W poprzednim sezonie regularnym obejrzałem najwięcej meczów w życiu… Po 28-35 każdej z 30 drużyn, nawet Nets i 76ers. Ale nie powiedziałbyś tego, bo oglądałem je popołudniu.
Przed porannym Fleszem nie było szans na obejrzenie nawet jednego meczu w całości. Nawet, gdy budziłem się o 4 rano. Tym bardziej, że w zeszłym sezonie nawet już w czwartki NBA nie dawała 2-3 spotkań, ale 5-6. A następnego dnia czasu, by wracać się do rzeczy z przedwczoraj nie było, bo pojawiało się nowe 10-11 meczów i nowe historie. Czułem się jak chomik na kołowrotku, trybik w maszynie i nie robiłem tego co lubię, a lubię pisać o tym co oglądam.
To jeden z powodów, dla których w nadchodzącym sezonie planujemy rozbić stary Flesz na dwie części. Pierwsza to Wake-Up, mini-flesz, który pojawiał się będzie zawsze o 7, czyli 80-90 minut wcześniej, niż stary Flesz. Będziecie dużo szybciej mieli swój poranny fix, który teraz możecie sprawdzić w 2-3 minuty przed pracą/szkołą.
W nowym Fleszu pisał będę natomiast o NBA – drużynach, graczach, taktyce, historiach, końcówkach spotkań. O wszystkim czemu rok temu poświęcałem dwa tweety o godz. 16-18 po obejrzeniu dwóch meczów na koniec dnia pracy. Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta zmiana + znajdzie się teraz więcej czasu popołudniu na więcej kontentu z mojej strony w trakcie sezonu.
W ostatnim tygodniu przeczytałem co najmniej dwa artykuły o tym jak szybko i jak dominującą wokalną rolę liderów w Chicago objęli Rajon Rondo i Dwyane Wade. To dobrze. Nie jestem tylko pewien czy powinni pełnić ją akurat ci dwaj gracze, którzy mają historie bimbania i słabych powrotów do obrony.
Chicago Bulls przegrali w United Center 91:93 z Milwaukee Bucks w pierwszym meczu pre-season, ale wynik zrobił run 20-7 Douga McDermotta (13 PKT) i rezerwowych Bulls na koniec czwartej kwarty. Do przerwy Bulls oddali aż 55 punktów, część z nich niezrozumieniem w powrotach do obrony. Po jednym z drepczących comebacków na swoją stronę boiska, Fred Hoiberg w trzeciej kwarcie wkurzony wziął timeout. Zrobił to potem raz jeszcze.
Wiemy, że skład Chicago krzyczy nazwiskami. Dopiero co dwa tygodnie temu tłumaczyłem koledze – niedzielnemu kibicowi, który NBA zna lepiej z NBA2K – na czym polega oszukaństwo w składzie Chicago. My tutaj wiemy, że skonstruowanie ataku pozycyjnego we współczesnej koszykówce, mając na obwodzie takich nie-strzelców za trzy jak Rondo, Wade i Jimmy Butler będzie ogromnym kłopotem, zwłaszcza dla tak niedoświadczonego trenera jak Hoiberg. Z drugiej jednak strony, jest nadzieja, bo Rondo i Wade to gracze z wysokim IQ, więc być może znajdą sposób. Być może z czasem zgodzą się na to, by rozdzielić ich minuty (co Hoiberg robił już w pierwszym meczu). Być może jeden z nich – w domyśle Wade – zgodzi się nawet wchodzić z ławki, albo trafi tam po serii kilku meczów przerwy spowodowanej kontuzją.
Ale jest jeszcze jeden kłopot – powroty do obrony. Coś z czego negatywnie znany jest od lat D-Wade i coś co zjadało Sacramento Kings w ostatnim sezonie Rondo (26m. w oddanych punktach w kontrataku).
Słaby spacing jest nie tylko zagrożeniem w ataku, ale może być też …kłopotem w obronie. Wade i Butler wolą grać bliżej obręczy, a stamtąd jak wiadomo dalej pod swój kosz. Do tego Bulls poza Nikolą Miroticem i Bobbym Portisem mają na pozycjach 4/5 graczy, którzy też nie stoją za linią za trzy, tylko chcą atakować deskę (Gibson, Lopez, Felicio). Mądre teamy wysyłają jednego gracza na ofensywną tablicę i zabezpieczają tył zawsze jednym na szczycie linii za trzy. To co się dzieje po rzucie, to też spacing.
Drugi znak ostrzegawczy wiąże się właśnie z tym co napisałem w pierwszym akapicie – z liderowaniem Rondo i Wade’a. Akcja poniżej to już 7 sekunda posiadania Bucks. Popatrz:
Rondo, wracając się, przejął wyższego o dwie głowy Giannisa Antetokounmpo i Bulls mieli wcześniej kilka okazji zamienić się kryciem. Rondo był jednak jak I got it coach! Jestę najmądrzejszym graczę w hali… Nie zrobili tego – nie zmienili krycia. Nie zmatchowali się też w obronie z Milwaukee będącym w tzw semi-transition i Matthew Dellavedova z czystej pozycji na prawym skrzydle trafił za trzy na 48-33. Bardziej komunikacja, niż wysiłek.
