
W Chicago przeżywał absolutny rozkwit swojej myśli szkoleniowej. Na przestrzeni kilku sezonów dysponował zespołem, który był powodem zazdrości wielu head-coachów. Odpowiednio dobrane do siebie elementy stworzyły zabójczy kolektyw. Ale… “niebezpiecznie jest wierzyć, że coś trwa wiecznie” i nie pytajcie o źródło pochodzenia tego cytatu. Tom Thibodeau ma wiele przywar i te po jakimś czasie zaczynają przysłaniać jego taktyczny geniusz. Sytuacja w Nowym Jorku po raz kolejny wyłania obraz trenera, który sam pozbawia się możliwości głębszej refleksji przez utrwalaną na przestrzeni wielu lat konserwatywną filozofię.
Zatem moja hipoteza jest taka, że Thibs po prostu nie uczy się na błędach. Dlaczego został zwolniony z Chicago? Dlaczego nie udało mu się sprostać wyzwaniu w Minnesocie? Odpowiedzi się mnożą, choć na koniec sprowadzają do jednego wniosku – Thibs nie uznaje kompromisów. Jego hołdowanie skostniałym pryncypiom wynika, ze szkoły, w jakiej się wychował. Zdobywał swój fach przez kilka dekad, budując w międzyczasie bardzo silne podstawy własnej wizji gry w koszykówkę. Nie ma w niej wiele zmiennych, co z kolei powoduje, że obecnie jego podejście gryzie się z wymaganiami stawianymi przez nowe pokolenia.
To symptomatyczne, bo powtórzyło się w Nowym Jorku. Na początku panuje w Klubie niezdrowe podniecenie pracą pod okiem trenera, który w swoich kręgach uchodzi za elitarnego speca. Zespół bardzo szybko łapie kluczowe zasady wprowadzone przez nowego szkoleniowca i zaskakuje rywali solidnością, zwłaszcza po bronionej stronie parkietu. Musztra przynosi efekty, choć potrzeba do tego odpowiedniego zestawu graczy. Po jakimś czasie sytuacja zaczyna się niebezpiecznie rozluźniać. Gracze czują się tak pewnie w zainstalowanych strukturach, że pojawia się nonszalancja, co powoli rozbija cały system. Nagle zamiast powtarzalności i konsekwencji, jest frustracja i bezradność, a Thibodeau – swoją krnąbrnością – nie jest w stanie nad tym zapanować.
W styczniu 2019 roku Thibs został zwolniony przez Minnesotę Timberwolves. Zarząd długo do tej decyzji dojrzewał. Szkoleniowiec pełnił także rolę generalnego menadżera. NBA przekonywała nas w przekroju ostatnich lat, że łączenie obowiązków nie wychodzi nikomu na dobre. W Minneapolis kierowano w stronę Thibsa wiele zarzutów. Jeden z nich dotyczył tego, jak ordynarnie coach próbował odtworzyć warunki z Chicago. Zaczęto żartobliwie przytaczać nazwę “TimberBulls”. Thibs opierał taktykę na sprawdzonych rozwiązaniach, niestety takie podejście całkowicie zabijało kreatywność. Szczególnym uznaniem cieszą się u trenera gracze ze statusem weterana, a to sprawia, że młodzież musi się przegryźć przez całą rotację, by liczyć na regularne minuty.
Broniło się sprowadzenie Derricka Rose’a, ponieważ MVP ligi był dla całej organizacji jak haust świeżego powietrza. Trudno w ten sam sposób argumentować kontrakty dla Taja Gibsona i Luola Denga. Obaj cieszyli się bezgranicznym zaufaniem szkoleniowca, lecz pojawili się z bagażem problemów zdrowotnych i nie reprezentowali jakości, jakiej Wolves wówczas potrzebowali. Źle natomiast zestarzał się zarzut dotyczący 5-letniego przedłużenia dla Andrew Wigginsa, jeśli spojrzymy na Kanadyjczyka z perspektywy gracza, jakim się stał w San Francisco. Niewykluczone, że potrzebował zmiany, by odblokować swój potencjał, ale w osobie Thibodeau zawsze miał mocnego sprzymierzeńca, głównie przez swoją gotowość do poświęceń w obronie.
