Flesz: Stephen Curry wrócił do gry i pobił rekord NBA punktów w dogrywce. Szczęki opadały. D-Wade i supersmallball Heat doprowadzili do 2-2 z Toronto

45
fot. AP Photo

Czy jesteśmy pewni, że oba mecze rozegrane ostatniej nocy zorganizowane zostały pod szyldem tej samej ligi NBA? Tak, że w pierwszym oglądałeś jak ludzie umierają, a w drugim praktycznie wszystko było jak happy-go-lucky. Czy to te same sporty? Na pewno?

Prosto z doliny Sonomy, z różowym Zinfandelem w dłoni Stephen Curry powrócił do gry jak dmuchawce, latawce i ciepły wiatr. Dokładnie po dwóch tygodniach od kiedy ogłoszono, że zostanie zre-ewaluowany.

To się kurwa zre-ewaluował.

Curry po spudłowaniu pierwszych ośmiu trójek, z-curri-brował rzut i zre-ewaluował się na 17 punktów w dogrywce przełomowego meczu nr 4, zostawiając Damiana Lillarda palce na klawiaturze i uszy w zwrotkach Asha przy mokrej szybie.

A tak poważnie, Miami Heat i Toronto Raptors praktycznie od początku play-offów grają co drugi dzień i może nie być lepiej. W dodatku trzy z pierwszych czterech meczów były w dogrywkach. Gorące pozdrowienia dla wszystkich, którzy obejrzeli czwarty kolejny mecz tej serii. To jest naprawdę wyzwanie nie wyłączyć tego w pierwszej połowie. Dziś byłem blisko i jeśli to się powtórzy, to może zrobię to w meczu nr 5. Diamentem w tym gównie raz jeszcze był D-Wade.


Wyfaulowany Kyle Lowry opuścił siedem ostatnich minut meczu, Miami Heat obniżyli skład do supersmallballu w ostatnich dziesięciu i po dogrywce pokonali u siebie Toronto Raptors 94:87 (2-2) w meczu nr 4 półfinałów Konferencji LeBrona Jamesa.

Erik Spoelstra dopiero na pięć minut przed końcem przeszedł do ustawienia z Luolem Dengiem na piątce i ten switchujący w obronie niski lineup zdmuchnął Raptors 22-8. W dodatku Dwane Casey popełnił dwa błędy – trzymał DeMara DeRozana przez pierwsze 10 minut czwartej kwarty na ławce rezerwowych i następnie go wpuścił, a potem nie grał w dogrywce mogącym zbierać w ataku Bismackiem Biyombo i w efekcie przegrał w 5 minut nawet deski 1-4.

Już bez Hassana Whiteside’a w koszulce Miami i Jonasa Valanciunasa w koszulce Toronto, Heat wrócili z 68-77 w czwartej kwarcie i uratowali swój sezon.

 

Na 12 sek przed końcem penetracja Dwyane’a Wade’a doprowadziła do dogrywki, rozdzielając dwa zatrzymane przez Justise’a Winslowa posiadania, w których Cory Joseph sprawdzał swoją niezłą pull-up game. Zimny od siedzenia na ławce DeRozan był po powrocie niedokładny w dryblingu i w dogrywce Raptors nie mieli do kogo się zwrócić.

Drugą historią tego meczu jest to, że Raptors prawie go wygrali, pomimo tylko 6/28 z gry Trash Brothers.

Biyombo zastąpił w piątce Valanciunasa i miał double-double 13 punktów i 13 zbiórek, Terrence Ross znów w tej serii był niezły i to jego dwie kolejne trójki w czwartej kwarcie dały Raptors kilka punktów przewagi i stanowiły jedyne momentum w tym meczu przed dogrywką – 14 punktów. 14 punktów miał też Joseph, a 13 punktów DeMarre Carroll i świetna trzecia kwarta Toronto (27-18) obróciła ten mecz z 35-44 do przerwy.

