Dniówka: Nie zapominajmy o Spurs

8
fot. Curtis Compton / Newspix.pl
fot. Curtis Compton / Newspix.pl

Suns wracają do własnej hali po trudniej, 6-meczowej serii wyjazdowej, podczas której wygrali tylko dwa razy, grając bez kontuzjowanego Tysona Chandlera i coraz rzadziej korzystając z Markieffa Morrisa, który nie tylko stracił miejsce w piątce, ale też w ogóle w rotacji. Dzień po przesiedzeniu na ławce całego meczu w Memphis, w poniedziałkowym pojedynku z Bulls Morris pojawił się na parkiecie już w połowie pierwszej kwarty, ostatecznie jednak grał tylko 7 minut, oglądając całą drugą połowę z ławki.

Jeff Hornacek woli stawiać na lepiej spisujących się Jona Leuera i Mirzę Teletovica, co oczywiście sprawia, że spekulacje wobec przyszłości Markieffa tylko się nasilają. Chociaż sam zainteresowany, w odróżnieniu od tego co działo się w wakacje, teraz mówi tylko to co trzeba. Po meczu w Chicago zapewniał, że trener wytłumaczył mu swoją decyzję, a on przede wszystkim cieszy się ze zwycięstwa. Nie mamy też jeszcze żadnego raportu mówiącego, że Suns są gotowi go wytransferować, ale wszystko na to wskazuje. Jeszcze przed sezonem wydawało się, że nie mogą go stracić, bo jest on kluczową postacią drużyny, a w dodatku jedynym wartościowym silnym skrzydłowym do wyjściowej piątki. Ale teraz sytuacja się zmieniała. On gra bardzo słabo, a Suns znaleźli sobie innego startera i właściwie nic już nie stoi na przeszkodzie, żeby oddać niezadowolonego Markieffa.

Według Adriana Wojnarowskiego z Yahoo Sports, kolejną drużyna zainteresowaną ewentualną możliwością pozyskania skrzydłowego Suns są Pelicans. Na razie jeszcze nie jest blisko żadnej wymiany, ale Dell Demps wykonał już telefon do Ryana McDonough i odbyli wstępną rozmowę w tej sprawie. Woj jednak przypomina, że poza słabą grą Kieffa, inną przeszkodzą w jego transferze będą również oskarżenia o napaść jakie ciążą na braciach Morris.

Podobno Pelicans są gotowi rozważyć oddanie Ryana Andersona w takiej wymianie, zwłaszcza jeśli nie wykaże on zainteresowania aby po sezonie podpisać z nimi nowy kontrakt. Anderson gra znacznie lepiej (średnio 18 punktów i 37.6% za trzy) niż Morris, pasowałby do Suns, będąc kolejną stretch-czwórką i mógłby pomóc im w walce o playoffy. W dodatku Suns pozbawiliby się problemu Marieffa. Ale pewnie musieliby coś jeszcze dorzucić do takiego transferu. Pelicans natomiast nie musieliby martwić się o to czy Anderson odejdzie, a pozyskaliby młodego silnego skrzydłowego na korzystnym kontrakcie do gry u boku Anthony’ego Davia. Z drugiej strony, Morris w tym momencie to duży znak zapytania, w dodatku nie rozciąga gry rzutami zza łuku, a przejęcie go oznaczałoby zmniejszenie elastyczności w kolejne wakacje.

Tymczasem Suns wcale nie muszą specjalnie szukać kolejnej stretch-czwórki, ponieważ Leuer i Teletovic spisują się póki co bardzo dobrze. Leuer jego starter zdobywa średnio 10.8 punktów i zbiera 5.8 piłek w niespełna 29 minut gry, w sumie trafia 42.6% trójek, a z nim na parkiecie Suns są najlepsze 2.2 punktów na sto posiadań na plusie. Z Teletovicem natomiast grają swoją najlepszą ofensywę (107.2). Zalicza on średnio 8.5 punktów, swoje rekordowe 42.7% z gry i świetne 45.6% za trzy, co daje mu drugą najwyższą skuteczność w lidze przy minimum 100 próbach zza łuku.

