Nowojorskie impresje 735… czyli – nowy bramkarz Rangersów…

15

NBA LBP - Otulina Blake'a
NBA LBP – Otulina Blake’a

Hype ostatnich pięciu zwycięstw wyparował niczym mieszkańcy Hiroszimy w 1945. Pozostał jakiś niesmak rozbudzonych głośno oczekiwań. Nie da się zakrzyczeć rzeczywistości. Nie da się utkać pajęczyny napuszonych zdań, kiedy prawda wylewa się już z toalet. Ludzie przejrzeli. Nie da się wracać pamięcią do listopada i grudnia zeszłego roku i wymachiwać pięścią w kierunku napierającego złowieszczo tłumu. To już nie działa Premierku! Projekt rozsypuje się na naszych oczach. Dezintegruje się wcale nie pozytywnie. Trudno. Czasem się po prostu nie udaje. Czasem jest po prostu tough luck.

Pytanie na niedziele pozostaje. Czy mogło się udać? Drużyna oparta na negatywnej ortopedycznej diagnozie kolan, liderze dbającym o własną kieskę i sumaryczny wynik statystyczny, zawodnikach, którzy młodość zostawili gdzieś za górami i za lasami. Poważnie? Ktoś naprawdę uważał, że to się mogło zakończyć sukcesem? Mistrzostwem. Ja przyznaję. Moralne zwycięstwo. I obrazy Grottgera. Już czas. Zatrzymać to szaleństwo. Zaciągnąć ręczny. Wykoleić to, czego i tak nie da się już zatrzymać.

Tu już nie chodzi o honor. Tu chodzi o przetrwanie.

Jest 15 -25. Żeby wyrównać zeszły sezon trzeba zrobić 42-2…

Melo krzywo patrzy się na Woodsona i zaczyna się kontestowanie trenerskich umiejętności (czego?). T. Chandler wygląda już jak cień Bilbo Bagginsa, JR Smith jest w nienawiści u wszystkich (nawet tych najbardziej Wierzących – tylko brat go kocha – podobno), R. Felton przypomina otoczaka wydobytego z najgłębszej toni Dunajca, I. Shumpert zatchnął się zespołem Hey i Teksańskim (Iman życzę Ci żeby na Twojej drodze życia stanął G. Popovic – szczerze – on by uczynił Cię TOP10 tej ligi), MWP doczepił kolejny moduł do swojej rakiety i odlicza już dni do odpalenia – czekamy na wakat w Tworkach, A. Bargnani wygląda jak kawałek przegotowanego kalafiora – pozbawiony jakichkolwiek walorów odżywczych, STAT i Martin są ograniczeni chronicznością swoich kontuzji i są zasadniczo krótkodystansowcami – trzy ruchy i suchy, T. Hardaway ciągle zmaga się z nieufnością Trenera Woo, którego ten uważa za piątą kolumnę MIA, P. Prigioni ssie palucha a B. Udrih nie jest nawet najlepszym Słoweńcem w tej lidze. Reszta robi za ofiary z łapanki.

Tylko Pan Mills podkręca wąsy, wymownym milczeniem.

Mecz z LAC rozpoczął serię ośmiu spotkań w MSG. Wygranie sześciu z ich da jakieś perspektywy na PO (przeciwnicy nie należą do najbardziej wyględnych). Coś poniżej 50% sprawi, że powoli światło nadziei zacznie gasnąć… Ostatni dzwonek.

NBA LPB - ocena własna
NBA LPB – ocena własna

A przed nami być może jeszcze jeden sezon w podobnym składzie osobowy. Can you bear it?

Wiecie kto jest największym cichym wygranym tego sezonu? Rzepka. Przestał kibicować NYK i przerzucił serce na IND. Polecam. To może uratować życie.

——-

Słowo o LAC tak gremialnie. Addendum do tego, co było po meczu w listopadzie.  Mimo, że za kółkiem trenerskim stanął jeden z największych twardzieli tej ligi to ja ciągle mam wrażenie, że LAC to taka grupa pluszaków i plastusi. Francuzików. Pieszczochów. Furbych. Czy są dość twardzi, fizyczni żaby stoczyć jakąś heroiczną batalię? Czy ich obrona ma już status żelaznej? Nie wydaje mi się. Jakby nacisnąć takiego J. Dudleya to można by się już nie odkleić. J.J. Reddick wygląda bohater American Pie, który wybiera się na jakiś High School Prom (w takim turkusowym wdzianku i fularze). Nawet D. Jordan jest taki z pyska pocieszny, że ma się ochotę go pogłasiać za uszami, bo wiadomo, że nie ugryzie. 