Tu wysiłek:
Sytuacja po przechwycie – policz graczy na obrazku. Nie, to nie jest nowy sport. To wciąż powinna być koszykówka 5-na-5.
To dopiero początek pre-season, a Bulls mocno wstrząsnęli swoim składem na obwodzie i potrzebowali będą czasu, żeby się dogadać. Problemem nr 1 powinien być spacing trio Rondo-Wade-Butler, ale Bulls mogą jeszcze gorzej wyglądać, gdy oddawali będą łatwe punkty w obronie.
Gdybyś rok temu o tej porze powiedział mi, że Portland Trail Blazers, w rok po utracie 80% pierwszej piątki teamu z LaMarcusem Aldridgem, mieli będą wydane 112 mln dolarów w kontraktach na sezon 2016/17 i aż 124 mln dolarów gwarantowane na 2017/18, powiedziałbym, że Paul Allen na starość kompletnie zwariował.
Ale kilka miesięcy po rewelacyjnym zeszłym sezonie, Allen i GM Neil Olshey zrobili tzw double-down na obecnym składzie i dali nowe kontrakty C.J’owi McCollumowi (107 mln dol.), Allenowi Crabbe (75 mln), Meyersowi Leonardowi (41 mln) i Moe Harklessowi (40 mln), we free-agency dodając za 70 mln dolarów rezerwowego Boston Celtics Evana Turnera.
Teoretycznie Turner ma zastąpić w rotacji minuty Geralda Hendersona, który odegrał ważną rolę w eksplozji Blazers w drugiej części sezonu. Ale kto płaci 17 mln dolarów za sezon rezerwowemu, nawet po wzroście salary-cap? Co więcej, kto płaci drugie 18 mln dolarów innemu rezerwowemu (Crabbe), który w dodatku gra na podobnej pozycji?
Nowoczesna koszykówka Portland Trail Blazers, szybkim runem na starcie trzeciej kwarty, wygrała w Moda Center z Utah Jazz 98:89 w pierwszym meczu preseason. W zeszłym tygodniu razem z Piotrem Sitarzem spędziliśmy dokładnie 38 minut, dyskutując o roli Turnera w Portland i o aż 29 minutach, które przewidział mu w swoich predykcjach fantasy Basketball Monster.
Turner zgadzając się na kontrakt z Trail Blazers miał niby obiecane, że zostanie starterem. Ale te doniesienia szybko zostały storpedowane. Niedziwne, bo Trail Blazers obrócili poprzedni sezon nie tylko wraz z powrotem Hendersona, ale przede wszystkim zamieniając w piątce rozczarowującego Noaha Vonleh na sprowadzonego rok temu z Orlando Moe Harklessa. W ten sposób poszerzyli spacing do linii za trzy i dodali gracza, z którym więcej mogli zrobić w obronie.
Ta zmiana okazała się kluczowa. W 36 meczach i 290 minutach nowa piątka Blazers zdobywała 113,2 punktów na 100 posiadań, tracąc 98,8.
Stara – odpowiednio 106,0 i 107,7.
W play-offach nowy lineup także był plusowy (NetRtg +2.4), mimo tego, że grał na tle Los Angeles Clippers i Golden State Warriors (choć Blake Griffin, Chris Paul i Stephen Curry opuścili kilka spotkań).
Już latem trener Terry Stotts wyznał Zachowi Lowe, że planuje uczynić z Al-Farouqa Aminu etatowego startera na czwórce. To znów podsyciło możliwość tego, że Turner faktycznie może wychodzić w piątce Blazers zamiast Harklessa. I to mimo tego, że byłby już trzecim ball-handlerem (a przecież jeszcze Dr Mason Plumlee operuje coraz lepiej w hi-post) i zagrożeniem dla spacingu i flow ofensywy Portland (oddał tylko 610 trójek w 469 meczach kariery).
Po pierwszym meczu sezonu wygląda na to, że Stotts nie chce przerywać tego co zaczęło działać w połowie zeszłego sezonu i nie rozbije piątki, która obróciła sezon i której każdy gracz (to rzadkość) ma szansę być coraz lepszy. Na początku obozu mówił z kolei, że widzi Turnera w roli kozłującego w lineupach rezerwowych.
