Pierwszy tydzień sezonu za nami, ale mimo że rozpoczęły się nowe rozgrywki, czasami wydaje się jakby to te poprzednie jeszcze się nie zakończyły. Golden State Warriors nadal grają mistrzowską koszykówkę, a wszystko po staremu jest też chociażby w tej mającej lepszą historię drużynie z Los Angeles.
Niby tyle się zmieniło – Kobe Bryant wrócił do gry, Julius Randle jest zdrowy, mają wybranego z dwójką D’Angelo Russlla, pozyskali Roya Hibberta i najlepszego rezerwowego poprzedniego sezonu – i miało być lepiej… Ale póki co nadal pozostają tą samą, bardzo słabą drużyną, którą byli w poprzednich latach. Przegrali trzy pierwsze mecze, tylko w pierwszym do końca walczyli o zwycięstwo, a przeciwko sobie nie mieli bardzo wymagających rywali, drużyn, które są postrzegane jako pewniacy do playoffów.
Hibbert miał pomóc poprawić ich obronę, ale jak na razie tracą średnio aż 111.7 punktów na sto posiadań, co jest trzecim najgorszym wynikiem w lidze. Roy broni obręczy na dobrym – choć gorszym niż nas do tego przyzwyczaił – poziomie 45%, ale nawet z nim na parkiecie tracą sporo punktów w paint (44.6), a kiedy siedzi na ławce rywale dostają imienne zaproszenia na wizyty w pomalowanym i w sumie Lakers oddają tam najwięcej punktów ze wszystkich (51.3).
W ataku natomiast nie pomaga im rewolucją jaką jest obrót filozofii Byrona Scotta o 180 stopni i postawienie na rzuty za trzy. Jeszcze w zeszłym sezonie byli jedną z najrzadziej rzucających zza łuku drużyn (średnio 18.9), a teraz wyprzedzają nawet Rockets zaliczając 34.3 prób za trzy. Są pod tym względem numerem jeden. Problem jednak w tym, że te rzuty nie wpadają i jak na razie mają skuteczność zaledwie 29.1%. Jednym z powodów jest to, że w znacznej części nie są to rzuty z dobrych pozycji. Lakers są zdecydowanymi liderami pod względem prób zza łuku, w których rywal był w odległości około metra (2-4 stopy), określanych jego ‘tight’, czyli kontestowanych. Mają ich średnio 12.3, podczas gdy nikt poza nimi nie przekracza poziomu 7.0.
Najwięcej pudłuje Bryant, który też w tych pierwszych trzech meczach najczęściej próbował swoich sił z dystansu. Rezultat to 6/29. W sumie zdobywa 17.3 punktów ze skutecznością 31.4% i bardzo krytycznie podchodzi do swojej gry. Po porażce Mavs mówił:
„W tej chwili jestem 200. najlepszym graczem w tej lidze. Strasznie zawodzę. Gram jak gówno. Dostaję rzuty, jakich chcę, ale po prostu ich nie trafiam.”
Jego młodszy kolega doszukuje się przyczyn tych kłopotów legendy w braku przychylności bogów koszykówki:
D’Angelo Russell on Kobe: "It’s not that he’s not putting in the work. It’s just, the basketball gods aren’t blessing him right now."
— Baxter Holmes (@Baxter) November 2, 2015
Trener Scott tymczasem nie przejmuje się słabą grą swojego lidera. Jest w niego ślepo zapatrzony, jest jego największym fanem i tylko Kobe może być centralną postacią jego drużyny. Dlatego ponownie to właśnie on oddaje najwięcej rzutów, ma najwyższy wskaźnik Usage i jest drugi pod względem minut. Jak zwykle też dużo gra izolacji, w których jego dorobek to 2/13 z gry plus dwie straty.
Scott mocno pracuje na pozycję najgorszego coacha w lidze – fatalna obrona, atak oddany zupełnie w ręce Kobe’go, a do tego złe decyzje jak ściąganie z parkietu swoich młodych zawodników, którzy akurat mają dobry fragment gry. Trzymanie go na ławce może być świetnym pomysłem na walkę o zatrzymanie swojego picku. Jeśli to jest ich celem, dobrze też, że od startu grają tak słabo, bo nie ma co tracić czasu, w końcu muszą znaleźć się w najgorszej trójce. Ale jeśli Lakers rzeczywiście, tak jak to zapowiadali przed sezonem, chcieliby mieć lepszy sezon i odbić się od dna, zmiana trenera jest chyba pierwszym krokiem jaki musieliby wykonać.
