Kobe Bryant. Showman – Recenzja książki

12
fot. SQN
fot. SQN

Przemek Napierzyński

            „Każdej nocy, każdego dnia, przez 20 lat, mimo kontuzji, zawieruch oraz kolejnych rozpadających się relacji, gotów był zapłacić każdą cenę za swoją wielkość.

            Stał się kimś, kogo nazywano zawsze „najbardziej kontrowersyjnym koszykarzem w NBA” – albo uwielbianym, albo znienawidzonym przez rzesze kibiców koszykówki.”

Tym fragmentem z przedmowy do książki „Kobe Bryant. Showman” jej autor, Roland Lazenby, pokazuje, że doskonale zdaje sobie sprawę, na jak trudne zadanie się porwał, decydując się na napisanie biografii, która ma na celu przybliżenie jednej z najbardziej skomplikowanych osobowości, jakie mieliśmy okazję podziwiać we współczesnym sporcie. Pytanie, czy ta sztuka mu się udała?

Przyznam się bez bicia, że praktycznie nie znam Kobiego Bryanta. Oczywiście, jako kibic koszykówki, zdaję sobie sprawę, kto zacz – 5 pierścieni, jeden three-peat, 81 punktów itd. Jednak mój początek prawdziwej przygody z NBA przypada na sezon, który dla Lakers zakończył się pamiętnym widokiem Phila Jacksona opuszczającego zmęczonym krokiem halę w Dallas po meczu, który okazał się być jego ostatnim w trenerskiej karierze. Siłą rzeczy więc zapamiętałem Kobiego nie jako “Czarną Mambę” – tego, który przejął schedę (i ruchy) po Jordanie – ale jako starzejącego się gwiazdora, nadal wielkiego, ale który zaczyna przegrywać walkę nie tylko z własnym ciałem, ale również z własnym ego. Miałem więc możliwość sprawdzić na samym sobie, jak opisywana książka wywiąże się z zadania przybliżenia osoby Bryanta czytelnikowi, który niekoniecznie musi znać na pamięć listę wszystkich osiągnięć byłego lidera Lakers.

Już pierwszy kontakt z książką sugeruje, że mamy do czynienia z kompleksowym opracowaniem życiorysu Kobiego. Opasłe, 600-stronnicowe tomiszcze jasno wskazuje, że mamy w ręku efekt rzetelnej i ciężkiej pracy autora, a nie jedynie chwytliwą, lakoniczną broszurę, która miałaby na celu wyciągnąć kilka dolarów od wszystkich tych, którzy do tej pory nie mogą powstrzymać łez po zawieszeniu butów na kołku przez ich idola.

I rzeczywiście, od pierwszych szpalt nie możemy narzekać na niedobór informacji. Poznajemy więc dokładnie historię nie tylko samego bohatera, ale całej rodziny Bryantów, z naciskiem na jego ojca, który przecież, jako koszykarz, miał zasadniczy wpływ na drogę życiową, którą obrał syn. Wszystko to jest okraszone delikatnym historycznym rysem, który lepiej pozwala się zorientować w realiach, w których rozgrywają się opisane w każdym rozdziale wydarzenia. Całości dopełniają naprawdę olbrzymie ilości cytatów osób, które towarzyszyły Kobiemu w poszczególnych etapach jego życia i kariery, zarówno historycznych, z różnego rodzaju wywiadów i artykułów, jak i współczesnych, z wypowiedzi udzielonych specjalnie na potrzeby książki. Szczęśliwie autor, choć niewątpliwie sam traktuje gwiazdora Lakers jako wybitnego koszykarza (nie uciekając miejscami od banałów typu „wybitny strzelec w końcówkach meczów”), to przy pisaniu jego historii raczej powstrzymuje się od wygłaszania personalnych opinii na jego temat. Pozostawia tę kwestię w gestii swoich rozmówców – dzięki temu czytelnik ma szansę sam wyrobić sobie zdanie w poszczególnych kwestiach, które są poruszane. Trzeba przy tym podkreślić, że cytowane osoby wypowiadają się nie zawsze o zainteresowanym w pozytywny sposób, przez co tekst na szczęście nie nosi znamion pochwalnego peanu i powinien przypaść do gustu również tym, którzy do KB mają chłodny stosunek.

