Dniówka: W oczekiwaniu na koronację Króla, nowego króla strzelców wszech czasów

5
fot. NBA League Pass

Rozpoczynamy luty, co w NBA oznacza, że przed nami szalony czas trade deadline, a potem chwila na złapanie oddechu przed drugą częścią sezonu podczas All-Star Weekend. To tradycyjne punkty kalendarza, ale teraz też czekamy na jeszcze jedno wielkie, historyczne wydarzenie – oficjalne ukoronowanie Króla.

LeBron James w najbliższych dniach zostanie najlepszym strzelcem NBA wszech czasów, pobijając rekord, który długo wydawał się być niemal nie do pobicia. Tak właściwie to już od zeszłego sezonu ma najwięcej punktów, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie zdobyte w karierze, łącznie z tymi w playoffach, ale one są liczone osobno, więc tytuł najlepszego strzelca w historii wyznaczają jedynie osiągnięcia z sezonu zasadniczego.

38 387

Tyle punktów zdobył legendarny Kareem Abdul-Jabbar, który dla wielu z nas od zawsze był numerem jeden tej kategorii. Innego nie pamiętamy, bo już kwietniu 1984 roku przejął fotel lidera od Wilta Chamberlaina. LeBron urodził się kilka miesięcy później, a Kareem grał jeszcze cztery następne lata, zdobył dwa kolejne mistrzowskie pierścienie i tak bardzo wyśrubował strzelecki rekord, że przez blisko 40 lat pozostawał poza zasięgiem.

James jest dopiero drugim, któremu udało się przekroczyć próg 37 tysięcy punktów, a jeszcze tylko Karl Malone ma na swoim koncie ponad 34 tysiące. To są już poziomy niezwykle trudne do osiągnięcia, dla naprawdę nielicznych, bo nie wystarczy być wybitnym zawodnikiem, wymagana jest też długowieczność – zdrowie, wiele lat gry i utrzymanie przez cały ten czas najwyższej formy.

Kareem bardzo dbał o swoje ciało, udało mu się unikać kontuzji, dlatego przez długie lata był niedoścignionym ideałem tej koszykarskiej długowieczności, a jego rekord świetnie to obrazował. W swoim ostatnim sezonie, w trakcie którego skończył 42 lata, wystąpił w 74 meczach, a potem w playoffach zagrał we wszystkich w drodze do wielkiego finału.

Malone przez pierwsze 18 lat kariery opuścił łącznie zaledwie 10 meczów (!), ale potem stracił już połowę swojego ostatniego sezonu i nie dotrwał zdrowy do finałów.

LeBron stał się nowym symbolem długowieczności, dominując w lidze przez ostatnie dwie dekady. Już 18 razy z rzędu był wybierany do All-NBA Teams, miał serię 9 finałów w 10 kolejnych sezonach, zdobył cztery mistrzowskie tytuły, a jeszcze zanim po nie sięgnął otrzymał trzy ze swoich czterech statuetek MVP.

Obecnie nie jest już tym okazem zdrowia, jakim był przez większość swojej kariery, ale poświęca mnóstwo czasu i środków, żeby utrzymać swoje ciało w jak najlepszej kondycji, dzięki czemu w swoim 20. sezonie, nadal jest jednym z najlepszych zawodników NBA. Mając 38 lat na karku zdobywa 30.2 punktów. Od razu dodajmy, że przed nim nikt w tym wieku nie przekroczył średniej 24.

