Flesz: James Harden pokonał Warriors bez Curry’ego, odpowiedź Duranta i blowout Raptors na Pacers

25
fot. NBA League Pass
fot. NBA League Pass

Stephen Curry opuścił drugi mecz z rzędu i Houston Rockets na barkach Heezy’ego doczołgali się do 1-2. To był szalony crunchtime, morderczy jeden.

He he he – Thunder rzucili w Dallas 131 punktów. Jak chcesz to zatrzymać Rick? Przepraszam, wiem. To tylko internet we mnie odpowiada na internet we mnie.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułJames Harden trafił game-winnera, ratując Rockets przed oddaniem meczu
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (360): Diamenty i perły

25 KOMENTARZE

  1. Wg mnie problem leży gdzie indziej, sędziowie pozwalają na za dużo (zasłony, popychanie, kroki, łokcie) przez pierwsze 3 kwarty to potem nie mogą gwizdać Hardenowi ostatniej akcji. Powinni od początku dać parę gwizdków kiedy zawodnik popełnił błąd i wtedy gra się inaczej i nie będzie wrestlingu.

    0
  2. Z jednej strony większość narzeka, że gra jakaś taka miękka, łagodna, bez fizyczności, z drugiej czepiają się małego podepchnięcia w ataku (vide MJ kontra Utah), czy cwaniackich zagrań Greena typu opatentowane zasłony i inne. Polecam pooglądać Bad Boys z Detroit, Boston z czasów Birda, Bullsów z czasów Rodmana, nawet Miami z Mourningiem. Tam się grało bardzo twardo i na granicy, a nawet daleko po za granicą faulu. No to albo chcemy na miękko, albo na twardo, bo nie wiem już. Zgadzam się, że takie rzeczy jak notoryczne kroki powinny być gwizdane, ale cwaniactwo boiskowe to sól koszykówki i nie ma co się obrażać na taki faul jak ten z ostatniej nocy.

    0
  3. A tak swoją drogą, to Houston potrzebowało: braku Curry’ego, słabego meczu innych graczy GSW, grania u siebie i fartownej akcji Hardena w ostatnich sekundach, żeby psim swędem nie przegrać. To by raczej z ich strony było na tyle. Chyba, że Harden obejrzy filmik z radosnymi kolegami na ławce, wkurzy się i wejdzie na nowy, nie znany jeszcze w koszykówce level. W ataku oczywiście, bo w obronie przecież już tam jest.

    0