DENVER (1-2) @ LA LAKERS (0-3) 4:30
Dzisiaj Lakers goszczą u siebie Nuggets, czyli będzie to pojedynek dwóch rozgrywających najwyżej wybrany w ostatnim drafcie. D’Angelo Russell jak na razie uzbierał 27 punktów z 30 rzutów, zaliczył tylko 5 asyst i popełnił tyle samo strat w 76 minut gry. Emmanuel Mudiay ma 38 punktów z 42 rzutów i 16 asyst, ale też 19 strat będąc w tym względzie liderem ligi.
MACIEK: -1.5 na Lakers
CHICAGO (3-1) @ CHARLOTTE (0-3) 1:00
Tydzień temu, zanim jeszcze Grantland został uśmiercony, Zach Lowe opublikował tam swoją rozmowę z nowym trenerem Bulls. Fred Hoiberg mówił między innymi, że to Joakim Noah sam przyszedł do niego i zasugerował, żeby w pierwszej piątce zostawić duet hiszpańskich podkoszowych. Później Noah wyjaśniał, że on nigdy nie powiedział, że chce być rezerwowym, ale jest gotowy zrobić wszystko dla dobra drużyny. Został przesunięty na ławkę i od czterech meczów w tej nowej dla siebie roli próbuje pomóc Bulls.
Jak na razie przez 77 minut zdobył zaledwie 4 punkty, ale generalnie jest efektywniejszy niż w poprzednim bardzo kiepskim dla siebie sezonie. PER-36 zalicza obecnie 12.6 zbiórek, 5.6 asyst, 1.9 przechwytów i oczywiście to bardzo mała próbka, ale są to osiągnięcia na najlepszym w jego karierze poziomie. Do tego jak zwykle robi swoje w obronie. Ale jego duet z Tajem Gibsonem wcale nie wypada dobrze. W 48 minut są minus-8.5 punktów na sto posiadań. Natomiast świetnie wypada ustawienie, w którym Jo ma okazję grać u boku Nikoli Mirotica. Na razie było to tylko 21 minut, ale Bulls byli wtedy aż +30.9. Problem jednak w tym, że póki co tylko te duety podkoszowe z Miroticem są na plusie. Każda inna kombinacja bez niego spisuje się dużo gorzej.
INDIANA (0-3) @ DETROIT (3-0) 1:30
18.7 punktów, 16.3 zbiórek, 2 bloki i komplet 3 zwycięstw, to zapewniło Andre Drummondowi tytuł najlepszego zawodnika Wschodu pierwszego tygodnia sezonu. W Detroit czekali sześć lat, żeby ich reprezentant został wyróżniony w ten sposób. Poprzednim graczem tygodnia występującym w koszulce Pistons był Rodney Stuckey w grudniu 2009. Dzisiaj będą mieli okazję powspominać z nim tamte dawne czasy, bo razem z Pacers przyjeżdża do The Place.
Natomiast ostatni raz w 2008 roku Pisons rozpoczęli sezon od serii co najmniej trzech zwycięstw. Obecnie jedną z ich mocnych stron jest szósta obrona ligi (92.8), która jednak zupełnie siada razem z Drummondem na ławce. Z nim na parkiecie bronią na poziomie 87.5 punktów na sto posiadań, bez niego oddają średnio aż 22.3 punktów więcej.
ATLANTA (3-1) @ MIAMI (2-1) 1:30
Goran Dragic od dwóch miesięcy nie widział swojej żony i dzieci, ponieważ ze względu na komplikacje musiała ona urodzić na Słowenii i zostać tam na trochę. Pamiętam jak podczas prawie-All-Star-sezonu Gorana jego żona z malutkim synkiem dopingowali go z trybun w niektórych meczach. Może to jest właśnie to, czego obecnie mu brakuje, bo w pierwszych spotkaniach zupełnie nie wyglądał jak zawodnik, który w wakacje podpisał kontrakt na ponad $80 milionów. Co prawda zalicza lepsze niż w poprzednich sezonach 6 asyst, ale zdobywa średnio tylko 9 punktów ze skutecznością 41.7%. W dodatku ledwie 4 razy próbował rzucać zza łuku. Żona z dziećmi ma przyjechać do Miami w przyszłym tygodniu, może to pomoże mu się rozkręcić.