Raptors wyszli na ten mecz bez energii – raz zmęczenie, dwa to prawdopodobnie to, że prowadzili 2-1 i nie mają jeszcze na tyle doświadczenia, żeby spiąć się w takim momencie serii. W pierwszej połowie Raps grali niegłodni w obronie i tylko przechodzili przez swoje zagrywki w ataku, kręcąc się po hand-offach wokół linii rzutów wolnych i ewidentnie brakowało im dive’ów do obręczy Valanciunasa.

Heat skończyli drugi mecz z rzędu z tylko jedną trójką i to byłaby historia nr 1, gdyby przegrali – po cudownym strzelecko starcie playoffów, ich średnie wróciły na swoje miejsce.

Ale na koniec mieli trzecią historię meczu, nagłówkowo pierwszą – 30 punktów fenomenalnego, podwajanego w końcu Dwyana’e Wade’a (były pre-rotacje Raptors przy post-upach Flasha w pierwszej połowie) – a także do przerwy rozhuśtali swój marny w poprzednim meczu atak ruchem piłki, ścięciami i 12 punktami w kontrze. Inna rzecz, że pierwsza linia obrony Raptors była miękka jak Drake.

Ten mecz był tak dobry, że po pierwszej kwarcie zapisałem sobie w notatkach “Bebe grał 2 solidne minuty”.

30 punktów z 24 rzutów i dwa steale Wade’a. 15 punktów cichego Gorana Dragica, który trafił jedyną trójkę z 15 oddanych przez Heat w tym meczu. 15 punktów Joe Johnsona, na którym w pierwszej połowie ciężko pracował w obronie Patrick Patterson. Bardzo dobre minuty w końcówce wypoczętego Winslowa, który po kontuzji Whiteside’a i DNP w meczu nr 3 zastąpił Geralda Greena w rotacji, aby dodać na parkiet trochę obrony. Amar’e wyszedł w piątce i grał 12 minut, McRoberts grał 21, Haslem 10 i złożyli się na jedno wielkie eeeee.

W meczu nr 5 Spoelstra prawdopodobnie już w pierwszej połowie przejdzie do niskiego lineupu. Casey nie powinien natomiast rezygnować tak szybko z Biyombo, biorąc pod uwagę jego dominację na deskach i fakt, że po obejrzeniu kilkunastu minut taśm ma szansę kryć niegrożącego rzutem za trzy Winslowa (co robił przez kilka chwil w czwartej kwarcie).

Zjadł Amar’e:

Cavaliers dostaną w finałach konferencji rywala, który będzie wycieńczony.


Po każdej z kwart, dogrywek regularnie robię przez cały sezon notatki. Nawet gdy oglądam mecze popołudniu. Zbieram to wszystko i segreguję. Czasem/rzadko te notatki z meczu zostają zjedzone i mam ochotę wykasować wszystko. Tak było dziś.

Na Dzikim, Dzikiem Zachodzie Stephen Curry zleciał w dogrywce jak [UWAGA SPOILER NOWEGO FILMU, PRZEJDŹ DO NASTĘPNEGO AKAPITU] potwór na pole kukurydzy w crunchtimie filmu 10 Cloverfield Lane.

Jadł, pożerał i zabijał z miną znudzonego niemowlęcia. Takie tam na boisku piłką.

 

To był najlepszy moment tych playoffów – Curry wszedł zimny na parkiet w połowie pierwszej kwarty, powoli się rozkręcał i wychodził już w ogniu. Rzucił 10 punktów w czwartej kwarcie, aż 17 punktów w dogrywce (rekord NBA) w drodze do 40 punktów, aż 9 zbiórek i 8 asyst w 37 minut swojego nieoczekiwanego powrotu. Praktycznie ukradł wszystko to co chciałem napisać tymi głupiutkimi trójeczkami z kozła, z rzutowym release nieporównywalnym nawet z rzutowym release przyszłego syna Patty’ego Millsa. Wiatraki i salta. Nawet nie umiem o tym napisać. Nie byłem na to co zrobił zupełnie przygotowany. Nie umiem pisać. Przecież miał się potykać o własne kolano! Dlaczego nie potykał się o własne kolano?! Proszę się wrócić i raz jeszcze zagrać ten mecz i potykać się o własne kolano.