Oczywiście pomagają mu ofensywna eksplozja w całej NBA i wzrost znaczenia rzutów za trzy. Dzięki temu LeBron nie potrzebuje tylu meczów co Kareem (nadal ponad 150 więcej), żeby dogonić jego strzelecki rekord. Abdul-Jabbar przez całą karierę tylko raz trafił zza łuku. James ma ponad dwa tysiące celnych trójek, dających mu ten dodatkowy punkt więcej. Choć od razu też warto przypomnieć, że zajęło mu trochę czasu, żeby popracować nad rzutem i stać się realnym zagrożeniem na dystansie. A też dopiero na stare lata, po przeprowadzce do Los Angeles zaczął więcej rzucać z daleka. Wcześniej ani razu te próby nie stanowiły nawet 27% wszystkich jego rzutów. Zawsze natomiast był dominatorem w pomalowanym i ponownie przypomina o tym w obecnym sezonie. Trójki mu nie wpadają (31.2%), więc znowu zaczął bardziej atakować strefę podkoszową (15.8 w paint).

Za chwilę będzie najlepszym strzelcem w historii, ale przez całą karierę tylko raz został królem strzelców, w sezonie 2007/08. Bo też nigdy nie był typowym strzelcem. Przede wszystkim jest i był kreatorem, który fantastycznie prowadzi grę swojej drużyny, chętnie dzieli się piłką z kolegami, otwierając im pozycje do rzutów i wczoraj przesunął się na czwarte miejsce listy najlepszych asystujących wszech czasów (10 336). Na tej liście już wyżej może nie udać mu się przebić, ale znalezienie się aż tutaj to i tak ogromne osiągniecie, zwłaszcza, że jest jednym skrzydłowym w gronie rozgrywających.

Wiadomo, że jest wyjątkowym koszykarzem, a wyjątkowe jest również to, że nadal mu się chce. Na parkietach osiągnął już właściwie wszystko co było do osiągnięcia, poza boiskiem został miliarderem rozwijając swoje biznesy i mógłby już spokojnie udać się na koszykarską emeryturę, ale cały czas nie brakuje mu motywacji do dalszej walki. Pat Riley, który miał u siebie LeBrona, a wcześniej trenował Kareema, w niedawnej rozmowie z ESPN podkreślał, że musisz mieć poważny powód, żeby w tym wieku nadal grać. I tu nie chodzi wcale o bicie rekordów. To dzieje się przy okazji. Celem cały czas pozostaje mistrzostwo. James chce zdobyć kolejne. To go napędza. Rywalizacja i żądza wygrywania.

On sam zresztą też o tym mówił pod koniec grudnia, kiedy przekonywał, że nie zaakceptuje porażek, ponieważ to nie leży w jego DNA. Nie gra dla samej koszykówki, tylko po to, żeby wygrywać. Dlatego też nie przestaje walczyć i trzyma Los Angeles Lakers w wyścigu o playoffy. Mimo, że to dla nich rozczarowujący sezon, musi nadal (naiwnie) wierzyć, że mają jakieś, chociaż minimalne szanse na tytuł.

Tak więc przed nami historyczny moment, na który NBA czeka od prawie 39 lat. Rekord zostanie wreszcie pobity, pojawi się nowy król strzelców i zacznie się kolejne śrubowanie tego najlepszego osiągnięcia. James jeszcze nigdzie się nie wybiera, czeka na swojego syna, więc można spodziewać się, że na kolejną zmianę na szczycie tej listy znowu długo będziemy czekać. Może nawet więcej niż 40 lat… Z aktywnych zawodników drugim strzelcem jest Kevin Durant z 26 684 punktami. Nadal bardzo daleko z tyłu, a ma już 34 lata i w ostatnich sezonach regularnie opuszcza sporo meczów. Tymczasem Luka Doncić pytany o perspektywę pogoni za LeBronem stwierdził, że on na pewno nie będzie grał tak długo.

Teraz to już tylko kwestia dni, do pierwszego miejsca Jamesowi brakuje 89 punktów.

Tak prezentuje się plan najbliższych meczów Lakers:

czwartek (2.02) @ Indiana
sobota (4.02) @ New Orleans
wtorek (7.02) vs. Oklahoma City
czwartek (9.02) vs. Milwaukee

Wygląda więc na to, że w przyszłym tygodniu, po powrocie z obecnej trasy, w pojedynku z Thunder przed własną publicznością będzie miał pierwszą okazję pobicia rekordu.


