Od śmierci Drażena Petrovića minęło przeszło 21 lat. W międzyczasie wychowało się dorosłe pokolenie fanów koszykówki, którzy bałkańską legendę znają tylko z opowiadań i wspomnień zawartych w cytatach. Intensywność jaką narzuca nam sport zupełnie nowej ery, nie daje zbyt wiele czasu, aby przeszłość odkrywać samemu, na nowo i od początku.
Jeszcze w trakcie off-season uparłem się, że na własną rękę zweryfikuję czy przypadkiem wszystkie peany na cześć Petrovića nie są determinowane tylko i wyłącznie przygnębiającym faktem, że po prostu zostawił swoich fanów bez zakończenia. Mogłem być ignorantem, ale nie uważałem tego za wystarczający powód do stawiania pomników.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Żałuję, że mam te swoje 20 lat i jedyna okazja jego zobaczenia to taśmy… Wspaniały zawodnik.
Pamiętam występ Drażena w finale IO w Barcelonie w 1992. Jako jedyny sprawiał wrażenie, że Dream Team można pokonać. To była niesamowita mieszanka talentu i temperamentu, która prowadziła go do zwycięstw.
Od dawna nurtuje mnie tak samo postać Petrovica…czy był taki jak Jego legenda. Dzięki więc za ten artykuł! Nie rozumiem tylko tezy, że NBA przestraszyła się skali Jego potencjału…..to wymaga rozwinięcia
Ciekawa postać. Tyle o nim czytałem, że pewnego dnia poświęce kilka godzin na szczegółową obczajke typa.
jeden z najfajniejszych nieamerykanów, oprócz Sabonisa, którego uwielbiałem. Był też taki zapomniany strzelec, Oscar Schmidt, brazylijczyk, coś jak Reggie Miller.