Przynajmniej Blazers przeżyli. Ale co to za życie… Jestem fanem teorii Maćka co do meczu numer 4 przy stanie 3:0. Analogiczna sytuacja miała miejsce w NFL, gdzie zrezygnowano z kopnięć podwyższających. Ten bonusowy punkt ma się automatycznie po przyłożeniu, chyba że ryzykujesz i grasz o dwa punkty. Wszystko dlatego, że procent nietrafionych podwyższeń był zbyt niski, a atrakcyjność niemal żadna. Powtórzę Maćka dla tych co nie słuchali Palmy – czy oglądałeś mecz Spurs z Blazers czy uznałeś, że nie ma sensu?
Przerwa na Żądania EXTRA do obejrzenia właśnie w tym miejscu
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Wall i Gortat przechodzą serię bokiem z wędkami na plecach. Jestem ciekawy jaki będzie Hibbert w serii z Heat :)
To może jeszcze nie rozgrywać 4 kwart gdy przewaga jednej z drużyn wynosi więcej niż 25 pkt po 3 kwarcie? Może nie rozgrywać końcówek gdy przewaga na 35 sekund przed końcem wynosi więcej niż 12 pkt … ups, ktoś jednak to wygrał. .. Macie jeszcze jakieś inne, na siłę oryginalne pomysły ?
I nie rozgrywać finałów, jak gra w nich Michael Jordan.
W historii 3 drużyny doszły do 7 meczu przegrywając 0:3, żadna nie wygrała serii.
W NHL 4 wygrały od 0-3. W tym jedna Puchar Stanleya.
W NFL nie zrezygnowano z PAT-u. Komisarz ligi, Roger Goodell powiedział, że oni rozważają tą opcję i możliwe, że w przyszłości zrezygnują z podwyższenia za 1 pkt, bo w poprzednim sezonie chyba na 1200 kopnięć, tylko 5 było niecelnych.
http://www.cbssports.com/nfl/eye-on-football/24415126/roger-goodell-nfl-considering-proposal-to-eliminate-extra-points
Dokładnie. Z tego co wiem to innym pomysłem jest cofnięcie miejsca wykonywania podwyższenia żeby próby były trudniejsze ale z tym, że niby zlikwidowano to się pierwszy raz spotykam a w poprzednim sezonie jakoś nie zauważyłem braku tej reguły :)
No to się rozpędziłem trochę. Mój błąd. Choć mam nadzieję, że zniknie w następny, sezonie.
To ja odpowiem na teoretycznie retoryczne pytanie… Tak, oglądałem game4 i przyznam, że było to dość interesujące spotkanie. Nie wiem po co promować naciągane i nie do końca przemyślane pomysły.
Wykonujecie tutaj Panowie świetną robotę i jestem pod dużym wrażeniem Waszego wkładu w rozwój tej strony, ale za zaniechaniem rozgrywania game4 przy wyniku 3-0 nigdy się nie podpiszę. ;)
Też zupełnie nie rozumiem tego pomysłu. Bez jaj. Historyczne statystyki to jedno, ale koszykówka to sport, gdzie kontuzje są na porządku dziennym i stanowią czynnik, który jest w stanie wypaczyć wynik rywalizacji. Wyobraźmy sobie następująco sytuację: Spurs prowadzą w trzecim meczu +30 do przerwy i na początku trzeciej kwarty kontuzję łapie Tony Parker. Pięć minut później do szatni udaje się Tim Duncan. Spurs “dowożą” to zwycięstwo, ale kontuzje Parkera i Duncana okazują się na tyle poważne, że obie eliminują ich z dalszych występów w tej serii. I co? Kończymy rywalizację, bo Spurs prowadzą 3-0? Oczywiście, taki scenariusz jest abstrakcyjny… do momentu, gdy taka sytuacja nie będzie miała miejsca. Zresztą nie należy odbierać nadziei ani zawodnikom, ani kibicom. Niech ta umiera ostatnia. Takie rzeczy zdarzają się w sporcie zawodowym (patrz: Los Angeles Kings 2014), więc, niezależnie od marketingu, należy pozwolić lepszym wygrać