Był już 27 grudnia. Okło 4.00 nad ranem. W pokoju bez okna, wśród walających się fal wyplutego przez drukarkę igłową papieru, której cichy dźwięk przeplatał się z jednostajnym mruczeniem uszkodzonej jarzeniówki, Brad Stevens pociągnął przez słomkę potężny łyk koziego mleka. Z wyliczeń i zestawień przegotowanych przy pomocy formuł, przy których google wygląda jak równanie z jedną niewiadomą, wyszło mu, że BOS zdobędą w tym roku mistrzostwo. Doszedł do końca. Miał pokryte całe NBA. Wszystkie match-upy, ruchy i wzwody zawodników drużyn przeciwnych. Miał policzone w jakiej odległości powinien stać P. Pressey od K. Duranta, żeby ten zeszedł poniżej 30% z gry (13,2) cala, wiedział jak Sullinger ma zastawiać przy zbiórce A. Bareę, ustalił nawet to, co K. Humphries ma robić, żeby poziom buczenia na jego osobę nie osiągnął poziomu jednego decybela. Wszystko to było na jednej wielką matrycą przypiętą pinezkami do korkowej tablicy. Połączone włóczką. System. Pajęczyna. Profesor Moriarty wyglądał przy tym jak facet, który steruje szajką podprowadzającą na stacji benzynowej baniak płynu do spryskiwaczy.
Brad założył ręce na głowę i uśmiechnął się tajemniczo. Był kompletnie odpłynięty. Były tylko spadające przed oczami zielone znaki. Gdyby nie one… może zauważyłby, że do jego kanciapy wsunął się niepostrzeżenie generalny menadżer Boston Danny Ainge. Może zauważyłyby, że przeciągle chrząknął i nazwał go po imieniu. Może zauważyłby, jak bardzo ma zacięty wyraz twarzy.
To nie wyrwało go z przyjemnego intelektualnego otępienia.
Obecność GM-a dała o sobie dopiero znać kiedy D. Ainge usiadł mu okrakiem na kolanach przyklejając swoje czoło wprost do jego
– Jak leci Trenerku? Święta się udały? Spotkały się w ogóle z rodziną? Nie? Tak myślałem. Powinieneś tu czasem przewietrzyć… Kadzidełka nie rozwiązują problemu. Wiesz co znamy się już trochę może czas trochę odformalizować nasze relacje – proszę mówi mi Panie Danny. Ok? Super. To tak pod choinkę ode mnie. Ale zaraz chwila. Po co ja tu przyszedłem o tak wczesnej porze…
– Panie Danny – dziękuję za uczyniony mi zaszczyt i możność zwracania się do Pana w tak kordialny sposób, ale chyba coś znalazłem. Wiem już jak w finale Wschodu pokonać Indianę (Miami to jest pikuś w drugiej rundzie – złapię LeBrona jak mysz w saczek)… Na Roya Hibberta wystawimy poczwórną zasłonę, gdzie wszyscy będą się trzymać za ręce jak w tej grze dziecięcej – Rybacy i ryby…
– Właśnie… Już wiem dlaczego tu jestem. Ty jesteś jeszcze młody i ogarniasz pamięcią rzeczy, której jeszcze się zdarzyły, ale do fack nędzy, czy Ty sobie nie przypominasz, co sobie obiecaliśmy w czasie Media Day? TANKUJEMY!!! A Ty mi tu wyjeżdżasz z wygraniem Wschodu? Czy Ciebie kompletnie powaliło? W jakiej Ty mnie stawiasz sytuacji? Co ja mam mówić o tym 12-14 tym nachalnym dziennikarzynom z Boston Globe? Kto Cię w ogóle prosił, żebyś wygrywa?. Jak Ty chcesz teraz przebić Milwaukee? Jak chcesz zawalczyć o jedynkę w drafcie? Gówno mnie obchodzi to, co tu produkujesz, wyliczasz i tworzysz w ramach tego origami. To jest fuck niedopuszczalne. I za tę niesubordynację musi Cię spotkać fuck kara. I spotka. Wytransferuję Ci Courtney’a Lee i Jordana Crawforda, żeby Cię nie kusiło. I co? Spadłeś z krzesła? Zewrzyj szczęki. Jak mogłeś dopuścić do tego, żeby oni mieli career year? Jak jeszcze raz ośmielisz się zbliżyć do 50% to Cię wyrzucę na zbity pysk do tej dziury w Butler, gdzie będziesz sobie dalej kiełkował ten narybek. Czy się zrozumieliśmy Trenerku?
