Potężny blowout Charlotte Hornets na Atlancie Hawks. 35 punktów prowadzenia, które w garbage time powoli zjechało do zaledwie 23. Zajmujący 10 miejsce w Konferencji Wschodniej Hornets, pokonali Top4 drużynę po tej stronie Ameryki 107-84.
1) Zaczęło się tak, jakby na parkiecie przebywał Al Jefferson. Tylko jedno posiadanie Charlotte w post-up, które gracze z Atlanty podwoili sugeruje, że gdyby Frank Kaminsky czy Spencer Hawes grali na bloku, Hawks robiliby z nimi właśnie to. Jednak ktoś w tym zespole przespał ostatnie tygodnie i gracze Mike’a Budenholzera zszokowani zastali nowe stare granie Hornets, które przynosi punkty w każdy inny, niż gra na blokach, sposób. To tym bardziej dziwi, bo Atlanta grała już z zespołem Steve’a Clifforda Grała nawet w Charlotte.
- Nie było w tym meczu gry w post-up z obu stron, ale akurat jedna, wydaję mi się, mogłaby wokół niej zbudować solidny kilkunasto punktowy run, a przynajmniej zrobić coś innego. Odpowiedzieć na 20 punktów straty po przerwie, wymazać tylko 36 zdobytych punktów w pierwszej połowie.
- Zabrakło gry na blokach po stronie Atlanty. Przede wszystkim zabrakło Ala Horforda, który oddał tylko 4 rzuty. Paul Millsap zdobywał punkty – 20 z 12 rzutów – ale w ataku Hawks, który został zatrzymany przez Kembę Walkera i Cody’ego Zellera, te punkty nie miały żadnej wartości.
- Nie grali też w post-up, gdy mieli na parkiecie fizyczną przewagę. Trio Millsap-Horford-Splitter pozostawało w stretchującej konwencji w każdej spędzonej na parkiecie minucie i m.in dlatego nie istnieli na deskach. Jednak główny powód, dla którego gra w post-up mogła okazać się efektywna, niekoniecznie przez bezpośrednie punkty wysokich, też przegrał im ten mecz.
- Kyle Korver został zatrzymany indywidualnie i zespołowo. Przez P.J Hairstona, przez Kembe Walkera, który pojawiał się na nim po zmianach krycia, przez Nicolasa Batuma, przez Charlotte Hornets. Hawks nie potrafili wygenerować czystych pozycji dla Korvera, który oddał tylko 6 rzutów. Hornets wyłączyli wszystko co Coach Bud miał w swoim playbooku, a ja przez ponad 30 minut nie doczekałem się rekacji ze strony sztabu Atlanty.
- Mogli spróbować zwrócić się do starego i nieefektywnego już elementu gry, wymuszać podwojenia, zagrać coś innego niż gra na zewnątrz i penetracje, które i tak spotkały się z bardzo dobrym w tym meczu w obronie Codym Zellerem. Korver wychodził po piłkę w swoich akcjach, ale zaskakująco łatwo i szybko obrońcy z Charlotte przeciskali się na zasłonach. Na dodatek idealnie wyważyli pomoc w obronie, która zatrzymała różne wariacje pick-and-rolli np. te bez kozła, gdy Korver dostaje podanie w akcji off-screen i oddaje piłkę do ostatniego screenera.
- Nie wiem czy Hornets podwajaliby kogokolwiek w low-post, ale Hawks nawet nie spróbowali. Wysokie trio oddało tylko 5 rzutów w akcjach post-up, a i tak nie były to klasyczne izolacje na lewym/prawym bloku, z dobrze przemyślanym ustawieniem na słabej stronie.
2) Fatalnie wyglądał Jeff Teague. Tylko 9 punktów z 10 rzutów. Strasznie flegmatyczne penetracje, brak startu do szybkiego Kemby Walkera, który po prostu był przy nim. Teague nigdy nie miał szybkiego pierwszego kroku, ale też raczej nigdy nie atakował obrońcy tak wolno jak w ostatnich meczach – anemiczne wręcz ruchy, gdy po koźle chce dostać się pod obręcz, wybroni nawet Andre Miller. Aby zatrzymać point-guarda Atlanty, Hornets nie potrzebowali wyjątkowych obrońców, wystarczyło skupienie i nadążanie za decyzjami rozgrywającego, które nie były dobre. Teague zszedł z parkietu po niecałych pięciu pierwszych minutach meczu i Coach Bud liczył, że Dennis Schroder po pierwsze ożywi atak, po drugie będzie kończył pod obręczą. Nic bardziej mylnego.
3) Niemiec nie trafił 10 z 13 rzutów, nie był wyzwaniem na dystansie, nawet jeśli obrońcy nie przechodzili mu pod zasłonami, to ten nie radził sobie w paint – nie potrafił uciec obrońcy. Intensywny matchup z Kembą Walkerem, na jaki niewątpliwie zapowiadało się gdy Schorder wszedł na parkiet, szybko rozczarował i miał jednego bohatera – bardzo dobre posiadania Walkera w obronie i punkty po pull-upach w ataku – 23 punkty, 9/13 z gry, tylko 1 strata. Schroder grał 25 minut, był “dobre” jak na zespół z Atlanty -7, ale przegrywał na parkiecie z każdym.