(12-9) ORLANDO @ (9-13) PHOENIX 3:00

Suns trafiają średnio aż 10.2 trójek, mniej tylko od Warriors i robią to na trzeciej najwyżej skuteczności w lidze (39%). Tymczasem ich dzisiejsi rywale, wczoraj w Denver byli 1/16 zza łuku. Tym samym Magic zostali pierwszą drużyną, która oddała w tym sezonie ponad 10 rzutów zza łuku, a miała nie więcej niż jedno trafienie. Ponadto, to również najgorsze osiągnięcie w całej historii klubu z Orlando. Trzy lata temu zanotowali 1/15.

(18-4) SAN ANTONIO @ (13-9) TORONTO 1:30

DeMarre Carroll nie ma najlepszego startu sezonu, ale też od początku przeszkadzają mu kłopoty zdrowotne. Wcześniej opuścił już mecze z powodu urazu stopy, a teraz czeka go dłuższa przerwa przez kontuzję prawego kolana.

Statystycznie Carroll jest najbardziej minusowym starterem Raptors, a drużyna najlepiej spisuje się kiedy nie ma go na parkiecie będąc wtedy średnio aż +10.7 punktów na sto posiadań. Ale mimo wszystko Carroll jest ich czwartym strzelcem z średnią 12.2 punktów, drugim najlepszym na dystansie ze skutecznością 36.8%, zbiera 5.1 piłek i odgrywa ważną rolę w obronie. Na pewno będzie im go brakowało, a zapowiada się, że czeka go dłuższa przerwa i na razie nawet nie ma przewidywalnego terminu powrotu. To kolejny cios dla Raptors, którzy jeszcze do końca grudnia będą grali bez Jonasa Valanciunasa. Tracą swojego drugiego startera.

W tej sytuacji muszą liczyć na Terrence’a Rossa. On w poprzednich sezonach przez większość czasu wychodził w pierwszej piątce, ale nie spełnił pokładanych w nim oczekiwać i Raptors w wakacje zdecydowali się wydać duże pieniędzy, żeby znaleźć lepszego SF. Ross na dobre stracił miejsce w piątce, ale mimo wszystko Raptors jeszcze nie stracili w niego wiary i na starcie sezonu podpisali z nim przedłużenie kontraktu. Na razie jednak nie mają powodów do zadowolenie ze swojej decyzji, ponieważ Ross gra fatalnie. Nie przydaje się jako strzelec z ławki zdobywając tylko 6.3 punktów ze skutecznością tylko 37.5% z gry i 34% za trzy. Ale teraz ma okazję dostać duże minuty i przypomnieć o sobie. Zrobił to w starciu z Lakers i rozegrał swój najlepszy mecz sezonu. Miał 22 punkty z 12 rzutów, w tym 4 celne trójki. Może po tym przełamaniu zacznie lepiej się spisywać, w Toronto trzymają kciuki. Dzisiaj czeka go dużo trudniejszy test niż zdobywanie punktów na Lakers.

Raptors są najlepszą drużyną Wschodu…

Już dwa razy grali w tym sezonie z dominującymi Warriors i w obu meczach byli w stanie utrzymać się w grze, do samego końca walcząc o zwycięstwo. Czy tak samo będzie w starciu z drugą najlepszą drużyną ligi?

Spurs przyjeżdżają do Kanady po wizycie w Filadelfii, gdzie ustanowili nowy rekord klubu wygrywając mecz różnicą 51 punktów. I zrobili to bez Kawhi’a Leonarda, Tima Duncana i Manu Ginobiliego, którzy mogli spokojnie odpoczywać, szykując się na dzisiejszy pojedynek w Toronto.

Spurs jak zwykle są trochę w cieniu i na pewno bardzo im to odpowiada, ale podczas gdy wszyscy zachwycamy się serią Warriors, oni również zaliczają rewelacyjny początek sezonu. Jeden ze swoich najlepszych. W poprzednich pięciu latach dwa razy już zaczynali od 18-4, ale nie byli wtedy średnio aż 11.9 punktów na plusie. Zresztą nawet kiedy w 2010/11 wygrali 19 z pierwszych 22 meczów, zdobywali ‘tylko’ 9.6 punktów więcej niż rywale. Dodajmy jeszcze, że te dwa wcześniejsze sezony z 18-4 na starcie kończyli w wielkim finale.