Brad Stevens otarł usta na których, ścięte kozie mleko osadziło się już grudkami sera. Otworzył raz jeszcze pośpiesznie zamknięte usta i kątem oka zobaczył, że piszcząc i zipiąc drukarka wyrzuciła z siebie dokument, na którym napisane było gotykiem w gaelicku BOSTON CELTICS 2014 BASKETBALL CHAMPIONS OF THE WORLD 2014.
Danny Ainge zeskoczył mu z kolan zwinny niczym kozica w rui, dając kłam, że po ACL nie ma już elewacji i z wściekłą furią podarł na strzępy papier parząc sobie opuszki palców.
– Czy mi się fack rozumiemy Ty Trenerski Studenciku fackowany?
– Koniecznie Panie Ainge, koniecznie… Przepraszam. Myślałem, że dobrze robię. Pan wie. Noblesse oblige. Pan Russel patrzy. Tylko błagam nie ściągaj mi Panie Danny J. Baylessa… I nie maślanoplacego J. Anthony’ego… Tylko nie to…
– A właśnie fack, że Ci ich sprowadzę. Żeby Ci na złość zrobić. Żebyś poczuł jak to jest jak Ci ktoś fack niszczy misterny plan. Żebym ja musiał dzwonić do Wisconsin i prosić, żeby coś wygrali… Ja fackuje…
Po czym Danny Ainge z furią rozwarł drzwi, surfując wśród fal papieru i z taką samą energią strzelił nimi jak zamyka się drzwi do przedziału PKP Interegio.
Po chwili jednak wrócił i wykrzyczał.
– A jak G. Wallace jeszcze raz mi pójdzie do tych ścierwojadów z przekazem, że drużyna się nie stara to Ci pociągnę z pensji 10.000 USD za każde słowo, które się ukaże w prasie na ten temat. Jasne fack Trenerku?
Raz jeszcze strzelił drzwiami i zniknął. Tym razem na dobre.
Brad Stevens odczekał chwilę, odprowadzając uchem oddalające się kroki głównego menadżera.
Potem beznamiętnie podszedł do ukrytej wśród papierów kamery VHS i sprawdził nagranie.
– Kibice Boston ja naprawdę mogłem i chciałem. A J. Bayless jest ostatnim ogniwem, którego mi brakowało żeby powstrzymać D. Wade. A J. Anthony sklei się z R. Hibbertem tak, że jego matka pomyśli, że Roy dorobił się syjamskiego brata…
Po czym pociągnął duży łyk mleka i wrócił do przerwanej pracy jakby nic się nie stało…
Hatamoto77 – misterne grawerowanie na lutni ;)
zNYKu – zgadza się, 2-15 w ostatnich 17stu spotkaniach C’s :)
Patrz airbobo a jak ci mówiłem na spotkaniu że Boston w ostatnich 2-3 minutach każdego meczu jest jak Morze Czerwowe co rozstępuje się na boki a każdy gracz rywala jest dla nich jak Mojżesz a jakby przypadkiem okazał się ślepy to się kogoś tam sfauluje to zareagowałeś czystym oburzeniem. I widzisz niewierny Tomaszu Boston tankuje i jak zawsze skończą z nr 3
Bo tankować też trzeba umieć dobrze skończyć
P.S. Znyk to już 3 zwycięstwo pod rząd – szykuj puchar bo coś czuje że oni są jak kula śniegowa toczącą się w dół zbocza . NA początku malutka a na końcu lawina nie do zatrzymania ( to moje ulubione durne hasło ze wszelkich spotkań sprzedażowych)
łapka w górę za ulubione durne hasło ze spotkań sprzedażowych :)
Świetne zNYKu, ląduje w ulubionych :)
Super Impresja moim zdaniem jedna z najlepszych.
Co do meczu to szkoda Imana, zobaczymy jak groźny będzie uraz ramienia.
Wyobraźnia działa ;)