Trzech wysokich graczy z trzech różnych zespołów, których mianownikiem wspólnym jest nowy trener na ławce, oddaje średnio 14 rzutów za trzy punkty w każdym meczu. DeMarcus Cousins już w poprzednim sezonie w systemie szybkim, który wyprzedzał truchtające ciało najlepszego gracza, był stretch-centrem i big-ballową czwórką grając obok drugiego wysokiego. Marc Gasol i Brook Lopez natomiast korzystają z dobrodziejstw dwóch debiutantów na ławkach, analityki i ułożonej ręki, która przez całą karierą pozwala im trafiać rzuty z półdystansu i low-post. Technika nie wkracza na salony dużych graczy, bo jest w nich od zawsze. Ułatwia łączyć zadania odpowiednie dla naturalnej pozycji i pozycji np. numer dwa.
To między innymi systematyczne opuszczanie obu bloków, a przynajmniej zamiana ich na dobre miejsce do skanowania parkietu (np. słabej strony w grze face-up) powoduje, że w kolejnych sezonach oglądamy coraz więcej rzutów za trzy punkty, które pochodzą między innymi z podań generowanych na całym obszarze zarezerwowanym (w teorii) dla wysokich graczy: low-post, łokcie. Dzisiaj wymiana pozycji spowodował traktowania big-manów w ofensywie – przez odważnych trenerów – jak rzucających obrońców lub niskich skrzydłowych, ustawiając w ich docelowym miejscu (bliżej obręczy) innych graczy; drugiego wysokiego, jednego z dwóch skrzydłowych; tweenerów występujących na pozycjach 3-4, rzucających obrońców. Tak jest np. w Sacramento (niżej) gdzie w przypadku grającego outside DeMarcusa Cousinsa rolę fałszywego wysokiego pełnią Rudy Gay, Matt Barnes lub Aaron Afflalo. W formacjach 5-0 (nawet 4-1, decyduje po prostu filozofia trenera) tego komfortowego problemu w zasadzie nie ma. Kiedy komplet zawodników ustawia się w obu rogach, na obu skrzydłach, a piąty ma piłkę na szczycie, podanie jej i utrzymanie spacingu ruchem przez otwartą przestrzeń od szczytu do obręczy, sprzyja wykreowaniu czystej pozycji dla rzucającego za trzy centra w prostej akcji pick-and-pop.
Wniosek po kilkunastu meczach konkretnie tych trzech zespołów (Memphis, Sacramento, Brooklyn) brzmi następująco: przeciwnicy przygotowują obronę pod penetrujących graczy i ewentualny roll wysokiego. Odskok (pop) centra na 7 metr traktowany jest jako zdecydowanie lepsza z perspektywy obrony pozycja “do oddania” niż przyjęcie na siebie nawet bardzo dobrze kontestowanej próby z paint (przy czym pamiętać trzeba, że trenerzy mają różne pomysły i do podobnych posiadań podchodzą w zróżnicowany sposób. Golden State Warriors na przykład robili “show” na bokach parkietu gdy zasłonę stawiał Brook Lopez).
Bardzo dobre zachowanie hands-high Isaiah Thomasa, pomoc w pomalowanym (Amir Johnson) i całkiem niezły doskok Ala Horforda, który zachował w płaskiej obronie ustawienie i nie cofnął się w stronę obręczy – co jest bolączką np. wysokich z Portland – powodując małą pułapkę na Conley’u, z której to Conley wychodzi. Niemal doskonałe posiadanie w obronie, gdyby tylko rzut Marca Gasola pochodził z 6 metra, półdystansu…
I między innymi dlatego dwa z omawianych trzech zespołów są w trzeciej 10 najczęściej penetrujących drużyn w lidze – Memphis, Sacramento. Tezy nie potwierdzają drudzy w NBA (aż 35 drive’ów na mecz) Brooklyn Nets, przy czym grają aż 9 posiadań więcej od Memphis, 7 od Sacramento i generalnie są nieprzyzwoicie szybkim zespołem, który pomaga sobie przegrywać mecze.
Na klipie widać też dwie rzeczy. Pierwsza: to na graczu z piłką spoczywa odpowiedzialność ściągnięcia na siebie dwóch obrońców i oddania piłki do spot-up centra. Druga: zmiany krycia przestają być komfortowe, stają się zagrożeniem lub przestają je neutralizować, ponieważ:
- Mały gracz z piłką jest szybszy od wysokiego, pracuje kozłem, może rzucać po speracji – i jest to standard w dzisiejszej NBA, nie powinno to nikogo dziwić.
