Koszykarskie kino: Thunderstruck

2
fot. Thunderstruck

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zwiastun Thunderstruck w przerwie jakiegoś meczu NBA byłem przekonany, że to najnowsza reklama Nike albo innego produktu promowanego przez Kevina Duranta. Nie wierzyłem, że ktoś wpadł na pomysł nakręcenia filmu, w którym jakiś dzieciak-nieudacznik kradnie KD talent. Prędzej już obstawiłbym, że Josh Smith wygra konkurs rzutów za trzy punkty podczas Weekendu Gwiazd w Houston. W końcu jednak gdzieś rzuciła mi się w oczy informacja o powstaniu filmu pełnometrażowego Thunderstruck. „FILMU PEŁNOMETRAŻOWEGO?” – zakrzyknęła z przerażenia część mojego organizmu, uwielbiająca zarówno koszykówkę, jak i dobre kino. W tym samym momencie zatarła rączki inna część mnie, znajdująca dziwną przyjemność w oglądaniu wyjątkowo złych filmów. Jak się jednak okazało, żadna ze stron nie została w pełni usatysfakcjonowana.

Fabuła jest sztampowa niczym zestaw schabowy+ziemniaki+kapusta w barze mlecznym. Marzeniem Briana jest dostanie się do szkolnej drużyny koszykówki. Niestety, chłopak kompletnie nie potrafi grać. W międzyczasie oczywiście zakochuje się w pięknej dziewczynie (klasyczna scena – Brian stoi przy szafce i kretyńsko się uśmiecha, ona tymczasem przemierza korytarz w efektownym slow-motion i rzuca mu zdawkowe spojrzenie). Któregoś dnia razem z ojcem wybiera się na mecz NBA Thunder-Pistons, gdzie otrzymuje od Kevina Duranta piłkę z autografem i w jakiś magiczny sposób talent KD przechodzi na niego. Gra najlepszego strzelca ligi trzech ostatnich sezonów od tej pory wygląda jak Robin Williams w „Pani Doubtfire” – potwornie. Tymczasem Brian zostaje licealną sensacją koszykarską.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE