Po raz pierwszy w historii NBA na tym etapie sezonu spotkały się drużyny, z których jedna miała ponad 90% zwycięstw na koncie, podczas gdy druga mniej niż 20%. I nieoczekiwanie to znajdujący się na dnie Zachodu (13-51) Los Angeles Lakers wyszli z tego pojedynku zwycięsko, co jest największym upsetem w historii ligi. Różnica zwycięstw między nimi wynosiła aż 72.9 punktów procentowych.
(55-6) Golden State Warriors wygrywali dotychczas wszystkie ważne mecze z najlepszymi rywalami, ale trudno utrzymać równą koncentrację i energię przez cały długi sezon i zaliczyli już kilka wpadek, a ta wczorajsza jest największą z nich. W poprzednich trzech pojedynkach z Lakers łatwo ich pokonywali i teraz nie miało być inaczej. Nawet po bardzo słabym starcie tego spotkania w ich wykonaniu, po tym jak schodzili na przerwę z dwucyfrową stratą, wydawało się, że jak zwykle zaraz zrobią switch, trafią kilka kolejnych trójek i będzie po wszystkim. Ale wczoraj zupełnie nic im nie wpadało, pudłowali jak nigdy, do tego popełnili dużo błędów, brakowało ich normalnego ruchu piłki, zapomnieli o obronie i od drugiej kwarty mający znacznie więcej energii Lakers robili na nich blowut zakończony zwycięstwem 112:95.
Warriors zaczęli od 3/15 za trzy w pierwszej połowie i wydawało się, że gorzej być nie może, ale po przerwie trafili tylko raz na 15 prób. 13.3% zza łuku to ich zdecydowanie najgorsze osiągnięcie tego sezonu. Stehpen Curry i Klay Thompson zanotowali 1/18 za trzy, a w sumie tylko 33 punkty z 40 rzutów. Poza nimi nikt w ekipie gości nie był w double-figures. Draymond Green był bliski triple-double z 9 punktami, 10 zbiórkami i 9 asystami, ale też popełnił 7 z 20 strat drużyny.
Lakers tymczasem mogli liczyć na gorącego D’Angelo Russella, którego trzy kolejne trójki w drugiej kwarcie wyprowadziły ich na prowadzenie.
Momentami wyglądali jakby to oni byli najlepszą drużyną ligi i bawili się z rywalami.
Backcourt Lakers ograł Splash Brothers, Russell miał 21 punktów i 5 asyst, a Jordan Clarkson zdobył 25 i trafił tyle samo trójek co Warriors. Julius Randle zaliczył double-double 12-14, Marcelo Huertas 9 asyst i też był jednym z w sumie siedmiu zawodników gospodarzy z co najmniej 10 punktami na koncie.
Kobe Bryant spudłował wszystkie swoje 5 prób zza łuku, zdobył 12 punktów z 14 rzutów, ale był +14 i ma swoje duże zwycięstwo. Na pożganie pokonał obrońców tytułu i utrudnił im pogoń za rekordem Bulls.
61st game of season
1995-96 Bulls entered 54-6, lost at Knicks by 32
2015-16 Warriors entered 55-5, lost at Lakers by 17
— ESPN Stats & Info (@ESPNStatsInfo) March 6, 2016
Dzień po porażce w Chicago, James Harden przyjechał do Kanady i w czwartej kwarcie przejął mecz z (41-20) Toronto Raptors, przerywając ich najdłuższą w historii klubu serię 12 zwycięstw na własnym parkiecie. (31-32) Houston Rockets wygrali 113:107.
Gospodarze uciekli Rockets na starcie drugiej kwarty i potem jeszcze do połowy trzeciej utrzymywali wysokie prowadzenie, ale goście w końcu rozstrzelali się zza łuku (9/16 po 4/14 w pierwszej połowie), co pomogło im odrobić straty, a w czwartej kwarcie Harden zrobił swoje show. Zdobył wtedy 18 z 36 punktów drużyny, był 3/3 za trzy i miał też 4 asysty.
