Flesz: Antetokounmpo przypomniał Amerykanom o co chodzi

20
fot. NBA League Pass

To mogło być Chrisa Paula. Dokładnie dziesięć lat po tym jak Dirk Nowitzki w pięciu meczach przeszedł się w finale Zachodu po Oklahomie City Thunder – rzucając średnio 32.2 punkty na skutecznościach 56% z gry i, uwaga, 59/61 z linii – i później zdobył mistrzostwo NBA w niezapomnianym finale z Miami Heat, to Paul miał zostać kolejnym niespełnionym, przyszłym Hall Of Famerem, który wreszcie po wielu latach rozczarowań miał poprowadzić swój klub koszykówki do mistrzostwa NBA. Ale zamiast tego mistrzostwo zdobył, podobnie jak Nowitzki, były MVP sezonu regularnego, który – podobnie jak Nowitzki – został w swoim pierwszym klubie, by doprowadzić go na sam szczyt.

Od 2011 roku po raz pierwszy ze swoim pierwszym klubem wygrali jeszcze tylko Kawhi Leonard w 2014 roku, Stephen Curry (i Klay Thompson i Draymond Green) w 2015 i Kyrie Irving w 2016 roku. Leonard w 2014 roku nie był jednak jeszcze nawet All-Starem, Curry i Irving za to nie wygrali nagrody MVP Finałów. Curry później zdobył jeszcze dwa tytuły po dołączeniu Kevina Duranta, ale to Durant dwukrotnie zostawał MVP Finałów. Czuć przez to, że pozostający bez nagrody MVP Finałów Steph ma jeszcze sobie i ludziom coś do udowodnienia, coś gryzie i ciągnie go jeszcze do przodu – po ostatnim sezonie my ludzie chyba nie mamy nic przeciwko – nawet jeśli już dziś postrzegany jest jako przyszły Top-10 gracz w historii NBA, a na pewno znajdzie się w Mount Rushmore tych, którzy zrewolucjonizowali nasz sport najbardziej. Już w nim jest.

Sporo segregowania i dzielenia na zbiory wyżej, żeby wyjąć emocję, którą od wczoraj próbuję złapać.

Natychmiast po zdobyciu tytułu zacząłem naturalnie zastanawiać się co to wszystko znaczy. Adam szybko zdążył ująć inność nowego MVP Finałów we wczorajszej Dniówce, lojalność i zrobienie tego w erze Ligi Graczy i żądań transferów w stylu, który mam ochotę teraz nazwać europejskim!

Czy Giannis Antetokounmpo ma jeszcze coś do udowodnienia?

Czy nie zrobił właśnie tego co Nowitzki, czyli zdobył tytuł dla siebie i dla ludzi, z którymi w 2013 roku zasadził ziarno, by własnoręcznie i dumnie zebrać plony. Zwykła, męska przypadłość, coś co cieszy nas najbardziej w naszych unikalnych, prostych i upartych umysłach, nakierowanych na zrobienie jednej rzeczy i zrobienie tej rzeczy od początku do końca dobrze.

Ale coś jeszcze.

To uczucie, które ścigał LeBron James, gdy wracał do Cleveland zdobyć tytuł. Czy zaspokoił je?

Czy też nigdy nie zapomni o tych, którzy w 2010 roku palili w Cleveland jego koszulki na ulicach. James ma zawsze Akron – jego tak naprawdę miasto. Ta relacja jest mam wrażenie nie do końca opowiedziana, bo sam James potrafił odcinać się w czasach Miami od Cleveland, choćby swoimi projektami w Akron i zbudowaną tam szkołą. Zbudowaną tam w Akron, nie w Cleveland.

Gdy zastanawiałem się co Antetokounmpo ma jeszcze do udowodnienia, ESPN już zdążył wyemitować po meczu wywiad Maliki Andrews z Antetokounmpo w przyciemnionym i zaaranżowanym pokoiku, którego nastrój miał na chwilę sprowadzić go z celebracji na ziemię. Świeże emocje naturalnie jeszcze fruwały i nie dawały się stłumić ustronną aurą pomieszczenia, gdy z ust Antetokounmpo wypadły po sobie takie zdania:

“We might never win another one.

It’s fine. We did it.

We did what we’re supposed to do.

And I’d rather do it this way — win one this way than go somewhere else in a super team and win two or three.”

Już po meczu na konferencji prasowej Antetokounmpo ugryzł się w język, gdy mówiąc “It is easy to go somewhere and win a championship with somebody else. I don’t want to put somebody on a spot… I could go to a superteam, and just do my part to win a championship like… But this is the hard way to do it, and we did it”, prawie wymienił nazwisko kogoś kto tak zrobił.

Czy myślał o Jamesie Hardenie, który zimą 2020, gdy walczyli o nagrodę MVP Finałów obśmiewał Antetokounmpo za brak umiejętności, a następnie w tym samym roku poprosił o transfer do drużyny Kevina Duranta i Kyrie’ego Irvinga?