Książka jest napisana w sposób jasny i przejrzysty, pozbawiona jest skomplikowanych, stricte koszykarskich zwrotów, przez co powinna być przystępna również dla czytelnika nie do końca zaznajomionego z realiami NBA. Z drugiej strony na pewno fanom koszykówki łatwiej będzie wyłapać kontekst opisywanych wydarzeń, choćby przez to, że nie trzeba im wyjaśniać np. jak bardzo rozpoznawalną marką w koszykarskim świecie byli Lakers, czy takie nazwiska, jak Buss, Jackson czy West. Trzeba tutaj jednak jasno powiedzieć, że „Showman” to pozycja traktująca w głównej mierze o Bryancie i Lakers. Nie dowiemy się z niej wiele, jak wyglądała NBA w czasie opisywanych wydarzeń – takie nazwiska jak Stockton czy Duncan pojawiają się w tekście sporadycznie i służą jedynie jako uzupełnienie szczątkowych opisów poszczególnych meczów, nie ma również odniesień i porównań do innych drużyn, rywalizujących z Jeziorowcami. W ogóle autor bardziej się skupił na osobie Kobiego i jego relacji z otoczeniem, niż na szczegółowym opisie jego koszykarskich podbojów. Ciężko uznać to za wadę, lecz na pewno należy być świadomym konwencji, obranej przez Rolanda Lazenby’ego.

Trzeba przyznać, że praca wykonana przez autora zaowocowała naprawdę dokładnym opisem, kim był Kobe, chyba najdokładniejszym, jaki może być dokonany przez postronną osobę. Na łamach książki dostajemy odpowiedź na wiele nurtujących pytań dotyczących gwiazdy Lakers. Nie da się jednak ukryć, Bryant jest tak specyficznym i skomplikowanym człowiekiem, że prawie każda z tych odpowiedzi stawia przy okazji kolejne pytanie. Pytanie, które sięga już tak głęboko w osobowość Mamby, że odpowiedzieć na nie może tylko on sam. Miejmy więc nadzieję, że w przyszłości będzie nam dane dostać w ręce historię życia Kobiego Bean Bryanta opowiedzianą przez niego, dzięki czemu będziemy mogli skonfrontować nasze wyobrażenia i zasłyszane historie na jego temat z tym, co na ich temat ma do powiedzenia sam zainteresowany.

Żeby nie było tak słodko, mam jeden poważniejszy zarzut do tej książki. Odniosłem wrażenie, że niektóre tematy zostały potraktowane w niej trochę po macoszemu. Nie wiem, czy wynika to z tego, że autor chciał jednak dopasować całą historię do pewnej narracji, czy też po prostu nie udało mu się dotrzeć do odpowiednich źródeł. Ale, przykładowo, o ile historii współpracy Kobego z Adidasem zostało poświęconych kilka dobrych rozdziałów, o tyle o jego kooperacji z Nike nie ma praktycznie ani słowa. Można by przytoczyć kilka innych tego typu niedociągnięć, ale z drugiej strony to są tylko detale, stanowiące tło dla całej historii i nie wpływa to znacząco na całościowy odbiór wydawnictwa, a poza tym, gdyby chcieć opisać to wszystko, to chyba trzeba by było wydać książkę w dwóch tomach.

„Showman” to bardzo dobra i rzetelna, reporterska robota. To książka, dzięki której z pewnością poznasz wiele ciekawych szczegółów z życia Kobiego, o których wcześniej nie miałeś/aś pojęcia. Wydane na tę pozycję pieniądze to dobra inwestycja, nie ma co do tego wątpliwości. Zainteresuje ona nie tylko osoby, które interesują się koszykówką, ale każdego, kto lubi przeczytać literaturę faktu na wysokim poziomie. Prawdopodobnie nie wejdzie ona do kanonu najlepszych biografii sportowców, ale nie zmienia to faktu, że każdy fan NBA powinien po nią sięgnąć, jeśli interesuje go, z jakimi sytuacjami i problemami muszą się mierzyć największe gwiazdy tej ligi. A dla fanów samego Kobiego to pozycja wręcz obowiązkowa.

I jeszcze na zakończenie krótka dygresja, może już nie tak bezpośrednio związana z samą książką, ale wydaje mi się, że warto ją przytoczyć. Historia Kobiego Bryanta to historia chłopaka, który od najmłodszych lat był kreowany przez swojego ojca na gwiazdę koszykówki. Jako nastolatek wszedł do szatni Lakers w butach z własnym nazwiskiem, co z jednej strony świadczyło, z jak nietuzinkowym talentem mamy do czynienia, ale z drugiej sprawiło, że przez wielu starszych kolegów był traktowany jako intruz, który swoim zachowaniem stara się podważyć ich pozycję w zespole. Czuję tutaj pewną analogię do wydarzeń, które się rozgrywają na naszych oczach za sprawą Lonzo Balla i jego taty. Oczywiście, Lonzo to nie Kobe, tak samo jak LaVar Ball to nie Joe Bryant, mamy też inne czasy i młode talenty są inaczej postrzegane w NBA, ale jednak po lekturze biografii KB nie mogę się oprzeć wrażeniu, że młody Lonzo może napotkać na swojej drodze problemy, z których nawet sobie nie zdaje sprawy. Warto o tym pamiętać, obserwując rozwój tego chłopaka i jest to jeszcze jeden powód, dla którego warto przeczytać tę książkę.