W sumie Harden zanotował 40 punktów z 20 rzutów, wykorzystał 15 na 19 z linii i miał aż 14 asyst przy tylko jednej stracie. Corey Brewer dał energię z ławki zdobywając 15 ze swoich 23 punktów po przerwie i był 5/10 zza łuku. Trevor Ariza trafiał też ważne trójki w czwartej kwarcie, a Clint Capela przydał się w obronie, na finiszu blokował i kontestował rzuty przy obręczy, po tym jak Dwight Howard (21-11) musiał opuścić parkiet z powodu sześciu fauli.
Najlepszym strzelcem gospodarzy był Luis Scola z 21 punktami, z czego 16 zdobył już w pierwszej połowie. Wtedy dobrze zagrali też rezerwowi, którzy pomogli im wyjść na prowadzenie, ale potem zawiedli liderzy. W czwartej kwarcie nie potrafili odpowiedzieć na popisy Harden i złożyli się tylko na 8 punktów. DeMar DeRozan miał 19 punktów, z czego 16 po przerwie, 14 razy stawał na linii, 7 asyst i 6 zbiórek, ale również 5 strat. Kyle Lowry zanotował 17 punktów i 9 asyst, ale tylko 2 asysty i 2 straty po przerwie. W drugiej połowie zawiodła też defensywa Raptots i to oni wtedy oddawali rywalom otwarte rzuty za trzy swoimi złymi powrotami do obrony.
Po ostatnich porażkach (43-20) Oklahoma City Thunder świetnie rozpoczęli mecz przeciwko (26-37) Milwaukee Bucks prowadząc już 32-12 po pierwszej kwarcie i właściwie zrobili blowout, ale jeszcze zanim na dobre odjechali w czwartej kwarcie, gospodarze mieli comeback pod koniec trzeciej i przez chwilę mogło się wydawać, że czeka nas wyrównana końcówka.
Kevin Durant i Russell Westbrook oddali razem tylko jeden rzut z gry w pierwszej kwarcie, ale obsługiwali podaniami swoich kolegów, do nich należały wszystkie 11 asyst drużyny i w sumie aż ośmiu zawodników gości zdobywało wtedy punkty. Atak Thunder płynął i jeszcze w połowie trzeciej kwarty prowadzili +21, ale gospodarze się nie poddawali i rozpoczęli odrabianie strat prowadzeni przez świetnego Giannisa Antetokounmpo, który zdobywał punkty, asystował, a też popisał się efektownym blokiem. Potem dołączył do niego Khirs Middleton, który po bardzo słabej pierwszej połowie, zrobił się na chwilę gorący, zaczął trafiać swoje rzuty i jego trójka w transition na starcie czwartej kwarty zmniejszyła straty do -2.
Thunder jednak nie pozwolili na nic więcej. Westbrook przerwał run Bucks dostając się pod kosza, za chwilę Durant trafił pull-up trójkę i ponownie przejęli kontrolę nad meczem, który wygrali ostatecznie 104:96.
Durant zdobył 32 punkty przede wszystkim wykorzystując 16 z 18 wolnych, do tego dołożył 12 zbiórek i 8 asyst. Westbrook zaliczył swoje kolejne triple-double mając 15 punktów, 11 asyst i 10 zbiórek. Obaj jednak popełnili też razem 12 z 21 strat Thunder, po których oddali rywalom 30 punktów.
Magic Giannison także popisał się triple-double, już po raz trzeci w ostatnich 7 meczach – 26 punktów, 12 zbiórek i 10 asyst. Do tego 4 bloki, 3 przechwyty i plakat z Ibaką.
Jabari Parker zdobył 26 punktów, a Middleton 12 z 18 miał po przerwie, ale w sumie tylko 6/19 z gry.
W piątek (25-38) Denver Nuggets przegrali na własnym parkiecie po dogrywce z Nets, tydzień wcześniej przegrali dogrywkę w Dallas i teraz znowu znaleźli się w doliczonym czasie gry, ale tym razem udało im się zrewanżować na (33-30) Dallas Mavericks, dla których był to już 11 przedłużony mecz w sezonie.
Pod koniec czwartej kwarty Deron Williams zrobił się hot i miał świetny fragment gry, kiedy trafił trzy kolejne rzuty za trzy, a potem dostawał się do kosza i zdobywając 13 kolejnych punktów dla gości, dał im 4-punktowe prowadzenie na 21.1 sekund przed końcem.
