Wyobraź sobie, że jesteś zawodnikiem NBA. Zawodnikiem, który pierwszego lipca stanie się wolnym agentem. Nie jesteś super gwiazdą, ale masz ugruntowaną pozycję w lidze i potencjał na All-Stara, a najlepsze lata kariery cały czas przed tobą (przynajmniej masz taką nadzieję). Zastanawiasz się nad swoją przyszłością, wiedząc, że będziesz mógł przebierać w ofertach, bo co najmniej kilka drużyn jest tobą poważnie zainteresowanych. Jesteś przekonany, że dostaniesz propozycję wysokiego, czteroletniego kontraktu, a twój zespół może nawet zaoferuje pięć lat, tylko cały czas nie wiesz, czy chcesz tego typu umowę. Przecież w przyszłym roku salary cap poszybuje w górę i będzie jeszcze więcej pieniędzy do wzięcia.
Od razu na myśl przychodzi ci Stephen Curry. Dzisiaj każdy chce być jak on, ale równocześnie nikt nie chce mieć kontraktu jak Stephen Curry. MVP i mistrz zarabiający niespełna $11 milionów. Wśród gwiazd jest jednym z najuboższych (nie licząc tych, którzy są jeszcze na debiutanckich umowach), nawet w swojej drużynie był dopiero czwarty na liście płac, a przed nim jeszcze dwa lata tego kontraktu. Nie chcesz znaleźć się w takiej sytuacji, ale podpisując długą umowę już teraz, po wzroście salary cap twoja pensja może wyglądać podobnie. Zwłaszcza jeśli w końcu twoja ciężka praca zacznie przynosić efekty i w kolejnych sezonach potwierdzisz swoje duże możliwości.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Mam wrażenie, że mocno będą popularne kontrakty a’la trio z Miami, czyli z opcją zawodnika w 3, 4 i 5 roku kontraktu.
Stare maksymy ‘chytry dwa razy traci’ oraz ‘jak dają to brać, jak biją to uciekać’. Wziąć długi gwarantowany kontrakt, nawet jeśli będą to teoretycznie mniejsze pieniądze. Bo one są tylko wirtualne. Silver może stwierdzić, że stworzy dwa nowe kluby w NBA i nie będzie aż tyle siana. Albo będą zawirowania na świecie i będzie problem. Albo po prostu kontuzja. Jasne, ktoś powie rezygnujesz z 20mln$! Ale gdy coś się stanie to bujasz się w garniaku na meczu a czeki wpływają. Przy kontraktach powyżej 100 baniek nie widzę sensu w ryzykowaniu całego sezonu, nie jesteś już młodym graczem z potencjałem. Oczywiście LeBron to LeBron, ale wyobraźmy sobie, że Rose nie podpisał kontraktu i grał za QO, w jak ciemnej dupie by był. A 100 baniek starczy i na dom w Miami i na spokojne, dostatnie życie. A te ‘zaoszczędzone’ przez klub pieniądze, to może być akurat 1-2 role playerów, którzy pomogą w walce o tytuł. Albo jesteś jak Kobe z tłustym kontraktem walczący o wybór w loterii, obecnie bez szans na walkę o coś więcej.
Prawda jest taka, że czy zarobisz 100 czy 170 mln dolarów to Twoje życie w żaden sposób nie zmieni się aż do jego końca, będziesz żył na najwyższym z możliwych pułapów, no chyba, że jesteś kimś pokroju Mike Tysona, wówczas nawet 300 mln może przecieknąć Ci przez palce…
biorę od razu maxa, stwierdzam, że koszykówka to lipa i to nie jest to co chce w życiu robić, gram na konsoli i jem narkotyki patrząc jak mi wpływaja pieniążki na konto. profit? profit!