- Duży gracz z pomocą zespołu może łatwo sprowadzić posiadanie do low-post i grać tyłem do obręczy na np. guardzie – istotne aby zrobić to szybko i nie dopuścić po drodze do switchu poza piłką – ale też, mając tak dobry kozioł jak na 7 stóp wzrostu, zaatakować go penetracją, wykorzystując silne barki, przewagę wagi i siły. I ten ostatni fragment jest ważny, bo już dzisiaj np. DeMarcus Cousins, który wygląda w każdej ofensywie i będzie wyglądał na wolny elektron; gracza, który robi kiedy chce co chce, penetruje ponad 7 razy na mecz.
Niewątpliwie posiadanie na parkiecie stretch-big pomaga zyskać przestrzeń, później wjechać w nią niższymi zawodnikami – właśnie gdy rywal zmienia obronę próbując wykluczyć rzut za trzy wysokiego – czy po prostu skorzystać z pomocy udzielonej od np. spotującego na skrzydle Marca Gasola. Interesujące, że w Top5 graczy, którzy oddają w meczu największą liczbę spot-up rzutów znajdują się DeMarcus Cousins (3. miejsce, 5.2 posiadań, 1.01 PPP) i Brook Lopez (4. miejsce, 5.0, 1.01 PPP). NBA nie udostępnia ile z tych rzutów pochodzi z akcji pick-and-pop, ile to rezultat kilkusekundowego czekania na piłkę w określonym miejscu. To nie są nowe rzeczy w NBA, tzn. pod względem dużych ludzi z rzutem za trzy punkty (Chris Bosh, Dirk Nowitzki, Mehmet Okur). Na pewno interesujące w czasach szczupłych, patykowatych, ale pokrytych tkanką mięśniową i atletycznych centrów, z których wielu ma za zadanie głównie biegać pomiędzy obręczami, bronić – najlepiej multi pozycji – stawiać zasłony i łapać podania górą lub dołem.
Chociaż talent przesunął się na 7 metr, omawiana trójka nie przestała rolować do obręczy, grać na bloku; dostają tam podania, ustawiają się na łokciach w starym stylu, dominując w jednym miejscu zostają tam długie minuty. To wokół nich krąży ofensywa, to oni stanowią o niej (m.in. Gasol, który gra jako point-center, jednoosobowa armia odpowiedzialna za punkty, podania, decyzje). O każdym z nich można napisać to samo pod względem bardzo ogólnej, szerokiej charakterystyki, widoczne są jednak różnice przede wszystkim w tym jak funkcjonują w różnych ofensywnych systemach, z innymi zawodnikami obok siebie, w innych ustawieniach, z innymi zadaniami w ofensywie, jak wykorzystywane są ich umiejętności i zalety, w jaki sposób eliminowane są ich wady.
Brook Lopez, Brooklyn Nets
Gra Nets potęguje wrażenie, że gracze nie przestrzegają ofensywnej dyscypliny Zawodnicy mogą oddawać rzuty w każdej sekundzie posiadania, prują do ataku z obrony, zapominając o pryncypiach lub nie mając ich wcale. W tej up-tempo ofensywie miejscem dla Brooka Lopeza okazuje się głównie szczyt, na którym zatrzymuje się w kontrach – chyba że łapie outlet-passy (kilka w meczu z Golden State) – i oddaje rzut po jednym podaniu. Ale motion-offense Nets, atak, który wygląda czasami źle, niestabilnie, oddaje piłkę w ręce graczy, którzy nie powinni jej mieć, przyniósł nowości. I te wszystkie rzeczy zobaczysz w posiadaniu poniżej:
W akcji hand-off, po których Nets zdobywają 0.91 PPP – wynik poniżej średniej ligowej – Brook Lopez, który klasycznie dla siebie ustawia się na prawym bloku, nie atakuje ofensywnej deski tylko odchodzi do rogu. Przez całą karierą nie oddał tylu rzutów z obu narożników co obecnie i chociaż to tylko 16 prób, można w tym przypadku rozważyć kilka kwestii.
