Flesz: Świetny CJ McCollum

5
fot. League Pass
fot. League Pass

Damian Lillard opuścił czwarty mecz z powodu kontuzji stopy, ale mimo nieobecności swojego najlepszego zawodnika (13-20) Portland Trail Blazers zanotowali drugie zwycięstwo z rzędu. W sobotę rozjechali będących od pierwszych minut poza meczem Cavaliers, natomiast wczoraj po wyrównanej walce pokonali na wyjeździe (12-18) Sacramento Kings. To nie było ładne spotkanie, ale CJ McCollum grał świetnie od samego początku, a na finiszu był clutch.

To właśnie McCollum zdobył 7 kolejnych punktów w ostatnich minutach, zapewniając gościom zwycięstwo. Miał dwie akcje, które wydawało się, że zakończą się niepowodzeniem, ale w obu walczył do końca i zdobywał punkty. Najpierw po swoim niecelnym runnerze, zebrał piłkę i wykończył akcje spod kosza. Później prawie stracił piłkę, którą wybił mu Rajon Rondo, ale złapał ją i tuż przed końcem akcji trafił trudny rzut z półdystansu. Natomiast na 31 sekund przed końcem miał daggera trafiając jumpera kontestowanego przez Omri’ego Casspi’ego.

Blazers wygrali 98:94. McCollum miał ostatecznie 35 punktów z 28 rzutów, rekord kariery 11 zbiórek i tylko jednej asysty zabrakło mu do triple-double. Do tego zanotował też 4 przechwyty. Najlepszy strzelec Blazers poprzedniego spotkania Allan Crabbe miał dobry początek, ale potem doznał urazu kostki i po przerwie był już niewidoczny. Skończył z 10 punktami. Z ławki bardzo dobrą zmianę dał Myers Leonard, który wygrał z DeMarcusem Cousinesem pojedynek na trójki, trafił 4/7 zdobywając 16 punktów i zebrał jeszcze 11 piłek. Przydał się również Mo Harkless, który zaliczył 13 punktów, 6 zbiórek, 3 przechwyty i 2 bloki, zastępując słabo grającego Al-Farouqa Aminu.

Kings popełnili 23 straty, oddając w ten sposób 28 punktów rywalom, do tego przegrali walkę na tablicach (43-52) i trafili tylko 39.5% rzutów z gry. Cousins dominował w ataku w pierwszej połowie i jeszcze na początku trzeciej kwarty, ale zabrakło mu energii na finiszu. Trafił pierwsze 10 ze swoich 15 rzutów, a potem tylko 2 z 9 ostatnich prób. W sumie miał 36 punktów z 26 rzutów, 2/7 za trzy. Ponadto przez 37 minut zebrał tylko 6 piłek, co jest jego najgorszym osiągnięciem w sezonie. Popełnił też 5 strat. Rajon Rondo również miał bardzo udany początek i już 10 asyst przed przerwą, ale w drugiej połowie tylko 5 asyst i tyle samo strat. Ostatecznie 9 punktów, 15 asyst i 8 strat. Casspi zanotował 14-10, a Rudy Gay zebrał 14 piłek, ale walka na tablicach to jedyne co był w stanie dać drużynie. Zagrał bardzo słabo zdobywając tylko 7 punktów z 12 rzutów.

(12-19) Denver Nuggets bardzo dobrze rozpoczęli mecz w Oklahomie, potem na początku drugiej połowy uzyskali 10-punktową przewagę i do ostatnich minut prowadzili wyrównany pojedynek z gospodarzami, ale na finiszu (21-10) Oklahoma City Thunder nie dali im szans. Ten mecz od początku wyglądał tak jakby Thunder pozwalali grać swoim rywalom, nie przykładając się za bardzo do obrony, ale gdy im uciekli, zwiększali swoje zaangażowanie i szybko odrabiali straty. Na trzy minuty przed końcem były tylko 3 punkty różnicy, wtedy gospodarze zrobili run 7-0 i było po wszystkim. Kropkę nad i postawił Russell Westbrook efektownym wsadem, a cała czwarta kwarta to był festiwal dunków w wykonaniu Thunder.

