Mark Cuban znów atakuje NCAA

24
fot. George Bridges / Newspix.pl
fot. George Bridges / Newspix.pl

Przyznaję, mam problem z NCAA. Nie wiem, czy w świecie sportu istnieje inna organizacja równie pełna hipokryzji. Wiem, że część z was zacznie wymieniać zaraz związki piłkarskie i siatkarskie czy MKOl. Nie powiedziałem, że istnieją w sporcie organizacje pozbawione hipokryzji. Ostatecznie niczym nowym jest powoływanie się na sportowe idee i jednoczesne wypychanie sobie kieszeni dolarami. NCAA jest jednak organizacją szczególną. Tutaj ludzie wypychają sobie kieszenie dolarami, korzystając z pracy innych. Pracy wykonywanej za darmo. Istniało kiedyś takie zjawisko w Stanach Zjednoczonych. Dziś jest ponoć nielegalne. Mówi o tym 13 poprawka do konstytucji. A jednak mamy rok 2015 i każdego roku przynajmniej kilkunastu chłopców dostaje ofertę właściwie nie do odrzucenia. Chcesz spełnić swoje marzenia i robić w życiu to, co kochasz? Popracuj rok za darmo. Nie ma znaczenia, że na całej planecie może być kilkudziesięciu ludzi, którzy w twoim zawodzie są lepsi od ciebie.

Jasne, rozumiem, NCAA ma misje. “Zapewniamy dzieciakom darmową edukację”. “Przygotowujemy ich do dorosłego życia”. “Pomagamy w procesie dojrzewania”. “Przygotowujemy do NBA”. Już widzę panów w ładnie skrojonych garniturach, którzy z obrazą w oczach odpowiadają na moje zarzuty. Ba! Zgodzę się nawet, że w wielu przypadkach NCAA naprawdę misję tę spełnia. Tylko…

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

24 KOMENTARZE

  1. Mnie, jako fana ligi zawodowej a nie akademickiej, system NCAA w ogóle nie przeszkadza i wydaje się sprawdzać.
    Barcelona, Katalonia i Messi za to mnie w ogóle nie interesują. Cuban ma rację, swoją rację ma też Silver.
    Calipariemu czy Krzyzewskiemu tez nie cisnąłbym od ‘wuefisty’ Panie Przemku.

    0
    • Nie chodzi o Calipariego czy Krzyzewskiego, tylko, że w Stanach nie ma czegoś takiego jak granie w klubach, a żeby prowadzić drużynę dzieciaków nie potrzeba szczególnych uprawnień. Stąd częsta krytyka turniejów AAU, które są amatorskimi zawodami dla dzieciaków. Taki Durant czy LeBron mając 13 lat nie mogli zapisać się do szkółek koszykarskich, tylko skazani byli na trenowanie w szkołach, przeważnie pod okiem nauczycieli lub rodziców jednego z zawodników i rywalizowanie właśnie w takich turniejach, bo nie ma tam takiego systemu rozgrywek jak u nas ;) Więc myślę, że Przemkowi chodzi o to, że jeśli LeBron miał 15 lat i się wyróżniał na skalę kraju, to powinien móc już wtedy zgłosić się do draftu i grać (lub chociaż trenować) w profesjonalnej lidze, pod okiem trenerów, u boku najlepszych zawodników i po prostu uczyć się profesjonalnej koszykówki już wtedy. W USA na dobrych uczelniach które walczą o zawodników mają świetne warunki, ale już w liceach wygląda to dużo gorzej. A po drugiej stronie oceanu taki Ricky Rubio nie miał 15 lat kiedy zadebiutował w hiszpańskiej ekstraklasie. W Stanach taka możliwość po prostu nie istnieje. Moim zdaniem to wszystko nie jest takie czarno-białe na jakie wygląda, ale myślę, że o to Przemkowi chodziło ;)

      0
      • Oj nie przesadzajmy. Nagle mowisz, ze w Polsce jest lepszy system wychowania mlodziezy niz w USA :)

        Stany maja najlepsze programy wychowania mlodziezy na calym swiecie i to praktycznie w kazdej dyscyplinie sportowej. Koniec kropka.

        Polska ma jedne z najgorszych programow wychowania mlodziezy na swiecie. Koniec kropka.

