Na początku sierpnia szefowa Związku Zawodników Michele Roberts dała dużo nadziei mówiąc nie tylko o tym, że negocjacje z NBA w sprawie nowej umowy CBA (Collective Bargaining Agreement) idą w dobrym kierunku, ale przede wszystkim, że liczy na to, że uda się osiągnąć porozumienie jeszcze przed 15 grudnia tego roku. To właśnie wtedy mija deadline dla obu stron na wykorzystanie opcji opt-out w obecnej umowie, aby zakończyć jej obowiązywanie po sezonie 2016/17.
Taka perspektywa szybkiego porozumienia wyglądała oczywiście bardzo obiecująco, ale aż trudno było uwierzyć, że może to być realny scenariusz. W końcu poprzednim razem kiedy obie strony negocjowały w 2011 roku, tak bardzo się ze sobą kłóciły, że straciliśmy przez to część sezonu. A teraz miałyby się dogadać już na kilka miesięcy przed zakończeniem umowy, gdy nadal zostaje wiele czasu, żeby jeszcze nawet przed rozpoczęciem lokautu przycisnąć drugą stronę i wywalczyć coś więcej dla siebie?
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Podwyższenie (nie usunięcie) maksymalnych zarobków graczy. Jeżeli OKC mogłoby zaoferować KD zarobki na poziomie 50% salary cap to GSW kolejny sezon próbowaliby wejść do głowy Barnesa i wytłumaczyć mu jak trafiać rzuty z czystych pozycji. Podobnie z LeBronem i wszystkimi innymi superdrużynami.
W tym momencie GSW wykorzystali jedną na 20 sezonów furtkę wyraźnego skoku salary i poza Pachulią w NBA 2K każdy z graczy ma 90+ (sic!). Gdzieś w jakimś podcaście ktoś dobrze zauważył, że nie może być tak, że przed startem sezonu jest dwóch wyraźnych faworytów i tyle, bo teraz kontuzja jakiegokolwiek gracza z GSW niewiele zmienia, podobnie w przypadku Cavs i urazem kogokolwiek poza LBJ. Liga powinna iść w kierunku sytuacji, że tych zespołów z realnymi szansami na mistrza jest 5, 6, a może 10 i przy dobrym sezonie takie Grizzlies czy Boston mają szanse na tytuł.
Teraz boję się, że sezon jak zawsze przyniesie mnóstwo fajnych historii, ale przed Finałami 2017 poczuję, że po chuj to wszystko, od lipca i tak każdy wiedział jak to się skończy.
@JWill
“…od lipca i tak każdy wiedział jak to się skończy”
Jak się ogarniesz to zauważysz że w NBA zawsze jest jakiś zdecydowany faworyt i nikt nie narzekał a wręcz przeciwnie, liga żyje dzięki super drużynom. Słynne “beat LA” i pojedynki Bostonu z LAL, MJ i Jego Bulls vs wszyscy :)
Po pierwsze nigdy nie było tak zdecydowanych faworytów jak teraz i popatrz jak piszesz, że MJ z Bullsami kontra wszyscy – teraz wyobraź sobie, że nie ma Sonics, nie ma Jazz, czy kogokolwiek w latach 90, bo do Chicago przechodzi Stockton oraz Kemp i przez to dwaj wielcy rywale odpadają.
Pojedynki Bostonu z LAL narodziły się w latach 80 poprzez rywalizację dwóch graczy: Magica oraz Birda, którzy napędzili popularność lidze. Ciężko mi się odnosić też na ile ówczesna dominacja tych drużyn wpływała na wzrost zainteresowania pozostałymi drużynami, ale w tym momencie, mnie nie jara jakoś wybitnie cały sezon regularny w oczekiwaniu na Cavs vs. Warriors, gdzie obie drużyny zapowiadają oszczędzanie liderów w oczekiwaniu na PO. Bardziej wyrównana liga = konieczność większego wysiłku w RS przez co mecze w ciągu całego sezonu są ciekawsze.
A nie, że ktoś miał farta bo akurat salary cap podskoczył to robimy dynastię.
Boston-LAL lata 60, Boston-LAL połowa lat 80. Bulls-Jazz zwłaszcza ’98. Choć dopiero w tym sezonie może powtórzyć się po raz 3 z rzędu finał tych samych drużyn. Uzasadnione głosy są, że będzie powtórka finału, ale to sport i wszystko jest możliwe..zdrowi LAC, mocni SAS. “Detronizacja” na wschodzie LBJ też może nastąpić, kluczowe drużyny do tego się wzmocniły (boston będzie jeszcze szukac 1 allstara), nabierały latami doświadczenia. Jest ok. Z drugiej strony dominacja 2 drużyn też nie jest do końca zła. To tworzy historię ligi, za x lat w odniesieniu do dziś, będziemy wspominać LBJ-GSW, LBJ-SAS
Z jednej strony masz rację, ale czy historii ligi nie tworzy tytuł Miami Heat z 2006 roku? Upragniony tytuł Dirka? Everything is possible Bostonu? Czy każda z tych historii nie jest świetnie przez Ciebie zapamiętana właśnie przez swoja wyjątkowość?
Jeżeli w tym sezonie nagle tytuł wygrywa Boston (LeBron kontuzja w czasie robienia shake’a proteinowego, a Durant robiąc pick’n’popa z Currym kolanem wpada w kostkę Stepha i obaj są season-end) to byłaby to cudowna historia, która w mojej pamięci pozostanie dłużej (i romantyczniej) od pojedynku LBJ vs. GSW.
LeBron doskonałe wykorzystuje fakt że wschód ssie jeśli chodzi o “contederring” i dlatego nigdy nie przejdzie na zachód chodz w tym sezonie to juz troche nie uprawnione, zobaczymy. Wielkosc poznajemy rowniez po tym ze wykorzystujemy slabosc przeciwnikow i okazje ktore pozwola Nam dojsc do zalozonego celu. Winic GSW za to ze wykorzystali sytuacje która może uczynić ich lepszymi zgodnie z przepisami ktore nie oni tworzyli legalnym metodami to naprawdę bardzo rozszerzająca wykładnia problemu żeby nie napisać bolduping. Póki pilka w grze wszystko jest możliwe nie przyznawajmy mistrzostw przed pierwszym gwizdkiem. Aczkolwiek zgadzam sie z Toba ze celem ligi powinna być większa ilość drużyn mogących ze sobą rywalizować o pierscien zwłaszcza na wschodzie.
Zgadzam się, z punktu widzenia GSW robię to samo i nawet powieka mi nie drgnie. Dlatego liga powinna stworzyć taki system, aby uniemożliwić tworzenie aż takich powerhouse’ów (przydaje się fart, że Curry zarabiał w zeszłym sezonie gorzej od JaVale).