Ustawienie centra w narożniku – nawet jeśli rzuca za trzy punkty – jest swego rodzaju ułatwieniem pracy obronie, co w przypadku planu utrudniania jej właśnie za pomocą stretch-centra jest paradoksem. Z jednego powodu: wysoki ma krótszą drogę do udzielenia pomocy w paint. To są wszystkie sytuacje, w których decydują warunki fizyczne gracza z piłką i wysokiego gracza rywali. Szybkość nóg i podejmowania decyzji kontra mobilność centra zamierzającego kontestować rzut. Narożniki parkietu są wrażliwe na błędy i spotujący w nich center liczy na pomoc swojego obrońcy przy penetracji, której, no właśnie – udzielać czy nie? Czy mając w rogu 33% procentowego środkowego-strzelca zostawić go i przesunąć obrońcę w stronę paint (pamiętajmy, że tym obrońcą jest największy gracz, który spaja obronę, wzbudza respekt u penetrujących rozgrywających)? Czy wymusić grę drive-and-kick (pomoc), czy może zaufać obrońcy ball-handlera (brak pomocy) i pozostałej trójce?
Zespoły rozważają mnóstwo wariantów biorąc pod uwagę poszczególne ustawienia (i zachowania konkretnych graczy na parkiecie w smallballu, bigballu). Z nimi na Brooklynie różnie bywa. Grają 5-0 z Justinem Hamiltonem i Brookiem Lopezem, 4-1 z Trevorem Bookerem i Brookiem Lopezem. Ta druga para występuje w 9 najpopularniejszych lineupach Nets, które regularnie przegrywają walkę na atakowanej desce. Booker nie rzuca za trzy punkty (1 próba na mecz), wymiennie z Lopezem – jak w przypadku każdego zespołu, który zaimplementował pewne zasady dotyczące wymienności pozycji – ustawiają się, szukając defensywnych pomyłek rywali, blisko lub daleko od obręczy. W takim przypadku gdy role na pozycjach 4-5 odwracają się, wraca kwestia reagowania obrońców gdy obaj – np. Booker i Lopez – nie mają piłki. Wyobrażając sobie miejsca, w których stacjonują off-ball (obecnie: Lopez na dystansie, Booker na bloku, półdystansie, obok linii końcowej w sposób typowy dla centra – trzeba wziąć poprawkę, że w ten sposób nie wyglądają wszystkie posiadania Nets), łatwiej odpuścić Trevora Bookera niż Brooka Lopeza. Ale nie jest to regułą w tych konkretnych lineupach, które po pierwsze przegrywają mecze, po drugie zanim wszyscy gracze ustawią się w ataku pozycyjnych ich kolega oddaje rzut, po trzecie zespoły pozwalają sobie na odrobinę luzu wychodząc na prowadzenie po mniej niż 36 minutach gry (Nets przegrywają mecze średnio 14 punktami), a może i od pierwszego gwizdka – choć to mało profesjonalne.
Poza tym zespoły mogą traktować masywnych centrów na dystansie, jako względnie nowe zagrożenie. Zupełnie inne niż długi, atletyczny, rzucający za trzy punkty Anthony Davis, który gra na pozycji numer cztery (jego przejście wyżej, na środek, dyktują meczowe wydarzenia), a więc broniący zespół ma na parkiecie obrońcę Omera Asika lub Alexisa Ajincy, analogicznie w przypadku Minnesoty i Karla Townsa, Nowego Jorku i Kristapsa Porzingisa. Sytuacja zmienia się gdy stretch-czwórki przechodzą pozycję wyżej, do pełnego ustawienia 5-0, wtedy jednak ustawianie ich w rogach, jako spot-up strzelców, zabiera sekundy, w których najwyższy i najsilniejszy gracz może postawić zasłonę, a więc otworzyć zatrzymaniem na sobie obrońcy – zakładając, że nie dojdzie do zmiany krycia – wykreowany szerokim lineupem korytarz do obręczy (chociaż dzisiaj nie wygląda to na poważny problem, kiedy niscy gracze coraz częściej stawiają zasłony, kiedy smallball predysponuje do zmian krycia, kiedy najbardziej poszukiwanym rzutem wydaje się rzut za trzy punkty).
