Świąteczna Dniówka

4
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Pojedynek Warrriors z Cavaliers z udziałem dwóch najlepszych zawodników NBA, a do tego Anthony Davis, Dwyane Wade, Kevin Durant, Russell Westbrook, Jimmy Butler, Kawhi Leonard, James Harden, Blake Griffin, Chris Paul i też Kobe Bryant w kolejnej odsłonie swojego pożegnalnego sezonu. Gwiazdy na Gwiazdkę. NBA jak zwykle w pierwszy dzień Świąt przygotowała interesujące mecze, które mają zachęcić nas, żeby wieczorem odejść od stołu, przenieść się na kanapę przed telewizor lub laptop i pozostać tam przez całą noc, oglądając najlepszą koszykówkę na świecie.

Te świąteczne mecze często zapowiadają się ciekawiej niż to potem wygląda na boisku, bo też często są rozgrywane w świątecznej atmosferze, w której trochę brakuje koncentracji albo zaangażowania. Zobaczymy jak będzie tym razem, ale rewanżowe starcie za ostatnie Finały to na pewno jest mecz, który po prostu trzeba obejrzeć.

(9-19) NEW ORLEANS @ (16-11) MIAMI 18:00

Przed startem rozgrywek chyba nikt nie przypuszczał, że Anthony Davis przyjedzie do Miami na swój pierwszy świąteczny mecz będąc liderem jednej z najgorszych drużyn ligi. To miał być jego sezon. Kolejny rok postępów i coraz większej dominacji. Typowałem go na MVP i nie byłem w tym osamotniony. W naszym rankingu 100 najlepszych zawodników przewidywaliśmy, że po zakończeniu tych rozgrywek Davis będzie numerem dwa w NBA…

Przesadziliśmy. Za dużo oczekiwaliśmy od tego nadal nawet nie jeszcze 23-letniego zawodnika. Nie było to jednak bezpodstawne. Bardzo rozbudził nasze apetyty swoim fantastycznym poprzednim sezonem, który według wskaźnika PER był 11. najlepszym w historii ligi.

Prawie w każdej kategorii statystycznej jest gorszy niż poprzednio (lepiej zbiera), a jego drużyna zamiast od startu być w najlepszej ósemce Zachodu, zajmuje obecnie drugą pozycję od końca. Nie można jednak winić tylko Davisa za ten fatalny wynik Pelicans. Oczywiście miał grać lepiej i mógłby bardziej starać się w obronie, ale teraz widać jak bardzo przesadziliśmy oczekując, że niczym LeBron będzie w stanie właściwie sam prowadzić drużynę do zwycięstw. Do tego poziomu jeszcze mu bardzo daleko, natomiast wokół siebie nie ma zespołu, który zapewnia mu odpowiednie wsparcie. Pelicans od startu obozu treningowego mieli duże kłopoty z kontuzjami, co też nie pozwoliło im dobrze przygotować się do rozgrywek. Mają problemy z przystosowaniem się do nowego, szybszego stylu gry pod Alvinem Gentrym, a w obronie zamiast się poprawić tylko jeszcze bardziej się zagubili. Przez pierwszy miesiąc grali mocno osłabionym składem, natomiast teraz coraz bardziej widać, że nie mają odpowiedniego personelu, który pasowałoby do koncepcji nowego trenera. Tu są potrzebne poważne zmiany.

To rozczarowujący sezon dla Pelicans i dla Davisa, ale to, że nie dorównał poziomowi jaki prezentował w zeszłym sezonie, nie znaczy, że gra źle. 23.4 punktów, 49% z gry, 10.8 zbiórek i 2.7 bloków to nadal świetne statystyki. Jako jedyny jest w top-10 najlepszych strzelców i zbierających. Po raz trzeci z rzędu jest też jedynym z średnimi na poziomie 20 punktów, 10 zbiórek i 2 bloków. Jego PER nie jest już na kosmicznym poziomie 30, ale zalicza bardzo dobre 25.12, co daje mu siódme miejsce w NBA. Nie jest kandydatem do MVP, ale umacnia swoją pozycję w gronie największych gwiazd ligi.

