Główną historią wczorajszego meczu w Indianie miał być powrót Lance’a Stephensona. Po raz pierwszy w swojej karierze wyszedł on na parkiet w Bankers Life Fieldhouse w barwach ekipy gości, został przywitany zarówno buczeniem, jaki i oklaskami i nie ukrywał, że był to dla niego bardzo emocjonalny mecz. Ale to nie był jego wieczór. Po raz kolejny miał problem ze skutecznością swoich rzutów, miał najgorszy wskaźnik plus-minus w drużynie i co prawda na finiszu dobrze kontestował ostatni rzut Rodneya Stuckeya, ale Charlotte Hornets przegrali. Bohaterem dnia był natomiast młody Solomon Hill, który wykorzystuje problemy zdrowotne w ekipie Indiany Pacers, wywalczył sobie miejsce w pierwszej piątce i tak jak kiedyś Stephenson, tak teraz on udowadnia, że Larry Bird wie na kogo postawić w drafcie.
Hill trafił do Pacers rok temu wybrany z numerem 23 w pierwszej rundzie, ale w swoim debiutanckim sezonie rzadko pojawiał się na parkiecie i wystąpił tylko w 28 meczach. Obecnie spędza na boisku średnio aż 34 minuty i jest jedną z najważniejszych postaci drużyny. Nadal jeszcze uczy się gry w NBA, swojej nowej, zdecydowanie większej roli, ale powoli pokazuje, że może być wartościowym zawodnikiem. Zdobywa średnio 12.1 punktów ze słabą skutecznością 40% z gry, ale też zbiera 5.9 piłek, a jego wskaźnik 5.9% zbiórek w ataku jest jednym z najlepszych na pozycji niskiego skrzydłowego w całej lidze. I to właśnie jego ofensywna zbiórka okazała się kluczowa w pojedynku z Hornets.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.