Chyba jednak go brakowało, huh?

Był nieprawdopodobny, niesamowity.

Po dzikim, dzikim meczu Golden State Warriors pokonali Portland Trail Blazers 133:125 i nagle prowadzą 3-1 w serii do czterech zwycięstw. “Nagle”, bo jeszcze do przerwy meczu nr 4 Trail Blazers po raz trzeci z rzędu mieli dwucyfrową przewagę (67-57) i mimo powrotu Curry’ego, uzyskiwali porządne momentum w tej serii.

Gdy wyrzucany z parkietu był Shaun Livingston, Blazers kończyli drugą kwartę gorącym runem 16-9 przy cudownym spacingu, który prezentowali kolejny mecz, zaskakując rozszerzeniem gry rotującą po kibicach i trzecich rzędach fanów obronę Dubs. Kilka z tych posiadań Trail Blazers w tym meczu do przerwy, to było absolutne mistrzostwo świata w tym jak space’ować parkiet.

Ale Pan Green i Komputer Klay wrócili Warriors do gry w trzeciej kwarcie, składając się na 20 punktów i kapitalną obronę. To już wyglądało na klasyczny run Warriors, w którym po prostu nie masz szans. Curry spudłował jednak pierwsze dziewięć trójek…

…zanim trafił 5 z ostatnich 7, wspólnie z Damianem Lillardem urządzając sobie mistrzowską czwartą kwartę wymian. Bardzo dobrze grali CJ McCollum, Allen Crabbe, Al-Farouq Aminu, ale Curry robił różnicę. Nawet w tym, gdy na 52 sek. przed końcem sprytnie znalazł Harrisona Barnesa, który po zasłonie bez piłki z Komputerem Klayem znalazł się bez krycia i doprowadził trójką do remisu 111-111.

Lillard i Curry spudłowali potem po jednym rzucie. W dogrywce jeden z nich już nie pudłował.

Usprawnienia? Nie będę się już wracał do tych Terry’ego Stottsa, bo one znów obowiązywały. Były za to dwa nowe Warriors. Pierwsze – teraz my też będziemy naciskać tempo. Bo – tu drugie – Złoty Chłopiec.

 

40 punktów, 9 zbiórek, 8 asyst i najlepsze w meczu +21 Curry’ego w jednym z jego myślę naj – nie tyle, że najlepszych, ale – meczów, które zostaną zapamiętane. 36 punktów z aż 30 rzutów, 10 asyst Lillarda, który długi czas drugi mecz z rzędu bawił się z wyjątkowo niebroniącą wysoko i nieswitchującą tyle co zwykle – po prostu przeciętną w tym meczu – obroną Warriors, na którą Blazers jako jedyni w NBA wydają się mieć sposób. 23 punkty Komputera, który krył Lillarda i robił wszystko co mógł i robił to dobrze.

Pan Green w trzeciej kwarcie grał już bez majtek – 21 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst oraz 4 steale i 7 bloki fe-no-me-nal-nej indywidualnej help-defense w trzeciej kwearcie. Rotacje, timing bloków, przechwytów i fizyczna gra. Pan Green samemu robi za lata 90-te. Jeśli tęsknisz, to oglądaj go tunelowo w obronie i przestaniesz tęsknić. Łokcie, pchanie ludzi. Wszystko to jest.

Dziękuję za przeczytanie.

