Premiera „Blood in the Garden”

0

New York Knicks byli jedną z najważniejszych drużyn ligi w złotej erze NBA. Awansowali do play-offów we wszystkich dziesięciu sezonach tamtej dekady, trzy razy dotarli do finałów konferencji, a dwukrotnie do finałów ligi.

Historię tamtej walecznej drużyny opisał Chris Herring w książce “Blood in the Garden. Brutalna historia New York Knicks z lat 90.”, która dziś ma premierę na rynku wydawniczym i jest dostępna w promocyjnej cenie TUTAJ

FRAGMENT

Gdy członek Galerii Sław, zajmujący się NBA dziennikarz Harvey Araton, myśli o drużynie Knicks z lat 90. XX wieku, do głowy przychodzi mu inna dyscyplina sportu.

„W moim umyśle Knicks jawią się jako bokser, który przez cały czas wali rywala w korpus – mówi Araton. – Nie potrafili pokonać Michaela, ale [dla Jordana] walka z nimi zawsze była niezwykle bolesna. Człowiek zawsze czuł, że są o jeden potężny lewy sierpowy od wygranej”.

W 1992 roku nowojorczycy byli pierwszymi, którzy zmusili Jordana i Bulls do rozegrania siedmiu meczów w serii. W kolejnych rozgrywkach ponieśli druzgocącą porażkę po serii nieudanych prób Charlesa Smitha. W 1994 roku byli o jedną wygraną od sięgnięcia po tytuł, lecz wtedy, w meczu numer 7, John Starks trafił tylko dwa rzuty na 18 prób. W 1995 roku również w siódmym meczu, przeciwko Indianie, Patrick Ewing nie trafił rzutu kelnerskiego równo z końcową syreną, który zapewniłby jego zespołowi awans do finałów konferencji. Opuszczenie ławki przez graczy w trakcie bójki w meczu z Heat pozbawiło zespół szans na ostatni pojedynek z Chicago w 1997 roku. A na koniec, w 1999 roku, kontuzja ścięgna Achillesa, której nabawił się Ewing, zadecydowała o tym, że nie mieli możliwości przeciwstawienia się drużynie Spurs.

Tyle razy było tak blisko. Nic dziwnego, że gryzło to nie tylko zawodników, lecz także kibiców. Te minimalne porażki pokazywały też jednak siłę i konsekwencję nowojorczyków. Nie jest łatwo być tak blisko sukcesu tak wiele razy. Z pewnością Knicks musieli robić coś dobrze.

Nie wszyscy jednak byli tego zdania. Pod koniec skróconego przez lockout sezonu 1998/99 właściciel James Dolan zadecydował o zwolnieniu generalnego menedżera, Erniego Grunfelda. Był to pierwszy przypadek wydania takiej decyzji przez właściciela tego klubu w tamtej dekadzie. Bezpośrednio po tym posunięciu – choć niekoniecznie dzięki niemu – Knicks zanotowali świetną serię, wygrali sześć z ośmiu meczów sezonu zasadniczego i awansowali jako ósma ekipa Wschodu do play-offów.

„Najgorsze w tym wszystkim było to, że Marc [Lustgarten] i Jim sądzili, że ten sukces to zasługa zwolnienia Erniego – mówi Dave Checketts, który twierdzi, że Knicks po prostu zdołali w porę wrócić do zdrowia i zgrać się jako zespół. – Sądzę, że Jim rozzuchwalił się tym, jak zaczęło nam świetnie iść”.

Rok 1999 był pod wieloma względami końcem pewnej epoki. Wtedy to nowojorczycy porozumieli się z wolnym agentem, Charliem Wardem – graczem wybranym w pierwszej rundzie draftu w 1994 roku – i podpisali z nim nową, pięcioletnią umowę opiewającą na 28 milionów dolarów. To niesamowite, ale jest to ostatni przypadek, gdy klub podpisał nową, wieloletnią umowę ze swoim zawodnikiem wybranym w pierwszej rundzie draftu – to symbolizuje wielkie przemiany, które nastąpiły od tamtego czasu w organizacji Knicks.

W drafcie 1999 roku wybierający z numerem 15 Knicks postawili na zawodnika, który w teorii miał być ich centrem na lata: mierzącego 218 centymetrów Francuza Frederica Weisa. Nic jednak z tego nie wyszło. To jedna z największych pomyłek w historii draftu. Weis zagrał jedynie w lidze letniej, w sezonie nie pojawił się na parkiecie nawet na minutę. Wiele lat później przeżywał trudny okres w życiu. W styczniu 2008 roku pojechał na parking przy jednej z dróg we Francji i zażył całe opakowanie leków nasennych. Gdy obudził się dziesięć godzin później, postanowił rzucić alkohol oraz pogodzić się z żoną.

Na okres braku stabilizacji w klubie największy wpływ miało jednak to, jak potraktowano Patricka Ewinga. Środkowy czuł się niedoceniany przez Knicks mimo 15 lat gry dla drużyny i po sezonie 1999/2000, w którym nowojorczycy odpadli w finałach konferencji z Pacers, poprosił o transfer. Zamiast jak najlepiej wykorzystać czas, który pozostał 37-latkowi w Nowym Jorku – jego opiewająca na 17 milionów dolarów umowa była ważna jeszcze przez rok – klub wymienił go za kilku kiepskich, zupełnie zbędnych graczy, którzy w dodatku dołożyli 90 milionów dolarów do pułapu wynagrodzeń. (To pierwsza z dziesiątek niewytłumaczalnych decyzji Knicks; wspomnieć można choćby o sprowadzeniu w 2002 roku Antonio McDyessa, wymianie za Stephona Marbury’ego w 2004 roku, sprowadzeniu w 2005 roku dużym kosztem Eddy’ego Curry’ego czy wymianie za Andreę Bargnaniego w 2013 roku. W wyniku tych transferów klub płacił zawodnikom olbrzymie pieniądze, a i tak nie dysponował wystarczająco utalentowanym składem. W wiele z tych zmieniających oblicze drużyny posunięć – w tym w transfery Bargnaniego oraz Carmelo Anthony’ego, do którego doszło w 2011 roku – podobno był zaangażowany Dolan).

Po tym, jak w 2000 roku w ramach wielkiej wymiany między czterema klubami Ewing znalazł się w Seattle, inni wieloletni pracownicy klubu także uznali, że ich czas w Knicks dobiega końca. Checketts, czując, że Dolan będzie coraz bardziej wykorzystywał swoją pozycję właściciela, w maju 2001 roku złożył rezygnację ze stanowiska.