Trójka, która uczyniła Steve’a Kerra

8
fot. Ray Chavez / Newspix.pl
fot. Ray Chavez / Newspix.pl

W trakcie minionych miesięcy nabrałem wiele szacunku do sposobu, w jaki Steve Kerr potraktował swoje nowe obowiązki. Dostaliśmy pozytywną weryfikację tego, że jest profesjonalistą w każdym calu i powierzenie mu drużyny połączonej silnymi relacjami było warte zainwestowania dodatkowych milionów.

5-krotny mistrz NBA nigdy nie oddalił się od koszykówki, dzięki czemu zachował świadomość zmieniających się standardów. Był jak skrzynia pełna skarbów, której zawartość gwarantowała przewagę o niezwykle intrygującej wartości.

Kerr przy okazji wejścia na rynek szkoleniowców, mimo swojej pokornej natury, dał wszystkim kandydatom do zrozumienia, że jego usługi są warte konkretnej ceny. Phil Jackson popełnił krytyczny błąd, gdy stawiając swoje argumenty nie próbował podbić oferty, tym samym wzbudzając u Kerra dużo niepewności i podejrzeń. Nie jestem także do końca pewien, czy przyszły coach czuł się komfortowo z narzuceniem mu trójkątów.

W gruncie rzeczy żaden zespół nie mógł zapewnić Kerrowi lepszej platformy do pracy niż Golden State Warriors, o czym pisał jakiś czas temu Przemek. Trener świadomie odrzucił rozwiązania trójkątów i nigdy nie upierał się przy konieczności ich wdrażania. Rotacja odziedziczona po Marku Jacksonie oferowała mu znacznie lepsze rezultaty przy zastosowaniu innych rozwiązań.

System Wintera i Jacksona jest bardzo wrażliwy na brak spójności. W Nowym Jorku podjęli ryzyko i ponoszą konsekwencje. Natomiast Kerr, niczego nie forsując, zdecydował się na jakość stojącą za kategoriami D’Antoniego, Popovicha i Spoelstry – trójki szkoleniowców, których określił mianem najbardziej rozwojowych w kontekście współczesnej koszykówki.

7 second or less

Wielu krytyków ofensywy spopularyzowanej przez Mike’a D’Antoniego twierdzi, że to rozwiązanie dla zespołów, które brak inteligencji w grze pozycyjnej chcą zasłonić ofensywą sprowadzającą się jedynie do szybkości. Jednak Steve Nash potrafił błyszczeć swoim „decision-making” i jednocześnie napędzać wczesny atak, zmuszającą przeciwników do szukania w obronie nowych rozwiązań, a po jakimś czasie kopiowania stylu Phoenix Suns. Hipokryzja została bardzo szybko zdemaskowana, a D’Antoni choć bez sukcesów, zaczął rewolucjonizować podejście do egzekucji.

Trenerzy wiedzieli, że brak w tym wyrafinowania triangle-offense i klasyczności pick-and-rolla, ale zwiększanie tempa gry stało się ostatecznie trendem, co wymusiło zaadaptowanie drużyn do generalnych zmian w koszykówce. D’Antoni wymagał od swoich podopiecznych ogromnej precyzji przy tworzeniu linii podań i odpowiedniego wyczucia przy ścięciach i extra-passach.

Stopień skomplikowania gry Phoenix Suns zaskoczył wielu sceptyków. Zaczęto dostrzegać atrakcyjność zmian, bowiem przedstawiały one nowe alternatywy dla przeróżnie ułożonych rotacji. To sprawiło, że D’Antoni mimo licznych niepowodzeń, zyskał niepodważalny status i ciągle jest bardzo szanowaną postacią.

Były coach m.in. Suns, Knicks i Lakers zwrócił uwagę na dobrodziejstwa płynące z posiadania w składzie dobrze podających graczy. Między innymi w oparciu o ten element Gregg Popovich udoskonalił swoje motion-offense. Analogicznie było w przypadku high pick-and-roll game. Nash napędzając wczesny atak swojej drużyny, korzystał z zasłony stawianej pomiędzy linią za trzy punkty i linią połowy boiska. Nie zatrzymywał przy tym kozła, co zmuszało rywala do bardzo szybkiego i sprawnego rotowania, z czym większość defensyw w lidze miało duży problem. W kolejnych latach coach Spurs przeniósł to na własny blue-print, aby wyciągnąć jak najwięcej produktywność z gry up-tempo, w jakiej bardzo dobrze czuje się Manu Ginobili.

Popularne u D’Antoniego stały się również długie podania do strzelców kreujących bez piłki w rogach. Suns zdawali sobie sprawę z tego, że najszybszym elementem przenoszenia gry jest piłka. Jeśli rywal dobrze reagował szybkim powrotem do obrony, strzelec otrzymując podanie w rogu nie decydował się na rzut przez ręce, tylko czekał na zasłonę, aby wprowadzić kozioł i obsłużyć jednego z kolegów czekającego na weak-side lub ścinającego pod kosz. W ten sposób zachowywano zasadę siedmiu sekund.