        Tu nie ma co dyskutowac :)

        A co do NCAA, to uwazam, ze tak naprawde to wszyscy zapominacie o wszystkich tych zawodnikach-uczniach, ktorych jest setki i tysiace, ktorzy nie robia kariery. Wtedy sport jest dla nich jedyna mozliwoscia ukoczenia studiow. Studiow, ktore sa za drogie dla wielu rodzin w Stanach.

        NCAA to nie tylko tych kilkudziesieciu zawodnikow wybieranych do NBA. To setki tez innych uczniow o ktorych mi sie zdaje wszyscy zapominaja.

        Nie kazdy dobrze prosperujacy zawodnik zostanie profesjonalnym zawodnikiem, ale dzieki stypendium na uczelni, ma szanse ukonczenia studiow.

        To wlasnie moze caly swiat kuleje przez to, ze tutaj po ukonczeniu szkoly sredniej musisz wybrac: kariera zawodnika, albo uczelnia. I jezeli kariera Ci nie wyjdzie, to tak naprawde jestes w glebokiej czarnej d****, bo zostajesz z niczym.

        0
        • Nigdzie nie mówię, że jest lepsze :) Mówię, że jest inne. Nigdzie też nie ma tu przykładu Polski. Chodziło tylko o możliwość wyboru, który w Europie jest, a w Stanach nie.
          Tu właśnie chodzi o to, że na uczelnie powinni iść ci zawodnicy, którzy chcą skończyć studia albo którzy nie są pewni swojej przyszłości, a ci co są powinni trafiać do ligi wcześniej. Czyli przykładowo Andrew Wiggins nie musiałby iść na studia bo hajp na niego był taki, że prosto po liceum znalazłby pracę w lidze. Natomiast taki Jimmy Butler pewnie nadal wybrałby uczelnię, bo nie był pewny swojej przyszłości w koszykówce. Chodzi o to, by nie musieli oni spędzać tego roku gdzie indziej zanim zgłoszą się do draftu, a by robili to kiedy są gotowi. Przecież NCAA nadal mogłoby się toczyć swoim życiem. Sęk w tym, że NCAA bez Wigginsa, Okafora, Townsa, Duranta itd. to nie jest to samo, dlatego właśnie jej władze nie chcą się na to zgodzić.

          Niekoniecznie jestem tego samego zdania, tak jak mówię, nie jest to wszystko takie czarno-białe. Ja np. lubię NCAA i oglądam z zainteresowaniem :)

          0
  2. Sądzę, że jest miliard powodów wydawanych przez Amerykanów co roku w marcu, aby NCAA istniała w obecnym kształcie. Nie oszukujmy się, NBA jest cool, to nasza NBA, ale w ojczyźnie koszykówki popularność finałów NBA czy nawet całych play=off nie może równać się popularnością z MarchMadness. Bracket … to słowa zdecydowanie ważniejsze w USA nie MVP NBA Finals. Po stokroć ważniejsze.

    0
  3. Artykuł klasa ale taki trochę stronniczy, spojrzenie bardziej pod kontem późniejszej gry w NBA. W lidze akademickiej jest multum zawodników których talent nie wystarczy na późniejszą grę w NBA ale pozwala na otrzymanie stypendium i ukończenie studiów.
    NCAA niekoniecznie przygotowuje do gry w NBA ale często otwiera drogę do kariery w innych ligach zawodowych. Fakt że młodzi gracze powinni mieć możliwość wyboru ale wczesne przejście na zawodowstwo nie zawsze się dobrze kończy… #robertswift

    0
      • Z jednej strony tak, ale z drugiej w Stanach nie ma czegoś takiego jak darmowa edukacja, wszystkie studia są płatne i to grubo. Uczelnia na nich zarabia, ale taki gracz jak tylko chce to może skończyć studia za darmo, oszczędzając dziesiątki tysięcy dolarów. Dla przykładowego Wigginsa żadna korzyść, bo on miliony zarobi w NBA, ale dla bardzo wielu graczy to jest ogromna szansa na skończenie studiów, na które nie byłoby ich stać i na które by nie poszli.

        0
  4. Abstrahując od powodów finansowych zmiana systemu na klubowy zamiast szkolenia w szkołach jest słaby z kilku powodów.