(15-11) CHICAGO @ (20-9) OKLAHOMA CITY 20:30

Bulls jeszcze przed chwilą byli drugą drużyną Wschodu, ale trzy kolejne porażki sprawiły, że w tej bardzo wyrównanej tabeli szybko spadli na szóstą pozycję. Mają za sobą kilka najtrudniejszych dni sezonu, w którym są jedną z wielu drużyn nie spełniających oczekiwań.

Porażka po bardzo długim, zakończonym dopiero w czwartej dogrywce pojedynku z Pistons, już dzień później wyjazd do Nowego Jorku i słaby występ przeciwko Knicks, a potem też przegrana z fatalnymi Nets i to po tym całym zamieszaniu jakie wywołały słowa Jimmy’ego Butlera. Przypomnijmy, skrytykował on swojego trenera mówiąc, że Fred Hoiberg jest zbyt wyluzowany, a powinien być twardszy.

Butler był ulubieńcem Toma Thibodeau. To był też dotychczas jego jedyny trener w NBA, który pomógł mu stać się najpierw świetnym defensywnym specjalistą, a potem wyrosnąć na gwiazdę. Najwidoczniej zatęsknił za tym jak Thibs prowadził drużynę. Butler jest najlepszym zawodnikiem Bulls i stara się być również liderem, ale dopiero uczy się tej roli. Zarówno w komunikacji z kolegami, czasami podobno nie pokazując im wystarczająco wsparcia, ale też z nowym trenerem i mediami. Jednak nie tylko on ma problem z przystosowaniem się do stylu jaki stara się wprowadzić Hoiberg.

Steve Kerr w Warriors zrobił to w tak imponującym stylu i z taką łatwością, iż mogło się wydawać, że jest to gotowy przepis na sukces. Mając bardzo dobrą drużynę, która wydaje się nie grać na miarę swoich ogromnych możliwości, wystarczy wymienić trenera, a jego świeże spojrzenie i nowe pomysły sprawią, że zespół wejdzie na jeszcze wyższy poziom. Bulls mieli być już zmęczeni Thibodeau, jego twardą ręką, męczącymi treningami i długimi minutami jakie grali najlepsi zawodnicy. Teraz jak widać, niektórym tego brakuje, ale Butler i Hoiberg muszą znaleźć wspólny język, ponieważ są skazani na siebie. Obaj dopiero co podpisali 5-letnie kontrakty i to od ich współpracy będzie zależała przyszłość Bulls. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że z czasem będzie ona układała się coraz lepiej.

Hoiberg nie okazał się cudownym lekarstwem na wszystkie zmartwienia Bulls. Dopiero uczy się NBA i potrzebuje czasu, żeby wprowadzić swoje pomysły. Nie jest drugim Kerrem, bo też nie da się powtórzyć tego co Steve zrobił w Oakland. Zwłaszcza, że Hoiberg nie ma do dyspozycji tak silnego składu. Co więcej, nie ma nawet składu, który pozwoliłby mu grać w stylu, który preferuje.