Jeżeli Suns mogli szybko wprowadzić piłkę w ruch i wykorzystać brak ustawionej dobrze defensywy, to unikali długich akcji pozycyjnych. Problemy ze zorganizowaniem obrony to główny powód wykorzystywania przez zespoły early-offense. Rywal w takich okolicznościach traci łatwe punkty po ścięciach lub z powodu braku help-defense. W ostatnim czasie trenerzy kładą coraz większy nacisk na komunikację, która stanowi najlepszą odpowiedź na szybkie tempo drużyny przeciwnej.

Run-and-gun D’Antoniego wymaga dobrego play-makera, dlatego Nash odnalazł w nim swój poziom MVP. To gracz z piłką podejmuje decyzje czy skończyć akcje dwójkową samodzielnie, podać do gracza rolującego, czy wejść pod kosz i rozrzucić do strzelców. Do takiej gry przeniknęło bardzo dużo nastawienia read-and-react, wobec czego 7 second or less stało się systemem wymagającym niezwykłej dyscypliny i powtarzalności. Jaki zespół przychodzi na myśl, gdy zestawimy z nim Suns 2006? Nie przez przypadek Golden State Warriors (przeszło 101 posiadań na 48 minut – łał).

Either you move it or you die

Motion-offense Gregga Popovicha stało się jedną z najczęściej studiowanych ofensyw wśród młodych szkoleniowców, którzy mają wystarczająco dużo cierpliwości, aby znaleźć zastosowanie takiej gry na własnym podwórku.

To znacznie wolniejszy styl w porównaniu do run-and-gun. Pop dużo żongluje, bo nigdy nie pozwolił odejść swojej kreatywności, jednak gdy pojawia się konieczność gry w ataku pozycyjnym, wynosi grę pick-and-roll oraz off-the-screen na zupełnie nowy poziom. To majstersztyk, który zaledwie kilka miesięcy temu przyniósł nam wiele radości z oglądania koszykówki – prawdziwe katharsis dla zobojętniałych i nirvana dla stałych gości League Passa.

Steve Kerr poznał kierunek w jakim zmierza Pop, gdy przez kilka lat sam pomagał mu weryfikować skuteczność wielu rozwiązań prowadząc grę Spurs. Nie bez powodu uznaje Popovicha za ojca nowoczesnej koszykówki. Head-coach 5-krotnych mistrzów nauczył szkoleniowca Warriors wytrwałości w podążaniu określoną ścieżką. Te doświadczenie miało decydujący wpływ na nastawienie Kerra, gdy Bob Myers (generalny menadżer GSW) poważnie rozważał wytransferowanie Klaya Thompsona za Kevina Love’a. Zastępca Marka Jacksona uznał, że na wczesnym etapie jego pracy z zespołem, taka decyzja może się ekipie odbić czkawką.

Czas pokazał, że Kerr miał absolutną rację powstrzymując zarząd, także ze względu na Draymonda Greena. Silny skrzydłowy stał się all-around playerem, jakiego trener potrzebował przy swobodnym, lecz precyzyjnym wdrażaniu elementów princeton-offense zaczerpniętych z ofensywy Spurs. System wyróżnia duże uzależnienie od zasłon zarówno na piłce, jak i bez niej. Taka gra umożliwia stwarzanie pewnych iluzji. Podopieczni Popovicha do perfekcji opracowali element zaskoczenia, dzięki któremu ciągle wprowadzają w błąd defensywę rywala.

Symultaniczny ruch po obu stronach parkietu sprawia, że obrona musi zdecydować na czym skupić swoją uwagę, aby w efekcie zminimalizować zagrożenie utraty punktów spod kosza lub z otwartej pozycji. To klasyczne pick your poison. Korzystając z takiej ofensywy przy dobrze zsynchronizowanym ataku oraz wszechstronnej rotacji, gra otwiera się dla zawodników o przeróżnych preferencjach, m.in. dlatego żaden gracz Spurs nie notował w poprzednim sezonie więcej niż średnio 16,7 punktu na mecz.

Kerr wbrew pozorom jest dopiero na etapie nauki, dlatego utrzymuje podopiecznych w ustalonym porządku. Nie czuje się jeszcze na siłach, aby zagwarantować im swobodę, jaką dysponują zawodnicy Popovicha. Swoją drogą – to prawdopodobnie największe osiągnięcie wychowanka AirForce. Czy można czerpać więcej radości z gry niż funkcjonowanie w sprawdzonym i skutecznym systemie, który jednocześnie nie nakłada żadnych barier na umiejętności, jakie zawodnicy starają się rozwijać? Sztandarowym przykładem jest Tony Parker i jego 52,8 3PT%.

