Flesz: Warriors pokonali Cavs. Rockets wygrali ze Spurs

27
for. Leauge Pass
for. Leauge Pass

Pięć świątecznych meczów za nami. Nie była to może koszykówka na najwyższym poziomie, było dużo niecelnych rzutów i popełnianych błędów, a niestety mało przyjemniej dla oka, lekkiej gry, która pewnie najbardziej pasowałaby do świątecznego klimatu. Tylko jedna drużyna zdobyła ponad 100 punktów, żadna nie trafiła nawet 45% swoich rzutów z gry, a zza łuku nawet Warriors pudłowali (łącznie we wszystkich meczach 29% za trzy). Ale przynajmniej nie zabrakło emocji. Mieliśmy jedną dogrywkę, ciekawy pojedynek w Oakland i niespodziankę w Houston.

LeBron James miał dwie kolejne akcje zakończone wsadem, a także blok na Kalyu Thompsonie, przywracając (19-8) Cleveland Cavliers do gry pod koniec czwartej kwarty, gdy gospodarze uzyskali najwyższe w meczu 10-punktowe prowadzenie. Za chwilę jednak odpowiedział Stehpen Curry. Tym razem nie z dystansu, bo trójki mu w tym meczu wyjątkowo nie wpadały i nawet za wiele ich nie próbował, ale dostawał się pod kosz i to zrobił również w tym momencie. Najpierw po switch minął LeBrona, a w następnej akcji łatwo poradził sobie wizolowany z Matthew Dellavedovą, utrzymując przewagę (28-1) Golden State Warriors. Goście jeszcze próbowali nowych sposobów hackowia i Delly wskakiwał na ludzi podczas gdy jego koledzy rzucali wolne, ale to już nic nie dało. Warriors pozostali niepokonani na własnym parkiecie, wygrywając ten defensywny pojedynek 88:83.

Najlepszym zawodnikiem meczu nie był ani LeBron, ani Curry, a Draymond Green, który przede wszystkim miał imponujący start. W pierwszej kwarcie robił wszystko – trafiał za trzy (2/2), dominował w walce na tablicach (6 zbiórek), znajdował swoimi podaniami wolnych kolegów (3 asysty) i bronił (2 bloki). W czwartej kwarcie ponownie był small-ballowym centrem, wykorzystywał swoją przewagę szybkości nad Kevinem Love’m, a na finiszu miał świetną akcję w obronie, gdy w powietrzu wyrwał piłkę Jamesowi, chociaż sędziowie dopatrzyli się faulu. Był najlepszym strzelcem swojej drużyny z 22 punktami, zebrał 15 piłek i zaliczył 7 asyst.

Curry od samego początku był dobrze pilnowany, podwajany i musiał się mocno napracować na swoje punkty. Dellavedova znowu odegrał swoją rolę. Poza tym, połowę drugiej kwarty Steph spędził w szatni, gdzie sztab medyczny zajmował się jego prawą łydką, którą kontuzjował w poprzednim spotkaniu z Jazz. W sumie oddał tylko 4 rzuty za trzy, trafił raz, ale w był w paint i ostatecznie zdobył 19 punktów. Do tego dołożył 7 asyst i 7 zbiórek. Klay Thompson miał 18 punktów, natomiast 16 należało do Shauna Livingstona, który dał świetną zmianę. Wykorzystywał swoją przewagę wzrostu w post-up i trafiał jumpery z półdystansu, będąc najskuteczniejszym zawodnikiem tego spotkania (8/9 z gry).

Warriors mieli tylko 5 celnych trójek, czyli prawie tyle ile wynosi średnia samego Curry’ego i zdobyli najmniej punktów w tym sezonie, ale bronili jeszcze lepiej niż Cavs. Zatrzymali gości na 31.6% z gry, dlatego nawet wygrana walka na tablicach, 17 zbiórek w ataku i w sumie aż 17 więcej oddanych rzutów nie wystarczyły Cavs.

James grał dużo w post-up, Warriors go nie podwajali, ale on nie potrafił tego wykorzystać i nie był tak skuteczny w tych indywidualnych akcjach jak w ostatnich Finałach. Zdobył 26 punktów z 25 rzutów, a do tego spudłował 3 z 4 rzutów wolnych na samym finiszu. Miał też 9 zbiórek i tylko 2 asysty. Nie mógł liczyć za bardzo na wsparcie dwóch pozostałych gwiazd. Love wykonał dobrą pracę na tablicach zbierając 18 piłek, ale w ataku był dobrze powstrzymywany przez Greena i do tego nie wykorzystywał okazji gdy miał miejsce na dystansie. Zanotował 10 punktów z 16 rzutów, a razem Kyrie Irvingiem zaliczyli 0/11 zza łuku. Tristan Thompson był najlepszym rezerwowym gości – 8 punktów i 10 zbiórek.