Mają najlepszą obronę w lidze na niewidzianym od dawna, fantastycznym poziomie efektywności 92 punktów, natomiast po meczu z Sixers wskoczyli na trzecie miejsce efektywności ofensywnej (104.4). Są obecnie jedyną drużyną w Top-5 w obu tych kategoriach (Warriors na 6. w obronie). Nie przeszkadza im, że rzucają wyjątkowo mało trójek, ponieważ nadal grają bardzo zespołowo, szukają najlepszych pozycji i niezwykle skutecznie egzekwują swoje akcje, trafiając 47.6% z gry, co jest drugim najlepszym wynikiem. Mają też najskuteczniejszego w tym momencie strzelca zza łuku. Leonard trafił już 41 trójek z 82 prób, a to tylko mały wycinek jego rewelacyjnej gry. Zalicza 21.6 punktów, 50.5% z gry, 7.6 zbiórek, znowu jest jednym z najlepszych obrońców ligi i jednym z głównych kandydatów do MVP w kategorii ‘gracze nienazywający się Stephen Curry’. Tymczasem Tony Parker trafiający 57.1% z gry jest nie tylko najskuteczniejszym guardem, ale czwartym najskuteczniejszym graczem NBA. Coraz lepiej pod tym względem spisuje się też LaMarcus Aldridge (49.6% w ostatnich 8 meczach), który przeprowadzając się do San Antonio martwił się o swoje rzuty i punkty, ale teraz nie wygląda się przejmować, że ma ich najmniej do czasów debiutanckich. Niezwracający uwagi na upływający czas Tim Duncan zalicza 53% z gry, co jest jego najlepszym osiągnięciem od dziewięciu lat, a do tego nie zapomina o uprzykrzaniu życia rywalom i jest jednym z najlepszych rim-protectorów ligi (42.2%). Na koniec wspomnijmy jeszcze ławkę rezerwowych prowadzają przez Ginobiliego i Borisa Diawa, która nadal zapewnia duże wsparcie, mimo że jeszcze przed sezonem mogło się wydawać, że mogą mieć problemy z głębią.

Nic się nie zmienia, Spurs pozostają na szczycie.

(11-7) CHICAGO @ (12-9) BOSTON 1:00

Potencjalny mecz dnia, który właściwie można nazwać starciem na szczycie Wschodu. Co prawda Bulls są na trzeciej pozycji, a Celtics dopiero na dziewiątej, ale między nimi jest tylko pół meczu różnicy. Wschód. To będzie pojedynek dwóch drużyn broniących na poziomie top-5 ligi i dwóch drużyn prowadzonych przez trenerów, którzy do NBA trafili z ligi akademickiej. Jednak nie każdy trener z NCAA będzie jak Brad Stevens. Inaczej – nie będzie drugiego Brada Stevensa. On już jest jednym z najlepszych coachów w NBA, tymczasem Fred Hoiberg nadal stara się tutaj odnaleźć, przekonując się, że to zupełnie inna koszykówka niż tak jaką grała jego drużyna w Iowa State.

Celtics nadal grają bez świetnego w obronie Marcusa Smarta, ale poprzednim meczu zatrzymali podstawowy backcourt Pelicans bez punktów, przy 0/7 z gry. W sumie wygrali 5 ze swoich ostatnich 7 meczów i w tym czasie duet Isaiah Thomas – Avery Bradley w każdym spotkaniu zdobywał więcej punktów niż ich przeciwnicy. Średnio wygrywali te pojedynki backcourtów 38.6 do 18.3.

Dzisiaj będą mieli przeciwko sobie zdobywającego 20.4 punktów Jimmy’ego Butlera, ale też Derrick Rose, który obok Kobiego Bryanta jest najbardziej nieefektywny strzelcem tego sezonu.

Kobe oddaje średnio 17.8 rzutów trafiając kompromitujące 30.6% z gry, ale dużo młodszy od niego Rose wcale nie jest dużo lepszy. Zalicza 15.6 rzutów z gry, a ledwie 35.5% z nich ląduje w koszu. W tym 22% za trzy i fatalne 40.4% przy obręczy, gdzie spośród zawodników z minimum 50 rzutami, gorszy jest tylko jego kolega Joakim Noah (40%). Do tego dodajmy jeszcze, że Rose ma średnio najmniej w karierze wizyt na linii (2.9 PER-36) i trafia też tam najgorsze 76.2%. Nic dziwnego, że Bulls mają piąty najgorszy atak skoro ich rozgrywający i teoretycznie nadal kluczowy gracz, ma tak ogromne problemy z umieszczeniem piłki w koszu.

