Gorący Ekspres (20.06): Ile tytułów zdobędzie LeBron James?

19
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Stephen Curry w 2017 roku będzie niezastrzeżonym wolnym agentem. Jeśli chce, zawsze może wrócić do domu i zdobyć jedno dla Akron.

Witamy w pierwszym posezonowym Ekspresie. Na drugiej stronie krótki komentarz o tym, o czym chciałem już napisać przed meczem nr 7 – jak LeBron James rozgryzł NBA. LeBron jest w tej materii trochę jak anty-Ekspres. Zrobił się nudnie profesjonalny. We are all witnesses. Jeszcze dziś wieczorem powinna pojawić się PnŻ Extra. Nie omiń też wczorajszej zapowiedzi Southwest Division i życz zdrowia Adamowi, który rozchorował się na ostatni dzień sezonu, ale dziś zacisnął zęby.

Obejrzałem już końcówkę meczu nr 7 cztery razy i za każdym razem, żeby zobaczyć jak oni się cieszyli. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni na koniec meczu Finałów można było zaobserwować taką czystą radość. W dwóch poprzednich latach serie finałowe zakrawały o ciastkomarsz. W 2013 mieliśmy alternatywną rzeczywistość, rzut Raya Allena i Spurs wygrywających tytuł. W 2012 James przechodził się po Oklahomie. W 2011 była wielka radość Dallas, więc to był ten moment, ale historią kilka minut po finale nie było to, że Dirk wygrał, ale że James jeszcze tego nie zrobił. W 2010 więcej było szukania drugiego oddechu, niż fanatycznej radości. Wcześniej był Kobe, więc nieważne. Dlatego tak miło było popatrzeć o co dokładnie chodzi w NBA.

Westgate SuperBook opublikował wczesne typy na sezon 2016/17. Faworytem są Warriors (7-4), przed Cavaliers (5-2), San Antonio Spurs (6-1) i Oklahomą City Thunder (8-1). Na Wschodzie drudzy są Boston Celtics dzień dobry (20-1), trzeci Miami Heat i Toronto Raptors (25-1).

Punkty za ostatni Ekspres jutro. Do grona odpowiadających awansował Jędrzej Mirowski (8 punktów). Nikt nie spada, tylko Warriors.

Gramy:


1. LeBron James jest <tu wstaw co chcesz> koszykarzem w historii NBA.

Olek Żerelik: TOP5. Zrobił to. Niestety dla mnie to zrobił. No, ale cóż. Sam by tego nie osiągnął, ale Kyrie dodał odpowiedniego kopa w odpowiedniej chwili. Te 6 punktów na Ezelim w ostatniej kwarcie prawdopodobnie uratowały im mecz. Występy w 5 i 6 pojedynku też kozackie. Ogólnie rzecz biorąc udowodnił, że w tych finałach był lepszy od Curry’ego.

Piotr Sitarz: Drugim. Wakacje spędzę na oglądaniu jak największej liczby meczów z XX wieku, ale póki co, póki jestem ubogi w wiedzę, stawiam Jamesa tylko za Jordanem. Ponieważ jest najlepszym koszykarzem mojej ery i jedynym ze ścisłego historycznego topu, którego widziałem w kilkuset meczach. Bo zrobił coś czego przed nim nie zrobił nikt inny. Bo wreszcie jest inspiracją, która przez ponad połowę życia mierzy się z presją i oczekiwaniami, jakich prawdopodobnie ja nigdy nie doświadczę. I pewnie przesadzam, ale co z tego?

Krzysiek Ograbek: …<najbardziej znienawidzonym>…. Bo jestem otoczony ludźmi, którzy go szczerze nienawidzą. Dzisiaj w nocy oglądałem mecz i w trakcie czytałem komentarze typu: “LeBron who?? Nawet go nie widać w G7” albo “Kyrie to prawdziwy MVP”. Normalnie śmieję się z komentarzy hejterów, ale to pokazuje, że pasja nienawiści jednak zwycięża.

Ola: LeBron James jest na pewno gorszym od wielu innych koszykarzem w historii NBA.

Bartek Bielecki: TOP 3. Wstęp teoretyczny: nie można jednoznacznie porównywać graczy z różnych er, więc istotniejszym czynnikiem jest dominacja zawodnika w swojej erze. Numer jeden jest niepodważalny; na drugim mam Billa Russella, choć nigdy nie widziałem całego jego meczu, no i na trzecim jest LeBron, choć Larry i Magic mogą czuć się urażeni. Niech będzie, że są ex-aequo.