Pretensje i żale kierowane pod adresem trenera z miesiąca na miesiąc pogłębiały kryzys. Nie pomogło nawet sprowadzenie Jimmy’ego Butlera – jednego z generałów szkoleniowca. Butler w zasadzie wychował się na piersi Thibsa. Kto wie, jak poradziłby sobie w NBA, gdyby nie twarda ręka trenera na początku kariery. Nie był jednak w stanie uratować jego pozycji. Defensywne schematy szkoleniowca straciły część swojej skuteczności z uwagi na zupełnie nową koszykówkę – zorientowaną na up-tempo i rzutach z dystansu. Strzelecki talent, który zalał ligę w ostatnich latach, okazał się kryptonitem na przewagi Thibodeau. Pierwszy sezon w Nowym Jorku sugerował, że coach znalazł na to rozwiązanie, ale bieżące rozgrywki szybko nas z tego przekonania wyprowadziły.
W gruncie rzeczy pogłoski o tym, że coach jest na gorącym krześle pozostają wyłącznie myśleniem życzeniowym sfrustrowanych publicystów, którzy rozsmakowali się w pysznej przystawce, jaką miał być sezon 2020/21, a teraz wrócili do bryi dobrze im znanej z poprzednich lat. Zespół prawdopodobnie zaakceptował już fakt, że nie zdoła odbudować formy, co z kolei zwiastuje kilka trudnych decyzji odnośnie obecnego kształtu rotacji. Zdecydowanie częściej mówi się o handlowaniu liderami ekipy, niż poszukiwaniach nowego szkoleniowca. Ta narracja oczywiście bardzo szybko się może zmienić. Knicks przyzwyczaili nas do tego, że gdy dokonują zmian, to zazwyczaj w bardzo burzliwy sposób.
Przy okazji trade-dealine, Marc Berman z New York Posta pisał o tym, że w Nowym Jorku jest za dużo osób decyzyjnych, co powoduje konflikt i sprawia, że wspólna wizja zaczyna się rozjeżdżać. Rzekomo Thibs przestał tak dobrze dogadywać się z zarządem, co nie zwiastuje dla szkoleniowca niczego dobrego. Źródła problemu upatruje się w off-season 2021 i sprowadzeniu graczy pokroju Kemby Walkera i Evana Fourniera. Zeszłoroczne play-offy odsłoniły jeden główny problem z funkcjonowaniem zespołu po atakowanej stronie. Knicks potrzebowali więcej strzelb i Walker z Fournierem spełniali to kryterium, choć kosztem czegoś innego, mówiąc jaśniej – defensywy. Żaden z tych dwóch graczy nie pasuje swoją charakterystyką do stylu preferowanego przez Thibodeau.
Rozjazd w oczekiwaniach trenera i działaniach zarządu widać także na przykładzie nieszczęsnego Cama Reddisha. Wychowanek Duke rozgrywał naprawdę dobry sezon z ławki Atlanty Hawks. Zbudował jakość i wartość, która miała odpowiednią cenę na rynku. Knicks byli gotowią ją zapłacić, ale czy skonsultowali to z trenerem? Reddish po transferze rozegrał 11 meczów i jest cieniem gracza, jakim był w Atlancie – bezczelnie pomijany w rotacji, całkowicie skonfundowany tym, co ma de facto na parkiecie robić. Poprzez brak spójności transferowej, Knicks bezpardonowo ucięli skrzydła młodemu ambitnemu zawodnikowi i zdają się tym kompletnie nie przejmować. Thibs Reddisha nie potrzebował i chu*.
