Kajzerek: Igor Milicić jeszcze nie wie, na czym stoi

1
KoszKadra

Hej, rozpoczęliśmy eliminacje do Mistrzostw Świata, jakby ktoś pytał. Kampania informacyjna na ten temat była mocno okrojona w środki i orientowała się w głównej mierze na postaci trenera Igora Milicicia, od którego też powinniśmy zacząć. Dobrze znany na polskim poletku szkoleniowiec zastąpił kilka miesięcy temu Mike’a Taylora. Ten po siedmiu latach pracy został zastąpiony, co dla niego samego było sporym zaskoczeniem. Można odnieść wrażenie, że nie wszystko w gabinetach PZKosz odbyło się zgodnie z procedurami, ale nie mamy podstaw, by kogokolwiek za cokolwiek obwiniać, więc kto wie – może prezesowi Piesiewiczowi udało się podjąć dobrą decyzję. 

Ze zwolnionego Taylora wątek bardzo szybko przeniósł się na rozmowy o jego następcy. Po krążących przez kilka dni spekulacjach, oficjalnie potwierdzono zatrudnienie Igora Milicicia, któremu zresztą poświęciliśmy więcej miejsca TUTAJ. Zaraz po uściśnięciu dłoni nagłówki zdominowała narracja o odmłodzeniu reprezentacji i de facto odcięciu grubą kreską poprzedniej ery. Milicić zapowiadał, że zmiany nie będą wyłącznie kosmetyczne, ale obiecującą młodzież zabrał na pokład ze sobą. Dyrektorem reprezentacji został Łukasz Koszarek cieszący się w koszykarskim środowisku uznaniem. Razem z Miliciciem zbudowali sztab i przeszli do konstruowania składu. 

Celem było stworzenie szkieletu, który przy okazji eliminacji do Mistrzostw Świata będzie z każdym krokiem nabierał konkretnych kształtów. Trudno było jednoznacznie wskazać, czego możemy po przewietrzonej szatni oczekiwać, ale inicjacja miała być bolesna, bo zaczęliśmy bez liderów, bez tożsamości i bez automatyzmów. Po pierwszych meczach pojawiły się nawet skrajne opinie o tym, że była żałosna, lecz to zbyt mocne i nie fair wobec tej grupy młodych ludzi. Zarówno w meczu z Izraelem, jak i Niemcami naszym reprezentantom nie zabrakło ambicji. Zabrakło za to doświadczenia, kreatywności i powtarzalności, czyli kluczowych elementów w funkcjonowaniu każdego koszykarskiego monolitu. 

W gruncie rzeczy Polacy rozegrali dwie dobre kwarty – pierwszą z Izraelem i ostatnią z Niemcami, gdy nie mając nic do stracenia zaczęli szukać alternatywnych rozwiązań. Z Izraelem z kolei wyszli naładowani potężną energią w defensywie – dobrze przesuwali, podwajali, agresywnie zamykali, zmuszali do błędów i kradli maksymalnie dużo czasu na rozegranie akcji. Przy takich otwarciach możesz spodziewać się, że na pewnym etapie defensywa zacznie tracić swój impet proporcjonalnie do spadku energii. Jednak w przypadku Polaków wszystko zmieniło się w mgnieniu oka. Po 10 minutach byliśmy pod wrażeniem, ale już po kolejnych 10 minutach przekonaliśmy się, że nasza skorupa była bardzo cienka. 

Izrael przeczekał nawałnicę i w kolejnych kwartach skutecznie neutralizował wszystkie zagrożenia dobrym ruchem piłki i szybszymi decyzjami. Rzuty zaczęły wpadać, co podcięło nam nieco skrzydła i wytrąciło ten młody zespół z równowagi. Niemcy natomiast wiedzieli, czego mogą się po nas spodziewać. Dobrze przeanalizowali mecz z Izraelem i od pierwszych minut ustawiali grę pod swoje przewagi. Do finałowej dziesiątki mieli mecz pod kontrolą. Udzielili Polakom bardzo cennej lekcji. Na własnej skórze poczuli z czym się mierzą, jeśli marzą o karierze w reprezentacji. Dla wielu koszykarzy – Schenka, Garbacza, Michała Kolendy, Karolaka, Dziewy był to pierwszy kontakt z seniorską kadrą. W niektórych przypadkach bardzo bolesny, bo Garbacz – znany ze swoich umiejętności strzeleckich – przeciwko Izraelowi był 0/12 z dystansu. 

– Walczyliśmy, graliśmy agresywnie w defensywie. Niemcy mieli jednak “jokera” w postaci Davida Kramera, który trafiał niezwykle trudne rzuty. Nie mieliśmy czasu i energii, aby wrócić do gry. Zawodnicy uczą się siebie. Pierwsza połowa nie wyglądała tak, jak chcemy. Nasz atak był zaburzony. Gdy opanowaliśmy straty, to wróciliśmy do meczu. Mogliśmy doprowadzić do remisu i to dużo wcześniej – mówił trener Milicić po meczu z Niemcami. 