Lopez rzadziej roluje w stronę kosza, choć ma ku temu lepsze warunki grając obok Justina Hamiltona, który trafia 32% rzutów za trzy punkty. Za każdym razem gdy zajmuje pozycję na łokciach – a robi to dwukrotnie rzadziej niż w poprzednim sezonie – zmienia stronę robiąc miejsce kolegom. Nie zatrzymuje się na bloku a przechodzi na obwód rozszerzając pole gry:
To jedna z zasad ofensywy Nets: robić miejsce dla innych graczy i wchodzić w miejsce przez innych graczy zrobione. Wyobrażam sobie, że w poprzednich latach Lopez nie zmieniłby pozycji, lub zatrzymał się na drugim łokciu i prosił o piłkę. I nie ma w tym nic złego – wtedy nie było – natomiast Kenny Atkinson zaplanował optymalizację talentów najlepszego gracza i słowa dotrzymał (pamiętajmy, że Lopez nigdy nie był świetnym zbierającym). To też świadczy o potencjale trenera.
Na klipie z tego posiadania zobaczysz to o czym napisałem wyżej (dzisiaj wymiana pozycji spowodował traktowania big-manów w ofensywie – przez odważnych trenerów – jak rzucających obrońców lub niskich skrzydłowych) i pełniącego rolę drugiego wysokiego Rondae Hollis-Jeffersona, który szuka miejsca w pomalowanym:
Marc Gasol, Memphis Grizzlies
Grający bardzo wolno zespół z Memphis, który z bilansem 19-12 (przed wygraną z Rockets) jeszcze w piątek miał ujemny Net Rating (-0.2), gra podobne hand-off akcje jak na Brooklynie, kładzie jednak o wiele większy naciska na grę podaniem Marca Gasola. Żaden środkowy w NBA nie otrzymuje tylu podań co Hiszpan i żaden nie jest tak inteligentny z piłką. Gasol wędruje pomiędzy blokiem a szczytem, rozdziela podania, stawia zasłony począwszy od zwykłej ball-screen dla Mike’a Conley’a, skończywszy na pin-downie, po którym dołącza do stagger-screena i odskakuje na skrzydło:
Nowy trener sprawił, że grający w high-post i na łokciach Gasol robi to subtelniej niż miało to miejsce w poprzednich latach, w których strefy te okupowało dwóch wysokich. Nowa ofensywa wymaga od Hiszpana pośrednictwa pomiędzy stronami, podawania piłki ze środka na lewą lub prawą stronę, następnie ścięcia w dół w celu postawienia zasłony i ustawienia się na bloku lub daleko od obręczy. Memphis utrzymali średnią liczbę kontaktów z piłką na łokciach – różnica polega przede wszystkim (Zach Randolph gra na nich wchodząc z ławki) na tym, że w tym samym czasie przynajmniej jeden łokieć jest wolny; nie ma na nim gracza:
Na obu stronach zachowany jest balans, zawodnicy mają więcej miejsca, mogą swobodniej przebiegać pomiędzy skrzydłami, wychodzić na górę po pin-downie, łapać podania bez obaw, że obrońca zawodnika na drugim łokciu (wyobraź sobie, że na prawym elbow stoi Zach Randolph, a jego obrońca kontroluje to, co dzieje się wokół niego) zejdzie z pomocą do np. niespodziewanego ścięcia czy off-screen akcji. Obecnie tylko i wyłącznie wokół Marca Gasola krążą gracze pierwszej piątki i Hiszpan może swobodnie poruszać się pomiędzy oboma łokciami, jego koledzy penetrować, szukać punktów w beznadziejnych sytuacjach. Grizzlies zaczęli korzystać z dobrodziejstw szerokości i wymuszonej przez nią rotacji przeciwników, reagując na close-outy pompkami, wbijaniem się w wolną przestrzeń, czytaniem gry (ofensywa high-post do tego się generalnie sprowadza):
Wciąż jednak Grizzlies nie atakują obręczy na poziomie zdecydowanie lepszym, wyższym niż za kadencji Dave’a Joergera. Gdy pierwsza piątka składa się z zawodników, którzy trafiają prawie 43% z gry (30. miejsce w lidze), ciężko wymagać dobrej selekcji rzutowej, co za tym idzie dobrych decyzji, płynnej ofensywy.
Ten zespół jest dziwny i dziwny pozostanie wygrywając mecze w crunch-time, w których 3/4 posiadań zaczynają w 5-6 sekundzie nie spiesząc się do pracy. Gasol i Randolph rozegrali ze sobą tylko 176 minut w 20 spotkaniach – 8.8 minuty na mecz – i przebywając razem nie są już tą zwartą nierozłączną parą, która zdobywa punkty z tych samych miejsc. Pomaga to jednak Gasolowi rolować częściej do obręczy niż w poprzednim sezonie; roluje wtedy kiedy widzi, że ma miejsce, nie pcha się do paint widząc tłok, dodatkowego obrońcę. Zatrzymuje się wtedy, robi stop, gdy dostanie podanie – w zależności od dystansu od kosza- oddaje rzut lub próbuje grać 1 na 1 z nastawieniem na zaatakowanie obręczy lub grę post-up.
