Melo znowu smutny.
Melo zawieszony.
Ze spuszczoną głową.
Naburmuszony.
Jakby żuł silikonową wkładkę zamiast podwawelskiej.
Czy to jest zdjęcie podsumowujące ten sezon?
Kiedy załka?
Kiedy powie – „Panowie z Wami już nie gram, chyba że w bierki?
Tak bardzo się stara i tak bardzo nic z tego nie wychodzi. Inni nie tworzą żadnej wartości dodanej do jego heroicznych stachanowskich wysiłków. Może trzeba to już zostawić?
Melo i grupa ręczników frote.
Do stanu 41-41 – trzeba wygrać… 20 spotkań a przegrać tylko… 4. Trener Woo nadal twierdzi, że to da się zrobić. Cała nadzieja w jego ATL. Podobno już tam dzwoni i przekonuje, że wygrywanie jest przereklamowane. I żeby dali sobie spokój.
Co więcej można powiedzieć? Zespół mistrzowski starł się z drużyną ogona tabeli. Wynik nie był trudny do przewidzenia. Przez dwie i pół kwarty miało miejsce zanęcanie przez plażowanie przy pina coladzie. Pozwalanie na podskakiwanie, łaszenie się, kopulowanie o nogę a potem wygonienie na dwór do budy na poniewierkę. Bez kolacji (taki pański gest).
R. Felton przeżywał intelektualnie (what?) swoje zabawy z bronią (Michael Moore ma go uczynić bohaterem kolejnego filmu), Junior był zdaje się strasznie przejęty obecnością ojca na trybunach, że dał się kupić na bank shota wujka D-Wade’a (to -35 trudno mu będzie przebić). Amare był jak ściana płaczu. Debiuty S. Browna i E. Clarka zostały protokolarnie odebrane.
Dobrze, że chociaż T. Chandler miał wielkie momenty w obronie.
Człowiek z masce (Batman? R. Crowe z Gladiatora scena odegrania bitwy pod Kartaginą?) spotkał się z człowiekiem w maseczce… pielęgnacyjnej. Nic nie może się ukryć przed tym przenikliwym umysłem JR… Tropiciel. Myśliwy. Druid –Łowca.
P. Prigioni już ma oczy pełne rosy. Argentyna już nie płacze.
Czy MIA są obecnie najlepszym zespołem ligi? Czy są już są w play off mode? Powoli kocioł w lokomotywie zaczyna się rozgrzewać. Nie jest pewnie możliwy run jak w zeszłym sezonie, ale ta końcówka wygląda na przygotowanie na jakiś statement streak. Na zasadzie – “Halo jeszcze tu jesteśmy“. Ostatni raz zespół był cztery razy w Finale za czasów Bostonu z L. Birdem i spółką. Dawno. I prawie nieprawda.
Gadaliśmy dziś o tym z Maćkiem w MRaP-ie, ale niestety się nie nagrała nasza rozmowa… Złośliwy, niedobry telefon.
Wiadomością dnia jest prawdopodobne przeniesienie się Jastrzębi Brzegowych z Irlandii do White Plains. Ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy. Po co latać 600 km do Pensylwanii, kiedy można jeździć pekaesem tak z półsetki kilometrów? Można wtedy łatwiej robić przepływy między zespołami, coś na żywo obserwować, Zauważać. Ściągać C. Smitha na SOS. Ciekawe czy zmieni się nazwa afiliata. Nie sądzę, żeby w Białych Samolotach słyszeli o jastrzębiu. Jakieś pomysły?
“Jednak mi umknął…” made my day :))))