Hoiberg miał przede wszystkim poprawić ofensywę Bulls, ale podczas gdy poprzednio pod wodzą Thibsa byli na 10. pozycji pod względem efektywności, teraz ich atak jest czwartym najgorszym w całej lidze. Grają szybciej, ale to nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Bardzo słabo spisują się w kontratakach, nadal mają problem ze spacingiem i z generowaniem rzutów za trzy. Pod względem liczby celnych trójek znajdują się w trzeciej dziesiątce ligi. Brakuje im kontuzjowanego Mike’a Dunleavy’ego, ale też skuteczności Nikoli Mirotica. Miał być idealną stretch-czwórką, ale trafia tylko 33.6% trójek, co nie sprawia, że rywale boją się zostawić go na dystansie. Doug McDermott ma świetne 43% i poprawił się na tyle, że można nim grać, ale nadal nie jest to zawodnik na duże minuty, a Tony Snell nie poczynił oczekiwanych postępów. Zalicza dobre 37.8% zza łuku, ale już za dwa trafia fatalne 30.3%. Nie można też zapomnieć o Derricku Rose’ie, który co prawda nie rzuca z dystansu już tak często jak poprzednio, ale nadal rzuca, a ma jeszcze gorszą skuteczność, ledwie 22.4%. Natomiast tych problemów za łukiem, Bulls nie są w stanie nadrobić punktami spod samego kosza, ponieważ tam są jeszcze słabsi. Skuteczność 53.1% w restricted area to zdecydowanie najgorszy wynik w lidze. Ale to też nie powinno dziwić, ponieważ Rose i Jakom Noah to dwójka najmniej skutecznych jeśli chodzi o wykończenie akcji przy obręczy.

Rose cały czas nie jest w pełni zdrowia po urazie oka, którego doznał przed sezonem i gra bardzo słabo. Po zdjęciu maski i zgoleniu włosów znowu wygląda jak dawny Rose i przez chwilę prezentował się również lepiej na parkiecie, ale w ostatnich dwóch meczach znowu miał duże problemy ze zdobywaniem punktów. Ma skuteczność tylko 37.2%, ale mimo wszystko tylko Butler oddaje więcej rzutów od niego. Tymczasem przesunięty do roli rezerwowego Noah – jeszcze nie tak dawno temu kluczowa postać drużyny, kandydat do MVP i najlepszego obrońcy ligi w 2014 – jest drugim najlepszym asystującymi i zbierającym, ale zupełnie zatracił wiarę w swój rzut i już nawet rzadko kiedy podejmuje próby zdobycia punktów.

Teraz Noah wypada z gry na około 2-4 tygodnie z powodu kontuzji barku. To spora strata dla Bulls, ale też szansa, żeby sprawdzić debiutanta Bobby’ego Portisa, który zabłysnął w meczu z Knicks zaliczając 20 punktów i 11 zbiórek w niespełna 23 minuty. Tłok wśród podkoszowych to kolejny problem Hoiberga, tym bardziej, że ich ustawienia w dużej mierze są nieafektywne (tylko duety Gasol-Noah i grający na razie niewiele Mirotic-Gibson mają dodatni wskaźnik NetRtg). Dlatego też nie dziwią doniesienia Adriana Wojnarowskiego z Yahoo Sport, że Bulls chcą zrobić wymianę i oddać Noaha lub Taja Gibsona szukając wingmana. To jest na pewno coś, co bardzo by im się przydało.

Przed dzisiejszym meczem Bulls mieli trzy dni wolnego, sporo czasu, żeby trochę ochłonąć i przygotować się do pojedynku z Thunder. Trenowali każdego dnia, co nie jest normalnym zwyczajem w trakcie takich kilkudniowych przerw. Ale dla drużyny nadal szukającej swojej tożsamości i swojego nowego charakteru taki dodatkowy czas na sali treningowej może przynieść dobre efekty.

Podobnie jak Hoiberg, również Billy Donovan przyszedł do NBA z ligi akademickiej i on też ma problemy z przystosowaniem się do nowego otoczenia. On jednak ma łatwiej ponieważ ma w składzie Russella Westbrooka i Kevina Duranta. Według wskaźnika PER to drugi i trzeci najlepszy zawodnik tego sezonu, ustępują tylko będącemu poza zasięgiem Stephenowi Curry’emu. Już sama ta dwójka wystarcza, żeby wygrywać. Wystarczy tylko oddać im piłkę. Ale też właśnie to zarzuca się Donovanowi, że Thunder nadal grają jak za czasów Scotta Brooksa i nie widać jakiegoś upgrade’u – więcej gry zespołowej, ruchu piłki, na co wszyscy liczyli. Jednak w odróżnieniu od Hoiberga, on może liczyć na wsparcie swoich gwiazd. KD stwierdził ostatnio, że mając w drużynie takich graczy jak on i Russell, wręcz muszą grać iso-ball.