Eksperci zwracają także uwagę na chore przyzwyczajenia Thibsa w kontekście zmian wprowadzanych już w trakcie meczu. Szybkość i trafność reakcji szkoleniowca to jedno z kryteriów weryfikujących jego umiejętności. Pod tym kątem Thibodeau oblał w bieżących rozgrywkach wszelkie testy. W jednym z lutowych meczów młodziutki Quentin Grimes zdobył 17 punktów w trzeciej kwarcie. Był na fali i mógł pomóc swojej drużynie wygrać spotkanie. Trenerzy w takich momentach najczęściej “karmią graczy” kolejnymi posiadaniami, by wykorzystać ich groove. U Thibsa tak to nie działa. W czwartej kwarcie Grimes nie oddał już żadnego rzutu, a jego zespół przegrał wyjazdowy mecz z Portland Trail Blazers. Innym razem R.J. Barrett pozostał na parkiecie w minutach “garbage” i skręcił kostkę. Nie było żadnego sensu pozostawiania jednego z ofensywnych liderów na parkiecie.
Przykładów niezdrowych praktyk stosowanych przez Thibodeau można przytaczać wiele. W jednym z meczów Thibs dysponował tylko Tajem Gibsonem i Obi Toppinem z zestawu wysokich. Ten drugi zagrał siedem minut. Naprawdę trudno stanąć w obronie szkoleniowca Knicks. Żaden inny zespół nie znalazł w tym sezonie tylu sposobów na to, jak przegrać mecz. Obraz Knicks znów stał się tą piątką kibiców z torbami na głowach. Thibs postawił w Nowym Jorku mocną strukturę i za to kibice mogą być mu wdzięczni. Ale jeśli wszyscy w Big Apple nie wsiądą wkrótce do jednego wózka, kampania 2022/23 także będzie stracona.
Wina nie leży wyłącznie po stronie Thibodeau. Z przytaczanych informacji można wywnioskować, że w biurze GM-a przestali respektować wizję pierwszego szkoleniowca. Leon Rose może liczyć na wsparcie właściciela, więc koniec końców decyzja odnośnie przyszłości Thibodeau należy do niego. W najgorszym wypadku coach będzie kozłem ofiarnym, sprawdzona taktyka. Szarą eminencją jest w tym wszystkim William Wesley. Thibs nie znał się z nim wcześniej i wewnątrz drużyny panuje przekonanie, iż panowie nie pałają do siebie sympatią. Z kolei Rose wiele na barki Wesleya – jego zastępcy – zrzucił, dając mu swobodę działania, jaka nie spodobała się Thibodeau. W Nowym Jorku zgrzyta więc tak mocno, że albo Knicks sami ten mechanizm rozbiorą, albo wybuchnie im prosto w twarz.
Teraz siedzi mi ten kawałek w głowie nieszczęsny. Niebezpiecznie, bo trwać może wiecznie… :)
@Michcio – Przeczytalem Blood in the Garden – jak cos to nie polecam, duzo bolesnych wspomnien, stosunkowo niewiele nowych, ciekawych historii.
A liczyłem na świeżą krew.
Thibbs niestety powinien sobie pójść, on nie wyciąga żadnych wniosków. Dobry na sezon, powinien rotacyjnie zmieniać kluby. Następne takie np. Sacto lub Orlando :)
Kontrakty równocześnie dla Kemby i Fourniera przy jednoczesnym pozwoleniu na odejście Bullocka to był jednak niemal sobotaz. Thibs ma dużo za uszami, ale wiedząc jaki styl ma Thibs było oczywiste ze to nie ma prawa się udać. I to musi być zarzut do managementu.
W polskiej piłce byl kiedyś Bogusław Baniak, specjalista od awansów do ekstraklasy. Thibs powinien być kimś właśnie takim jak mówisz- bierzesz go na rok żeby zrobil z chłopców mężczyzn, a potem następny trener.
Mówiąc kolokwialnie to j****e a właściwie już to się już dokonało co napawa mnie wielkim smutkiem bo miałem nadzieję, że poprzedni rok to nie był wyskok 😕