Thunder wygrali 122:112. Westbrook i Kevin Durant zostali pierwszym duetem z dorobkiem po 25 punktów i 10 asyst od czasu Johna Stocktona i Karla Malone’a, którzy zanotowali taki mecz w lutym 1996 roku. Obaj liderzy gospodarzy świetnie obsługiwali podaniami siebie nawzajem i swoich kolegów. Westbrook miał 30 punktów z 18 rzutów, 12 asyst i tylko jedna zbiórka dzieliła go od triple-double. KD zdobył 26 punktów z 21 rzutów, natomiast w trzeciej kwarcie zamienił się w playmakera zaliczając 7 ze swoich 10 asyst. Serge Ibaka dołożył 19 punktów, głównie korzystając z podań Westbrooka, natomiast Enes Kanter 11 ze swoich 21 punktów zanotował w czwartej kwarcie. Był 7/8 z gry i zebrał też 8 piłek.

Dla Nuggets 25 punktów i 11 zbiórek w 29 minut zanotował mający mnóstwo energii Kenneth Faried. Joffrey Lauvergne miał 18 punktów, Gary Harris 16, a Jameer Nelson 15, 8 zbiórek i 5 asyst, ale za trzy trafiał tylko do przerwy (3/5). Z ławki znowu mogli liczyć na Willa Bartona, ale tym razem tylko do przerwy. Po tym jak w pierwszej połowie świetnie dostawał się w pomalowane i zdobył 16 punktów, później dołożył już tylko jedną celną trójkę na początku czwartej kwarty.

(18-13) Boston Celtics od połowy drugiej kwarty kontrolowali przebieg spotkania z (14-18) New York Knicks utrzymując pewne, przeważnie dwucyfrowe prowadzenie. Jednak w połowie czwartej kwarty po trójce Carmelo Anthony’ego goście jeszcze zbliżyli się na 5 punktów i dopiero 6 kolejnych punktów Isaiaha Thomasa przypieczętowało zwycięstwo Celtics.

Thomas najpierw łatwo minął Langstona Gallowaya dostając się pod kosz, gdzie nie przestraszył się długich ramion Kristapsa Porzingisa, a za chwilę ponownie skończył akcje przy obręczy po tym jak szybko przeszedł do ataku zbierając piłkę po niecelnym rzucie Arrona Afflalo. W kolejnej akcji ponownie wjeżdżał w pomalowane, wymusił faul Porzingisa i wykorzystał dwa wolne, powalając Celtics odetchnąć na dwie minuty przed końcem. Mieli to zwycięstwo, ich czwarte z rzędu. 100:91.

Thomas zdobył 21 punktów z 18 rzutów, zebrał 8 piłek i zaliczył 6 asyst. 19 punktów miał świetnie dostający się pod obręcz i popisujący się reverse layupami Evan Turner, a 18 dołożył Jae Crowder, który wykonał też dobrą pracę w obronie przeciwko Melo. Dobrą zmianę dał również bardzo aktywny po obu stronach parkietu Kelly Olynyk, który zaliczył 11 punktów, 9 zbiórek i 2 przechwyty.

Carmelo Anthony zanotował 29 punktów z 26 rzutów i 10 zbiórek. Porzingis znowu miał kłopoty ze skutecznością trafiając 4/13 z gry, ale w sumie miał 16 punktów, 12 zbiórek, 3 bloki i 2 przechwyty. Arron Afflalo po słabej pierwszej połowie, w drugiej zupełnie zniknął. Tylko 4 punkty z 10 rzutów.

Prawie 39-letni Vince Carter udowodnił, że jeszcze potrafi skończyć z góry

Jeff Green popisał się fantastycznym blokiem zatrzymując kontrę Nicka Younga

i (17-16) Memphis Grizzlies na własnym parkiecie bez problemów pokonali (5-26) Los Angeles Lakers. Już przed przerwą uzyskali 15 punktów przewagi, a w drugiej połowie to był blowout. Skończyło się na 112:96.

W ekipie Grizzlies sześciu ludzi było w double-figures. Mike Conely zaliczył 19 punktów i 5 asyst w 24 minuty. 17 zdobył Jeff Green, 16 i 6 asyst Marca Gasola, a 16 miał też rezerwowy Zach Randolph.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

5 KOMENTARZE

  1. Świetnie…najpierw wypadł Gobert i Jazz grają fatalną obronę, co oczywiście przekłada się na wyniki, a teraz tracą najlepszego rezerwowego na 6 tygodni. Ciężko im będzie utrzymać się w walce o PO. BTW. Ktoś wie kiedy Gobert wraca ?

    0