Przemek Napierzyński: Najbardziej niedocenianym. Dopiero kiedy zakończy swoją zawodową przygodę z koszykówką, będziemy w stanie docenić jego klasę i zrozumiemy, że byliśmy/jesteśmy świadkami czegoś wielkiego. Być może za swojego życia nie zobaczę już kolejnego takiego koszykarza?

Maciek Staszewski: Dzisiaj najlepszym. A jutro znowu zaczniemy liczyć ile jeszcze brakuje mu do Jordana.

Przemek Kujawiński: Top 2. Wiem, że zostanę zaraz zakrzyczany, bo Bird, bo Magic, bo Kareem, bo Russell, bo – he he he – Kobe, ale muszę będę trzymał stronę Jamesa z kilku powodów. Przede wszystkim jego czasy to moje czasy, więc muszę być stronniczy. Po drugie – co wynika w dużej części z punktu pierwszego – jego czasy to czasy najlepszej koszykówki w historii. Mądrzejszej, bardziej atletycznej, dokładniejszej. Widziałem zbyt dużo koszykówki z innych epok, żeby ktoś miał mnie przekonać, że jest inaczej. Więc dlaczego Top-2 a nie top 1 zapytacie? Cóż… widziałem też Michaela Jordana. I czasem nadal go oglądam i to był jednak zupełnie inny zwierz.

Marcin Chydziński: … najbardziej dominującym … Żeby było jasne – nigdy nie przepadałem za Jamesem, nawet teraz, świeżo po obejrzeniu meczu, w którym pierwszy raz od lat krzyczałem (!) i to dopingując JEGO drużynę, nie jestem pewny czy go lubię. Do tych finałów NIGDY mu nie kibicowałem. Nie podobało mi się jak był promowany na początku, często na siłę. Nie podobał mi się styl jego gry. Nie podobał mi się styl w jakim przeszedł do Miami. Wyliczanie tytułów, które zdobędzie. List do Cleveland po powrocie. I wiele, wiele rzeczy. Nie wierzę też, że losowanie draftu jest czystą grą, a CLE miało takie szczęście. Ale nie ma co dyskutować z faktami – jest jedynym człowiekiem, którego można stawiać w jednym szeregu z Jordanem. Różnica jest taka, że od szkoły średniej przygotowywany był na Mesjasza. Od kilkunastu lat jest pod niewyobrażalną presją psychiczną i fizyczną. Dla nas niewyobrażalną, dla niego to CODZIENNOŚĆ. I codziennie daje radę. Czytam/słucham/widzę brak szacunku, docenienia… serio? Beka z tego, że jest miękki i ulega presji… serio? Zabawne jest to, że najczęściej podobizny Jamesa ze smoczkiem w buzi trzymają ludzie, którzy zrobili pewnie przez całe życie ze trzy pompki – pierwszą jak się przewrócili w cukierni, drugą podczas pierwszego i jedynego razu i trzecią… a nie jednak, tylko dwie. Przy okazji – James jest też mokrym snem Doris Burke, przynajmniej sugerując się jej zachowaniem po Game 7, gdy zachowywała się tak patetycznie, jakby relacjonowała na żywo wywiady z terenu ogarniętego epidemią, wojną i klęska żywiołową jednocześnie.


2. Ma już trzy – ile tytułów zdobędzie razem LeBron James w swojej karierze? 

Olek: 4. Możliwe, że już nie w Cleveland i nie w przyszłym roku, ale za 2-3 lata jako druga opcja da jakiejś drużynie dostateczne wsparcie.

Sitarz: Minimum 5. Ktoś napisał lub powiedział w trakcie Finałów (nie pamiętam niestety nazwiska): gdybyś w 2010 roku powiedział mi, że 6 lat później James będzie miał tylko 2 tytuły, nie uwierzyłbym. W 2016 napiszę tak: LeBron wciąż jest w prime i wydaje się, że spokojnie dociągnie do 10 (!) występów w Finałach w trzech kolejnych latach. Dwa z nich powinien wygrać i kto wie, może już w ciągu dwóch najbliższych sezonów.

Krzysiek Ograbek: Chyba 4. Dałbym więcej, ale zdobywanie Mistrzostw jest bardzo trudne. Po back-to-back Miami myślałem, że 5 tytułów Lebrona to minimum. To jest najważniejszy tytuł LeBrona, bo pokonali drużynę 73-9. Ten sezon był historyczny i rekordowy pod tyloma różnymi względami. W kilku seriach narracja zmieniała się po każdym meczu. Niczego nie zabrakło, kompletny sezon.

