Największy dylemat tegorocznych wakacji okazał się być dylematem tylko w teorii. To była kusząca perspektywa, żeby zdecydować się na krótszy kontrakt i za rok czy dwa otrzymać jeszcze większą wypłatę, korzystając z zastrzyku gotówki jaki trafi do NBA po wejściu w życie nowej umowy telewizyjnej. Ale nawet to nie było w stanie przebić gwarantowanych, dużych pieniędzy na kolejne kilka lat, które oferowano już teraz. I jest to w pełni zrozumiałe. Nikt nie chce zostawiać pieniędzy na stole, ponieważ nigdy nie wiadomo, co wydarzy się w następnym sezonie. Jedna kontuzja i marzenia o wielkiej wypłacie w przyszłości mogą zniknąć w ułamku sekundy.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Nie posądzam Kings o opieranie swoich decyzji na jakieś długofalowej strategii, ale ten skok w salary cap powoduje, że dużo nie stracą jeśli przetrzymają DMC rok dłużej. Na rynku będzie dużo zespołów z miejscem w salary i do tego rozczarowanych fiaskiem w rekrutacji FAs. Na pewno pojawią się jakieś ciekawe oferty dla Sacramento.
Philly nic nie musi wydawać – ‘karą’ za niedobicie do dolnego limitu wydatków jest podział różnicy po równo między zawodników. Istotniejsza dla nich jest mniejsza wartość cap space’u w przyszłym sezonie.
Czyli wychodzi na to, że jednak muszą wydać więcej. Znając życie to i tak pewnie przejmą w ostatnim momencie czyjś niewygodny kontrakt plus pick, żeby dobić do ustalonego minimum.
Dokładnie. Jeśli dobrze pamiętam to najbardziej opłaca się przejąć jakiegoś weterana w ostatniej chwili, bo dolny limit i podatek oblicza się po trade deadline. Wtedy wystarczy zapłacić jednemu zawodnikowi za pół sezonu niż oddać różnicę za cały sezon swoim zawodnikom.