Jutro mnie nie będzie (DNP – family reasons), więc dzisiaj przegląd dwóch następnych nocy z NBA, a skoro jesteśmy przy wizycie Lakers w Indianie, zatrzymajmy się tu na chwilę.

W poniedziałek Myles Turner oficjalnie podpisał przedłużenie kontraktu i przy okazji Indiana Pacers dali jasno do zrozumienia, że to nie jest tylko umowa, którą nadal mogą przehandlować jeszcze przed trade deadline. Podpisują go, ponieważ chcą, żeby został, dlatego zorganizowali konferencję, na której pojawili się też koledzy Mylesa z drużyny i wszyscy mówili o dalszej współpracy. A jakby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości, GM Kevin Pritchard i Rick Carlisle wprost oświadczyli, że temat transferu Turnera został zamknięty – “He’s off the trade block.”

A skoro sprawę przyszłości Turnera mają załatwioną, to może zachęcić Pacers do agresywniejszego działania przed trade deadline. Turner zostaje, Tyrese Haliburton zaraz powinien wrócić, więc mogą szukać wzmocnień, które pomogą im dostać się do playoffów.  Nadal mają spore pole manewru z $10.7mln cap space’u, a poza swoimi pickami mają jeszcze dodatkowe dwa w najbliższym drafcie (od Celtics i Pacers, chronione w loterii). Mają czym handlować, a nie mają co czekać z wolnymi pieniędzmi do wakacji, bo na rynku wolnych agentów nikt nie wybiera Indiany.


(20-31) Orlando @ (32-17) Philadelphia 1:00

Markelle Fultz został przehandlowany przed trade dealine 2019, ale dopiero w miniony weekend po raz pierwszy odwiedził swoją byłą drużynę w Philly. I pomógł Orlando Magic zaskoczyć gospodarzy. Przy okazji Joel Embiid chwalił swojego byłego kolegę. Przyznał, że był rozczarowany tamtą wymianą, bo uważał, że za szybko z niego zrezygnowali. Lubi szybkość Fultza, jego playmaking i jego pozytywny wpływ na grę zespołu.

Sezon Magic wszedł na zupełnie inne tory odkąd Fultz wyleczył kontuzję i wrócił do gry. Z nim są 15-15.

(24-26) Portland @ (32-18) Memphis 1:00
czwartek b2b Memphis @ Cleveland 1:30

Danny Green ma dzisiaj zadebiutować w barwach Memphis Grizzlies.

To będzie jego pierwszy mecz od połowy maja, kiedy zerwał ACL w lewym kolanie. Zaskakująco szybko udało mu się wyleczyć. Ma już 35 lat, więc mogło się wydawać, że będzie potrzebował więcej czasu i opuści nawet cały sezon, ale to już kolejny weteran po Joe Inglesie, któremu udało się skrócić proces rehabilitacji poniżej roku. Może kiedy zawodnik nie myśli już o długich, kolejnych latach kariery, nie musi być aż tak ostrożny?

Ze względu na tę kontuzję początkowo wydawało się, że Green będzie tylko schodzącym kontraktem do handlowania. Teraz jako doświadczony 3-and-D specjalista, może się bardzo przydać młodym Grizzlies, o ile tylko uda mu się równie szybko odbudować formę. Green mówi, że świetnie się tutaj czuje i chciałby zostać, natomiast w drużynie podobno cenią jego pozytywny wpływ na szatnię.

Zapowiada się więc raczej spokojny trade deadline w Memphis. Choć coraz głośniejsze są nawoływania, żeby zmienili swoje podejście cierpliwego rozwoju poprzez draft i zrobili coś większego. Poświęcili picki i młodych graczy, żeby zdobyć zawodnika, który sprawi, że staną się jeszcze poważniejszym kontenderem. Mogliby przecież spróbować sięgnąć po OG Anunoby’ego, który idealnie uzupełniłby wyjściowy skład.