Poprzedni artykułDniówka: Curry i Durant mają coś do udowodnienia w Finale. Chris Paul w Spurs?
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (506): Wielkie Tróje

12 KOMENTARZE

  1. Ja właśnie jestem w trakcie. Największym problemem dla mnie jest mniejsza niż zwykle czcionka – każdy, kto waha się, czy kupić tą książkę w wersji papierowej czy elektronicznej, niech wybierze tą drugą – szkoda oczu..

    0
  2. Trochę brakowało mi opisów jakiś dobrych meczy co w biografii Jordana było. Tutaj było za dużo miejsca poświęcone ojcu a za mało takich “smaczków” – game-winnerów itp. Mecze takie jak ten z Indianą w finałach kiedy Shaq zszedł za faule a Kobe sam wygrał dogrywkę to były opisane na pół zdania. Ostatnie 8 lat to w książce 100 stron – w tym 2 ostatnie mistrzostwa. Pewnie jednemu bardziej się spodoba, innemu mniej, ale osobiście uważam, że biografia Jordana była ciekawsza.

    0
  3. Lazenby o Jordanie był dobry do połowy – bardzo szczegółowo do 1991 roku, potem po łebkach i bez żadnych smaczków. A pierwsze lata MJa sa dobrze opisane: Jordan Rules na przykład, to czasy Washington i potem są w sumie bardzo pobieżnie przekazywane fanom. W związku z czym tę pozycję oceniałem mizernie.
    Potem próbowałem przebić się przez biografię Einsteina – poszło słabo. Książka o Jobsie – średnia, o wiele ciekawsza była taka ksiązka mega krytykancka, której Steve nienawidził – niestety nie pamietam tytulu, ale była epicka.. Dlatego do pozycji o Kobe nie zamierzam podejść anytime soon – dla mnie Lazenby pisze z pozycji z góry upatrzonej tezy i dopasowuje fakty, w wielu miejscach spłyca. Mimo wszystko wychodzi 600 stron i kazdy myśli: wow, co za głeboka lektura, pokrywa kazdy aspekt sprawy. A koles naprawde umie rozmnażać słowa w zagadnieniach w których czuje się mocny..
    Jak ktoś szuka fajnej książki o koszykówce to polecam autobiografię Jalena Rose “Give the people what they want” albo Briana Windhorsta “Return of the king” – dwie soczyste pozycje, godne spędzonego nad nimi czasu.

    0
    • Akurat nie ma co porównywać biografii do autobiografii bo to zupełnie inne typy książek – no chyba, że mamy jakiegoś kontrowersyjnego autora biografii, a to na pewno nie Lazenby.
      Śmiać mi się chciało jak czytałem “Shaq – bez cenzury”, w której O’Neal co 2 strony chwalił się, że komuś kupił kanapkę a innemu obiad. Akurat w przypadku Shaqa wolałbym przeczytać biografię autorstwa Lazenbego.
      Co do czasów Jordana w Wizzards to są one dużo lepiej opisane niż Kobego po 2007. Tuta niestety wygląda na to, że autor miał już 500 stron i nie chciał przegiąć więc upchnął resztę na ostatnich 100 (chociaż pewnie amerykańska wersja jest cieńsza).

      0
      • “Śmiać mi się chciało jak czytałem „Shaq – bez cenzury”, w której O’Neal co 2 strony chwalił się, że komuś kupił kanapkę a innemu obiad.” – jedna z najgorszych ksiazek jakie czytałem w życiu, straszny crap

        0
  4. Biografia Jordana mnie osobiscie troche zmeczyla,nie miala tej iskry ktora nie pozwala sie oderwac od ksiazki, no i zmienila moj punkt postrzegania Jordana ale jest to pozycja obowiazkowa dla wyznawcow religii Jordanowskiej ? Z mojej biblioteczki moge polecic autobiografie Mika Tysona ktora jest swietna i jak dla mnie zadna kniga koszykarska jeszcze sie do niej nawet na troche nie zblizyla,ot byc moze koszykarze maja mniej czasu na barwne zycie ☺

    0