Kontuzje były jednym z głównych tematów poprzedniego, skróconego sezonu. Dużo większa częstotliwość rozgrywania meczów miała negatywnie wpływać na zdrowie zawodników. Ale wcale nie potrzebujemy lockoutu, żeby kontuzje odgrywały istotną rolę i miały wpływ na rozstawienie w tabeli. Tego nie da się uniknąć. Zawsze ktoś cierpi przez problemy zdrowotne. Poniżej 10 drużyn, którym kontuzje w tym sezonie najbardziej pokrzyżowały plany. Brałem pod uwagę przede wszystkim to, jak bardzo przeszkodziły w osiągnięciu lepszego wyniku.
MINNESOTA
Wolves to drużyna najbardziej dotknięta przez kontuzje w tym sezonie. Było wiadomo, że Ricky Rubio opuści początek sezonu i to miało być największym problemem. Jednak kiedy już wrócił, Kevin Love wypadł z gry. Już przed sezonem złamał dłoń, później zagrał w 18 meczach i uraz się odnowił. Miał jeszcze wrócić na końcówkę sezonu, ale teraz jest to coraz mniej prawdopodobne. Zresztą i tak już nic to nie zmieni dla Wolves. Mieli walczyć o playoffs, a znowu skończą na dnie tabeli. Love nie był w swojej normalnej formie, miał problem z celnością (35% z gry), ale mimo to z nim w grze zanotowali bilans 9-9. Bez niego 15-35. Love i Rubio spędzili razem na parkiecie tylko 29 minut. A przecież ta dwójka to tylko początek. Chase Budinger stracił 59 meczów, Andrei Kirilenko 18, Nikola Pekovic 15, nie mówiąc już o Brandonie Roy’u i jego nieudanym comebacku z emerytury (to akurat Wolves załatwili sobie na własne życzenie). A jak zatrudnili Josha Howarda żeby uzupełnić skład, to zerwał ACL w kolanie i sezon się dla niego zakończył.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Nie wierzę że nie ma w tej grupie NYK….
W sensie ilościowym Wolves. Może już nigdy się nie dowiemy co ten team mógłby pokazać w tym sezonie w pełnym skłądzie.
W sensie jakościowym na pewno Bulls. Momentami przykro się patrzyło na tę drużynę bez lidera, bez kogokolwiek, na kim można by oprzeć ofensywę (sorry Carlos). Do tego jeszcze mniejsze lub większe problemy Noaha, Ripa czy Gibsona…
Wizards i Sixers, bo przez kontuzje stracili PO. Co do TWolves to pomimo uwielbienia Rubio i Adelmana, to nie jestem przekonany czy daliby radę grać na lepszym poziomie niż Blazers.
Toronto to raczej przypadek podobny do Pacers, może i głupio to brzmi, ale im kontuzje bardziej w tym sezonie pomogły niż przeszkodziły. Zamiast nich tak jak ktoś wspomniał powinni być NYK.
Skłaniałbym się ku temu, że najbardziej zaszkodziły jednak T’Wolves