Pace-and-space

Obecność Erika Spoelstry w zestawieniu Steve’a Kerra może być dla niektórych zaskakująca. Z uwagi na narrację, którą narzuciło otoczenie trenera Miami Heat, pomimo osiąganych sukcesów rzadko przypisywano mu jakiekolwiek zasługi. Ukłony były kierowane w stronę wielkiej trójki, bo to opowiadało znacznie atrakcyjniejszą tabloidowo historię.

Spo żyjąc w cieniu swojej gwiazdorskiej rotacji, zaproponował i z powodzeniem rozwijał system będący odpowiedzią na wszystkie potrzeby drużyny. Ze small-ballu przeszedł w position-less, co według wielu ekspertów jest przyszłością koszykówki NBA.

Za kilka lat, gdy będziemy wkładać karierę LeBrona Jamesa w ustalone ramy, prawdopodobnie nikt nie wspomni o tym, jak Spoelstra pokrzepił LBJ-a, by ten budował wokół siebie reputację point-forwarda. Bez klasycznej jedynki w rotacji, Heat bardzo sprawnie rozwinęli ball-movement poprzez grę w ustawieniach 4-1 lub 5-0. Rozciąganie defensywy rywala oraz odpowiednie tempo pozwoliło im grać niezwykle dynamiczną koszykówkę, bardzo trudną do rozszyfrowania, w dużym stopniu opartą o read-and-react.

Tą samą miarę możemy przyłożyć do obecnych Golden State Warriors. Ich spacing z wykorzystaniem różnych podkoszowych rotacji, w tym z Andrew Bogutem grającym w pinch-post, zmusza rywala do silnej obrony w half-court. Tą rozbija się poprzez dobre decyzje w grze dwójkowej i ściąganie defensywy przeciwnika do środka, żeby uruchomić grę drive-and-kick (49,7% GSW, 2 miejsce w lidze) i wykorzystać dobrze rozciągających grę strzelców (50,4 szans na asystę według statystyk NBA.com, 1 miejsce).

Miami Heat korzystali z tych podstaw regularnie. Mając na piłce LBJ-a, sprawnie wykorzystywali wsparcie tak wybitnych strzelców, jak Ray Allen lub Mike Miller. Nie bez przyczyny po transferze Jamesa do Cavs pojawiły się głosy, że ten bardzo szybko odczuje brak u swego boku Ray Raya. Heat dzięki takiej konstrukcji, w sezonie 2013/2014 notowali średnio 53 FG% na bezpośrednich wjazdach pod kosz. Bieżące rozgrywki pokazały jednak, że position-less połączone z tempem i rozciąganiem defensywy stawia przed zespołami jeden fundamentalny warunek. Jest nim konieczność posiadania w zespole dominującego gracza.

Widzimy co stało się z atakiem Miami Heat, gdy więcej obowiązków związanych z rozgrywaniem przeniosło się na graczy z back-courtu. Mario Chalmers nie ma już miejsca na poprawę, z kolei Norris Cole utknął w swoim prime, który okazał się być początkiem jego kariery. W poprzednim sezonie Heat notowali średnio 22,5 asysty na mecz (11. miejsce), w bieżącym 19,9 (29. miejsce).

Z kolei Warriors mając u siebie co najmniej kilku dobrych ball-handlerów, mogą dosyć swobodnie korzystać z gry pace-and-space przejmując wzory, z jakich w poprzednich latach korzystał Spo.

***

Szkoleniowiec ekipy z Oakland stąpa po naprawdę cienkim lodzie. Korzysta z różnych rozwiązań, różnych szkoleniowców i szuka w tym uniwersalności, która sprawi, że za parę sezonów będziemy mówić o koszykówce generacji Steve’a Kerra.

Zakończę cytatem adekwatnym do na razie tylko teoretycznej monumentalności tego, co coach próbuje zbudować.

You’re not so much playing against all these different opponents; you’re almost playing against your own standards. – Steve Kerr.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (218): Bursa Sac
Następny artykułTysięczne zwycięstwo Gregga Popovicha po game-winnerze Marco Belinelliego

8 KOMENTARZE

    • No tak, dlatego podkreśliłem: Szkoleniowiec ekipy z Oakland stąpa po naprawdę cienkim lodzie. Korzysta z różnych rozwiązań, różnych szkoleniowców i szuka w tym uniwersalności, która sprawi, że za parę sezonów będziemy mówić o koszykówce generacji Steve’a Kerra.

      : ]

      0
      • Prawda, ale jak to mówią: jak spadać to z wysokiego konia.

        Chęć grania “7 seconds or less” kosztowało ich porażkę z Atlantą, gdzie kilkukrotnie stracili bardzo głupio piłkę. Przypominam sobie straty Lee, Boguta i Thompsona.

        Jesli chodzi o grę zasłonami to nie mam zarzutów, szczególnie na Thompsona, który fenomenalnie trafia. Curry z Livingstonem na ‘pg’ podobnie.

        Natomiast – Spoelstra – Curry jest takim liderem IYO?

        0