Poza tym, po nieprzekonywującym początku rozgrywek i słabej grze w obronie, teraz Thunder wyglądają jakby coraz bardziej się rozkręcali. Poprawili swoją defensywę i obecnie są już na siódmym miejscu pod tym względem. Mają też drugi najlepszy atak i czwarty najlepszy wynik w całej NBA. Jak zwykle są w gronie contenderów i dopiero playoffy będą prawdziwym sprawdzianem dla Donovana.

(19-7) CLEVELAND @ (27-1) GOLDEN STATE 23:00

Mecz dnia, mecz, na który czekaliśmy od początku sezonu. Rewanż za poprzednie Finały Zapowiedź kolejnego Finału? Pojedynek najlepszych drużyn obu konferencji i bezpośrednie starcie dwóch obecnie najlepszych zawodników.

Który z nich jest w tym momencie numerem jeden?

31.2 punktów, 51.6% z gry, 4.8 trójek ze skutecznością 44.8%, 5.4 zbiórek, 6.3 asyst i 2.2 przechwytów

Po świetnym poprzednim sezonie, w którym był MVP i sięgnął po tytuł, Curry wszedł na jeszcze wyższy poziom i w tym momencie to on gra najlepszą koszykówkę w całej NBA. Potwierdzają to jego indywidualne osiągnięcia i wynik drużyny.

W historii NBA nie było jeszcze zawodnika trafiającego średnio cztery trójki na mecz. Tylko jeden gracz miał natomiast wcześniej sezony na poziomie 31 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst i 2 przechwytów i był to Michael Jordan. PER wynoszące 33.05 to kosmiczny poziom (rekord należy do Wilta Chamberlaina i wnosi 31.82). A jakby tego było mało, Curry jest liderem drużyny, która ma najlepszy start w historii i w pierwszych 28 meczach przegrała tylko raz.

Jest liderem w wyścigu po MVP i najlepszym zawodnikiem tego sezonu. Nawet LeBron wygląda przy nim dość blado – 26.4 punktów, 49.7% z gry, 26% za trzy, 7.6 zbiórek, 6.3 asyst i 1.5 przechwytów. Ale już patrząc z większej perspektywy, chociażby całego roku 2015, czy możemy powiedzieć, że jest najlepszym zawodnikiem NBA? Tu nadal jedynka należy do Jamesa.

Nie tylko ma na swoim koncie dużo większy dorobek, ale nawet w tych ostatnich Finałach był lepszym zawodnikiem niż Curry. Sam dociągnął Cavs do Finałów, przejmując kontrolę nad Wschodem w playoffach, a potem grał na imponującym poziomie (35.8 punktów, 13.3 zbiórek i 8.8 asyst), sprawiając, że nawet w mocno osłabionym składzie długo prowadzili z Warriors bardzo wyrównaną walkę. Curry tymczasem miał w pierwszych meczach problemy nękającym go Matthew Dellavedovą, z celnością zza łuku i stratami. Nie dominował tak jak LeBron. Oczywiście nie musiał, zrobił co trzeba, żeby jego drużyna sięgnęła po tytuł, ale jeśli chce być najlepszym zawodnikiem na świecie w tych bezpośrednich pojedynkach z James też musi to pokazać. Zobaczymy który z nich dzisiaj będzie w stanie przejąć mecz i zapewnić swojej drużynie zwycięstwo.

