Omri Casspi, dobry gość. Przyszedł do NBA rok po Danilo Gallinarim, bez takich umiejętności, ale z tym samym rumaczym swaggerem, bardziej galopujący, ostry, cięty,żywy, waleczny. Chluba narodu wybranego.
Po jednej trzeciej debiutanckiego sezonu 2009/10 wyglądał jak steal Sacramento Kings z nr 24 draftu. W listopadzie 2009 roku trafiał 52% za trzy na 10.7 punktów, w grudniu zdobywał 14.0 punktów, trafiał 43% z dystansu, wygrywał większość 50-50 plays i biegał do kontrataków jak kuń. Zresztą przypomnijcie sobie co napisał wtedy o nim Marek, nazywając go symbolem tamtych Kings. I to było jak najbardziej prawdą. Ludzie w ARCO kochali swojego Omriego Casspiego.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
wielka szkoda chłopaka, wtedy, razem z Evansem, byli zwiastunem tego, że “idzie nowe”, albo może inaczej, wracają starzy, dobrzy Kingsi. Życie pokazało, że będzie inaczej i w zasadzie Casspi dalej służy za dobrą metaforę Sacramento Kings – desperacko szukając swojego miejsca, kiedy konkurencja powoli sobie odjeżdża…