Półfinały Wschodu: Robi się brudno, blowout dla Miami w meczu nr 2

8
fot. AP

Po pierwszym względnie czystym meczu półfinałów Konferencji Wschodniej seria Miami Heat i Chicago Bulls powraca na znane nam z przeszłości tory. Scott Foster, Rodney Mott i Sean Wright odgwizdali w środę 9 fauli technicznych, 1 flagrant i wyrzucili z boiska dwóch graczy. Na trybunach był Stu Jackson i jest szansa, że wszyscy czterej siedzieli do rana przy taśmach dłużej niż Tom Thibodeau.

Okej, to niemożliwe.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

8 KOMENTARZE

  1. Seria miód malina i wynik nie oddaje wal.. wróć .. wojny w tym meczu. Ale tylko chwilka czasu o statystykach:
    1) statystyka, która się nie wydarzyła, choć była tylko o pl minuty od realizacji. W meczach Nr 1 o mało co (30 sek. w dwóch meczach) nie doszło do sytuacji, ze po wszystkich 4 meczach prowadziłby niżej rozstawione drużyny. Oglądam NBA od ładnych XX lat, ale takiej sytuacji sobie nie przypominam.
    2) po dwóch kolejkach jest 1-1 we wszytskich 4 seriach … hm, tego tez sobie nie przypominam.
    3) Stat dnia – Shawn Battier miał w tym meczu …. +42 ?!?! Pamiętacie taki stat. To jeszcze spojrzyjcie w minuty +42 w 22 minuty !!!! czyli teoretycznie jak był na parkiecie piłki wpadały do jednego kosza ….
    Ciekawe te play-offy ;-). A jakby były ciekawe gdyby MEM i GSW nie przegrali frajersko wygranych meczów …

    0
    • bzdura, sędziowie gwizdali solidnie i kazde prowokujące zagranie było gaszone w zarodku. Dlatego mecz wygrała drużyna, która lepiej grała w kosza. Bulls nic w tym meczu nie wychodziło od połowy 2giej kwarty. A najwazniejsza była dramatyczna dyspozycja Boozera. Gdyby Boozerowi w pierwszej połowie cokolwiek wpadało to Chicago zaczynałoby 2ga połowe z kilkoma punktami straty a nie z prawie 15. Mecz mógłby wyglądać inaczej. A tak wkradła się nerwowość, akcje były forsowane i mam wrażenie że Thibs widzac co dzieje się w koncówce 2giej kwarty i na poczatku 3ciej po prostu ten mecz odpuscił. O czym świadczą długie minuty ciamajdy Cooka (niech go piekło pochłonie – co to k*%$a za wchodzący z ławki strzelec dystansowy co pudłuje pierwsze 4 albo 5 trójek).
      Reasumując blowout jak najbardziej załużony i uzasadniony ale raczej nie bedzie miał znaczenia w kontekscie dlaszej rywalizacji. Tak jak pisze Maciek – Chicago nie ustapi na krok, ale potencjał ofensywny w Miami jest dużo większy i nawet gdyby Chicago dysponowalo Rosem w szczytowej formie to i tak przewaga ofensywna leżałaby znacznie po stronie druzyny z Florydy.

      0