Ola: 4. Zdobedzie jeszcze jeden, pewnie chce wygrac tytul w domku, nie u kolegow na boisku. Tytul zdobywa cala druzyna, ja kochalam wszystkich Lakersow jak zdobywali tytul. Lucky Luke na pewno potajemnie sie cieszy hy hy:D

Bartek Bielecki: 5. To wróżenie z fusów. Stawiam na tytuł w najbliższych dwóch sezonach, póki jeszcze będzie dominował na Wschodzie i każdy brak awansu do finałów będzie katastrofą. Ostatni tytuł zdobędzie pod koniec kariery, gdy nie będzie już kluczowym graczem swojej drużyny, a ligą rządzić będzie nowa generacja gwiazd. Maksymalnie zdobędzie sześć tytułów.

Przemek Napierzyński: 4. LeBron zostanie w Cavaliers i ci obronią tytuł w przyszłym roku. To będzie ostatni sezon, w którym będzie w stanie fizycznie dominować grę. Potem przejdzie do roli mentora, poświęcając swoje minuty na rzecz młodszych kolegów, ale niestety to już nie wystarczy na założenie kolejnych pierścieni na palce.

Maciek Staszewski: 5. I wszyscy będą zdziwieni że nie ściga wściekle “brakującego” szóstego. Ale zamiast tego będzie 9-10 razy z rzędu w Finale NBA, zamykając jedną z Konferencji NBA tak jak do tej pory zrobili to tylko Boston Celtics w czasach kiedy po ziemi chodziły smoki. To będzie większe osiągnięcie od tych pierdół Jordana.

Przemek Kujawiński: 5. To zgadywanka z typu zgadywanek, za którymi nie przepadam, ale niech będzie. James ma jeszcze 4-5 lat gry na wysokim poziomie i historycznie dobrych rywali. Dwa tytuły to maksimum tego, co zdoła wyciągnąć.

Marcin Chydziński: 4. Wydaje mi się, że po pierwsze James powoli zacznie tracić swoje atuty fizyczne. Po drugie, całą karierę omijały go poważne kontuzje i jeśli nie jest cyborgiem (a nie jestem taki pewny), to niestety przy jego stylu gry ryzyko wzrasta z każdym rokiem. Po trzecie, kilka drużyn na szczycie prezentuje naprawdę niewiarygodny poziom i zdobycie mistrzostwa może być coraz trudniejsze. Obstawiam więc, że przed nim jeszcze jeden tytuł. W jakimś nowym miejscu. Korzystając z okazji pozdrawiam wróża Macieja i dziękuję za współpracę.


fot. AP Photo
fot. AP Photo

3. Jędrzej Mirowski pyta – All-in po Kevina Duranta czy zestaw Barnes, Ezeli i Livingston? Na kogo powinni postawić Warriors w te wakacje?

Olek: Za wcześnie. Jeszcze emocje nie opadły, a już trzeba odpowiadać na takie pytanie. O Kevina należy się bić tylko wtedy, gdy będzie zaplecze. Obstawiam, że GSW odpuszczą Barnesa. Nie można sobie pozwolić na przepłacanie. Livingston jest potrzebny i to bardzo. Ezeli też się przyda, ale nie za wszelką cenę. GM Warriors będzie miał dużo gorętsze lato niż ostatnio. W końcu tematem głównym w Oakland w przyszłym roku będzie “Redemption”. Wierzę, że Kerr będzie w stanie to poukładać bez Duranta, bo jeśli przyjdzie to ktoś z czwórki SC, KT, KD i DG będzie musiał też ciągnąć ławkę przez cały sezon. Tutaj przemyśleń mam sporo, ale muszę to najpierw sobie w głowie poukładać, a dopiero później przelewać na papier.

Sitarz: To skomplikowane. Obawiam się, że Warriors przejadą się na zarozumialstwie Joe Lacoba, bo pojawiły się głosy, że pozostali właściciele zespołów NBA nie byli zadowoleni ze sławnych słów o “latach świetlnych”. W związku z tym istnieje ryzyko, że niektóre organizacje nie będą skłonne handlować z Golden State w ramach pokuty albo, no nie wiem, obrażą się? Tutaj może być sporo na rzeczy, bo w jednym z podcastów Adriana Wojnarowskiego mówiono o szczerej współpracy i ogólnie panującej sympatii pomiędzy biurami w zasadzie na każdym szczeblu. I między innymi dlatego bardzo interesującą rzeczą na lato będzie śledzenie ewentualnych animozji skupionych na Golden State i czy zespoły NBA powstrzymają się przed wymianami z nimi. Wcale nie jest wykluczone, że Warriors z trudem dodadzą tylko i aż role-playerów, a nie kolejnego All-Stara. Poza tym, wszyscy chcą grać teraz w Cleveland i myślę, że Kevin Durant też.