    Po pierwsze: ostatnio czytałem players tribune z Codym Zellerem, który opisywał sytuację z meczu finałowego (stanowego) w high-school, na którym na trybunach zasiadło kilka tysięcy ludzi (jeśli dobrze pamiętam 6 lub 7). W takim systemie od najmłodszych lat jesteś przyzwyczajany do grania przy kibicach, przy presji, bo ludzie z uczelni tym żyją. Żyją sportem jako kult jednostki sportowca. Doceniają to. Doceniają reprezentowanie barw szkoły. Jeśli przeniesiemy mecze do klubików przy klubach to ile osób będzie chodzic na mecze? Skauci? Rodzice, garstka znajomych? Gdzieś ostatnio czytałem wypowiedź trenera kadr młodzieżowych – Tomka Niedbalskiego, który powiedział, że największa różnica pomiędzy polskim młodym koszykarzem, a załóżmy bałkańskim lub litewskim jest w jego podejściu psychicznym. Pewności siebie, nie baniu się gry i odpowiedzialności. Zresztą oglądając młodzież w akcji często widac wysokie umiejętności, ale problem z wiarą w nie i pewnego sensu egoizmu boiskowego. Brak odwagi w podejmowaniu decyzji i wykorzystaniu swoich umiejętności, czy nauczeniu się czegoś nowego, a przecież od zawsze jak mantrę trenerzy powtarzają, że najwięcej uczysz się poprzez grę.

    Po drugie: uważam, że nawet zawodowy sportowiec powinien dostac elementarne wykształcenie czytaj szkoła średnia (chociaż oglądając matura to bzdura spadam z krzesła, ale to wina systemu i wielu innych czynników, nie samego założenia). Pewien poziom wiedzy jest potrzebny w każdej dziedzinie życia, a zawodowy sport wiąże się z wieloma aspektami elementarnej wiedzy (wywiady/wysławianie się, wiedza podstawowa, finanse itp). Nie ukrywajmy, iż większy poziom wiedzy czy inteligencji pozwala na większy rozwój zawodnika. Łatwiej zrozumiec grę, która de facto staję się coraz bardziej analityczna i wymagająca myślenia. Szkoła z założenia powinna nas tego uczyc, tak jak podstaw matematyki, języka itp. Dzisiejszy trener zawodowej drużyny wymaga od swojego zawodnika ciągłego uczenia się schematów swojej drużyny w def i off jak i rywali (polecam film Draft Day co prawda o NFL, ale super sprawa). Wbrew Barkleyowi coraz większe znaczenie ma głowa, schematy, cyferki itp. Tendencja przeciwna nie jest możliwa, więc przechodząc do meritum punktu. Jeśli zawodnik A mega talent idzie do klubiku przy klubie. Trenuje tam załóżmy 2-3 godziny, odnowa, praca fizyczna, mobility itp. Wraca do domu o 20-21 i jeszcze jest zmuszony zając się lekcjami itp., bo na jutro dwie klasówki, referat itp., bo liceum nie ma żadnych korzyści z tego zawodnika A, gdyż drużyna koszykówki jest zmarginalizowana poprzez odpływ zawodników do “klubików”, czyli taka osoba nie może liczyc na pewne ulgi w zajęciach. Nie mówię, o nie zdawaniu sprawdzianów itp. tylko o przeniesieniu pewnych rzeczy w terminach, dogadaniu się. W Polsce niestety tak jest, że pomimo, iż szkoła ma korzyści z sukcesów sportowych (punkty przekładają się na finanse) to nadal takiej osobie podkładane są kłody pod nogi niż jakaś pomoc lub chociaż zrozumienie. Młody sportowiec jest jeszcze lekceważony i szufladkowany niż podziwiany za to co robi. W Polsce kończysz trening o 20, droga do domu, kolacja itp. i na naukę jest za mało czasu do ilości zadań. Oczywiście jest pewien sposób by te “klubiki” były ala SMSami i ściągały najlepszych pros w regionie tylko jednym jest posiadac najlepsze warunki, a innym jest byc liderem. Często jest tak, iż mega talent wchodzi do drużyny, w której nie jest liderem i nagle traci motywację do rozwoju. Nie jest w stanie na tym etapie rozwoju psychicznego wygrac rywalizację z innymi mocniejszymi czy bardziej rozwiniętymi/ukształtowanymi charakterami. Takim osobą dużo więcej da standardowy program nauczania w high school. Bycie kimś, znaczenie w mieście, w dzielnicy, szacunek w szkole, bycie liderem- daje kopa pewności siebie i mobilizacji. W drużynie z mega talentami może się zagubic i zostanie on stracony dla sportu.