Grizzlies czekają jeszcze na ustawienie z Chandlerem Parsonsem (w dwóch ostatnich meczach rozegrał w sumie 30 minut, opuścił już 24 z 32 spotkań) na pozycji numer cztery i jego LeBron-like roli obok Marca Gasola i Mike’a Conley’a. I my czekamy razem z nimi, bo ma lepsze ręce w pick-and-rollu niż ręce Andrew Harrisona, a Memphis w swoim starym stylu potrafią zakopać się w posiadaniu na długie sekundy mając ograniczoną liczbę graczy, potrafiących wykreować coś z niczego
DeMarcus Cousins, Sacramento Kings
W przypadku DeMarcusa Cousinsa gra zespołu dosłownie kręci się wokół niego. Czterech graczy kreuje, ścina, biega, Cousins – najbardziej leniwy off-ball gracz w lidze – czeka na swoim miejscu. Pół meczu na skrzydle, pół meczu na bloku – w spotkaniu przeciwko Blazers na 7 metrze, przeciwko Jazz w low-post. Cousins zbyt często wygląda na przykutego kajdanami do swojego spotu, nie do końca jak na spot-up strzelca przystało – oni też poruszają się po parkiecie. Należy jednak odpowiedzieć na pytania: czy to dobrze? Czy spot-up strzelec musi stacjonować w tym samym miejscu przez całe posiadanie (na przykładzie Brooka Lopeza: nie)? Czy “akcja spot-up” może trwać 2 sekundy albo mniej?
Z tej trójki to Cousins przebiega najmniej mil w meczu i kozłuje najwięcej: wyprowadza kontry, czasami przeprowadza piłkę przez środek i oddaje ją na atakowanej połowie do rozgrywającego, grę 1 na 1 rozpoczyna już na szczycie i stara się dostać do obręczy – 7 penetracji w każdym meczu, najwięcej pośród centrów, więcej od Kawhia Leonarda, Bradley’a Beala, Stephena Curry’ego. W ofensywie Dave’a Joergera jest czasami stacjonującą na dystansie “dwójką”- “trójką”, która gra z piłką, czasami inicjatorem całego posiadania prostym hand-offem, po którym przebiega np. dołem i zmienia stronę aby dostać piłkę na bloku.
W grze Kings widać to co zostało zabrane z Memphis czyli dwóch wysokich na obu łokciach. Różnica polega na tym, że dzisiaj w Sacramento jeden z nich oddaje 5 rzutów za trzy punkty w meczu, a rok temu w Memphis żaden nie wychodził poza obręb półdystansu. Trener Joerger nie gra smallballem tak często, jak można było wnioskować po wypowiedziach sprzed paru tygodni, niemniej jednak w ostatnich 5 meczach 18 minut gra para stretch-wysokich: Anthony Tolliver – DeMarcus Cousins.
Wymiennie zajmują miejsca na bloku – częściej Cousins – i na dystansie – Tolliver, gdzie ustawiony w low-post środkowy wywiera na obronię presję lekkiego zejścia w jego stronę, przygotowania się do pomocy (chciałbym Kings w playoffach z jednego powodu: zobaczyć w jaki sposób Steve Kerr zneutralizuje Cousinsa, zanim Cousins i jego zespół zneutralizują się sami):
Otwiera to przed pozostałymi zawodnikami prawdopodobnie najwięcej miejsca w konfiguracji wysoki-wysoki na pozycjach 4-5 na jaką Kings mogą sobie pozwolić. Zabiera trochę rąk na piłce w przeciwieństwie do smallballu np. z Rudym Gay’em lub Mattem Barnesem na czwórce, ale ta dwójka plus Ty Lawson na pozycji numer jeden jest +5 w ostatnich 10 dniach (bilans 4-1, trzeci najczęściej grany lineup Kings w tym okresie to: Lawson-Afflalo-Temple-Tolliver-Cousins). Jednym dużym minusem tej piątki, który już zaczyna mi przeszkadzać – oprócz obrony, która w tym zestawie graczy wisi na włosku – jest tempo wyższe aż o 12 posiadań od tempa startującej piątki – 99 vs 87. Póki co połączenie up-tempo rozgrywającego, nie mających nic przeciwko biegać od obręczy do obręczy Afflalo, Temple, Tollivera z Cousinsem, który biegać nie lubi, nie skutkuje fatalną egzekucją w ofensywie, grą 4 na 5 podczas gdy center zbiera się z własnej połowy, zmęczeniem itd. Net Rating tej piątki wynosi +34 w ponad 30 minut gry, ale Kings grają bez Rudy’ego Gaya – którego powinni wymienić – i typ, że te dobre małe rzeczy przestaną być dobre wraz z powrotem niskiego skrzydłowego wygląda bardzo prawdopodobnie.
