Nowojorskie impresje 731 – czyli mecz na lodzie…

3

Nie wiem, czy oglądanie i opisywanie spotkań takich jak z PHI to nie jest jakieś deprecjonowanie pogromców MIA. Te mecze w ogóle nie powinny mieć miejsca. Jak można w ogóle oczekiwać, że  Knicks mogą się zniżać do poziomu, w którym muszą grać z zespołem, który walczy o utrzymanie w NBA? Kto do tego dopuścił? Co to za nędzna prowokacja? O co tu chodzi? Dlaczego się próbuje pomniejszać historię? Zasługi? NYK są przecież dziś w innym wymiarze. Są przecież mistrzami. Dlaczego próbuje się ich ośmieszyć każąc grać z zespołem końca tabeli? Komu to ma służyć?

PHI

Jakoś w tym sezonie nie znalazłem w sobie tyle samozaparcia, żeby pokusić się o dobrowolne obejrzenie jakiegokolwiek meczu PHI. Oglądam wciąż buzzer beatera E. Turnera w meczu z BKN, ale to może nie oddawać miarodajnie prawdy o Sixersach tego sezonu. Chyba, że coś mylę.

Dziwny to zespół. Taki niezdecydowany. Czy ma iść już na dno, czy jeszcze się trochę unosić brzuchem do góry. Czy tankuje, czy jedzie dalej? Czy się przebudowuje, czy zostawia jakiś core na przyszłość. Czy próbuje upodlić się bardziej niż MIL?

W jakimkolwiek dealu transferowym jaki się objawia w ostatnim czasie szuka się klocków z PHI i zaprasza się tego GM o aparycji księgowego – Pana S. Hinkiego do stoliczka pokerowego. O T. Youngu (synu polskiego latarnika) i jego cienkich pajęczych nóżkach napisałem już w przeszłości doktorat, a na habilitację się nie zanosi. E. Turner rozśmieszył mnie do grochowych łez. Jego obrona obwodu polega na tym, że robi przed przeciwnikiem serię szybkich przysiadów (pompuj człeniu pompuj). Trzeba powiedzieć, że ten imponujący pokaz fitness nie zrobił na Anthonym jakiegoś wielkiego wrażenia. Melo go po prostu obszedł jak kawałek przetrawionego jedzenia.

Reszta graczy to jakieś twory czekoladopodobne, których nie potrafię przyporządkować do żadnej koszykarskiej parafii.

Z pewną ciekawością obejrzałem tego rookiego MCW, szykowanego do nagrody Gołowąsa Roku. Patrzę, oglądam go i tak jakoś znajomo się zrobiło. Swojsko. Przaśnie. Kurczę przecież to jest ten Łukasz z „M jak miłość”!!! Szok niedowierzanie!!!

To już drugi transfer polskiego „aktorstwa” do NBA po Rysiu Novaku. Wcale mu się nie dziwię. Podobno zabił na motocyklu jakąś laskę. Ucieczka z Polski to nie może być jednak najbardziej szczęśliwa taktyka procesowa. Ekstradycja Synku. Matka sędzia i ojczym adwokat Ci nie powiedzieli? Może chce przeczekać w USA tę falę i nagonkę na kierowców? Trochę taki motyw na Michaela Corleone z pierwszej części Ojca Chrzestnego? Klimat nie jest najbardziej sprzyjający. Spokojnie synku. Andrew też wrócił. Nawet zjadł obiad z wojewodą i wziął udział w Tańcu z Gwiazdami. Fajny jesteś chłopaszek. Może jak na rozgrywającego zbyt często opuszczasz ręce i odwracasz się do piłki plecami, ale to może taki wyraz młodzieńczej abnegacji i buntu przeciwko elitom. Takie anarchizowanie systemu. Przejdzie Ci. Widać spory potencjał.

Mnie osobiście podoba mi się Tony Wroten, którego niedźwiedzica wygnała z gawry (ciekaw jestem czy MEM wyciągnie w tym roku w drugim picku coś lepszego – patrzę na rączki Pani Hollins i będę rozliczał). Chłopak ma w sobie odwagę Walecznego Serca, intelekt psa Baskervillów i skok ciągnika widłowego. Zrobił takie szuflowanie nóg Bargnani’emu, że tamten wyglądał jak ośmiornica w tańcu. Był krok od klapa na tyłek.

Dla mnie jednak największym bohaterem PHI jest… jednak Malik Rose… Facet nigdy nie grał w tym zespole w czasie swojej profesjonalnej kariery… a mimo to… jest tam od trzech lat komentatorem. Wygryzł nawet tego Ibisza Quaker City– E. Snowa (który swoim komentarzem gasił nawet żarówkę). Czy jest jeszcze gdzieś w NBA taki przypadek? Naprawdę nie ma żadnej legendy rodem z PHI, która chciałaby się podczepić pod mikrofon? Gdyby żył Manute Bol… Może Allen Iverson? (nawet bez badania alkomatem byłby zabawniejszy). M. Rose wydał wczoraj jeszcze jedno oświadczenie – że w czasie kiedy był Knicsem (always a Knick) i tak dużo przegrywali to zasadniczo nie była jego wina… Ma facet tupet i liczy na krótką pamięć. Nie mniej jednak to nie zmienia tego, że na planszy przed MSG jest jego zdjęcie. Pod napisem. Wstęp surowo zabroniony.

NYK

Amare przypomina, co raz bardziej napełniony helem balon. Sznurek już się wymknął z rąk S. Hawes’a i STAT dynda przyklejony do sufitu. Nie można sprowadzić na Ziemię. Odleciał. Ciekawie, kiedy pęknie. Dawno nie było żadnej operacji, puchnięcia i boleści. STAT czekamy. Zdaje się, że tym meczem Amare przerwał jakąś nieprawdopodobną serię Melo, w której ten zdobywał w meczu najwięcej punktów drużyny. Kwas wisi w powietrzu. Wpisujecie go w ballocie? Nie, to szybciutko!

Pan Sznurówko stworzył sobie na ławce klub klakiera. W ramach ocieplania wizerunku. To co młody Hardaway Jr. i J. Tyler (bilardowy debiut) robią po każdym udanym zagraniu JR to powinien być dla tych wszystkich Błaszczaków i Suskich manual lizusostwa. To się w głowie nie mieści, że można tak się oddać przegranej sprawie. Pecunia non olet. Chłopaki mają potrzeby. A Smith wie gdzie się zaopatrzyć w mentosy… To po nich tak lata…

NBA LPB – opis własny


Mecz był nawet strawny. NYK urwali się w 2Q i właściwie dalej nic się nie działo. Taka koszykarska wybijanka ładna dla oka choć bez emocji. Najciekawsze było chyba to gdzie lód po meczu Flyersów znowu przeniknie przez parkiet…

Jedno miejsce od PO. NYK jednak nie powinni iść za bardzo w górę. Trzeba próbować trafić od razu w pierwszej rundzie na MIA i zasadniczo zamknąć temat trypletu.

Poprzedni artykułJosh Smith wygrał mecz z Suns
Następny artykuł„NBA Cares” jak wielka orkiestra

3 KOMENTARZE