Dwie świeże, ale nie do końca oryginale historie dzieją się w Finałach NBA. Oglądaliśmy je wcześniej. Tę pierwszą czyli problemy Stephena Curry’ego w pick-and-rollu widzieliśmy kilkanaście dni temu w serii z Oklahoma City Thunder. Tę drugą, czyli dodanie do pierwszej piątki kolejnego niskiego skrzydłowego, w czerwcu ubiegłego roku. Richard Jefferson był cichym, to prawda, że wymuszonym i przez przypadek, bohaterem meczu numer trzy. Cichym, ponieważ jak zwykle na pierwszym planie znajdują się gwiazdy oraz najefektywniejsza broń tego sezonu, której zabrakło w trzecim meczu – pick-and-rolle Curry&Green.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
czekałem na tę analizę, dzięki!