Poprzedni artykułMVP is back! Stephen Curry wrócił i wygrał mecz dla Warriors
Następny artykułDniówka: Game 5 w San Antonio. Dave Joerger nowym trenerem Kings

45 KOMENTARZE

  1. Ten mecz jest trochę jak słynny “flue game” Jordana. Takie: “Ja tu rządzę”. Jest jak uderzenie pięścią w stół w celu uciszenia hałasujących dzieciaków: “Poszumieliście młokosy?! To teraz cisza, bo tatuś bierze się do roboty!”

    0
      • Chodzi o to, że po 3 kwartach meczu nr 2 wyraźnie prowadzili (chyba koło 10 pkt.) i dali się rozbić w 4. W sumie jak się zastanowić to dzisiaj historia się powtórzyła – brak doświadczenia i granie w 8 robią swoje.

        0
        • Doświadczenia?A może game planu Steve’a Kerra?Dlaczego przegrana w tamtym meczu Blazers jest zrzucana jedynie na karb ich braku dojrzałości?Dlaczego nie docenia się tego powrotu Warriors?Może to właśnie oni okazali się w tamtym meczu zbyt mocni?
          Czy ktoś powie o Spurs, że dając się rozbić w 4 kwarcie meczu numer 4 Oklahomie przegrali przez brak doświadczenia?A zostali rozjechani mimo, że przez prawie 40 minut prowadzili.
          Jak chcemy sobie pogdybać to możemy się też zastanawiać co by było gdyby Warriors grali od początku serię ze zdrowym Currym.Może dziś już byłoby po serii?

          0
          • Jak graliby? Może tak jak w meczu w lutym? Na tym polega gdybanie. Oczywiście nie tylko braku doswiadczenia zabrakło. Umiejętności są po stronie GSW, ale czy przypadkiem doświadczenie też nie? Nie mówiąc już o słynnej frazie Rudy T. PTB zrobiło dużo więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać i to oni są w tej chwili dalej niewiadomą. Dla nich nawet te 11 spotkań w PO będzie niesamowitym kopem (a może wiecej?).

            0
          • Game plan, że specjalnie przegrywają 3 kwarty? Nie chodzi o to, że GSW są niedoceniani, tylko że, PTB – młoda drużyna przez nikogo nie typowana nawet do playoffów – są w stanie:
            a) wygrać mecz z drużyną, która ma najlepszy wynik w sezonie regularnym ever
            b) nie dość, że wygrać z tą drużyną w jednym meczu, to w 2 meczach prowadzić po 3 i pół kwart

            Jasne, nie mieli Curry’ego, ale czy nawet bez MVP nie są lepsi od chłopców z Oregonu o 2 klasy (z Currym o 3)? Dajmy im należny credit za to co robią w tej serii

            0
          • A kto im odbiera umiejętności?Tyle, że pisanie, że jakby stało się a a potem jeszcze b to może dziś Blazers by wygrywali i prowadzili 3-1 jest niepoważne.Takich historii opartych na gdybaniu w samych tych playoffs pewnie można stworzyć z 10 jak nie więcej.Blazers podjęli rękawice ale przegrywają, tak samo przegrali mecz numer dwa i nie ważne czy prowadzili przez 3 kwarty czy przez 47 minut.Na końcu dopisali do swojego wyniku “L” i to się wlicza w poczet rywalizacji.Czy zabrakło doświadczenia, zimnej krwi czy może przeważył talent Warriors trudno jednoznacznie ocenić ale na pewno nie jest tak, że wynik tamtego meczu to wyłącznie wypadkowa niedojrzałości Blazers i wyłącznie ich dyspozycja zaważyła o tym rezultacie.A tak starasz się przedstawić właśnie rzeczywistość.

            0
      • Sęk w tym, że gra się do ostatniego gwizdka. Ten ‘choke’ PTB w 4q G1 nie wziął się znikąd a z dobrej gry GSW właśnie. Nie chcę nic odbierać graczom z Portlad, bo to fajny team, ale w mojej ocenie równie dobrze fuksem jest to, że oni mają jeszcze jeden mecz do rozegrania w tej rywalizacji i nie siedzą na rybach.