A będąc już przy Kobim…

W poprzednim meczu dokonał wielkiego wyczynu trafiając połowę swoich rzutów. Tym samym zakończył serię 17 kolejnych meczów, w których miał co najmniej 10 rzutów z gry i za każdym razem skuteczność później 50%. W ciągu ostatnich 50 lat, tylko jeden zawodnik miał dłuższą taką seria na rozpoczęcie sezonu – Jamal Mashburn w 1995/96 (18 meczów). Ale kto by się przejmował statystykami, przecież to pożegnalna trasa Bryanta.

(3-18) LA LAKERS @ (8-12) MINNESOTA 2:00

Dzisiaj jego ostatni występ w Target Center, gdzie rok temu świętował awans na trzecie miejsce najlepszych strzelców w historii NBA, wyprzedzając Michaela Jordana.

To będzie też drugi w tym sezonie pojedynek zawodników wybranych z pierwszym i drugim numerem ostatniego draftu, ale ta historia pozostanie w cieniu Kobiego, tak jak wszystko co dzieje się w Lakers. D’Angelo Russell nie ma najlepszego startu swojej kariery, a dodatkowo nie ułatwia mu zadania zapatrzony w swojego gwiazdora Byron Scott.

Lakers mają w składzie młodych zawodników, którzy w przyszłości powinni stać się gwiazdami drużyny, mają też drugi najgorszy wynik w lidze i wydaje się wręcz naturalne, żeby wykorzystać ten sezon dając młodzieży szansę ogrania się i rozwoju. Niestety Scott ma inną wizję. Po krótkim okresie dobroci dla Russella, kiedy w kilku meczach trzymał go dłużej na boisku, teraz postanowił posadzić go na ławce. Tak samo jak Juliusa Randle’a. W ostatnim meczu w Toronto obaj grali tylko po 21 minut i w najbliższym czasie nie mają co liczyć na więcej, bo trener już zapowiedział, że przewiduje dla nich po 20-25 minut gry. Nie ma co doszukiwać się tu jakiejś logiki. Russell nie ukrywa swojego rozczarowania, ale słusznie zauważa, że jest też jakaś pozytywna strona tego, że jest teraz rezerwowym –  będzie grał mniej u boku Bryanta, przez co będzie miał nieco więcej swobody i więcej okazji do rzutów dla siebie.

Trudne czasy dla młodzieży w LA, uczą się NBA oglądając jak  Kobe i Scott odgrywają swój marny teatr.

(10-12) NEW YORK @ (8-12) UTAH 3:00

Kto jest obecnie na pierwszym miejscu w wyścigu po ROY? W ostatnim czasie na pewno najlepiej spisuje się Kristaps Porzingis, jest też teraz w centrum zainteresowania całej NBA i w tym momencie ma bardzo zbliżone osiągnięcia do Townsa, a w przeliczeniu na sto posiadań ich średnie są wręcz identyczne.

Zapowiada się bardzo interesująca rywalizacja, a pierwsze bezpośrednie starcie już w przyszłym tygodniu.

(10-12) HOUSTON @ (9-10) WASHINGTON 1:00

Trevor Ariza już na początku wczorajszego spotkania na Brooklynie mocno obił sobie plecy i nie wrócił do gry. Wygląda na to, że nic poważnego sobie nie zrobił, ale nie wiadomo czy będzie w stanie zagrać przeciwko swojej byłej drużynie. Jeśli nie, będzie to duże osłabienie dla pozostających już od blisko miesiąca na minusie Rockets. Bardzo potrzebą jego obrony i celnych trójek. Są 4-1 w meczach, w których Ariza trafił 4 razy za trzy i kiedy on gra dobrze, cała drużyna spisuje się lepiej. W wygranych meczach zalicza średnio 14.1 punktów przy 44.1% z gry i 40.6% za trzy, a tylko 9.5, 32% i 24.6% w porażkach.

Tymczasem mocno osłabieni ostatnio Wizards dzisiaj będą już mieli z powrotem Marcina Gortata, który zmierzy się ze swoim byłym kolegą Dwightem Howardem. Ale pod nieobecność Gortata radzili sobie całkiem nieźle wygrywając 2 z 3 meczów. Randy Wittman musiał eksperymentować ze small-ballem i przede wszystkim bardzo dobrze spisywał się lineup Wall-Neal-Beal-Porter-Dudley. To na razie bardzo mała próbka ledwie 13 minut, ale w tym czasie byli lepsi od rywali aż o 35.8 punktów na sto posiadań, imponując ofensywą na 154.5, co jest na poziomie ataku jaki ma Lineup Śmierci Warriors.

