Znajdujemy się już na ostatniej prostej przed playoffami, dlatego też to co działo się na samym początku sezonu powoli odchodzi w zapomnienie, ale w Kanadzie jeszcze długo pewnie będzie wspominało się świetny start rozgrywek w wykonaniu Toronto Raptors. Przypomnijmy – zanim Atlanta Hawks na dobre się rozkręcili, zanim LeBron James odzyskał siły po dwutygodniowym odpoczynku i zaczął prowadzić Cleveland Cavaliers jak MVP, to ekipa z Toronto był numerem jeden na Wschodzie. Wygrali 24 ze swoich pierwszych 31 meczów i po dwóch miesiącach rozgrywek byli liderem konferencji, a trzecią drużyną całej ligi.
Teraz jednak wydaje się to już tak odległą przeszłością, kiedy patrzymy na grę Raptors w ostatnim czasie. Podczas gdy Golden State Warriors nieustannie udowadniają swoją wielkość, a też siły Hawks już nikt nie kwestionuje, Raptors potwierdzili tylko wątpiące głosy swoich krytyków, którzy od początku twierdzili, że oni nie są for real. Mieli swoje ‘pięć minut’, ale od początku stycznia nie tylko, że nie są już czołową drużyną ligi, nie mają nawet dodatniego bilansu i w tym okresie plasują się na odległej dziesiątej pozycji słabego Wschodu.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czyli Wizzies-Bulls w R1.