To będzie dziewiąte starcie Warriors i Cavs od początku zeszłego sezonu, ale jak na razie tylko raz zagrali ze sobą będąc w optymalnych składach. W Finałach nie było Kevina Love’a, Kyrie Irving wypadł z gry po pierwszym meczu, a wcześniej w fazie zasadniczej nie było LeBrona gdy Cavs przyjechali do Oakland. Tylko pod koniec lutego w Cleveland gospodarze wystawili swoją wielką trójkę na pojedynek z Warriors i wygrali 110:99. W tamtym spotkaniu LeBron, Love i Irving zdobyli w sumie 82 punkty, a przez 21 minut jakie wspólnie spędzili na parkiecie byli +7 (+10.5 na sto posiadań). Tamten mecz Warriors kończyli ustawieniem, które wygrało dla nich Finały i które dzisiaj nazywamy Lineupem Śmierci, ale wtedy nie było zabójcze dla nich rywali, którzy również grali nisko. W pięć minut byli -1.

Czy grając w pełnym składzie Cavs mają odpowiedź na ten zabójczy lineup Warriors? Na razie to tylko bardzo mała próbka pięciu minut, w dodatku w momencie, kiedy ten lineup jeszcze nie był tak zgrany jak obecnie. Natomiast dzisiaj niestety po raz kolejny ta próbka nie zostanie powiększona, ponieważ tym razem to Warriors są osłabieni brakiem nieobecnego już od kilku tygodni Harrisona Barnesa. Ale też w Cleveland Irving dopiero co wrócił do gry i nie jest jeszcze w formie.

Znowu nie będziemy mieli okazji obejrzeć tych dwóch drużyn w najsilniejszych ustawieniach, ale nadal powinno być to bardzo interesujące spotkanie. Obie ekipy mają sobie coś do udowodnienia. Cavs chcą się zrewanżować i popsuć nieco ten imponujący start sezonu w wykonaniu swoich rywali, natomiast Warriors cały czas pamiętają jak przez wakacje wytykano im, że zdobyli tytuł bo Cavs nie byli zdrowi.

(25-5) SAN ANTONIO @ (15-15) HOUSTON 2:00

Rockets nadal pozostają dużym znakiem zapytania i cały czas nie grają na poziomie jakiego od nich oczekiwaliśmy, ale powoli podnoszą się po tym fatalnym starcie. W grudniu z bilansem 8-4 są czwartą najlepszą drużyną Zachodu. W listopadzie zanotowali 7-9 i średnio byli gorsi od swoich rywali o 5.1 punktów na sto posiadań. W tym miesiącu ten wskaźnik wynosi 5.2 na plusie. To duża odmiana, ale nadal zdarzały im się poważne wpadki jak kolejne porażki z Nuggets i Nets, a też nie mieli wielkich zwycięstw. Co prawda ostatnio pokonali Clippers, ale byli oni w back-to-back po ciężkim meczu w San Antonio. Dlatego dopiero teraz przed nimi prawdziwy test ich wartości w kilku trudnych pojedynkach jakie rozegrają a najbliższym czasie. W tym dzisiejszym zmierzą się z drużyną, która w grudniu przegrała tylko jeden z 12 meczów, a średnio jest lepsza od swoich rywali aż o 22.2 punktów na sto posiadań. Dla porównaniu, w grudniu ten wskaźnik Warriors wynosi ‘tylko’ 11.5.

Spurs to maszyna, która swoją defensywną rozjeżdża kolejne drużyny i w ostatnich 22 meczach tylko trzy razy pozwolili rywalom przekroczyć granicę 100 punktów. Tymczasem Rockets mają bilans 15-5, w meczach w których zdobyli co najmniej 100, a 0-10 w pozostałych.

James Harden po słabym starcie, gra coraz lepiej – zaczął trafiać, trochę bardziej starać się w obronie i przypomina, że jest jednym z najlepszych zawodników w lidze. Zalicza 28.8 punktów, 6.1 zbiórek i 6.8 asyst. Jest jedynym z średnimi na poziomie 28-6-6. Ale to nie on w tym momencie jest najlepszym zawodnikiem, który dzisiaj pojawi się na parkiecie Toyota Center.