(12-7) MIAMI @ (12-8) CHARLOTTE 1:00

Kolejny pojedynek na szczycie Wschodu i szansa dla Hornets na rewanż za porażkę w meczu otwarcia.

Heat rozegrali jak na razie tylko 5 meczów na wyjeździe, najmniej w całej lidze, ale teraz przed nimi cztery z pięciu kolejnych poza Miami. Możliwe, że dzisiaj wróci Luol Deng, który z powodu ścięgna udowego opuścił już 6 spotkań.

Hornets ponownie będą bez Ala Jeffersona, ale jego nieobecność nie przeszkodziła im pokonać Bulls w Chicago, a ostatnio zatrzymać Pistons i nawet zdominować walkę na tablicach. Świetnie w roli zmiennika Big Ala spisuje się Cody Zeller, który w dwóch poprzednich meczach miał łącznie 37 punktów z 19 rzutów, 14 zbiórek, 3 bloki i w sumie w 60 minut najlepsze +29.

(12-10) MEMPHIS @ (12-10) DETROIT 1:30

Reggie Jackson i Mike Conley są po swoich najgorszych występach w tym sezonie. Jackson w starciu z Hornets miał season-low tylko 4 punkty, a do tego 3 straty przy jednej asyście. Conley spotkanie z Thunder zakończył z 6 asystami, ale bez punktu. Był 0/7 z gry. To był dopiero jego trzeci mecz w karierze, w którym grając co najmniej 20 minut nie zdobył ani jednego punktu.

(12-9) LA CLIPPERS @ (9-13) MILWAUKEE 2:00

Od momentu gdy Clippers na chwilę znaleźli się na minusie, wygrali sześć z ośmiu meczów. Grają nieco lepiej, ale trudno doszukiwać się tu jakiegoś dużego odbicia, ponieważ sprzyjał im też terminarz. W tych ośmiu meczach tylko trzy razy spotkali się z drużynami będącymi na plusie, a tylko raz taki pojedynek wygrali (ostatnio z Magic). Póki co są 4-5 z drużynami bez ujemnego bilansu. Na szczęście dzisiaj przed nimi starcie z mającymi więcej porażek niż zwycięstw Bucks. Ale grają na wyjeździe, a poza Staples Center mają na razie kiepski wynik 3-4. Tymczasem z 13 meczów jakie rozegrają do końca miesiąca tylko dwa będą miały miejsce w Los Angeles. Plotki transferowe raczej nie ucichną.

(13-9) ATLANTA @ (13-9) DALLAS 3:30

W Waszyngtonie Wesley Matthews trafił fantastyczne 10 trójek z 17 prób, ale w meczu wcześniej i po nim łącznie zanotował tylko 3/16 zza łuku. Nadal gra bardzo nierówno i nie jest tak skuteczny jak nas do tego przyzwyczaił – 33.8% za trzy, wcześniej ani razu nie miał sezonu poniżej 38%. Ale mimo to ma najwięcej celnych trójek w Dallas (48) i jest trzecim strzelcem drużyny z średnią 12.3 punktów. Za nim dopiero pierwszy miesiąc gry po kilku miesiącach leczenia bardzo poważnej kontuzji Achillesa, która zakończyła już wiele karier (Kobe od czasu tej kontuzji trafia 25.8% za trzy), dlatego to co prezentuje Wes daje powody do sporego optymizmu.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (318): Koty Violetty
Następny artykułPrzerwa na Żądanie Extra: Czy Wschód jest “for real”?

8 KOMENTARZE

  1. @czardi – taka literówka to pikuś! – Adam ma na sumieniu prawdziwie soczyste kwiatki ;)

    Ja natomiast chciałbym wprost do autora – Adamie! Twoje zdolności literackie wzrosły do tego stopnia, że zadrży mi pióro przy oddawaniu głosu na MIP 6G ;) czyta się Ciebie lżej i coraz częściej widać lekkość w pisaniu. Przy gronie krytyki robisz swoje – pamiętaj – jeden lubi piśmienny orgazm wrażliwego Maćka po zarwanej nocy, inny woli solidny skrót i fakty w formie pigułki do porannej kawy przed pracą a jeszcze inny lubi Przemysława Halberstama z Nowej… keep up the good work :)

    0