Kilka godzin później Durant, który w 2016 roku po przegranym finale Zachodu z Warriors odszedł z Thunder do Warriors właśnie – Nie, nie nie! Nie mam perwersyjnej przyjemności z pisania tych zdań! …czy mam? – i zdobył z nimi dwa tytuły, ten Kevin Durant w reakcji na toczące się wokół dyskusje i próby złapania sensu tytułu Antetokounmpo, polubił tweet:

Najpopularniejszy komentarz na Reddicie, który Durant odwiedza, to “He liked his own tweet”, oczywiście w nawiązaniu do burner accounts, które KD miał/ma w sieci. Przepraszam, jeśli nie dałem Ci czasu teraz na sprocesowanie tego żartu, one piszą się same.

W tym czasie Antetokounmpo już jeździł ze swoją dziewczyną samochodem po Milwaukee (“dotykam trofeum, żeby wiedzieć, że to nie sen”) i zamawiał fast-foody:

Miał 150 tys. osób śledzących go w telefonie, gdy robił to na żywo, rano, po nieprzespanej nocy świętowania w pełni zasłużonego i wywalczonego tytułu. Tytułu, w którym Bucks pokonali Duranta i wcale nie niespodziewanie osłabionych kontuzjami Big 3 Nets (tylko 332 minuty razem w całym sezonie), wracając z 0-2 i dnia 10 czerwca z trzeciego, chyba najgorszego meczu tych playoffów.

To nie tak, że ludzie chcą pisać w tym momencie o uczuciach Duranta, tylko to, że sam angażuje się w dyskusje o tym. Miał swój zespół na plecach w ostatnich playoffach, dwa z jego występów na końcu serii z Bucks były jednymi z najlepszych dziesięciu w całym tym sezonie. Na piłce czy bez piłki, w ataku i w obronie, wyglądał znów jak MVP 2014, wtedy gdy z kontuzjowanym Westbrookiem musiał dać więcej od siebie – jak Antetokounmpo w meczu nr 6 Finałów – by wygrać. Czy jak Nowitzki dostając się 24 razy na linię – 24/24! – w przypominającym ostatni występ Antetokounmpo meczu nr 1 z Thunder w WCF w 2011 roku, jak James przez cztery lata w Cleveland po erze Miami, czy jak Curry w 2015 roku, gdy podwajany dał MVP Finałów Andre Iguodali.

Może faktycznie nie ma jednej drogi do wygrania w NBA uczucia pełnego spełnienia, ale z drugiej strony – patrząc na radość Antetokounmpo, nie ma najmniejszych złudzeń że najprostszą i zarazem najtrudniejszą metodą jest zrobić to od początku do końca w jednym miejscu. To dlatego tytuł Nowitzkiego będziemy pamiętać lepiej i ten zdobyty przez Giannisa Antetokounmpo. To dlatego Janis dziś może czuć się na szczycie świata i dziś już myśleć i mówić o chęci zdobycia kolejnego, który już nie będzie tak zaspokajał marzeń i będzie przez to trudniejszy do zdobycia.

Teraz, jeśli możesz, przewiń do góry i spójrz raz jeszcze na zdjęcie i dodaj jako napisy pod nie to zdanie, które właśnie wtedy wypowiada Antetokounmpo:

“Just doing it for the people that believe in you, man”

Ci ludzie, którzy palili koszulki i ci ludzie, którzy do dziś myślą o Durancie “Mr Game Six”, ci ludzie są wypełniającą częścią twojej historii, bo na końcu grasz nie tylko dla siebie, czy lubisz to, czy nie. Dlatego James wrócił do Cleveland i tam dopiero płakał po zdobyciu mistrzostwa i dlatego żaden tytuł Duranta nie będzie smakował tak jak ten, którego nie zdobył w Oklahomie. Jeszcze.

Poprzedni artykułDniówka: Decyzja Chrisa Paula będzie jedną z najważniejszych w tym offseason
Następny artykułRuszają Igrzyska w Tokio, czas na “Herosów”

20 KOMENTARZE

    • taka egalitarna równość szans, a nie równanie w dół

      Wiadomo, wieksi i bogatsi moga więcej

      ale jakby zlikwidowac draft, to trzeba już 19latków przeplacac

      Jakby zlikwidowac salary cup- to w lidze by rywalizowało 5-6 zespołów

      0
      • Draft – na 6G jeden z redaktorów swego czasu wyszedł z ciekawą propozycją. Im wyższy masz numer w drafcie, tym więcej możesz zapłacić debiutantowi. Ale i debiutant musi się zgodzić, żeby grać w twoim klubie. Może się zdarzyć tak, że debiutant wybierze niższą umowę, żeby grać w klubie, który preferuje.

        Salary cup – oczywiście to bardzo dobre rozwiązanie i powinno zostać zachowane.

        Wymiany – teraz zawodnicy są przerzucani, jak worki ziemniaków. Powinny być krótsze umowy, ale domyślnie powinno być tak, że każdy zawodnik ma prawo głosu / veta do propozycji wymiany, szczególnie w trakcie sezonu.

        0