4) 16 start Hawks i 16 punktów Hornets w transition. Od pierwszych minut, dobra obrona kończyła się punktami w kontratakach. Imponująca defensywa Cody’ego Zellera napędzała atak, biegający po skrzydłach gracze mieli bardzo dużo miejsca i czasu, aby myśleć i podejmować dobre decyzje. Hawks mieli już 6 start w pierwszych 5 minutach meczu i przegrywali 13 punktami, które odrobili. Ale po przerwie przegrywali 36-45, a wielki 21-8 run Hornets zakończył poważne granie.
5) Bardzo dużo miejsca z obu stron. Spacing lał się po parkiecie, ale przez 36 minut oba zespoły trafiły mniej niż 30% rzutów za trzy punkty. Po trzech kwartach było już 80-58 dla Hornets i ostatnia część była 12 minutowym garbage-time dla takich graczy jak Troy Daniels czy Shelvin Mack.
6) Lineup Millsap-Horford-Splitter pojawił się w Atlancie już w preseason. Ten mecz pokazał, że granie trójką wysokich mija się z celem, jeśli nie gra się wewnątrz paint, jeśli nie gra się nimi w post-up. To ustawienie ma tylko dwóch ball-handlerów i tylko dwóch graczy na skrzydłach, którzy rzucają za trzy punkty – Paul Millsap trafia mniej niż 30% trójek. Na rzecz wzrostu i walki na tablicach, Hawks tracą jednego gracza mogącego grać pick-and-rolle i atakować obręcz, kreować sobie własny rzut. Rozumiem, że to trio może grać fantastyczne posiadania high-low, ale w tym meczu po pierwsze ich nie było, po drugie nie były też ataku 4-out. Millsap i Horford nie rozciągali gry, nagle ofensywa Hawks wciągnęła się do środka, odległości pomiędzy zawodnikami zmniejszyły się i gra stała się trudniejsza. Nie było spacingu, rzutów za trzy, rzutów z low-post. Sami ograniczyli własną ofensywę.
7) Coach Bud próbował grać wysoko, ale nie próbował nisko. Zabrakło ryzyka np. wtedy, gdy Hornets prowadzili tylko 12-13 punktami, na przykład Paula Millsapa na środku i czwórki guardów. Atlanta szukała idealnego ustawienia, ale żadne nie zrobiło w tym meczu pozytywnej różnicy. Lineup z Timem Hardaway’em, Mikiem Scottem, Kentem Bazemorem i Dennisem Schroderem miał wprowadzić więcej atletyzmu. Zarówno w ataku – penetracje, punkty z linii rzutów wolnych – jak i w obronie – więcej odpowiedzialnej agresji, bez podwojeń i trapów, ale na ich granicy, wyższe wyjścia, szybsza pomoc. Nic takiego jednak nie miało miejsca, Hornets nie musieli nawet na to odpowiadać. Z perspektywy tylko i wyłącznie trenerskiego pojedynku, Steve Clifford nie musiał robić nic innego, jak przedmeczowa odprawa i zmiany zawodników.
8) Cody Zeller zagrał bardzo dobry mecz. Rzucił 19 punktów, zebrał 10 piłek. Bronił, blokował rzuty, wybijał piłki z rąk penetrujących graczy, z nim w paint Hawks nie mogli zdobyć punktów spod obręczy. Trzymał obronę Hornets. Małą rzeczą były nieregularne zmiany krycia, których obrona Charlotte nie przegrywała.
9) Hornets odeszli od gry w post-up. Bez Ala Jeffersona nikt nie wypełnia tej strefy i wychodzi na to, że atak Steve’a Clifforda nie potrzebuje podań do low-post. Dwóch wysokich: Spencer Hawes i Frank Kaminsky grali razem w pierwszej połowie i zanim ten mecz przeszedł w garbage-time. Ten pierwszy zdobył 3 punkty, ten drugi trafił tylko 2 z 7 rzutów. Jak zwykle robili dużo miejsca – spacing Hornets pozostaje na tym samym wysokim poziomie. Jednak brakuje, przynajmniej mi, innych setplays niż pick-and-pop na szczycie. Chciałbym oglądać krótkie wyjścia po zasłonach np. z łokcia na obwód, chciałbym więcej gry przez nich w high-post – obydwaj są dobrymi podającymi. Nie chodzi o to, aby to oni byli centrum nowego ataku, ale Hornets potrzebują – jak każdy zespół – wszechstronności. Ograniczanie się, nawet jeśli zespół wygrywa i do jego gry nie ma większych zastrzeżeń, nigdy nie jest dobre.
10) 8 punktów i 7 zbiórek Marvina Williamsa, 19 punktów wchodzącego z ławki Jeremy’ego Lina, tylko 6 Jeremy’ego Lamba, tylko 6 Nicolasa Batuma, ale aż 10 asyst od Francuza. 26 asysty Hornets przy 36 celnych rzutach, dominacja na deskach i 8 przechwytów. To pierwsza wygrana Hornets w 2016 roku i pierwsza po siedmiu kolejnych porażkach.