Bielecki: Rasizm w NBA, czyli od czynów do słów

5
fot. YouTube/

Stany Zjednoczone przeszły trudną, długą drogę, by skończyć z rasizmem i ustabilizować sytuację społeczno-kulturową. Nawet dziś łatwo zaobserwować efekty nierównego traktowania ludzi ze względu na kolor skóry, nie wspominając nawet o naświetlanych przez media sprawach zabójstw czarnoskórych przez policjantów i związanych z tym protestach. NBA, zachowując pewne proporcje, też przeszła taką drogę.

Trudne początki

NBA powstała w wyniku połączenia dwóch, w stu procentach białych lig – BAA i NBL w 1949 roku. Mecze z udziałem czarnych koszykarzy zobaczyć można było tylko udając się na rywalizację college’ów dla Afroamerykanów, bądź na show Harlem Globetrotters.  Świat NBA doznał szoku, kiedy 25-tego kwietnia 1950, podczas pierwszego Draftu NBA, Boston Celtics z drugim numerem drugiej rundy zdecydowali się na czarnoskórego Charlesa „Chucka” Coopera.  Sala Chicago Hotel, w której odbywał się Draft zawrzała – „Czy ty nie wiesz, że on jest kolorowy?!”- usłyszał ówczesny właściciel Celtics, Walter Brown.

„W dupie mam, czy on jest czarny, w kreski czy paski. Boston bierze Chucka Coopera z Duquesne!” – twierdził stanowczo Brown.

To był przełomowy moment dla całej ligi, nie tylko dlatego, że właściciel Celtics złamał w pewnym sensie panujący w lidze ustrój, ale też dlatego, że odważył innych do podążania jego śladami.

Z ostatnim wyborem dziewiątej rundy Draftu 1950, Washington Capitols wybrali Earla Lloyda, który 31 października tego samego roku został pierwszym czarnoskórym koszykarzem, który wystąpił w meczu NBA.

„Zawsze będę dłużny Redowi Auerbachowi i Walterowi Brownowi, którzy zarządzali Celtics, za to, że wybrali Chucka (…). Capitols nie spieszyli się, by mnie wybrać. (…) Gdyby było 45 rund, wzięliby mnie w 45-tej rundzie (…). Zostałem wybrany w dziewiątej rundzie i myślę, że to Auerbach dał Waszyngtonowi odwagę” – pisał w swojej autobiografii Lloyd.

Lloyd zwracał uwagę, że nikt nie wziął go wcześniej ze względu na to, że był czarny. Skrzydłowy miał udaną karierę w położonym niedaleko hali Capitols Uniwersytecie West Virginia – college’u tylko dla czarnych. Znając krajobraz NBA, nigdy nie planował kariery w lidze. Chciał być trenerem, bądź nauczycielem. Kiedy znajomi powiedzieli mu, że został wybrany, nie uwierzył im.

Choć wybór w drafcie był niewątpliwie sukcesem, Lloyd nie wiedział jeszcze jak ciężka przeprawa w lidze go czeka. Skrzydłowy, dorastając w Aleksandrii na północy kraju, nigdy nie rozmawiał z białym człowiekiem. Takie to były czasy. Kiedy czarnoskóry mężczyzna wdał się w wymianę zdań z białym, musiał liczyć się z tym, że może zostać pobity, a organy prawa nic z tym nie zrobią. Za samo spojrzenie na białą kobietę można było trafić do więzienia. Lloyd trafił nagle do szatni zespołu, w której byli sami biali koszykarze. Choć ci byli do niego nastawieni przyjaźnie (Bill Sharman codziennie podwoził Lloyda z czarnej dzielnicy Waszyngtonu na treningi), Earl czuł się gorszy, brakowało mu pewności siebie – tak bardzo przecież potrzebnej rzeczy do gry w NBA.

Wpływ rasizmu na kariery graczy czarnoskórych w NBA, to bardzo głęboki problem. Bariera psychiczna była jednym z istotnych jego elementów. Innym były stereotypy.

Jim Tucker – który razem z Earlem Lloydem w 1955 roku został pierwszym czarnoskórym mistrzem NBA, grając dla Syracuse Nationals (Lloyd po rozegraniu siedmiu spotkań dla Waszyngtonu został wysłany na wojnę do Korei, a do Nationals trafił z polecenia białego kolegi, Freda Scolariego) – celnie zauważył, że graczy czarnoskórych początkowo traktowano jako tzw. Enforcerów, czyli ludzi od czarnej roboty, których głównym atutem była siła. Stereotyp ten bazował na fizjonomii Afroamerykanów, zakładając, że każdy czarny gracz jest wysoki i silny, że może łatwo wypychać białych spod kosza. To z kolei można łatwo powiązać z jednym z popularniejszych stereotypów, często opisywanym w książkach o tej tematyce, czyli o „strachu przed nieznanym”. Menedżerowie i trenerzy koszykarscy nie znali możliwości czarnych graczy i postrzegali ich jedynie jako mięśnie zespołu.

Tucker był wybitnym strzelcem na uczelni, główną opcją w ataku swojej drużyne. W Syracuse trenerzy kompletnie nie potrafili go wykorzystać, tradycyjnie przypisując go do roli zadaniowca. Chucky Cooper, pierwszy wydraftowany Afroamerykanin, zakończył swoją karierę po zaledwie kilku sezonach, bo był sfrustrowany marginalną rolą w NBA, po tym jak był jednym z lepszych strzelców na poziomie uczelnianym. Tucker i Cooper i tak byli szczęściarzami, bo występowali w NBA.

Inaczej potoczyły się losy Harolda Huntera wybranego w tym samym drafcie co Earl Lloyd również przez Washington Capitols. Była jednak podstawowa różnica między tą dwójką. Hunter był rozgrywającym, czyli graczem, którego ciężko wyobrazić sobie w roli enforcera. W związku z tym …został zwolniony z zespołu podczas obozu przedsezonowego, padając ofiarą czasów, w których grał.

„Tak jak w NFL w przypadku quarterbacków, tak i w NBA, trenerzy nie chcieli powierzyć czarnym graczom pozycji odpowiedzialnej za kreowanie gry – bo czarni nie myśleli, nie potrafili  liderować, radzić sobie z presją itp. Całe generacje świetnych czarnych quarterbacków zostały stracone przez głupotę” – porównywał sytuację Huntera do NFL Lloyd.

To ostatnie zdanie daje też do myślenia, ilu świetnych rozgrywających nie dostało należytej szansy w lidze? Gdzie bylibyśmy teraz, gdyby liga, przez stereotypowe patrzenie, nie straciła 20 lat w rozwoju?

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

5 KOMENTARZE