Możemy postawić tezę, że w swoim czwartkowym double-headerze TNT pokazało dwie zupełnie inne dyscypliny sportu
Derrick Rose rzucił trudnego game-winnera w ciężkim do oglądania meczu Chicago Bulls i New York Knicks. Z kolei, jeśli pominąć akompaniement Reggie’go Millera, mecz Los Angeles Clippers i Golden State Warriors był cudowny jak Cuba Libre pod palmą kiedy u nas termometr wskazuje -3. Koledzy, powinniśmy żyć co najmniej na Kubie.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Zaloguj się jeśli masz już abonament
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Fajnie sie oglada kontraatak GSW trzy na jeden, w ktorym Curry rzuca z 10. metra i ty wiesz ze bedzie swish.
Jeszcze kilka takich meczow i gwarantuje ze Mullens zostanie zamordowany przez CP3. Co dostaje pilke na obwodzie -> rzut, i tak do usranej smierci. Rezerwowi wysocy Clips sa zabawni.
Moze pojsc trade typu Jamal za jakiegos wysokiego, bo jak gra rezerwowy unit to Crawford nie daje Collisonowi pilki dotknac, a ja nie widze tego drugiego w roli shootera. Szczegolnie ze w tej druzynie shooterow jest od groma.
DeAndre zaczal sie lepiej poruszac w obronie, co jest pocieszajace. Jak dociagnie te osobiste do 60% to beda z niego ludzie.
Szalony Steph. Straszna szkoda (ach te aliteracje), że oni grają w czasie Pacific.
będzie brakować Jacka w Warriors bardziej niż przypuszczano. Przy nim Curry mógł pełnić rolę off-guarda i skupiać się na rzutach bo niestety jako typowy rozgrywający wypada blaaaado. Najmniej efektywnych (choć niezwykle efektowne)9 trójek w meczu.