    Po trzecie: jeśli mają powstawac klubiki z dobrym zapleczem tylko pytanie brzmi po co? Budowanie hal? kto z nich będzie korzystał? Skąd nagle zostaną zatrudnieni trenerzy? właśnie ze wspomnianych szkół czyli wuefiści, którzy tak nie są wskazani.

    Po czwarte: nie jestem przekonany, że Wiggins dziś byłby dużo lepszy, gdyby już 2-3 lata grał w Nuba. Może czyste skillsy byłyby na wyższym poziomie tylko pytanie brzmi co z jego eksploatacją. Młody organizm nawet 19-20 latka często nie jest przygotowany na poziom treningu proponowany w lidze, a co dopiero 17 latka. Dużo można wskazywac przykładów ze świata sportu na zmarnowanie talentu poprzez zbyt wczesną rywalizację, a nie ukrywajmy, że taki 17 letni Wiggins musiałby na treningach rywalizowac np. z Pekovicem/ścianą. A mówienie, że trenerzy dbaliby o nieeksploatowanie takiego organizmu młodego. Ok, tylko to jest biznes. Chcesz by “nowy Lebron” już dziś spowodował zwiększenie frekwencji, obecnośc national TV i mediów ogólnonarodowych. Czysty biznes, właściciel chce by grał. Kibice chcą by grał. Jego mama mówi, że jest lepszy i ma grac, agent to samo. I wreszcie on chce grac. I co? Wchodzi, gra, daje crossa obrońca leży idzie na plakat, a tam Pekovic. Gleba, złamany bark czy coś i…. LBJ od zawsze był monstrum fizycznym, to inny przypadek, oczywiście jest gro zawodników mających 25-30 lat będących słabymi fizycznie, ale ich układ kostno-mięsniowy jest już przystosowany do innych warunków treningowych, a poza tym są już starsi bardziej doświadczeni i potrafią radzic sobie ze słabościami fizycznymi i …nie ponosi ich tak.Rozumieją pewne rzeczy i zależności.

    Reasumując bo na ten temat można dyskutowac długo i wymieniac gro argumentów:
    Po co zmieniac system, który funkcjonuje od lat najlepiej na świecie i nikt nie jest w stanie się chociaż w minimalnym stopniu zbliżyc? Zawodnicy przygotowani w Stanach pod względem motorycznym, fizycznym, atletycznym są na dużo wyższym poziomie niż w Europie. Widac to np. po Gruszeckim w Polsce. Zresztą test oka jest tu wystarczający oglądając chociażby NBA czy Euroligę (porównanie zawodników z USA, a Europy). Oczywiście uważam, że są zawodnicy będący po szkole średniej gotowi do gry w NBA i powinni miec taką możliwośc, ale wchodzenie jeszcze głębiej w system i dawanie możliwości np. 14-15 latkom do rekretowania ich przez kluby jest zbyt daleko posuniętym rozwiązaniem. Dajmy tym dzieciakom trochę młodości. Niech korzystają z dzieciństwa, frajd bycią nastolatkiem, a nie od 15 roku życia sportowcem-maszyną z jednym jedynym celem w życiu? a co się stanie z takim zawodnikiem, gdy mocno się skontuzjuje? co zrobi klub? to biznes. Koniec kontraktu- dziękujemy. Nie interesuje ich to czy będzie potrafił się odnaleźc w życiu mając dopiero załóżmy 17-18 lat.

    0
  5. Rozwiązanie jest proste, zwiększyć nakłady na DL i pensje zawodników, dzięki temu zawodnicy będą mieli wybór. Zamiast w NCAA, będzie mógł trenować pod okiem ludzi z NBA i zarobi pierwsze pieniądze… Chcesz się uczyć idziesz starym systemem, a jak chcesz zarabiać kasę, to masz taką możliwość pod nosem.

    0
  6. Ale do NBA zglaszaja sie gracze przez Draft, wiec nawet gdyby takie szkolki klubow NBA istnialy, to jaka by byla gwarancja, ze szkolimy zawodnika dla siebie a nie np dla najgrozniejszego rywala w konferencji?
    Taka La Masia szkolac pilkarza ma tez mysle gdzies “po cichu” zagwarantowane, ze jak wyrosnie nowy Messi to on zostanie w FCB, w NBA takiej gwarancji by nie mieli