po raz czwarty, bo jeśli są lepsi, to powinna być to dla nich formalność, prawda? Jeśli nie w meczu numer cztery, to w meczu numer pięć/sześć. Jeśli ktoś nie chce oglądać tych spotkań, to przecież nikt nikogo ku temu nie popycha siłą (choć zgaduję, że Rose Garden była wypełniona po brzegi). Obejrzałem ten mecz i obejrzę również piąte spotkanie. I choć nie wierzę, że Blazers są w stanie obrócić tę serię, to uważam, że w niedalekiej przyszłości coś takiego się wydarzy, a wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi, że mieliśmy okazję oglądać to na własne oczy. Analogicznie: po 45 minutach Liverpool przegrywał z Milanem 0:3 i większość odeszła od telewizorów, a jak skończył się tamten finał, większość z nas zapewne pamięta. Na pewnym poziomie wtajemniczenia koszykówka jest przewidywalna, ale sport to sport i nie należy odbierać sportowcom wiary i nadziei. Jeśli oni nie mają problemu z wychodzeniem na parkiet w takich spotkaniach, to nie wiem, czemu my mielibyśmy mieć… Przepraszam, że wpis jest dość chaotyczny, ale padam ze zmęczenia. Pzdr.
Jakby każdy tak “chaotycznie” pisał to internet byłby piękniejszy ;)
Ale NHL i NBA to jednak dwie różne bajki. Poza tym ten argument z kontuzjami jest fatalny. Powinniśmy chronić przed nimi graczy, a chcemy ich dodatkowo forsować, bo dzięki temu awansować może ktoś inny. To nie jest tak, że wziąłem bezkrytycznie ten pomysł, ale trafiają do mnie argumenty, szczególnie o tym, że bojąc się sweepu 3:0 drużyny bardziej poświęcą się w game 1 albo game 3, wiedząc, że wygrana w tym meczu jest dużo bardziej wartościowa.
Co to znaczy “fatalny”? Powinniśmy chronić graczy przed kontuzjami? W sensie, kto: kibice, działacze, sędziowie? I sposobem na zniwelowanie liczby kontuzji jest przerywanie serii przy stanie 3-0, gdy w sezonie rozgrywa się od 96 do 110 meczów, chcąc wygrać ligę, tak? Naprawdę? Pomysł jest zupełnie nietrafiony. Jak już wspomniałem, staram się stronić od marketingu i wpływów z meczów numer cztery, ale ta idea ze sportowego punktu widzenia zupełnie do mnie nie trafia. Założenie jest proste: gra się do czterech meczów wygranych przez jedną drużynę. W koszykówce, jak w każdym innym sporcie, występują czynniki losowe, dlatego nie rozumiem, dlaczego przykład kontuzji jest “fatalny”. Nikt nikogo nie chce “dodatkowo forsować”, bo to pomysł Maćka zaburza dotychczasowy schemat, a nie odwrotnie. W takim systemie gra się od lat i nie widzę sensu, żeby nagle wywracać ten układ do góry nogami, bo “NHL i NBA to jednak dwie różne bajki” lub przez to, że “w historii 3 drużyny doszły do 7 meczu przegrywając 0:3, żadna nie wygrała serii”. Sport z natury potrafi być nieprzewidywalny i na tym polega jego urok, dlatego nie kupuję zarówno tego pomysłu, jak i gadania Maćka o tym, że “w alternatywnej rzeczywistości Spurs są mistrzami NBA z ubiegłego sezonu”. Kurde, tak jak w serii gra się do czterech zwycięstw, tak mecz trwa 48/53/58 etc. minut i wygrywa ten, kto pod koniec dnia ma w dorobku przynajmniej jeden punkt więcej. Fakt jest taki, że Spurs przegrali tamto spotkanie, a później kolejne, przez co w jedynej rzeczywistości, jaką znam, aktualnymi mistrzami są Miami Heat. A narracja, którą budujecie, do niczego nie prowadzi, bo to ten