Heat i Nets zagrali wczoraj w zapowiadanych już od początku sezonu nickname jerseys. Jednym z najciekawszych aspektów tego pomysłu miał być fakt, że w meczu NBA zobaczymy na parkiecie bohatera słynnego filmu Spike’a Lee. Ray Allen chciał mieć na koszulce napisane Jesus, ale NBA zapewne obawiała się, że to mogłoby wywołać jakieś kontrowersje, dlatego wyszedł na boisko mając na plecach J. Shuttlesworth. I chyba dobrze zrobili, bo jeszcze ktoś uznałby za obrazę, że Jesus trafił tylko 2/14 z gry, pudłując wszystkie 5 prób zza łuku. To nie był mecz Ray’a. Ani trochę nie przypominał tego świetnie zapowiadającego się młodego zawodnika z „He Got Game”. Ciekawe czy sequel, o którym wiemy, że Ray i Spike już rozmawiają, będzie właśnie o tym jak Jesus się starzeje?
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
A czemu D. Wade a nie Flash?
Bardziej się spodziewałem, że dla Wade’a będzie “Three”. Bardziej mnie zdziwiło, że Andrei nie miał pseuda “AK-47”, co jest mega fajne.
NBA by sie nie zgodziła
Problem z prawami autorskimi. Ale mógł wybrać wow albo three… anyway I tak nie grał
Wade powiedział wywiadzie że już się nie czuję Flash’em
I dlaczego nie Iso-Joe
Hehehe, to Greg Oden ma jakiś przydomek w NBA? :)
Nawiasem mówiąć 5 grudnia minęła rocznica 4 lat poza parkietem Grega.
W przypadku Grega Odena “GO” odmienia się na “SIT”