(31-19) Brooklyn @ (36-15) Boston 1:30

Kyrie Irving po raz pierwszy w tym sezonie przejeżdża do Bostonu.

Licząc od zeszłego sezonu, łącznie z playoffami, Boston Celtics już 9 razy z rzędu pokonali Brooklyn Nets.

(26-24) Golden State @ (27-26) Minnesota 2:00
czwartek 3w4b2b Golden State @ Denver 3:00

Stephen Curry w trzech kolejnych meczach rzucił ponad 30 punktów i poprowadził Golden State Warriors do trzech zwycięstw, co jest ich najdłuższą taką serią sezonu ze swoim liderem. Dzisiaj w Minnesocie grają ważny pojedynek w środku tabeli Zachodu, a już jutro będą w Denver, ale trudno powiedzieć czy w komplecie, bo Steve Kerr w tych wyjazdowych back-to-backach lubi oszczędzać starterów.

czwartek (29-23) Miami @ (27-25) New York 1:30

Do końca sezonu jeszcze daleko, ale zwycięstwo w tym pojedynku i zdobycie tie-breakera nad rywalem może mieć kluczowe znacznie w walce o ostatnie miejsce dające bezpośredni awans do playoffów. Po wygranej w Cleveland, Miami Heat umocnili się w szóstce, do dwóch meczów powiększając swoją przewagę nad New York Knicks. To będzie ich dopiero pierwsze z czterech bezpośrednich starć.

czwartek (29-25) LA Clippers @ (34-17) Milwaukee 4:00

LA Clippers wygrali już 6 kolejnych meczów, w których mieli Kawhia Leonarda i Paula George’a. Wreszcie gwiazdorzy zaczęli regularnej grać, co pozwoliło drużynie złapać rytm i przypomnieć o swoim potencjale. Tym bardziej, że Kawhi coraz bardziej wygląda jak przystało na prawdziwego lidera – w tych sześciu meczach zdobywał 30.5 punktów przy skuteczności niemal 60% z gry (zapowiada się niezwykle ciekawy pojedynek z Giannisem). George dodawał średnio prawie 23-7-7 i z tym duetem na parkiecie rozczarowująca dotychczas ofensywa Clippers eksplodowała do poziomu 132.2 punktów na sto posiadań.

Czy to ten moment, w którym Clippers wreszcie na dobre się rozpędzą? W lutym nie mają żadnego back-to-backa, więc nie będą musieli oszczędzać swoich liderów.

Milwaukee Bucks też mają w końcu wszystkie swoje gwiazdy i od powrotu Khrisa Middletona zanotowali pięć zwycięstw z rzędu.


(24-26) Washington @ (13-39) Detroit 1:00
(20-31) Orlando @ (32-17) Philadelphia 1:00
(24-26) Portland @ (32-18) Memphis 1:00
(31-19) Brooklyn @ (36-15) Boston 1:30
(24-26) Oklahoma City @ (12-38) Houston 2:00
(26-24) Golden State @ (27-26) Minnesota 2:00
(28-21) Sacramento @ (14-37) San Antonio 2:00
(23-29) Toronto @ (26-26) Utah 3:00
(25-26) Atlanta @ (27-25) Phoenix 4:00

CZWARTEK
3w4 LA Lakers @ Indiana 1:00
b2b Memphis @ Cleveland 1:30
Miami @ New York 1:30
Charlotte @ Chicago 2:00
New Orleans @ Dallas 2:30
3w4b2b Golden State @ Denver 3:00
LA Clippers @ Milwaukee 4:00

Poprzedni artykułFlesz: Bronny James powinien być GM’em Lakers
Następny artykułSacramento Kings liczą na wyciągnięcie Matisse’a Thybulle’a z Filadelfii

5 KOMENTARZE