Krzysiek Ograbek: Durant. Nie byłem fanem oddawania za Duranta 2 zawodników z Lineupu Śmierci (ta opcja Iguodala, Barnes, Bogut). Dużym argumentem przeciw było też to, że dotychczas GSW byli niepokonani i uważałem, że “Mistrzowskich drużyn się nie zmienia”. Oczywiście bez Barnesa, Ezeliego i Livingstona stracą głębię składu, ale Durant w GSW powinien być magnesem dla wolnych agentów, którzy będą szukać szansy na tytuł a nie pieniędzy.

Ola: Durant w Warriors – perły przed wieprze:) Barnes im sie przyda, jest ‘jakby’ w ich stylu:)

Bartek Bielecki: All-in po KD. Jeszcze wczoraj wieczorem to byłaby zagwozdka. Teraz nie mam najmniejszych wątpliwości. Beznadziejna gra Barnesa po obu stronach parkietu była dużym czynnikiem w wygranej Cavs. Ezeli pokazał, że Bogutowi może co najwyżej ręcznik podawać, a Livingston bywa frustrujący swoim indywidualizmem w ataku. Zatrzymując ten zespół w obecnej formie, Warriors nie wejdą w przyszłym sezonie do finału. Tak, to hot take.

Przemek Napierzyński: Durant. Jeśli za szansę pozyskania Duranta Warriors mieliby się pozbywać zestawu zawodników wymienionych w pytaniu, to dla mnie ustawienie się w kolejce po KD to no-brainer (jak to przetłumaczyć ciekawie na Polski?). Nawet jeśli Kevin do nich nie trafi, to żaden z powyższych koszykarzy to nie jest jakiś ewenement, którego nie można by było zastąpić. A przegrane finały pokazały, że Warriors to nie jest jednak maszynka bez wad i mogą próbować podnieść swój sufit troszkę wyżej.

Maciek Staszewski: Zestaw Livingston + dwie parówy. Tylko dlatego, że dla mnie Warriors nie mają szans na Duranta. A tak to wyrównają te dwa debilne kontrakty dla Max Playera i Festusa Lamusa i dadzą gruby hajs Shaunowi. Bo ich stać, bo jak mówił u Zacha Lowe’a Kevin Arnovitz bramki w Oracle srają złotem. Więc wyrównają koszmarne kontrakty dla dwóch ludzi, którzy spieprzyli im Finały NBA, a potem będą nimi handlować, bo po ostatnich Playoffs wiedzą, że Kevin Durant to już tylko piękna mrzonka.

Przemek Kujawiński: All-in po Kevina Duranta. Jeśli masz szansę na to, żeby mieć w składzie już teraz dwóch z trzech najlepszych graczy w NBA, a niebawem być może po prostu dwóch najlepszych graczy NBA, którzy do tego są w stanie grać razem, to właśnie to robisz. I potem dopiero zastanawiasz się, jak to wszystko poukładać. Tytuły w NBA, o czym właśnie przekonali się Warriors, nie rosną na drzewach. Nie możesz próbować przekombinować, bo jest tu zbyt dużo zmiennych, nad którymi nie jesteś w stanie zapanować. Jeśli masz szansę, żeby stać się lepszym w tym danym momencie, to właśnie to robisz. A Warriors z Kevinem Durantem to będzie lepszy zespół. Ławką bym się nie martwił. Weterani dopłacą, żeby tam grać.

Marcin Chydziński: Przy takim zestawie All-In. Każdego z nich da się zastąpić i nie wiem czemu ktoś miałby się zastanawiać. Ale z tego co pamiętam Adam pisał kiedyś o zestawie Livingston, Barnes, Bogut, Iguodala. Wtedy zdecydowanie nie. Trzymam się swojej wersji, że Iguodala, Thompson, Curry i Wjajcabij powinni być nie do ruszenia.

19 KOMENTARZE

      • Przecież to łatwo policzyć, wystarczy zajrzec w ich salary.

