Dniówka: Wszyscy kochają Draymonda

8
fot. Doug Duran / Newspix.pl
fot. Doug Duran / Newspix.pl

Golden State Warriors bardzo szczęśliwie uniknęli porażki z Brooklyn Nets, ale w dogrywce zrobili co należy i kontynuują swój świetny start sezonu. Zostali jedenastą drużyną w historii, która zanotowała bilans 11-0, a średnio pokonują rywali różnicą 16.3 punktów. Dalej walczą o nowy rekord NBA jakim byłoby rozpoczęcie sezonu od 16 kolejnych zwycięstw. 15-0 zdarzyło się tylko dwa razy, natomiast 15-1 zanotowało dziewiętnaście drużyny. Ostatnimi z długą serią wygranych na otwarcie byli Dallas Mavericks w 2002/03, którzy nie przegrali w pierwszych 14 meczach. Warriors do końca tego tygodnia mogą pobić ich wynik i wyrównać rekord, ale przed nimi teraz trzy spotkania z wymagającymi rywalami będącymi obecnie na poziomie 60% zwycięstw. Dzisiaj zagrają u siebie z Toronto Raptors, w czwartek jadą do Los Angeles na rewanżowe starcie z Clippers, z którymi w pierwszym meczu musieli walczyć do ostatnich sekund, a już dzień później na własnym parkiecie zmierzą się z Chicago Bulls.

(7-4) TORONTO @ (11-0) GOLDEN STATE 4:30

W poprzednim spotkaniu Warriors brakowało Klaya Thompsona, który od początku sezonu ma problemy z plecami. W poniedziałek normalnie trenował i najprawdopodobniej dzisiaj zagra. Wrócić ma też Leandro Barbosa, który opuścił dwa mecze z powodów osobistych, więc Luke Walton nie będzie już musiał sięgać na koniec ławki po Iana Clarka.

To przerażające dla reszty ligi, ale Warriors jeszcze nie grają na pełnych obrotach. Ograniczany przez kłopoty zdrowotne Thompson prezentuje się na razie gorzej niż w zeszłym sezonie. Zdobywa średnio ponad sześć punktów mniej (15.2) i jak na kogoś kto w karierze zawsze trafiał ponad 40% trójek, ma też mało imponujące 38.7% zza łuku. Jeszcze nie wiedzieliśmy w tym sezonie Splash Brothers w ich najlepszym wydaniu. Do tego Harrison Barnes ma skuteczność tylko 29.4% za trzy, Andrew Bogut opuścił sześć meczów i łącznie w dotychczasowych 11 tylko przez 19 minut oglądaliśmy na parkiecie pierwszą piątkę Warriors, która tak dominowała w ubiegłym sezonie, a teraz jest +48. Nie mówiąc już o tym, że nadal nie mają na ławce swojego head coacha.

Warriors mogą być nawet lepszą drużyną niż poprzednio, również dlatego, że Draymond Green, który rok temu był jednym z największych objawień sezonu i stał się jednym z kluczowych elementów ich sukcesu, nie osiadł na laurach i teraz robi jeszcze większą różnicę.

Jeszcze lepiej spisuje się w roli playmakera, kreując swoich kolegów i z średnią 7.1 jest najlepiej podającym w Warriors. Przed tym sezonem miał tylko jeden mecz z dwucyfrową liczbą asyst, teraz ma za sobą dwa kolejne, w których zanotował po 12. Do tego, w starciu z Nets zebrał też 10 piłek zaliczając drugie w karierze triple-double (pierwsze miał przy okazji poprzedniej wizyty Raptors w Oakland). Jest drugim zbierającym drużyny (7.9) i czwartym strzelcem zdobywając 12.3 punktów. Skutecznością może nie imponuje (43.8% z gry), ale za to trafił już 18 z 43 prób zza łuku (41.9%). Poza nim jeszcze tylko Russell Westbrook i Rajon Rondo zaliczają statystyki na poziomie co najmniej 12-7-7. Ale on dokłada do tego jeszcze 1.5 bloków i 1.3 przechwytów.

To wcale nie Stephen Curry, a właśnie Draymond ma obecnie najwyższy wskaźnik plus/minus w ekipie mistrzów (+164). Bez niego na parkiecie Warriors spisują się najgorzej, są wówczas na plusie tylko 7.9 punktów na sto posiadań, podczas gdy bez Curry’ego 11.3.

Green ponownie gra świetnie również w obronie. Mimo brak centymetrów chroni obręcz na poziomie 36%. Jest gorszy tylko od najlepszego w tym względzie i wyższego od niego o 15 centymetrów Rudy’ego Goberta. Według Synergy, w izolacjach/post-up zatrzymuje rywali na 30.4% z gry, natomiast w sumie rywale trafiają przeciwko niemu ze skutecznością tylko 35.2%, co jest gorsze aż o 10.5 punktów procentowych od ich średniej. Według danych dostępnych na NBA.com/Stats, Green jak na razie bronił 162 rzutów, mniej tylko od Serge’a Ibaki, a z tych którzy bronili minimum 100, jedynie Gobert jest od niego lepszy jeśli chodzi o wpływ na pogorszenie skuteczności przeciwników (-10.7). W zeszłym sezonie przegrał rywalizację o tytuł najlepszego obrońcy, mimo że przez większość sezonu był postrzegany jako faworyt. Ma coś do udowodnienia i póki co po raz kolejny wysuwna się na prowadzenie w wyścigu po tę nagrodę.