W kolejnej akcji Nuggets mieli sporo problemów, żeby wykreować sobie rzut, ale ostatecznie Willowi Bartonowi udało się znaleźć faul i na linii zmniejszył straty. Do końca pozostawało 7.9 sekund, piłkę mieli Mavs, ale wykorzystali swój ostatni timeout i kiedy Chandler Parsons miał problem z wyprowadzeniem piłki z autu, musiał ratować się próbą wpicia ją w rywala, co zakończyło się przechwytem i szybką akcją gospodarzy. Wsad Kennetha Farieda doprowadził do dogrywki.
Trzeba też zwrócić uwagę na to jak w obronie tutaj grał Mike Malone.
Absolute mayhem at the end of regulation between Mavs/Nuggets ? pic.twitter.com/zynrAe00Tz
— Rob Perez (@World_Wide_Wob) March 7, 2016
W doliczonym czasie gry zwycięstwo Nuggets zapewnił DJ Augustin. W ostatniej minucie dwa razy celnymi trójkami doprowadzał do remisu, a potem na samym finiszu wymusił faul Raymonda Feltona i rzutami wolnymi wyprowadził ich na prowadzenie. Mavs mieli tylko 0.9 sekundy na odpowiedź, znaleźli Wesleya Matthewsa w rogu, ale na miejscu był też Emmanuel Mudiay, który go zablokował. Gospodarze wygrali 116:114.
Faied miał 25 punktów i 20 zbiórek, z czego aż 11 w ataku, pomagając Nuggets wygrać 58-46 walkę na tablicach i 24-14 punkty drugiej szansy. Double-dobule zaliczył także Nikola Jokic 13-12, Mudiay miał 16 punktów i 8 asyst, a z ławki 20 punktów dołożył Willa Barton. Augustin 8 ze swoich 12 punktów zdobył w dogrywce.
Dla Mavs 30 punktów i 5 trójek miał Dirk Nowitzki. Williams przez długi czas grał słabo, zanim rozkręcił się w czwartej kwarcie i wtedy zdobył 13 ze swoich 17 punktów. David Lee zaliczył 18-12 i 4 bloki. Ale Matthews i Parsons złożyli się tylko na 23 punkty z 25 rzutów
(37-25) Memphis Grizzlies w ostatnim czasie skutecznie wykorzystują pojedynki ze słabymi rywalami, ale w starciach z fatalnymi (17-46) Phoenix Suns wyjątkowo nie potrafią sobie poradzić. Przegrali z nimi tydzień temu w Phoenix, a teraz znowu zagrali bardzo słaby mecz i ulegli im na własnym parkiecie 100:109. To ich jedyne dwie porażki w ostatnich 7 spotkaniach. Tymczasem dla Suns, którzy w piątek wygrali w Orlando, to pierwsza od grudnia seria dwóch zwycięstw z rzędu.
W ekipie goście najlepszy był Devin Booker, który zdobył 27 punktów i miał 9 asyst. Alex Len rozegrał kolejny dobry mecz na 19 punktów, 16 zbiórek i 6 asyst. Tyson Chandler miał 16-10 i Suns zdominowali walkę na tablicach, a do tego zatrzymali Grizzlies na tylko 40% z gry. Z ławki 18 punktów i 4 trójki dołożył Mirza Teletovic.
Dla Grizzlies 22 punkty Mike’a Conleya, ale tylko 5 po przerwie. Matt Barnes 13 z 17 zdobył w pierwszej połowie, a Zacha Randolpha całe spotkanie zakończył z dorobkiem ledwie 6 punktów i 8 zbiórek.
Po sobotniej porażce w Nowym Jorku Stan Van Gundy mocno krytykował swoją drużynę za okropną grę i brak energii. Jego zawodnicy wzięli to do siebie i tym razem postarali się dużo bardziej. Od samego początku kontrolowali pojedynek z wymęczonymi długą trasą wyjazdową (33-31) Portland Trail Blazers i przerwali swoją serię dwóch kolejnych porażek wygrywając 123:103.
