Wakacje 2002. W zasadzie ich koniec, bo przełom sierpnia i września. Wkraczamy do liceum, kończąc gimnazjum, będąc zarazem kolejną porażką nowej reformy Ministerstwa Edukacji Narodowej. My – czyli ja, Ściera, Maro, Gregor i Sztylet. Z tej patologicznej szkoły wyróżniał nas fakt, że mieliśmy początkowo w dupie używki i ciągle stawialiśmy na basket. Gregor był zawsze w innej szkole, odkąd pamiętam, ale wychowała nas ta sama dzielnica. Na każdym szczeblu edukacji był gwiazdą koszykówki, dupy za nim szalały, kolesie respektowali za waleczny charakter. Podczas tych pamiętnych wakacji w 2002 roku gorący asfalt nigdy nas nie odstraszał, a my sami spędzaliśmy na Marakanie w zasadzie całe dnie, mając gdzieś obowiązki domowe. Liczyły się wybite palce, pokręcone kostki, seriale gier do 100 punktów, takie nasze „małe” finały. Dzisiaj wygląda to już zupełnie inaczej, wracamy do tamtych czasów głównie przy wódce, z taką małą nutką nostalgii.
Podczas tych pamiętnych wakacji kosiliśmy ludzi na asfalcie aż miło, mając już za sobą „kariery” w klubach za czasów młodzika, później kadeta. Tylko Gregor po ciężkich kontuzjach kostek i pleców chciał jeszcze wrócić do juniorskiego Śląska Wrocław. Ostatecznie zakończył swoje wojaże pod koniec liceum. Z jego rocznika (w zasadzie z naszego rocznika ’86) zawodowo grają już tylko trzy osoby – Mały, Stępniu i Płato. My, trochę samo grajki ulepieni ze pseudo szkoleniowej gliny, wśród osiedlowych legend staraliśmy się walczyć z każdym, mając gdzieś talent Suchara, który mógł być jednym z najlepszych PG w kraju (Koszarkowy rocznik ’84), ale ostatecznie pochłonęły go narkotyki. Szlachtę z kolei załatwiły kontuzje – dzisiaj jest managerem ekstraklasowego Śląska.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Zajebisty tekst.
Aż się łezka zakręciła… Polać Mu od serca!
Człowiek z opowieści :) dajcie mu kciuki!
“Był takim naszym małym Paulem Piercem” :*
o! Sebastianie, grałeś może na mistrzostwach polski kadetów w Zielonej Gorze?
Nie doczekałem się, liznąłem kilka lat w PCS Wrocław i trochę kadeta w MKSie, potem dałem spokój. Śląsk widocznie nie był dla mnie :) to długa historia, zapraszam na Citrona :)
Fajnie by było jakby Przemo trafił do SAS/Memphis – tam by zrobili z niego ludzi na pewno, mentorzy pierwszorzędni, nikt nie patrzy na to, czy pakujesz z góry, tylko na inteligencję boiskową,ustaweienie, egzekucję zagrywek, ruch piłki i te wszystkie małe rzeczy, które pokazują, że Marc Gasol > Dwight Howard
Pisząc o tych teamach, miałem na myśli właśnie SAS, MEM, nawet BOS i PTB.
Brawo Sebastianie, Twój najlepszy tekst jaki napisałeś na Szóstym Graczu.
Tekst oczywiście świetny ale z całym szacunkiem to Dom Spokojnej Starości jest dla mnie “naj” z tego co Seba spłodził pod wpływem citrona;)
@airbobo
ale “dom spokojnej starości” był na zawszepopierwsze :)
bodajże 4ta część już na 6G się pojawiła ale i tak szacunek za czujność:) PZDR!
“Będę się powtarzał pewnie do końca kolejnego sezonu Big Karna” – Czy to zdanie to aby nie jest ta tajemnicza wiedza z poprzedniego wpisu odnośnie przyszłości Przemka w NCAA ?? ;)
ja bym chciał się przenieść do mojego prime-time, 1996-98 :-)
Piękny tekst i odżywają wspomnienia. Koszykarskie Sępolno – yes! Choć ja w sumie byłem bardziej B-skupin stay liquid :) I… damn, koniec gimnazjum początek liceum w 2002 roku jest już odległym wspomnieniem. Poczułem sie cholernie staro, dla mnie o już połowa studiów była.