Przeciwko Utah Turner i Crabbe weszli razem z ławki w połowie pierwszej kwarty i grali kilka minut z Lillardem, zanim tego zastąpił McCollum. Obok nich grał jeszcze potem Shabazz Napier i grał dobrze (w ataku), trafiając 2 z 3 trójek (Rain Triplets?). Na drugą połowę Stotts z kolei obniżył skład, Crabbe zastąpił Aminu w piątce i na samym początku trzeciej kwarty Blazers odjechali i zrobili mecz. Derrick Favors biegał po obwodzie i nie wiedział kogo ma kryć. To w jaki sposób układać się będzie rotacja Blazers będzie jedną z najciekawszych rzeczy tego preseason.
Pieniądze pieniędzmi – o nich za kilka tygodni możemy zapomnieć – ale uderzające było to jak głębokie są teraz składy Blazers i Utah. Crabbe, Turner, Ed Davis, Boris Diaw, Joe Johnson, Dante Exum, Trey Lyles, Alec Burks – to wszystko rezerwowi. Oba teamy typuję, że przekroczą 50 zwycięstw właśnie ze względu na tę głębię składu. Choć w Jazz tematem może być to, czy Favors i Rudy Gobert mogą grać razem, czy też Quin Snyder powinien rozbić ich w pary ze stretch-4’s Lylesem i Diawem.
Dziękuję za przeczytanie.
Zmiana bardzo na plus, ale i tak ostatnie zdanie będzie miał Doktor Ćma!
Tak. To zdecydowanie DOBRA ZMIANA.
“Choć w Jazz tematem może być to, czy Favors i Rudy Gobert mogą grać razem, czy też Quin Snyder powinien rozbić ich w pary ze stretch-4’s Lylesem i Diawem”.
Przede wszystkim Lyles musi grać w tym sezonie co najmniej te 27-29 minut, bo inaczej to będzie dla niego stracony sezon. Dlatego ten patent z rozbiciem Goberta i Favsa na dwie piątki to chyba najlepsze, co można zrobić, zwłaszcza że smallballowi Jazz byli w tamtym sezonie bardzo fun to watch (choć statystyki mówią coś zupełnie innego).
Bobcats 7-59 też byli fun-to-watch. To nie musi iść w parze!
nie, nie byli :)
Oglądanie takich Bobcats to jak oglądanie kina klasy B lub C – filmy tak złe, że aż dobre :)
Trey Lyles do pierwszej piątki i to już. Snyder wkońcu to dostrzeże. Ten koleś naprawde może być dobry i zgadzam się z @kp_ldz, że trzeba mu dać te minuty, bo bardzo ich potrzebuje.
50 zwycięstw dla Jazz, czemu nie, Lindsey odrobił pracę domową dodając tą głębię do składu, oby tylko chłopcy wytrwali w zdrowiu, bo z tym Burksem to nigdy nie wiadomo.
Świetny pomysł z wakeupem jako przystawką do flesza. Śniadanie będzie bardziej sycące.
Naprawdę podziwiam Maćka właśnie za to oglądanie kilkudziesięciu meczów słabych drużyn w czasie sezonu. Ja w zeszłym sezonie też obejrzałem osobisty rekord spotkań, ale jak widziałem, że gra ze sobą Kings – Bucks czy coś w ten deseń to dawałem sobie spokój.
To jest właśnie najbardziej irytujące, że czyta się zapowiedzi wszystkich ekip, porównania, nowe transfery, nakręcasz się na ligę i zawsze przed samym sezonem myślę: “kurwa, wszystko będę oglądał, WSZYSTKO” i w tym roku podobnie:
– Utah, Minny, Orlando ekipy z potencjałem na play-offs,
– Lakers, Philly fajni młodzi gracze,
– Nets wyglądają najsłabiej, ale kocham Luisa Scolę i ogólnie mają kilku fajnych graczy,
– w Kings jest Joerger, którego cenię itd.
A w grudniu okaże się, że Philly próbuje grać na trzech centrów, w Orlando jak nie było spacingu tak nie ma, oglądając Minny krwawią oczy od tempa i post-upów Wigginsa, Nets dostaje od Indiany (która była w b2b) 30 punktami, a w Lakers pojawią się głosy, że Walton zaczyna łysieć i wyglądać jak Brian Shaw. I wtedy znowu, naturalną drogą selekcji odpadnie 10 ekip z oglądania :P (już teraz wątpię w oglądanie Pelicans, Suns, Bucks, a pewnie po dodaniu Brooksa również w Wizards, choć dla Marcina od lat robię wyjątki). Wybaczcie za przegadanie.
Ja lubiłem Flesze od rana, bo nieraz popołudniu nie mam kiedy zajrzeć na stronę. Ale jeśli będzie jakiś skrócony Wake-up, Palma a na koniec bardzo dobrej jakości Flesz popołudniu, to jak dla mnie zmiana na dobre. Najwyżej sobie będę czytał Flesze z jednodniowym opóźnieniem :)
Bo i tak się Flesz narodzil, jako coś szybkiego z rana, najważniejsze myśli (stad sama nazwa, coś błyskawicznego) a popołudniami miały być analizy najważniejszych meczy. W praniu to się zmieniło :)