OK. B. Griffin próbuje przełamać stereotyp dobrego chłopca. Chcę być trochę zły. Biorą zdaje się lekcje u tego samego Tymochowicza, co K. Durant. Blake nie odpuszcza teraz już żadnej słownej potyczki i wchodzi w polemikę już nawet z facetem roznoszącym popcorn. Wczoraj zaatakował czapkę Spike’a Lee. Reggie Miller byłby wzruszony.

J. Crawford dołożył wczoraj kolejną szpileczkę do kukiełki Pana Dolana, która ulepił ze szmat i krochmalu. Te trójki były raczej gwoździami do trumny. Jamaal jest jak ta scena w filmie „Rat Race”. You should have bought a squirrel. Ależ ta zadra tkwi w jego serduszku. Założę się, ze Z. Randolphem dzwonią do siebie i organizują takie sabaty nienawiści w piżamach przed meczami z NYK. Zach przynosi lody czekoladowe, a Crawford rozpala ognisko i razem słuchają Jasona Donovana – Sealed With A Kiss. Zaciskają w milczeniu mięsiste usta i patrzą w płomienie…

LAC to nie jest contenderem. Raczej pretendent. Pojedynek z HOU w pierwszej rundzie to może być coś niezwykłego. Wybijanka jak w warcabach. Uhhhh. Nie mogę się doczekać.

——-

Teraz słowo „przepraszam”.

Blake – przepraszam.

NBA LBP - pomysł autorski
NBA LBP – pomysł autorski

15 KOMENTARZE

  1. W mojej nowej pracy ludzie probuja nabijac sie z moich Knicks. Kiedys bym mordowal spojrzeniem, ale teraz mam wylozone. Dalej ich uwielbiam, ale dotarlo do mnie dzieki impresjom ze to dysfunkcjonalna organizacja i ze mistrzostwa doczekam w wieku dziadka – musi odejsc tandem Melo i zwlaszcza Dolan. Wtedy bedzie sens schodzic na zawal w PO.
    A tymczasem kibicuje Indy, ktora gra genialnie i jest wszystkim czym chcialbym aby byli Knicks – dobrze draftujacy, rozsadnie podpisujacy kontrakty, z kultura organizacyjna i z apetytami na mistrzostwo. Howgh!

    0
      • Ale co ma do tego hipsterstwo? Koszykówka to entertainment. Zwłaszcza dla takich misiaków znad Wisły czy Odry. Jaki mamy związek z BOS, NYK czy LAL
        Rzepka mamy prawie po 40 lat.
        Naprawdę jeszcze tak to przeżywasz?
        Baw się. Od tego nie zależy nasze życie. Na szczęście.

        Napisz do mnie smsa bo coś mi się zdaje, że do Ciebie nie dochodzą.

        0
      • NBA to biznes , baaaardzo duży biznes. Każdy o tym wie. W tym biznesie są ogromne pieniądze. New York ma masę kasy i nie bardzo musi cokolwiek robić aby mieć jej więcej. Dlatego też Ta kultura organizacyjna, draft, skład “pracowników” wygląda w tym klubie w ten sposób. Nie zapominajmy ,że New York to metropolia a Indianapolis ma niecały milion mieszkańców ,co za tym idzie mniejszy hajs, dlatego też oglądają dwa albo trzy razy częściej każdego dolara zanim go wydadzą.
        Knicksom kibicuję od zawsze, chciałbym czasami komuś innemu ale nie potrafię. To jest chyba najzabawniejsze w tym.
        Na pewno nigdy nie będę za Indy , choćby za samego R. Millera.
        Ja dzięki Impresjom mogę do NBA a zarazem do Knicksów nabrać lekkiego dystansu , innego spojrzenia , mogę kibicować poszczególnym zawodnikom , nie organizacjom.
        Zawsze Knicks (nawet jak spier… mi dzień)
        Pozdro

        0
        • Jak takie “coś” może zepsuć dzień? Więcej wiary a będzie lepiej. W tym sezonie jak i w poprzednim roku chciałbym aby mistrzostwo zdobyła Indiana. Po prostu nie lubię jak ktoś z zachodu wygrywa mistrzostwo. Tak jak zostało napisane wyżej jest to dla mnie przykład którym powinni iść Knicks. Nie trzeba być ich fanem, ale wypada pozazdrościć tego co udało im się stworzyć.

          ZNYK zbierasz coraz większe żniwo. To nie dobrze dla wiary ;-)

          0