LeBron James to choker.
Na sekundę przed końcem meczu stanął przed szansą, by poprawić swoje najlepsze osiągnięcie punktowe w playoffach w karierze i spudłował rzut wolny, który dałby mu 50 punktów. Macie już, o czym dyskutować z kolegami z pracy.
Serio. James po porażce w meczu numer 3 zapowiadał, że będzie bardziej agresywny i był w trybie ataku właściwie przez cały mecz. Już po pierwszej połowie miał 25 punktów, po trzeciej kwarcie miał 40. Trafił 16 z 24 rzutów (3 na 6 za trzy) i dostał się na linię aż 19 razy (choć spudłował 5 razy). Miał tylko 2 asysty, ale też tylko jedną stratę. W tym wszystkim zaś znalazł czas na pogawędkę z Beyonce i Jayem-Z
Heat przegrali siedmioma punktami 4,5 minuty, które spędził na ławce rezerwowych.
Od początku zapowiadało się na to, że nie obejdzie się bez jakiejś zadymy. Jeszcze w pierwszej kwarcie swoje mini starcia mieli Pierce z Battierem, Garnett z Chalmersem i Anderson z Jamesem. Z czasem opadła “agresja” po gwizdku, a obie drużyny broniły bardzo miękko. Heat dopiero w końcówce włączyli najwyższy bieg w obronie.
Pierce domagał się przed meczem szansy, by częściej bronić przeciwko Jamesowi. LeBron czyta gazety. Trafił pierwsze cztery z pięciu na rzutach i szybko wymusił 2 faule. To nie jest 2008, to najlepszy gracz na planecie.
Szybkie 3 faule złapał też Deron Williams, ale Jason Kidd podjął odważną i świetną decyzję, by pozostawić go na parkiecie w drugiej kwarcie. D-Will odpłacił się swoimi najlepszymi momentami w tej serii, trafiał trójki, agresywnie atakował pomalowane i zaliczał fantastyczne asysty do swojego dawnego kolegi z Utah Jazz Andreia Kirilenki. Przez chwilę w Barclay’s Center znów był 2007. Williams ostatecznie trafił tylko 5 z 14 rzutów, ale miał 7 asyst, 6 zbiórek i był +7 w 32 minuty gry. Oczywiście większość jego runu miała miejsce, gdy LeBron odpoczywał.
Po ulewie trójek, którą spuścili na Heat w poprzednim meczu, tym razem Nets nie mogli wstrzelić się z dystansu. To musiał być punkt szczególny przedmeczowej odprawy u Erika Spoelstry, bo Heat przeganiali rywali zza łuku. W odpowiedzi mieliśmy (wreszcie?) po raz pierwszy w tej serii kawalkadę penetracji. Zresztą z obu stron, bo James też żył tym razem w trumnie.
W trzeciej kwarcie wydawało się, że James będzie zmuszony wygrać ten mecz sam. Rzucił 14 oczek z rzędu i w pewnym momencie miał już ponad połowę punktów zespołu. Nets zaczęli czwartą kwartę od mini runu 6-0 i wyszli na trzy punktowe prowadzenie. Od tego czasu prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie i stało się jasne, że wreszcie będziemy mieli w tej serii crunchtime.
Przez ostatnich 6 minut spotkania Chris Bosh oddał cztery rzuty za trzy przy trzech rzutach Jamesa w ogóle i zacząłem się zastanawiać, czy Heat są w stanie wygrać w ten sposób. Cóż… Bosh trafił dwukrotnie, a Miami wreszcie przyłożyło się do obrony. Intensywność w defensywie to coś, co ratowało Heat wielokrotnie przez ostatnie cztery lata. Tym razem mogło się to źle skończyć dla LeBrona, który złapał swoje faule numer 3,4 i 5 i przez ostatnie 2:30 minuty musiał bronić przeciwko Joe Johnsonowi, mając świadomość, że jeden błąd może go wyeliminować z końcówki. Błędu nie było. Johnson dwukrotnie grał izolacje i dwukrotnie nie dał rady trafić pod presją.
Na minutę przed końcem Bosh wyprowadził Heat na 3-punktowe prowadzenie trójką z narożnika po świetnym rozrzuceniu piłki po penetracji LeBrona, a chwilę później Dwyane Wade zebrał wielką piłkę w ataku i Ray Allen mógł już zamrażać mecz z linii. James to choker, oddaje w takich momentach piłkę kolegom.