ORLANDO (0-3) @ NEW ORLEANS (0-3) 2:00
Plaga kontuzji w Nowym Orleanie dopadła też Kendricka Perkinsa, który doznał urazu prawego mięśnia piersiowego i póki co nie wiadomo jak długo z tego powodu będzie poza grą. Na szczęście dla Pelicans, w poprzednim meczu wrócił Omer Asik… Chociaż jego występ w dzisiejszym starciu z Magic jest jeszcze pod znakiem zapytania. Dobra wiadomość to natomiast zwiększenie limitu minut dla Jrue Holidaya do 25. Już poprzednio grał 27. Alvinowi Gentry’emu brakuje ludzi.
Dzisiaj ich obecnie najgorsza obrona ligi zmierzy się z jedną z najgorszych drużyn w ataku (25.), ale też drużyną, która mimo że przegrała trzy mecze, to w każdym z nich walczyła do ostatnich sekund.
MACIEK: -3.5 na Pelicans
TORONTO (3-0) @ DALLAS (2-1) 2:30
To będzie dopiero pierwszy mecz sezonu w Dallas (Parsons, Matthews i Williams mają grać) i gospodarze zmierzą się z niepokonanymi do tej pory Rapotrs, którzy zgodnie ze swoimi założeniami poprawili obronę i są obecnie w top-10. Natomiast po drugiej stronie boiska mają w tym momencie czterech graczy zdobywających średnio co najmniej 15 punktów. Ich piątym strzelcem jest wchodzący z ławki Terrence Ross, z którym właśnie podpisali przedłużenie kontraktu.
MEMPHIS (2-2) @ SACRAMENTO (1-2) 4:00
Grizzlies są drugą drużyną w historii ligi, która rozpoczęła mecz prowadząc jednym punktem po pierwszej kwarcie, po czym przegrała go różnicą 50. To też ich nowy niechlubny rekord klubu, przebili -49 sprzed 20-lat, kiedy jeszcze grali w Vancouver. Zostali zupełnie rozjechani przez gospodarzy w Oakland, ale muszą szybko pozbierać się po tej kompromitującej porażce, bo już dzisiaj grają w Sacramento.
Na szczęście dla nich Kings nie są tak groźni zza łuku, tak samo jak oni mają w piątce zawodnika obwodowego bez rzutu i również wychodzą dwójką wysokich. W dodatku Grizzlies będą mieli ułatwione zadanie, ponieważ nieobecny będzie DeMarcus Cousins, który z powodu urazu Achillesa ma opuścić dwa spotkania. W poprzednim meczu drugą połowę w jego miejscu rozpoczął Kosta Koufos i dzisiaj pewnie będzie miał okazję sporo pograć przeciwko swojej byłej drużynie.
Atlanta – Miami meczem wieczoru.
To jest taki moment sezonu, że każdy mecz wydaje się ciekawy… jeśli nie gra 76ers :)
W tym sezonie są dwa powody dla których warto od czasu do czasu zerknąć na mecze Sixers…pierwszy to Jahlil Okafor, a drugi to Nerlens Noel.
Mnie osobiście bardziej pasuje Detroit – Indiana, podoba mi się wizja Pacers rzucających za trzy i przez chwilę to bardzo fajnie im wychodziło
Dzisiaj Lakers w końcu wygrają! :)
Oby nie! Oni bronią picku :)
Bardzo podobają mi się Twoje wstępy do dniówek, Adam!
Super dniówki!!!
Na dzisiaj : Lakers, Chicago, Miami i Memphis.
1/4 – nice ;-)
Tak, to był straszny fail :/ Na szczęście dorzuciłem Toronto i wszystko na pojedynczych i wyszedłem na 0 :)
Kobe Bryant mówi, że jest 200 najlepszym graczem w NBA na chwile obecną. Chyba przy obecnej formie ceni się zbyt wysoko.
D’Angelo łasi się do Kobe’go?
Ejj, rozkmińcie to.
Baby Davis – tusza + charakter = Draymond Green. Baaang.
Hustle podobny, ale Draymond nie łapie tak dobrze ofensów i ma lepszy rzut z dystansu.