sam rodzaj abstrakcji, co pisanie/mówienie, że po ostatnim meczu w tej serii, w alternatywnej rzeczywistości, gdzie sędziowie podejmują mądre i obiektywne decyzje, Clippers prowadzą 3-2. Ale fakt jest taki, że przygrywają 2-3 i chcąc awansować do następnej rundy, muszą wygrać dwa kolejne mecze. Co więcej, od dawien dawna (niemal od zarania ZP1) uskarżamy się, że Wschód jest ewidentnie słabszy, dlatego wyobraźmy sobie – czysto teoretycznie – że Heat robią sweep w pierwszych trzech rundach (czyli grają łącznie dziewięć spotkań), a w Finałach trafiają np. na Thunder, którzy mogą tych meczów do tego czasu rozegrać nawet 21. Dysproporcja jest spora i chyba nie muszę wykazywać, ile wynosi. Czasami warto zastanowić się nad czymś w sposób nieco bardziej okraszony wyobraźnią, nim podpisze się pod jakimś luźnym pomysłem, którego nijak nie sposób obronić. Blazers wygrali wczoraj i nikt nie ma prawa odbierać im sportowej złości, ambicji i wiary w to, że tę serię można jeszcze odwrócić na ich korzyść. Statystyki statystykami, ale nie popadajmy w paranoję, bo tym sposobem za 20-30 lat dojdziemy do wniosku, że zamiast “dodatkowo forsować” zawodników obecnością na parkiecie, w meczach “o pietruszkę” najlepiej ograniczyć się do komputerowych symulacji, gdzie zaawansowane statystyki dadzą nam obiektywną prawdę na temat danego spotkania/danej serii. Piłka jest w grze i dopóki Spurs nie wygrają po raz czwarty, dopóty nie będą w następnej rundzie, bo czasami postawienie kropki nad i, czyli, wydawałoby się, czysta formalność, jest czymś, co przychodzi z największym trudem (vide: Game 6 Spurs-Heat). Na koniec dodam, że właściciele chcą zarabiać, kibice (co widać na załączonym obrazku) chcą przychodzić do hal, a i zawodnikom płaci się, że tak powiem, od meczu, więc chyba wszystko jest w porządku, nie? Czemu ktoś z Polski, kto zapewne nie ma jakiejś szczególnie emocjonalnej więzi z daną drużyną, ma być wyrocznią co do tego, czy istnieje, czy nie istnieje sens, by rozgrywać mecz numer cztery przy stanie 0-3? Dajmy głos tym, którzy płacą za bilety i wierzą w swoją drużynę do samego końca. Takie rzeczy dzieją się w sporcie – zarówno w piłce nożnej (w tym roku niesamowicie los dwumeczu z FC Basel w LE obróciła Valencia), jak i w NHL czy MLB. Któregoś pięknego dnia podobny scenariusz wydarzy się w NBA, a wtedy przestaniemy rozmawiać o tym na poziomie fantasmagorii. Pzdr.
Naczelny rzucił kontrowersyjny pomysł a redaktorzy bezkrytycznie poparli swojego szefa ;) Czytelnicy w większości piszą/mówią NIE. W tej dyskusji zdanie czytelników jest ważniejsze :D
I może tak zostawmy tę sprawę.
Właśnie! Lud chce igrzysk, chleba i game4!!!
Którzy redaktorzy?
Johnny is alive, Marcin is alive.
And Roy again is not ;-)
O kurcze, Marcin 31/16/2 i przespacerował się po Hibbercie :))))
Wow sędziowie w końcówce bezczelnie oddają grę OKC
Steal game
Dokladnie, brak faulu na CP3 jak wyprowadzal akcje przy 104-102, nie gwizdneli faula Barnessa, ale dali pilke OKC, mimo ze wyrzucał ja na aut Collison , zagwizdany faul przy trojce Russela,
Marcin chyba przeczytał początek dniówki
“Bennett Salvatore, Tom Washington and Tony Brothers reffing a genuinely important NBA playoff game – what could possibly go wrong?” – Bill Simmons