        0
        • Taaa, to jaka jest Twoja “prawda nie boxscorów”? PTB generalnie wygrywało wszystkie mecze, ale ich dziwnym trafem ich ostatecznie nie wygrało? Stąd zamiast prowadzić 3-1 to przegrywa? Co z tego, że są w stanie prowadzić wyrównane spotkanie przez 3, 3.5 kwarty, skoro przychodzi moment, GSW wciska ‘switch’, kończy mecz i schodzi do szatni ze zwycięstwem. Moim zdaniem teza, że niewiele zabrakło do tego, żeby wynik serii był odwrotny nie ma żadnego pokrycia z rzeczywistością.

          0
          • 3, 3.5 kwarty w dwóch meczach i jedna wygrana to zaskakująco dużo jak na team z Aminu czy Harklessem w S5 grający z teamem 73-9. Nie ma co się napinać, ja tylko mówię props dla underdogów za walkę.

            0
  2. Mimo, iż serce oddałem Toronto, to tak bardzo ależ bardzo bym chciał, żeby Heat zagrali mecz na poziomie tych z początku serii z Hornets, żebym nie musiał więcej k… żałować, że się zrywam z rana by zobaczyć konkurs biegania z piłką lekarską.

    Niech im zapłacą po pół dniówki i odeślą wszystkich do jasnej cholery…

    0
  3. A Ja się cieszę ze Ci PTB po których GSW miało się przejść stawiają opór i spokojnie mogli mieć remis po 4 meczach. Niestety wydaje mi się ze przełamali serie i nie oddadzą już meczu. Swoją drogą wywołań Cię Przemku do tablicy nadal uważasz że PTB nie są w stanie nic zrobic??
    Fakt oddali dwa crunch Time Ale to można zrzucić na ich młodość i brak doświadczenia. Ale czy mimo wszystko nie pokazali Ci więcej niż oczekiwales?? Nie jest to atak a jedynie ciekawość z mojej strony :)
    O kolejną rzecz to co można usprawnić przy tych wolnych agentach żeby ten zespół był lepszy??
    Horford w PTB był by zly??
    Albo jakiś dziwny deal gdzie oddajesz McColluma plus picki i ktoś jeszcze za PG z Indiany??

    0
    • Nie wiem po co do młodego teamu PTB dawać Horforda, który swoje lata już ma?
      Umówmy się, że przez najbliższe 2-3 lata okienko na tytuły jest uchylone dla GSW, CLE i ewentualnie SAS. Portland musi zbudować team gotowy na walkę o tytuł za 3 – 4 lata i nie widzę tu Horforda. Według mnie Blazers pod koszem powinni zapolować na Festusa Ezeliego – to jest gracz, który nie zapcha im salary, bo za rok muszą przedłużyć McColluma. No i ma mistrzowskie doświadczenie a sufit wg mnie jeszcze nieodkryty. Golden State może o niego nie walczyć do upadłego jeśli stanie w szranki po Duranta.

      0
      • Dodałbym do tej listy jeszcze OKC jak zatrzymają Duranta i dorzucą dobre 3-D + kogoś na ławę. Russ się zmienia (pomimo kilku “wyskoków”) na lepsze, a grając obecnie padakę w obronie, dają sobie możliwość poprawy. Poza tym mogliby włączyć tryb ofensywny u Ibaki.

        0
      • Owszem jest starszy Ale pokazano już ze potrzebujesz doświadczonych graczy. Ale chętnie zobaczylbym Whiteside w tej drużynie. Wątpię czy jest to możliwe do zrobienia Ale jak by się udało: )
        Tak czy siak ufam i Stots’owi jak i Oshley’owi w budowie tej drużyny choć można przecież zawsze pogdybac.

