Steven Adams prawie trafił game-winnera, minimalnie za późno

14
fot. League Pass
fot. League Pass

Osłabieni przez kontuzje Dallas Mavericks zostali rozjechani przez gospodarzy w pierwszym meczu, ale drugie starcie to była już zupełnie inna historia. Goście od samego początku prowadzili wyrównaną walkę z Oklahoma City Thunder, nie pozwoli im rozkręcić się w ataku i losy zwycięstwa rozstrzygały się dopiero w ostatnich sekundach.

Na 28 sekund przed końcem Raymond Felton wjechał pod kosz i mimo obecności Stevena Adamsa zdobył punkty rzucając lewą ręką o tablicę. Mavs objęli prowadzenie. Za chwilę Kevin Durant spudłował dwa kolejne rzuty, a Wesley Matthews zakończył szybką kontrę i goście mieli już 4 punkty więcej. Na zegarze pozostawało tylko 14.4 sekund. Thunder jednak udało się wreszcie przełamać trwającą ponad trzy minuty niemoc strzelecką i Durant trafił szybką trójkę, przywracając jeszcze nadzieję gospodarzom. Natomiast szansę na zwycięstwo dał im Felton, który spudłował dwa kluczowe rzuty wolne. Po drugim pudle KD zebrał piłkę i ruszył do ataku. Pozostało im niespełna 7 sekund na zapewnienie sobie wygranej. Durant spudłował, dobitka Russella Westbrooka też nie wpadała, w końcu Adams złapał piłkę i skutecznie wbił ją do kosza równo z końcową syreną. Sędziowie początkowo pokazali, że są punkty, kibice na trybunach zaczęli świętować, zawodnicy gospodarzy cieszyli się z game-winnera, ale ta radość nie trwała długo. Jak pokazała powtórka, Adams spóźnił się o ułamek sekundy i oddawał swój rzut już po czasie. Punkty nie został zaliczone. Mavs wygrali 85:84 i nieoczekiwanie wyrównali stan rywalizacji.

Adams nie został bohaterem dnia, pozostał nim Felton, który rozegrał świetny mecz na 21 punktów i 11 zbiórek, chociaż na finiszu prawie oddał zwycięstwo.

“Nadal nie mogę sobie tego wybaczyć. Nawet mimo że wygraliśmy. Nie pudłuję rzutów wolnych w ten sposób, w tak ważnym momencie. Jeśli trzeba, na treningu oddam 500 rzutów wolnych przed kolejnym meczem.”

14 KOMENTARZE

  1. Thunder zostali outcoached. Znowu. A może, jak wielu twierdzi, panów R.W. i K.D. w duecie nawet i Pop by nie wytrenował. Jednak ile może się im przydarzyć meczy na takiej skuteczności? A teraz jeszcze będą wq…ni. Byłoby arcyciekawie, gdyby Dallas np. doprowadziło do meczu nr 7, ale paradoksalnie przeczuwam, że tą wygraną Mavericks przypieczętowali swój los. Tak czy siak, szacun.

    0