W rotacji zarysowała się trójka zawodników kreowanych stopniowo na liderów – to Jakub Schenk w roli generała, czyli nowa wersja Łukasza Koszarka, Jarosław Zyskowski jako ten, który swoimi decyzjami rzutowymi będzie wykańczał rywala lub… nas oraz Aleksander Balcerowski. Talent tego ostatniego jest niepodważalny, lecz Olek w dużym stopniu uzależniony jest od swoich kolegów z drużyny, co automatycznie kładzie na nich duży nacisk związany z tym, by regularnie dostarczać mu piłkę. W tych pierwszych dwóch meczach był to jeden z elementów, jakiego niewątpliwie brakowało w ofensywnych szachach trenera Milicicia. Balcerowski starał się szukać dla siebie miejsca pracując w low-poście, ale aktywna obrona rywala na dystansie skutecznie utrudniała naszym guardom wykorzystanie przewagi, jaką mógł w środku stworzyć Olek. Trener Milicić doskonale wie, że młody środkowy jest gotów otworzyć tej drużynie drzwi do poważnej koszykówki, dlatego spodziewam się, że w kolejnych meczach zespół będzie w większym stopniu dbał o potrzeby środkowego. 

To oznacza więcej pracy głównie dla Schenka. Nowy rozgrywający na tej planszy dobrze zaprezentował się w starciu z Niemcami. Skończył je mając w dorobku 17 punktów, 3 zbiórki i 7 asyst. W jego poczynaniach było widać więcej pewności siebie niż w meczu z Izraelem. Schenk musi mieć świadomość tego, że efektywność całej drużyny zależy od tego, czy skutecznie narzuci swoim kolegom rytm. Jest zatem punktem wyjścia dla planów Milicicia. W starciu z naszymi zachodnimi sąsiadami przedstawił się wszystkim z dobrej strony. Była to swego rodzaju reklama jego możliwości i pozytywny sygnał do trenera, który mu zaufał i ubrał do roli nowego generała. 

Zyskowski natomiast jest graczem specyficznym, ma niepodrabialny sposób poruszania się po parkiecie. To wszystko jednak działa jak zasłona dymna. Zyskowski w trakcie ostatnich lat bardzo mocno się rozwinął, zwłaszcza pod kątem czytania gry i taktycznego przygotowania. Największe zagrożenie tworzy wtedy, gdy porusza się bez piłki. Potrafi znaleźć dla siebie miejsce i otworzyć linię podania, by następnie przymierzyć z dystansu. Mechanika jego rzutu to kolejny temat do dyskusji dla koszykarskich geeków. Nie wygląda naturalnie i zapewne doprowadza do szału purystów, ale dla Zyskowskiego kluczowe jest to, że zdołał w tym mechanizmie wypracować powtarzalność, która uczyniła go gwiazdą naszej rodzimej ligi. W bieżących rozgrywkach notuje dla Enea Zastal BC Zielona Góra średnio 13,2 punktu trafiając 50,5 FG% i 43,4 3PT%. 

Czy z tego wszystkiego wynika, że drużyna narodowa jest w dobrych rękach? Zdecydowanie za wcześnie, by w tej sprawie wydać jednoznaczny werdykt. Pomysł Milicicia jest odważny i domaga się uznania przez fakt, że szkoleniowiec chce zadbać o przyszłość polskiej koszykówki. Problem dla wielu z nas może polegać jednak na tym, że po 8. miejscu na Mistrzostwach Świata spodziewaliśmy się kontynuacji naprawdę ambitnego projektu, który wywinduje reprezentację na europejskiej scenie. Tymczasem zaczynamy w zasadzie od początku i w krótkiej perspektywie nie jesteśmy w stanie określić dokąd nas to zaprowadzi. 

W PZKoszu muszą więc uderzyć się w pierś i przyznać, że grunt, jaki został zbudowany po Mistrzostwa Światach, zawalił im się dawno pod nogami. Czołgamy się więc, by wrócić na powierzchnię i znów stanąć twardo na nogach. W tym momencie prezes Piesiewicz i jego koledzy mogą podjąć tylko złe decyzje, dlatego też powinni usiąść w drugim rzędzie i pozwolić Milicicowi pracować. Czas na rozliczanie przyjdzie, tymczasem wszelkie próby nacisków czy ulegania jakiejkolwiek presji mogą tylko wprowadzić stan patologii, a tego przecież mieliśmy już w polskim koszu dość. Do rywalizacji o Mistrzostwa Świata wracamy w lutym i rozegramy dwa mecze, które prawdopodobnie zdecydują o tym, kto awansuje do kolejnej fazy. Spośród czterech drużyn w naszej grupie (Polska, Izrael, Estonia, Niemcy), trzy otrzymują promocje. Teoretycznie najsłabszą ekipą jest Estonia i to z nią w lutym rozegramy dwa niezwykle ważne mecze.

Poprzedni artykułBrook Lopez poza grą przez czas nieokreślony
Następny artykułZion Williamson zalicza regres w rehabilitacji

1 KOMENTARZ

  1. Skoro 8 miejsce na MŚ jest tak złe że trzeba zaczynać od nowa zamiast dołączyć najzdolniejszych młodych do starszaków to tylko znaczy że nie liczy się dobro polskiej koszykówki a ciepły kurwidołek Piesiewicza i jego klakierów.

    0