To nie był ładny mecz, ale to jest bardzo ważne zwycięstwo dla (16-15) Houston Rockets, którzy na własnym parkiecie przypomnieli, że oni również potrafią bronić i zatrzymali najlepszą defensywę ligi, pokonując (25-6) San Antonio Spurs 88:84.

James Harden miał tylko 2 punkty z 8 rzutów po pierwszej połowie, ale na początku trzeciej kwarty zdobył 6 kolejnych pomagając Rockets odrobić straty, a potem w samej końcówce trafił dwie kluczowe trójki.

Ostatecznie miał 20 punktów z 21 rzutów i 9 asyst.

Również 20 zdobył Kawhi Leonard, który na finiszu miał świetny blok na Hardenie i także trafił ważny rzut za trzy, który zmniejszył stratę do czterech punktów… ale też ustalił wynik spotkania, bo przez ostatnie 82 sekundy nikt nie umieścił piłki w koszu. Trzy kolejne próby Leonarda zza łuku były już nieskuteczne. Na swoim koncie miał jeszcze 7 zbiórek, 5 przechwytów i 3 bloki. W tych ostatnich minutach atak Spurs razem z nim ciągnął Tim Duncan, który nie chciał psuć sobie Świąt porażką. Timmy 10 ze swoich 13 punktów zdobył w czwartej kwarcie, zebrał też 11 piłek.

LaMarcus Aldridge miał 18-9, ale Tony Parker tylko 1/7 z gry i też ławka rezerwowych Spurs przegrała ze zmiennikami gospodarzy. Jason Terry i Terrence Jones odegrali kluczową rolę, kiedy na starcie czwartej kwarty zanotowali run 9-0, co pozwoliło Rockets kontrolować ten ostatni fragment gry. Spurs musieli gonić i próbowali wrócić starą metodą hackowania (Howard i Capela byli wtedy 4/10 z linii), ale to nie pomogło, bo też popełnili 6 strat. Terry miał wtedy 9 punktów i 3 przechwyty. Jones w sumie zanotował 14 punktów i 6 zbiórek, a też przydał się Ty Lawson z 7 punktami i 5 asystami.

Godzina 18 naszego czasu, idealna pora, żeby w świąteczny dzień obejrzeć koszykówkę NBA i może przy okazji wciągnąć w to również rodzinę, zarazić ojca, teścia, kuzyna miłością do tej gry… Niestety mecz pomiędzy (17-11) Miami Heat i (9-20) New Orleans Pelicans nie był dobrą reklamą NBA. Jak już to antyreklamą. Obie drużyny w bardzo świątecznej atmosferze, mnóstwo niecelnych rzutów, sporo błędów i strat, ale chociaż na finiszu było trochę emocji, mimo że na początku zapowiadało się na blowout.

Pelicans mieli fatalny start i Anthony Davis był ich jedynym zawodnikiem, który był w stanie umieścić piłkę w koszu. Tylko dzięki niemu trzymali się w grze. W pierwszej połowie do niego należało 20 z 38 punktów gości Heat kontrolowali ten mecz, dobrze bronili i przez większość czasu mieli pewne prowadzenie, ale też chyba za dużo zjedli podczas wigilijnego obiadu, przez co brakowało im agresywności i skuteczności. Nie byli w stanie na dobre uciec Pelicans, którzy w czwartej kwarcie odrobili straty. Run 14-2 z głównym udziałem Ryana Andersona, który trafiał trójki, zbierał piłki, dobijał niecelne rzuty, doprowadził do remisu na 5 minut przed końcem. Później oglądaliśmy świąteczną wymianę uprzejmości z obu stron w obronie, kiedy w kolejnych akcjach otwierali rywalom drogę do kosza pozwalając na łatwe punkty. Ostanie słowo należało do Pelicans, ale nie potrafili wykreować nic lepszego niż kontestowany daleki jumper Davisa, który nie wpadł do kosza i potrzebna była dogrywka. W doliczonym czasie gry Chris Bosh i Dwyane Wade wzięli sprawy w swoje ręce, zdobyli razem 13 punków zapewniając Heat zwycięstwo 94:88.

Chris Bosh miał dużo miejsca zostawiany przez Davisa i zachęcany do zaprezentowania swojego jumpera. Zza łuku był tylko 2/8, ale trafiał z półdystansu i zdobył w sumie 30 punktów z 25 rzutów. Miał też 10 zbiórek i 4 asysty. Wade był mało widoczny w drugiej połowie, ale w dogrywce miał 2 asysty, trafił ważnego jumpera i potem rzuty wolne. Zanotował 19 punktów z 20 rzutów, 6 zbiórek i 4 asysty. Hassan Whiteside już w pierwszej kwarcie zebrał 11 piłek i miał 2 bloki, w sumie 17 i 4 znowu siedząc na ławce w crunch-time.

Davis zaliczył 29 punktów z 29 rzutów, 15 zbiórek, 4 asyst, 4 przechwyty i 3 bloki. Reszta jego kolegów grała bardzo słabo, poza Andersonem, który wniósł trochę energii do gry w czwartej kwarcie, kiedy zdobył 12 ze swoich 18 punktów i zebrał 7 z 8 piłek. Eric Gordon miał 16 punktów, Tyreke Evans 6 punktów, 7 asyst, ale też 5 strat, a Asik i Gee jak zwykle byli nieprzydatni.