W ofensywie Kings istnieją oczywiście sety, które Dave Joerger zabrał z Memphis, po których łatwo przechodzą do gry w bocznym pick-and-rollu. Granie dwójką na łokciach ma swoje zalety przy odpowiednim personelu (dobranym pod dzisiejsze standardy: 4 z 5 najczęściej grających w tej strefie zespołów ma w pierwszej piątce wysokiego rzucającego za trzy punkty: Kings, 76ers, Grizzlies, Warriors). Jedną z nich jest szybki dostęp na obu stronach do dwójkowej gry: ball-handler – elbow-player:
Otwórz w nowej karcie/kliknij na obraz aby powiększyć.
1. Kings rozpoczynają posiadanie od ustawienia dwóch gracz na łokciach: Tolliver – Afflalo. Garett Temple robi Iverson Cut i dostaje podanie na lewej stronie.
2. Momentalnie otwiera się szansa zagrania w pick-and-rollu z Afflalo – lub z każdym dużym graczem na jego miejscu – a także podanie piłki do zawodnika na bloku; Cousins nie ustawia się najlepiej, bardzo dobra praca w obronie Goberta. W tym czasie Ty Lawson robi miejsce przesuwając się do prawego boku. Garett Temple mógłby penetrować gdyby Jazz nie zmienili krycia, popełnili błąd, bronili w inny sposób.
3. Spójrz gdzie jest Anthony Tolliver – wisi nad nim żółta strzałka. Z lewego łokcia przeszedł na prawy i stawia zasłonę.
4. Anthony Tolliver odskoczył na skrzydło, Afflalo na dole ścina do rogu za plecami obrońcy, Ty Lawson ma niezłą opcję w narożniku na dole, ale Joe Ingles swoim ustawieniem odcina podanie.
Ławka Kings zdobywa tylko 103 punkty na 100 posiadań i być może to właśnie tutaj Dave Joerger poszuka smallballu i szybkości. Niekoniecznie jednak parując rezerwowych z Cousinsem, którego w tym ustawieniu może zastąpić rolujący do obręczy Willy Cauley-Stein. Stracą w ofensywie, zyskają w obronie, natomiast balans pomiędzy stricte fizycznymi atrybutami na dwóch skrajnych pozycjach – szybkość, wytrzymałość – powinien dać Sacramento – w ograniczonym wymiarze czasu – to czego nie dał George Karl: odpowiedzialną szybką grę, ale w wykonaniu zmienników; drugi, grający limitowane minuty, zespół. Spoglądając jednak na historię organizacji, podbijanie tempa nie wpisuje się na listę priorytetów nawet bez Cousinsa na parkiecie i w dalszym ciągu wygląda na igranie z ogniem – również w defensywie. Niemniej obecne rezultaty są więcej niż przyzwoite.
Rzut za trzy Brooka Lopeza to chyba jedyny pozytyw tego sezonu Nets.
Jak to jedyny? A zatrudnienie Spencera “zajadacza batonikow” Dinwiddiego to co? ;)
Szkoda tylko, że jak GSW znowu przegra finały z Cavs,to podpiszą też dr Marca..:-P
@corso
jak już jesteśmy w Krainie (teraz) Fantazji (potem Rzeczywistości;) to nie bójmy się i napiszmy że przegrają z Bostonem! :D
Próbowałem czytać to na raty w czasie przerw w BOS @ NYC, ale taki tekst wymaga skupienia. Tekst oczywiście fachowy, nie przejmuj się Piotrek, kiedy czasem Twoje arty nie mają prawie komentarzy. Nie są zlewane przez nas. Po prostu nikt nie wie co powiedzieć. Przy takich treściach wiekszość komentarzy wygląda jak “GSW są dobrzy, bo piłka do dziury wpada często”.