Kawhi Leonard nie ma aż tak imponujących cyferek (21.1 punktów, 7.4 zbiórek i 2.7 asyst), ale w ataku jest niezwykle efektywny, a do tego jest jednym z najlepszych obrońców ligi i liderem tych fantastycznych Spurs. Szybko pnie się w drabince najlepszych zawodników ligi i na pewno sprawi dzisiaj sporo kłopotów Hardenowi. W ostatnich 5 meczach przeciwko Spurs, lider Rockets tylko raz zdobył więcej niż 22 punkty, miał ich 28 i był to w spotkaniu, w którym nie grał Kawhi.

(16-13) LA CLIPPERS @ (5-24) LA LAKERS 4:30

W całej historii koszykówki NBA w Los Angeles, derby tego miasta tylko w niektórych wyjątkowych momentach budziły większe emocje. Przez większość sezonów Clippers nie byli żadnymi rywalami dla dużo lepszych Lakers, natomiast w ostatnich latach zamienili się rolami. Teraz to Clippers mają na koncie 7 kolejnych zwycięstw ze swoimi sąsiadami, z czego większość to były blowouty. Teraz raczej nie będzie inaczej, tym bardziej, że Clippers przegrali trzy poprzednie swoje spotkania i będą chcieli wykorzystać ten pojedynek, żeby poprawić sobie nastroje. Dlatego to najgorszej zapowiadający się mecz tej nocy, ale wiadomo, że przyciągnie uwagę, ponieważ na boisku pojawi się też Kobe Bryant.

Dla gwiazdora Lakers to będzie nie tylko ostatni świąteczny mecz, ale też pierwszy po dwuletniej przerwie. Poprzednim razem, kiedy oglądaliśmy go zdrowego i biegającego po parkiecie 25 grudnia, obok niego grali jeszcze Dwight Howard i Steve Nash. Pokonali wtedy Knicks, a Bryant zdobył 34 punkty. Potem Lakers jak zwykle mieli mecz w Święta, ale Kobe tylko oglądał je z ławki.

To kolejny etap tego pożegnalnego sezonu – ostatnie Święta z Kobim i to też może być moment, w którym warto obejrzeć go w akcji. Przede wszystkim dlatego, że w ostatnim czasie prezentuje się znacznie lepiej i nie gra już tak fatalnie jak w pierwszym miesiącu. Już nie pamiętamy tych średnio 18 rzutów na mecz przy skuteczności poniżej 30%. Teraz zdobywa 23.8 punktów trafiając 46.2% z gry w pięciu spotkaniach. Poza tym, nie można też zapomnieć o jego problemach zdrowotnych, nie wiadomo jak długo jeszcze wytrzyma jego ciało i kiedy rozegra swój ostatni mecz (w poprzednim sezonie skończył na 35, teraz ma za sobą 25).

sobota
WASHINGTON @ BROOKLYN 22:00
TORONTO @ MILWAUKEE 23:00
MEMPHIS @ CHARLOTTE 1:00
MIAMI @ ORLANDO 1:00
HOUSTON @ NEW ORLEANS 1:00
NEW YORK @ ATLANTA 1:30
BOSTON @ DETROIT 1:30
INDIANA @ MINNESOTA 2:00
CHICAGO @ DALLAS 2:30
DENVER @ SAN ANTONIO 2:30
PHILADELPHIA @ PHOENIX 3:00
LA CLIPPERS @ UTAH 3:00
CLEVELAND @ PORTLAND 4:00

niedziela
LA LAKERS @ MEMPHIS 0:00
NEW YORK @ BOSTON 1:00
DENVER @ OKLAHOMA CITY 1:00
PORTLAND @ SACRAMENTO 3:00

Wesołych Świąt!

Poprzedni artykułFlesz: J.J. Barea Game na gwiazdkę, Jeff Hornacek na wylocie z Phoenix? 13 meczów pod choinkę
Następny artykułDenver Nuggets: Tankować, rozwijać graczy i przegrywać, czy walczyć o playoffy?

4 KOMENTARZE