Nets jeszcze do połowy czwartej kwarty trafiali 50% swoich rzutów, ale ich historią była praca na atakowanej desce, bo 14 zbiórek ofensywnych zamienili na 21 punktów. Paul Pierce miał duży moment w czwartej kwarcie, gdy po przechwycie trafił ciężki layup z faulem i na 4,5 minuty przed końcem dał Nets ich ostatnie prowadzenie w tym meczu 90-89, ale kilka sekund później James odpowiedział trójką sprzed nosa Joe Johnsona, który był odpowiedzialny za krycie gwiazdy Miami w końcówce.
To był wreszcie przyjemny mecz do oglądania w tej serii. Oczywiście najważniejsza w tym zasługa Jamesa, ale poza tym było mało strat, dużo penetracji i – wreszcie – ciekawa końcówka. To był 12 mecz w playoffach, w którym LeBron zdobył ponad 40 punktów. 9 z tych spotkań grał na wyjeździe. Dzisiaj też miał coś do pokazania wrogiej publiczności:
3-1. Nets pod ścianą. Co teraz powie Paul Pierce?
Bronek poczuł się wywołany do tablicy przez Pierce’a? No cóż, nie ma co motywować gwiazd NBA przez media ;-)))
Dzisiaj był rzeczywiście najlepszy na planecie: https://www.youtube.com/watch?v=PUEiYoG06RY&feature=youtu.be
Jest od lat.
“James to choker, oddaje w takich momentach piłkę kolegom.”
Not sure if trolling or stupid -_-
Może po prostu sarkazm? ;-)
Serio?
Hm, widać jeden emotikon to za mało…
@corso, to nie było do Ciebie;) Tak układa odpowiedzi wordpress i potem wpadamy w pętle niezrozumianego sarkazmu;)
Uff, a już się poczułem jak Sheldon Cooper, któremu trzeba pokazywać tabliczkę z napisem ‘sarkazm’.. ;-)
Przecież Przemek żartował. Czytaj ze zrozumieniem i całość. LBJ jest nie z tej planety i KD pomimo nagrody MVP jest daleko, daleko za nim. Głównie przez przewagę siły po stronie LBJa.
Pisałem po ciemku i wyszło takie coś, dacie wiarę?
Ok linczujcie, ale upewnić się zawsze można :)
Lebron w trzeciej kwarcie zdefiniował na nowo słowo “unstoppable”.
Kurde mam nadzieję, że jednak z Durantem w finale się spotka.
Po co?Żebyśmy dostali przy “fantastycznym” Brooksie i jednogłowym jeźdźcu Westbrooku 5 meczową serię?Na serio, każda z pozostałej trójki drużyn – Spurs, Clippers a nawet Portland postawiłoby wyższe wymagania Heat niż Oklahoma.
A ile miałby głów Westbrook mieć, jak nie jedną? Chyba, że on jakiś Cerber czy hydra, a ja w nieświadomości… A w temacie, to w tym roku ta seria nie skończyłaby się w 5 meczach (mimo obu brook-ów), w każdym razie nie dla Heat.
“Tym razem mogło się to źle skończyć dla LeBrona, który złapał swoje faule numer 3,4 i 5 i przez ostatnie 2:30 minuty”
Faule nr 3 i 4 to totalny wymysł sędziów, którzy gwizdali ten mecz ewidentnie pod Brooklyn. Dwa identyczne bardzo “sprytne” flopy JJ, które nie miały prawa przejść przy dobrze ustawionych sędziach (a tak byli ustawieni). A jednak przeszły.
Jeśli chodzi o sarkazm, to z reguły sarkazm pisany jest brany w cudzysłów, choć mamy tu kursywę ;-). Jamesa albo się lubi, albo nienawidzi. Szkoda, ze tak rzadko naprawdę szczerze docenia. Jason Kidd na początku IV kwarty zapytany co zamierza zrobić z tym, że LeBron rzucił już 40 pkt odpowiedział szczerze “Nic, to najlepszy gracz na planecie”.
Wiem, że większość się podnieca Paulem Piercem, ale gość ma tempo poruszania się jak PLK i jak by miał ciężarki na nogach. Kiedyś był efektywny pomimo tego, ale ogląda się go strasznie od lat.
BTW – Miami jeszcze tylko 9!
I jeszcze jedno, dlaczego Eric nie daje grać Tonyowi Douglasowi w tej serii gdzie on jako dobry obrońca mógłby stopować i D.Willa i Livingstona i do tego trafia za 3. Może w Game 5 da mu szansę?
Beyonce średnio zadowolona:d
Ciekawe co z Odenem..?