    0
  7. Moim zdaniem nie ma sensu wielka przebudowa systemu, jedynie bardziej sprawiedliwe podejście do całości.
    Możemy podzielić graczy na kilka kategorii:
    A – gwiazdy/prospecty – osoby typu ‘one and done’, które sprzedają bilety, koszulki, itd. Ilu ich defacto jest w roczniku 10-20 osób? (grają zazwyczaj 1 sezon w NCAA)
    B – solidni gracze na stypendiach, z szansami na NBA – 30-60 osób w roczniku. (grają 1-2 sezony)
    C – gracze na stypendiach bez wyraźnych szans na NBA (bardzo często zostają na całe 4 lata, uzyskują dyplom i grają gdzieś na świecie – Chiny, Europa, itd.)
    D – pozostali gracze, którzy nie łączą swojej przyszłości z koszykówką zawodową.

    Problem 1 – są gracze, którzy dostają stypendium sportowe (czyli uczelni pokrywa czesne i akademik), którzy po kontuzji, która uniemożliwia im grę tracą to stypendium. NCAA czerpiąc sporą kasę z rozgrywek powinna zapewniać ubezpieczenie graczom, takie które pokrywa im dalsze opłaty za studia. Dotyczy graczy bardziej z przedziału B-C, bo gwiazdom daje się szanse po kontuzji Noel, Irving, Embid). W ten sposób tracąc zdrowie grając dla uczelni gracz przynajmniej zyskuje szansę na edukację i dyplom.

    Problem 2 – gracze nie mogą nic dostać, głodują itd. Wprowadzić do dozwolonych rzeczy karnet na stołówkę i jakąś niewysoką dietę w wysokości do max 1000$/m-c. Skoro studenci mogą dorabiać w sklepikach uczelnianych, to dlaczego nie mieliby dostać jakiejś diety. Bo sytuacja z tym zakupem kanapki przez trenera to jakaś paranoja.

    Problem 3 – sprzedaż wizerunku. Jeśli mamy supergwiazdy na uczelni, które pozwalają zarabiać swojej alma mater tonę sałaty za koszulki/plakaty/gadżety/itd. to można by to zrobić na zasadzie określenia wykazu rzeczy przynoszących przychody (zazwyczaj koszulki i podobne) i podpisywać dodatkowe umowy ze studentami na wykorzystanie wizerunku – pieniądze byłyby wypłacane po zakończeniu/przerwaniu studiów. Stawka powinna być regulowana przez ligę, z limitem min i max.

    Problem 4 – część osób uważa, że gracze powinni od razu po szkole średniej trafić do NBA (D-League) bo ona lepiej ich rozwija. Wprowadzić zapis określający wiek upoważniający do debiutu w wyższej lidze. Czyli można wybrać w drafcie gościa z HS w wieku 19lat, ale żeby zagrać w NBA musi mieć skończone np. 21lat (do ustalenia), wtedy niech sam decyduje, czy NCAA, czy D-League, Chiny, Europa, cokolwiek. Niech też D-L będzie konkurencyjne dla takich osób (ubezpieczenie, solidna wypłata – nie głodowa). Dać ludziom zdecydować.

    Problem 5 – studia na papierze niczym język Suahili. Jeśli gracze sami wybierają przedmioty tego typu, byle tylko odfajkować i utrzymać średnią ocen, to jest to jak najbardziej ich wina. Owszem uczelni też, ale uczelnia kombinuje tak, by oni mogli grać. A jeśli gracze nie chcą korzystać, z tego że mają dostęp do edukacji to taki ich wybór. Raczej nikt ich nie zmusza do wyboru określonych przedmiotów. Wątpię, że w przypadku gdy któryś ze studentów wybiera sobie konkretny solidny kierunek studiów to uczelnia będzie mu robiła problem.

    Problem 6 – trenerzy. Pomijam temat, bo po każdej stronie są dobrzy i źli trenerzy.

    0
  8. “Wiem, że dostanę za to w łeb, kiedy następnym razem będę widział się z Sebastianem, ale zgadzam się z tym ostatnim zdaniem. NCAA jako liga koszykarska i przedmieścia NBA jest reliktem przeszłości. Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie koszykówkę, jej zadania dużo lepiej spełniać mogłaby dowolna inna liga zawodowa.”

    Przemo, doskonale wiesz jakie mam podejście do samej ligi NCAA jako władz i struktury – to złodzieje, pijawki, ludzie, którzy nie gwarantują przyszłości sportowej np. po ciężkiej kontuzji, ale jak ktoś w komentarzach napisał – dla niektórych graczy mniej utalentowanych stypendium sportowe to jedyna szansa na skończenie studiów. Zobaczcie jak mały procent tych zawodników z Division I gra potem zawodowo – tyczy się to wszystkich dyscyplin. Reszta idzie w inne dziedziny po ukończeniu studiów, które w USA są kurewsko drogie.