        Salary cap na kolejny sezon to 92 mln.
        GSW mają 76 mln za kontrakt Curry’ego, Thompsona, Greena, Iguadoli, Boguta, Looneya oraz część gwarantowanych pieniędzy z kontraktu Jasona Thompsona, którego zwolnili w lutym. Rezygnujesz z praw birda do wszystkich graczy, włącznie z Barnesem i Ezelim.

        Oddajesz Boguta i zyskujesz kolejne 11 mln w cap-space. To już 27 mln. Do tego oddajesz Livingstona – kolejne 5,5 mln i teraz masz 32,5 mln – wystarczająco, żeby zaoferować maxa Durantowi i podpisać za minima gracza na pozostałe sloty w drużynie. do tego miniMLE na ściągnięcie 1 przeciętnego zmiennika.

        Reasumując – masz team:
        Curry-Thompson-Iguadola-Durant-Green
        Z ławki wchodzi Looney + wielkie nic.

        To wygląda bardzo słabo – nie masz żadnego centra, żadnego solidnego back-up’u na żadnego pozycji. Jeśli chcesz Duranta musisz oddać Iguadolę, ponieważ nie możesz zrezygnowac z Boguta i Ezeliego jednocześnie. Potrzebujesz jakiegos centra.

        0
  1. Czy tylko mi się wydaje, że Durant nie pójdźie do GSW bo byłoby to pewnego rodzaju pójście na łatwiznę? Tym bardziej po ostatnich finałach gdzie miał ich już w garści będzie miał za priorytet pokonanie ich.

    Nie mówię też, że na pewno nie odejdzie. myślę że jeśli już to wybierze wschód (BOS, WSH)

    0
    • A czemu sądzisz, że Durant nie chciałby ‘pójść na łatwiznę’ (choć ja wolę stwierdzenie – zmaksymalizować szansę, zminimalizować wysiłek)? Przecież od lat próbuje przebić się z OKC do Finałów przez ten mocny Zachód i jak do tej pory udało im się raz. Za kilka lat, jeśli nie zdobędzie pierścienia, nikt nie będzie na niego patrzył jako na tego, który nie ‘poszedł na łatwiznę’, ale jak na kolejnego gościa bez pierścienia, jak Barkley, Iverson, Malone i reszta tej genialnej, ale jednak niespełnionej ferajny. Moim zdaniem powinien zdecydowanie pójść drogą LeBrona i wybrać organizację, gdzie jego szanse będę największe z możliwych, bo po latach nikt nie będzie go oceniał przez taki pryzmat a właśnie przez ewentualny fakt braku mistrzostwa.

      0
  2. Nie zdobędzie już żadnego w Cavs! To było mistrzostwo zdobyte na oczekiwaniach całego Clevalend, całego Ohio. Nie będzie już tej motywacji i determinacji, która wybuchnęła i trafiła w piłkę przyblokowaną do tablicy po opuszczeniu ręki Iguadali. Takiego zaangażowania już nie będzie po stronie LeBrona. On już swoje zrobił, już nic nie musi i to jest główna podstawa mojego twierdzenia.

    0
  3. Zatem, proszę, nie zaniżajmy wizerunku tejże marki, jaką niewątpliwie jest dla sympatyków NBA w Polsce, komentarzami, których poziom merytoryczny pozostawia wiele do życzenia i przynosi na myśl wymianę zdań wątpliwej jakości na wspomnianym przeze mnie portalu.

    Serio, wymieniajmy poglądy wtedy, kiedy jest ku temu czas i miejsce, ale nie bawmy się w trolling typu “James jest gdzies top 15 w historii nba”, bo to ani sensowne, ani śmieszne, ani żadne.

    Poziom moich komentarzy jest adekwatny do wypowiedzi moich “rozmówców”. Przychodzisz (trochę się spoufalam, wiem, ale “Pan” nie przeszedłby mi przez gardło w takim miejscu) na poważny portal o koszykówce i puszczasz w powietrze taki smród, celem – podejrzewam – rozpętania kolejnej jałowej dyskusji, co trąci tanią prowokacją. Co innego, gdybyś rozwinął swoją myśl i poparł ją szeregiem argumentów, statystyk, etc. Wtedy ok, masz prawo mieć swoje zdanie, twardo przy nim obstawać i bronić swoich racji. Ale niech taka wypowiedź spełnia minima jakościowe, bo inaczej za jakiś czas będziemy się tutaj zarzucać pustymi hasłami, nie stanowiącymi dla nikogo żadnej wartości dodanej.