Reggie Jackson po ostatnich fatalnych występach teraz miał 30 punktów z 19 rzutów i 9 asyst, ale to jeszcze za mało, żeby zapracować sobie na pochwały od SVG i zbicie z nim piątki.
Andre Drummond zdobył najmniej ze starterów Pistons 14 punktów i jak zwykle zaliczył double-double zbierając 18 piłek.
Dla Blazers to był ostatni przystanek trasy wyjazdowej, którą bardzo dobrze zaczęli, ale kończą serią trzech porażek rozgrywając w sumie 6 meczów w ciągu 9 dni. W Detroit ani razu nie prowadzili. Damian Lillard zdobył 26 punktów i miał 5 asyst, ale zagrał słabo, zaliczył tylko 2/9 za trzy i aż 7 strat. CJ McCollum miał 22 punkty.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czy Los Angeles Lakers złamali koszykówkę najbardziej, po tym jak przekonująco pokonali tych, co złamali koszykówkę tydzień temu? A tak serio, to taka porażka stawia pod znakiem zapytania pokonanie rekordu Bulls bo zostało bardzo mało miejsca na margines błędu a tu jeszcze aż 3 mecze z SAS. Imo to druga porażka GSW w tym sezonie, która nie miała prawa się zdarzyć – pierwsza to ta z Bucks (ich pierwsza w tym sezonie). Swoją drogą to fajne zwycięstwo dla młodzieży LA, powinno ich trochę podnieść na duchu:)
Porażka z Bucks akurat była chyba najbardziej uzasadnioną porażką Warriors w tym sezonie – back2back po meczu z dwiema dogrywkami z ciasno broniącymi Celtics (w którym ponadto nie zagrało 2 starterów Barnes i Thompson, więc Green zagrał 50 minut, Curry 47, Iguodala 44 itd).
pamietam ze w 96 Bulls przegrali z Raptors, ktorzy skonczyli tamten sezon 21-61.
shit happens
tak – ta 8 porażka i kolejne, 9 i 10, których byłem bezpośrednim świadkiem nie winny się zdarzyć.
jednym punktem u siebie z Charlotte i jednym z Indianą.
zatem winno zostać 7 klęsk.
Warriors wygrali co przegrali praktycznie – Thunder, Brooklyn i tak to niniejszym rekord chyba pobiją choć … nie było takiej możliwości i opcji.
8 ma porazka z Toronto tez byla jednym punktem 108-109 :(
dobrze ze scott pozwolil im rzucac za 3..
Flagowy mecz dla trenerów. Instruktarz jak nie lekceważyć rywala i odpowiednio skoncentrowanym wejść w mecz. Wola walki może wiele
Amare to byl straaasznie brzydkie za dzieciaka. Albo takie zdjęcie mu zrobili.
Człowiek wstaje w poniedziałek rano i od razu wpada w dobry humor!
Czy to początek końca drużyny GSW?
Czy Splash Brothers się skończyli?
Czy Curry to nadal najlepszy obecnie gracz w lidze?
:-):-):-):-):-):-):-):-):-):-)
Po tym meczu pałeczkę MVP przejął Marcelo Huertas
Było nie udawać Minionka, Stephenie Curry! One nie wybaczają..
Skończy się walka o rekord Bulls i zacznie się walka o wygranie zachodu z SAS:)
Hej, zapomnieliście dokleić do Highlights’ów Hardena:
https://twitter.com/Sportando/status/706759078878560256
hahhaahaa dobre!!!
Orlando Magic – trzymajcie się dzisiaj!
ee tam orlando, LeBron co musi czuc przed czwartkiem..
Swoją drogą trudno dziwić się Stefanowi, że, biorąc pod uwagę za jakie grosza gra, raz na jakiś czas obstawi przez słupa trochę pieniądza, by dorobić przy dobrym kursie
Ciekaw jestem, czy psychofanka Lakers wspominana w Palmie obstawiła wygraną swojego zespołu i po jakim kursie :)
Ktos wlasnie zarobil na dacze meczem z LAL ;)
Ponarzekałem wczoraj to dzisiaj takie rzeczy:
– GSW wtapia z LAL
– HOU wraca po zwycięstwo
– dunk po eurostepie (sic!)
NBA.