W Toronto takim x-faktorem w stylu Greena ma być pozyskany w wakacje DeMarre Carroll, który również jest zawodnikiem na dwie strony parkietu i daje im możliwość gry w niższych ustawieniach. Jak na razie ma jednak dość słaby początek sezonu. Zdobywa  dobre 12.8 punktów, ale trafia tylko 36% z gry i 35% za trzy, a w dodatku jest jedynym starterem Raptors na minusie. Ale trzeba mu dać trochę czasu, żeby zadomowił się w nowej drużynie. Poza tym miał też problem ze stopą, przez który opuścił trzy spotkania i stał się żywą antyreklamą adidasa. Warto przypomnieć, że te niezwykle udane dla siebie wakacje, w czasie których dostał ogromną wypłatę od Raptors, zakończył podpisując nowy kontrakt obuwniczy tuż przed startem sezonu. Wcześniej grał w nike’ach, natomiast według Dwane’a Caseya, stopa zaczęła go boleć po tym jak zmienił buty. Ale teraz już gra, więc to może tylko takie początkowe kłopoty.

Raptors zapomnieli już o swoim 5-0 na otwarcie. W ostatnich sześciu meczach pokonali tylko najsłabszych w lidze Sixers i Pelicans bez Anthony’ego Davisa. Teraz natomiast są w trakcie 5-meczowej serii po Zachodzie, którą rozpoczęli od porażki w Sacramento.

(5-5) MILWAUKEE @ (4-4) WASHINGTON 1:00

Podczas gdy Green mocno obniża skuteczność swoich rywali, na przeciwległej stronie tej klasyfikacji znajduje się Greg Monroe, który jest jednym z najgorszych jeśli chodzi o różnicę skuteczności bronionych rzutów. Monroe bronił 117 rzutów i aż 56.4% z nich wpadło do kosza, podczas gdy średnia skuteczność zawodników, których pilnował wynosi tylko 45.8%. +10.6 punktów procentowych to trzeci najgorszy wynik (min. 100 rzutów), tylko Mason Plumlee (11.9) i Kevin Love (13.7) pozwalają na więcej. W przypadku Marcina Gortat ten wskaźnik wynosi dobre -5.3.

Wizards przerwali ostatnio serię trzech kolejnych porażek, a gwiazdą meczu z Magic był oczywiście Kris Humphries, który robił to czego tak bardzo się oczekuje od niego w Waszyngtonie – rozciągał grę, krając rywali, którzy zostawali go samego za łukiem.

Po ośmiu meczach ma na swoim koncie już 28 oddanych rzutów zza łuku, dwa więcej niż łącznie przez wcześniejsze 11 lat kariery. Trafił świetne 46.4% z nich, w tym w poprzednim spotkaniu ustanowił swój nowy rekord mając aż 5 celnych trójek. I to właśnie jego trafiania z otwartych pozycji na dystansie pod koniec czwartej kwarty pomogły pokonać Magic.

Bradley Beal nie trenował w poniedziałek i dzisiaj raczej nie zagra. Prawdopodobnie będzie celował w powrót na kolejny mecz, który Wizards rozegrają dopiero w sobotę, więc będzie miał jeszcze kilka kolejnych dni na podleczenie barku. Bucks natomiast ponownie będą bez Jabari’ego Parkera. Na szczęście nic nie dzieje się z jego operowanym kolanem, ale po tym jak podpisywał się dunkami w pojedynku z Cavaliers doznał urazu prawej stopy i ma opuścić trzy mecze.

(8-4) ATLANTA @ (1-9) BROOKLYN 1:30

Hawks zrobili już w tym sezonie blowout na Nets na własnym parkiecie, ale teraz zmierzą się nimi na Brooklynie, dokąd gospodarze wracają po bardzo udanej serii wyjazdowej. Pierwsze zwycięstwo, porażka tylko dwoma punktami w Sacramento i zmuszenie obrońców tytułu do rozegrania dogrywki. Są tylko 1-9, ale można powiedzieć, że jak na siebie są naprawdę HOT. 49 punktów i 21 asysty to dorobek Jarretta Jacka w ostatnich dwóch meczach.

Hawks natomiast mają za sobą dwie porażki i wystąpią dzisiaj w osłabionym składzie, bo do kontuzjowanego Jeffa Teague’a dołączył Kent Bazemore. Obaj mają uraz kostki. Nets znowu mogą powalczyć.