    Co jeszcze? System szkolenia? Uważam, że inne ligi zawodowe przy dobrych programach NCAA ze ścisłej czołówki zasysają, o czym mówił nawet Przemo Karnowski, że po przyjeździe do Spokane zobaczył inny świat koszykarski. Szkolenie koszykarskie na najlepszych uniwerkach to poziom niemal zawodowy i nie zapominajmy – system prawny NCAA to inna bajka w porównaniu to staffu trenerskiego. Jasne, też nie pasuje mi to, że np. trenerzy w NCAA są tak dobrze opłacani, a większość z nich ma misję na wygrane, które kumulują dolary.

    Ale czy D-League da stricte koszykarsko więcej niż np. Duke, Kentucky, Michigan State, nawet Billy Donovan i Florida?

    Ten jeden rok w NCAA przygotowuje niektórych chociaż fizycznie. Czy po szkole średniej dzisiejsze dzieciaki wytrzymałyby trudy NBA? Oglądałem wczoraj Nike Hoop Summit 2015 i dzieciaki wyglądają coraz słabiej fizycznie, co oczywiście na poziomie HS nie wpływa na umiejętności tak bardzo. W NCAA często zderzają się z fizyczną ścianą, a co dopiero w NBA? To już nie era freaków w postaci LeBrona czy Howarda, którzy prawie nie odstawali pod kątem fizycznym od zawodowców.

    LaVine i Wiggins na koniec sezonu narzekają na trudy związane z wylotami, podróżami, graniem na okrągło. W HS tego nie ma, grasz w swoim mieście, ewentualnie stanie. NCAA w jakiś sposób przygotowuje zatem do trybu zawodowego.

    No nic – są plusy i minusy. Ja pod kątem grania/przygotowania do NBA widzę więcej plusów. Pod kątem organizacyjnym NCAA rzeczywiście ma mało do zaoferowania, ale cóż, będzie istnieć, czy tego chcemy czy nie.

    0
    • Wydaje mi się, że większe, a nawet średnie programy w NCAA są bardziej rozwojowe niż większość lig zawodowych (już nie wspominam o Polsce). Mało jest przykładów, gdy zawodnik w wieku 25-26 lat idzie do NBA będąc kimś w Europie i staje się zawodnikiem s5, który jest gotów na wszelkie wyzwania pod względem umiejętności, fizyczności i psychiki. Najczęściej podlega adaptacji, przejścia na wyższy poziom wytrenowania, regeneracji, radzenia sobie z częstym graniem i podróżami.

      NCAA to jest normalny biznes jak NBA. Jeśli tak nie będzie tzn nie będzie nastawienia na zarabianie pieniędzy i wyścig po sukces to nie będzie takich pieniędzy przeznaczanych na drużyny uczelniane co się wprost przekłada na bazę przygotowawczą danego programu i sztab. Mniej pieniędzy mniej możliwości stricte infrastrukturalnych dotyczących treningu i możliwości zapewniania większej ilości osób możliwości treningowych i rozwojowych, a także cięcia w sztabach trenerskich, medycznych itp.

      Fajną sprawą jest jak wspomniałeś to, iż duża część osób ma możliwość skończenia studiów, na które nigdy w życiu nie byłoby ich stać dzięki sportowi. To jest ogromny plus tego systemu. Daje możliwości inwestowania w sport w swoje umiejętności, gdyż widać cel jakim jest stypendium sportowe na Uniwerku. Bomba. Dążenie do celu, które sport powinien w tobie zakorzenić w tym wypadku jest widoczne i stanowi Twój punkt odniesienia. Wiesz, że nie będziesz grał w NBA, ale jesteś dobrym zawodnikiem w NCAA takim role playerem i grasz dajesz z siebie wszystko, przeżywasz super przygodę wychodzisz z dyplomem i dostajesz pracę dzięki dyplomowi z danego uniwersysteu. Masz świadomość, że doszedłeś do tego swoją pracą itp., a mało sportowcóc z Dywizji I gra zawodowe? no tak jeśli mają wyjeżdżać z kraju np. do Polski za 3-4k dolarów, gdzie mają pracę u siebie za podobne lub większe pieniądze to jaki sens jest wyjazdu w nieznane i przedłużeniu okresu, w którym nie zdobywasz doświadczenia w życiu zawodowym, ,które będzie niezbędne po karierze. W dywizji I często są to bardzo inteligentne jednostki i zwyczajnie nie jest dla nich opłacalne wyjeżdzanie za wielką wodę, by grać.