        0
  4. No właśnie liczę na oczarowanie/ przecenienie McColluma. Plus Puck plus kilku graczy. Fakt sfera marzeń :)
    Deal jest ok choć nie wiem czy nie było by problemu z piłką. Oladipo to ballhandler tak samo jak Lillard Ale defensywie na pewno na plus. Ale cały czas szukam detal który mocno odmieni PTB i da im jakieś szanse walki z super liga.

    0
  5. w latach 90-tych grało się twardo ale z szacunkiem dla przeciwnika. “Pan” Green to błazen bez krzty respektu dla innych (te jego nadekspresyjne oznaki radości po udanych zagraniach są megairytujące). GSW jeszcze się na tej bucie przejadą, wcześniej lub później..

    0
      • ojj szacunek do przeciwnika to akurat kwestia ponadczasowa (nawet w trakcie wojen). a już myślałem, że jako kontrę zobaczę składankę brutalnych fauli z lat 90tych :)
        ja odnosiłem się do zdania:
        “Pan Green samemu robi za lata 90-te. Jeśli tęsknisz, to oglądaj go tunelowo w obronie i przestaniesz tęsknić. Łokcie, pchanie ludzi. Wszystko to jest.”
        fizyczność, zaangażowanie to jedna sprawa a poniżanie przeciwników swoją gestykulacją, przerysowaną wręcz radochą to co innego. gierki psychologiczne, trash-talk to element gry ale wszystko z klasą i umiarem a nie jak małpa w cyrku

        0
          • na skalę Greena nie widziałem.. a na pewno nie na najwyższym poziomie

            za coachem Deanem Smithem: “A lion never roars after a kill”

            Whether the proliferation of taunting, flamboyant celebrations, and other attention-seeking antics by today’s athletes is due to it being highlighting on ESPN’s SportsCenter or ncorporated into today’s video games, it’s classless. The most respected athletes let their play do the talking rather than woofing about it. Encourage your athletes to conduct themselves with class whether they are winning or losing. Help them to understand that it’s okay to celebrate when they make a big play but to act like they’ve done it before – instead of rubbing it in their opponents’ faces. Remind them that they don’t want to give your opponents any additional motivation for the next time you meet.

            0
          • YouTube jest pełen meczów z lat 80. i 90. i zobacz, czy Dray Green nadal Ci się będzie wydawał takim rozkrzyczanym arogantem bez szacunku dla rywala. Na rzeczy, które działy się wtedy, dzisiaj sędziowie po prostu nie pozwalają.

            Poza tym nasza pamięć jest zawodna i wszystko lepiej wygląda z perspektywy czasu. Np. takie zagranie Greena, by Ci się podobało dzisiaj? https://www.youtube.com/watch?v=l2GaAWdHwsw (a to klasyka NBA)

            0
          • Lister stracił duszę pozwalając na ten jeden z najlepszych power dunków w historii. Kemp potem odstrzelił go po kowbojsku nie ciesząc się jak pipa (już nie musiał) i 2 sekundy później biegł do obrony nie napinając się i ciesząc jak dziecko

            gdyby Green potrafił tak wysoko skakać i robił takie plakaty nawet nie potrafię sobie wyobrazić jaką szopkę by odprawiał – widząc, jak celebruje nawet swoje gówniane zagrania (np. https://vine.co/v/iZgVqgl1QBE) lub co gorsza zagrania kolegów.

            wracając do Kempa i szacunku a’la lata 90-te – ten sam mecz trochę później, tym razem dostało się Gatlingowi:
            https://www.youtube.com/watch?v=wpdlstqS6Do

            i co się dzieje? RESPECTaaa

            0
          • Czyli paluszek Mutombo też był ok?:)

            A może chodzi o to, że Greena po prostu nie lubisz, więc cokolwiek zrobi i tak zinterpretujesz to jako napinanie się i pajacowanie?

            0