(8-2) CLEVELAND @ (5-5) DETROIT 1:30

LeBron James ma w tym sezonie dużo lepszy start niż rok temu i dzięki niemu Cavs wygrywają, mimo że nadal są bez Kyriego Irvinga, który nie wiadomo kiedy wróci i mimo że Kevin Love nie tylko pozwala rywalom na wysoką skuteczność, ale też sam ma bardzo kiepską, ledwie 39.7% z gry i cały czas nie wrócił do poziomu All-Star. Ale nawet w przypadku LeBrona jest się do czego przyczepić, bo ma problem ze swoim rzutem. Ostatnio co prawda trafił aż 5 trójek, ale póki co jest tylko 26.2% zza łuku, podczas gdy wcześniej w czterech kolejnych sezonach zawsze było to ponad 35%. Poza tym nie wpadają mu również wolne i w tym momencie ma skuteczność tylko 60.5%.

Ale to i tak nic przy zmartwieniach jakie ma Stan Van Gundy, którego drużyna świetnie wystartowała, ale teraz przegrali już 4 kolejne mecze. Entuzjazm w Detroit szybko opadł. Mają za sobą trudną trasę wyjazdową, którą rozpoczęli od imponującego comebacku w Portland, potem walczyli w Oakland, ale na koniec zagrali fatalnie przeciwko słabym Lakers. Reggie Jackson został najbardziej skrytykowany przez coacha po tym ostatnim meczu. W ostatnich czterech spotkaniach zalicza 16-4-4, 38% z gry i 23% za trzy, a do tego 4.3 strat, podczas gdy w pierwszych sześciu miał średnio 23-6-5, 46% i 46%. Duży spadek zaliczył też Marcus Morris z 17 punktów i 33% za trzy, do 11 i 15%. Ale za to Andre Drummond cały czas utrzymuje swój niesamowity poziom dominacji w walce na tablicach. W 10 meczach tylko raz miał mniej niż 15 zbiórek, średnio zalicza ich 19.0 i gdyby to utrzymał do końca sezonu… Ostatnim zawodnikiem z średnią na poziomie co najmniej 19 zbiórek był Wilt Chamberlain w 1971/72.

(4-6) MINNESOTA @ (6-3) MIAMI 1:30

Pierwszy pojedynek przeciwko Heat i Hassanowi Whiteside’owi, zakończył się najgorszym jak dotąd występem zawodnika wybranego z jedynką w ostatnim drafcie, Karl-Anthony Towns trafił wtedy tylko 3/13 z gry, miał 6 punktów i 4 zbiórki. W żadnym innym meczu nie zdobył mniej niż 10 punktów, a w sumie tylko dwa razy miał mniej niż 9 zbiórek. Jest drugim strzelcem wśród rookies z średnią 15.5 punktów i najlepszym zbierającym z 10.2.

Tymczasem Justise Winslow jest liderem debiutantów jeśli chodzi o wskaźnik plus/minus z +66 w 256 minut. W odróżnieniu od większości zawodników wybranych w czołówce draftu, ma komfort gry w dobrej drużynie i korzysta z tego. Ale też świetnie wkomponował się do Heat, jest bardzo przydatny po obu stronach parkietu i również w drużynie ma najwyższy plus/minus. Zalicza 7.2 punktów, 44.4% z gry i 4.7 zbiórek w 28.4 minut, a do tego broni rzuty rywali zmniejszając ich skuteczność o 8.3 punktów procentowych.

(5-5) CHARLOTTE @ (5-6) NEW YORK 1:30

Jeremy Lin przyjeżdża do Nowego Jorku. To było już tak dawno temu, ale Linsanity pozostaje jednym z najlepszych momentów jakie oglądałem śledząc NBA przez ostatnie 20 lat. A to będzie dopiero jego czwarty mecz w MSG od czasu gdy opuścił Nowy Jork. W poprzednim starciu z Knicks zdobył 17 punktów z ławki i pomógł Hornets wygrać.

Chociaż niewiele brakowało, żeby to Kristaps Porzingis był bohaterem tamtego meczu. Ułamek sekundy dzielił go od tego, by można zaliczyć jego game-winnera. Porzingis to może być najlepsza historia w Nowym Jorku od czasu Linsanity. Zawodnik znikąd, który tuż przed draftem wskoczył do czołówki mocków, był wielką zagadką, został wybuczany, kiedy Phil Jackson go wybrał, ale teraz potwierdza swoją wartość. Już teraz okazuje się przydatny zaliczając 11.4 punktów i 8 4 zbiórek. I już teraz daje kibicom w MSG powody do podrywania się z krzesełek, kiedy popisuje się kolejnymi efektownymi dobitkami. To jest jak na razie jego największa specjalność. Ma już sześć wsadów dobijając niecelne rzuty, co jest najlepszym wynikiem w lidze. Tyle samo ma też Clint Capela, ale on nie robi tego w taki sposób:

(5-5) DENVER @ (1-9) NEW ORLEANS 2:00

Anthony Davis wrócił i rzucił 36 punktów, w dodatku najgorsza w lidze obrona Pelicans po raz pierwszy w sezonie zatrzymała rywali poniżej 100 punktów, ale i tak ostatecznie przegrali w Nowym Jorku.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułPrzerwa na Żądanie Extra: To świat Warriors
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (309): Playoffy w listopadzie

8 KOMENTARZE