Jeszcze w drugim sezonie pracy Toma Thibodeau z Chicago Bulls, Gar Forman wchodził do gabinetu szkoleniowca mając pełne przekonanie, że nie musi zapowiadać się pukaniem. Wówczas panowie dzielili podekscytowanie nadchodzącymi sezonami.
Thibs w świadomości całej organizacji zaistniał jako trener do cna przesiąknięty profesjonalizmem. Jeżeli nie krążył po parkiecie ośrodka treningowego przyglądając się pracującym zawodnikom, ślęczał w gabinecie nad stosem raportów skautingowych lub kolejną książką, której okładkę zdobiła twarz Johna Woodena.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Tekst jak dzisiejszy Steph – zajebisty!
Zawsze lubię poczytać o takich ciekawych relacjach na linii trener-zawodnik iks lat wcześniej.
Konkurs bez nagród!!!
Na co tak naprawdę Thibs wybrał się do kina? ;)
Propozycje tytułów (niefilmowych): “Zajechać starterów”, “Powroty Róży” czy “Zaginiony Doug”?