweepie na San Antonio Spurs odpoczywali aż dziewięć dni, ich rywale trzy dni mniej i mimo że sezon nadal trwa, można poczuć się już jak w czasie wakacji, bo NBA strasznie zwolniła.
Przez niespełna sześć miesięcy w fazie zasadniczej każda drużyna rozegrała 82 mecze, a przez ostatnie półtora miesiąca, od połowy kwietnia obaj finaliści mają za sobą łącznie tylko 25 spotkań. Ale wreszcie zbliżamy się do końca tego długiego oczekiwania na Finały, które mają być prawdziwą wisienką na torcie i powinny wyrwać nas z tego wakacyjnego klimatu, zapewniając mnóstwo emocji przez najbliższe kilkanaście dni.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Mam nadzieję, że dagger Irvingowi się stępił
Jaki ten Game 7 był klasykiem. Aż mnie się znowu włos na łbie zjeżył…
One of the best yet.
Cała seria była klasykiem. Ile tam było zwrotów akcji, damn. Brakowało chyba tylko Stevena Seagala z mieczem samurajskim.
Już chyba kiedyś ktoś to tutaj napisał :) ale warto powtórzyć w kontekście typera:
Stare chińskie przysłowie mówi “Little girly basketball teams don’t win championships”
Przyprawa i CupCake nie dadzą rady na poziomie mentalnym …
#4RingForTheKing
Nie tym razem, nie przy takiej skali talentu. James tez się kiedys przełamał a mimo wszystko SAS wcisneli go w ziemie jak jeszcze gral w Miami. Obecnie GSW maja za duzo doswiadczenia aby nie wykorzystać przewag
Dzięki Adam za ten recap. :) Przypomniało mi się z jakim kacem przeżywałem dzień po zeszłorocznym G7. Jakbym miał deja vu po podobnie wypuszczonym z rąk tytule przez moich ukochanych C’s w finałach z 2010… A teraz – cóż, niech wygra lepszy – bardziej kibicuję Warriors z uwagi na to jak fantastycznie zespołowo potrafią grać. Z drugiej strony naprawdę trudno nie doceniać tego co robi LBJ i jak odwrócił o 180 stopni całą swoją legacy. Trudno nie lubić wiecznie niedocenianego KLova, a po ostatnim tekście Michała Kajzerka nie czuć też wreszcie sympatii do Wujka. Oby się działo po prostu! :)
Gdyby LeBron wtedy w G1 w 2015 trafił ten rzut na zwycięstwo…