(16-11) Chicago Bulls mieli trzy dni, żeby przygotować się pojedynku z (20-10) Oklahoma City Thunder, byli zmotywowani, żeby odbić się po ostatnich porażkach i mieli też coś do udowodnienia sobie i reszcie ligi po zamieszaniu związanym z krytyką trenera przez Jimmy’ego Butlera. Zrobili co do nich należało i rozegrali bardzo dobry mecz, przypominając, że mimo wszystkich swoich problemów, nadal są bardzo silną drużynę.

Rozpoczęli spotkanie serią 11-0 i już do samego końca utrzymywali się na prowadzeniu. Thunder oczywiście ruszyli do odrabiania strat, ale po tym jak zbliży się pod koniec pierwszej kwarty, na początku drugiej goście znowu im uciekli. Potem mieli comeback na koniec drugiej kwarty, ale drugą połowię Bulls rozpoczęli kolejnym runem i ponownie mieli wszystko pod kontrolą. Pod koniec czwartej kwarty gospodarze podjęli jeszcze jedną próbę, ale Bulls nie dali sobie odebrać tego zwycięstwa. 105:96.

Jummy Butler nie tylko walczył w obronie z Kevinem Durantem, ale był też najlepszym strzelcem gości z dorobkiem 23 punktów. Pierwszą kwartę zakończył efektownym buzzer-beaterem z połowy parkietu, a na finiszu czwartej dostawał się na linię.

Derrick Rose miał 19 punktów. Paul Gasol 11 ze swoich 21 zdobył już w pierwszej kwarcie, a do tego dołożył jeszcze 13 zbiórek, 6 asysty i 2 bloki. Taj Gibson zaliczył double-double 13-10. Obrona Bulls zatrzymała drugi atak ligi na 38.5% z gry.

Thunder jak zwykle mogli liczyć na swoich gwiazdorów. Durant miał 29 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst, natomiast Russell Westbrook 26 punktów, 8 asyst, 7 zbiórek i 6 przechwytów. Obaj jednak nie mogli wstrzelić się zza łuku, trafili tylko 2 na 13, a do tego Westbrook popełnił 6 strat i spudłował 6 z 13 wolnych. Nie mieli też żadnego wsparcia od pozostałych graczy z piątki. Serge Ibaka był 3/12 z gry, a Steven Adams miał fatalny występ, łapał szybkie faule i w 13 minut zaliczył najgorszy wskaźnik -24. Z ławki Enes Kanter zanotował 14-13, a Anthony Morrow na finiszu trójkami próbował jeszcze odrobić straty (9 punktów).

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

27 KOMENTARZE

  1. Wczoraj ogladnalem 3,5 meczu jeden po drugim co juz pewnie nigxy w moim zyciu sie nie powtorzy, swieta:-P Pelicans-Heat, tragedia w 4 kwarty nikt nie zdobyl 80 pkt… Liczylem ze okc poradzi sobie z Bulls, ale Chicago gralo super, Rose nie forsowal swoich cegiel, Pau byl skuteczny, pomimo jekow musze go szanowac bo jest mega, ruch pilki w bulls na dobrym poziomie, mecz dnia nie rozczarowal, jednak niecelne trojki liderow Cavs nie pozwolily na zwyciestwo z gsw, choc w koncowce bolaly osobiste lebrona, a niedawno wspominal ze chce byc na linii elitarny;-) moi spurs przegrali w houston, ogladalem tylko polowe bo mnie sen zmogl(ponad 8h przy kompie) i niewidzialem koncowki, hakowali? Hmm ostatnio nikt hakowaniem sobie nie pomaga, a spurs juz wogole, to sa zle decyzje dla mnie. Houston bedac w formie korzysta z wielu swoich strzelcow i pilka chodzi elegancko po obwodzie. A Spurs ponownie w koncowce nie wygrywaja, jesli nie odjezdzaja w 3 kwarcie mozna stawiac pieniadze ze wyrownany crunchtime wtopia
    :-(
    P.S. Czy w tym roku szykuje sie zlot 6Gracza?

    0
  2. Kyrie Irving rozegrał dwa mecze w tym sezonie…ma już ponad 138 tys głosów na ASG. Kobe Bryant ma 719 tys, drugi Curry 510 tys. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się tego, że trenerzy będą również wybierali pierwsze piątki.

    0
  3. Czy tylko mi się wydaje że Kawaleria nie musi się obawiać konfrontacji z GSW? Kyrie wraca do gry, musi sie wystrzelić poprostu, tak samo Shumpert, gra w obronie nie wyglądała źle. Cavs dopiero wchodzą tak naprawdę w sezon a wczorajsze starcie daje dużo nadziei na styczniowy rewanż.

    0