      Nieukrywajmy, ale dla 99% osób NCAA nawet w systemie one-and-done jest idealną drogą do synergicznego rozwoju, a osoby o fizyczności LBJ, Howarda powinny mieć możliwość rywalizacji z zawodowcami z wyjęciem NCAA.
      Nike Hoop Summit ze wspomnianego roku z Polakami pokazał jedną rzecz. Po tym meczu mówiło sie o Biyombo jako o fizycznym freaku natury, gość poszedł do NBA, trochę ze zbyt dużym hypem, na tle reszty w tym meczu wyglądał na 2 levele wyżej jeśli chodzi o atletyzm, ale tych umiejętności czysto koszykarich jest zbyt mało, a atletyzm nie, aż tak duży w porównaniu z innymi atletami już w samej NBA. Jemu akurat przydałyby się spędzić trochę czasu na jakimś dobrym programie(jakieś 2 sezonu w dobrym uniwerku). Gdzieś na yt oglądałem filmik z Biyombo przygotowującym się do sezonu przed debiutem w NBA i gość na filmiku mówi, że tu treningi są zupełnie inne, bo np. po raz pierwszy robił przysiady ze sztangą czy clean and jerk. No to ja się pytam co on w tej Hiszpanii robił, gdy nie nauczono go takich podstaw jak wspomniane ćwiczenia. Makabra. Dlatego też NCAA w wielu wypadkach daje tym dzieciakom więcej niż oni jej dają. Daje wiedzę, dyplom, fantasyczną przygodę, przyjaciół, a do tego kompleksowe przygotowanie fizyczne i wiedzę treningową-rozwój. I jak wspomniał Harrison Barnes w player tribune (mega mega pomysł na zobaczenie opinii samych graczy) również dużo niezbędnego doświadczenia, które procentuje w zawodowym baskecie Dopóki wskaźnik korzyści będzie na plus dla zawodników to nie ma sensu tego zmieniać. Zmieniać struktury organizacyjno-administracyjne jak najbardziej się powinno (dostosowywać do zmieniających się warunków), ale wywrócenie systemu do góry nogami nie jest najlepszą sprawą.

      Tyle ode mnie.

      0
    • Seba sam narzekałeś na to w jaki sposób Bill Self potrafi zamykać prospekty i zmuszać utalentowanych graczy do gry w ramach “systemu”. To dość powszechne w NCAA. Co dało takiemu Wigginsowi granie u Selfa? Czego w obronie uczą się gracze Syracuse spędzający cały czas w NCAA broniąc strefą, która co do zasady nie rozwija indywidualnych umiejętności defensywnych graczy i maskuje ich niedociągnięcia?

      0
      • Pewnie, znajdą się programy, gdzie nie każdy gracz wyjdzie w grze na plus lub zostanie zahamowany. Ale te programy mimo wszystko uczą dyscypliny, są łącznikiem między drogą nastolatka a drogą zawodowca. W wielu ligach zawodowych np. w Europie tacy młodzi gracze z USA mają wszystko gdzieś, brzydko pisząc ruchają co popadnie, wiedzą, że są gwiazdami na tamtejsze warunki i raczej nic z tego nie wynoszą. To jest niezbyt miarodajne, jeżeli prospekt rozegra jeden sezon w jakiejś lidze zawodowej klasy średniej, gdzie robi mega statsy, a poziom tak naprawdę ma się nijak do poziomu czołówki NCAA. Zobacz ile nauczył się u Selfa Embiid, sam Wiggins wypowiadał się, że w ciągu jednego roku wyniósł więcej niż przez całe cztery lata w HS, gdzie był dominatorem i ball-hogiem. Chodzi o podejście, czasami nie samą grę, ale dobrze wiesz, że czołówka coachów z NCAA i ich staffy trenerskie robią kapitalną robotę. Ja absolutnie nie bronię NCAA, ale bronię dobre programy, gdzie rzemiosło koszykarskie stoi na bardzo imponującym poziomie. To lepsza droga niż granie w Chinach…

        0