    0
    • Uważam, że zawsze poziom zaniża przede wszystkim poziom kultury wypowiedzi. To jest podstawowa sprawa.
      Poziom Twojego komentarza pod względem kultury nie był adekwatny do mojej wypowiedzi. Nie obrażałem Cię, ani nikogo innego, natomiast Ty postanowiłem tak zrobić z wiadomych sobie powodów pokazać swoją wyższość.
      Poziomu merytorycznego w Twojej wypowiedzi nie było w ogóle.

      Moja wypowiedź była na szybko. Jest mnóstwo takich wypowiedzi i nie ma co się do nich czepiać. Każdy może skomentować sobie co chce, nie wiedziałem zakazów czy nakazów, jakiegoś regulaminu, ze nie można. Nawet niektóre wypowiedzi w Ekspresie nie są często wiele dłuższe, ani bardziej merytoryczne, a są puszczane w artykule “Szóstego Gracza”, a nie komentarzu.

      Gdy było 3-1 dla GSW James nie istniał w komentarzach, po zwycięstwie jest nagle dla wielu nr 2 w historii. Szanuje takie zdanie, mogę polemizować, ale nie czepiam się tego, że ktoś ma taki pogląd. Na pewno to jeden z najlepszych graczy w historii nba. Nie twierdzę, że nie jest, ale trochę śmieszne są te skoki poparcia.
      Warto zadawać sobie różne pytani, np.: czy James był lepszy w swoim najlepszym czasie od grających swoją życiową koszykówkę Duncana, Kobe, Shaqa, KG, KD. Albo kogo byś chciał mieć w swojej ekipie mogąc wybrać tylko jednego z nich. A to tylko zawodnicy z ostatnich 15 lat nba. Pozostają wspaniałe lata 90-te koszykówki, bardzo dobre 80-te i wcześniejsze.

      0
      • “Warto zadawać sobie różne pytani, np.: czy James był lepszy w swoim najlepszym czasie od grających swoją życiową koszykówkę Duncana, Kobe, Shaqa, KG, KD. ”

        Po takim stwierdzeniu myślę sobie, że warto powiedzieć o pewnym dysonansie (o kurczę, jak mądrze) w dyskusji o Top 10, Top 100 NBA jak i w sumie każdego sportu. Jedni patrzą na najlepszego gracza przez pryzma “życiowej koszykówki”, drudzy patrzą przez pryzmat “utrzymania niezwykle wysokiego poziomu przez długi czas trwania kariery”.

        I choć to pierwsze podejście wygląda czasem efektownie, to wydaje mi się, że jest trochę niesprawiedliwe względem tych wołów, które przez 10 lat ciągneli swoje zespoły pod górkę, z mniejszymi i większymi wybojami po drodze, ale wciąż konsekwentnie.

        Bo jakby się zastanowić, czy grający swoją życiową koszykówkę przykładowo T-Mac byłby gorszy niż LeBron? Nie wiem. Czy grający życiowy mecz T-Mac byłby zatrzymany przez Pippena czy Jordana? Nie wiem, jakby miał dzień konia, to wątpie. Przecież nawet Brandon Jennings miał mecze na 50+, w których wyglądał jak gościu z innej planety.
        KG czy Duncan w szczycie formy życiowej wygląda ciekawie, jednak z punktu widzenia czasu, już niestety nie tak fajnie dla Garnetta (ubolewam, bo kocham gościa). I tu właśnie widać jak na dłoni jak wielkim graczem jest LBJ -podpierając się statystykami:

        – gościu przez 13 lat w lidze nie zszedł poniżej 20 PPG, nawet roku debiutanckim
        – gościu ma średnią 49,8% z gry przez cały okres trwania kariery, dla porównania MJ ma 49,7%
        – gościu przez te 13 lat opuścił 6 procent możliwych meczy w RS, a rozegrał ich blisko 1000
        – przez 11 spośród 13 lat wciągał drużynę do Playoffów (drużyny np. z tuzami typu Ilgauskas, Larry Hughes (http://heylarryhughespleasestoptakingsomanybadshots.com/), w których rozgrywał średnio 18 spotkań
        – gościu ma zaawansowane statystyki na +/- na poziomie MJ (TS%) przy niższym USG%

        Tak, ten wstęp był tylko pretekstem dla laurki dla Ziejmsa.
        Bo on taki trochę Ziejms, nie chwyta za jaja tymi swoimi najlepszymi meczami jak Kobe czy wspomnianu wcześniej T-Mac. To nie są te wow, piękne rzuty.
        Ale cholera ciągnie ta lokomotywa już któryś rok…

        0